No wiesz, jak masz byle jaki budżet to nie możesz sobie pozwolić nawet na rasowych meksykańców.

No, nie każdy ma takie szczęście jak Tarantino, żeby do pierwszego filmu załatwić sobie gwiazdy pierwszej kategorii.

No a w Pulp Fiction celowo obniżył loty, żeby zatrudnić zapomnianego Travoltę i nieznanego wtedy L. Jacksona. :D

Tylko ze ze glowny bochater (Carlos Gallardo I) wlasnie jest meksykaninem. Urodzony - Acuña, Meksyk

Wręcz przeciwnie. Zbudowaliśmy coś wielkiego za 100zł. Dla przykładu taki Nolan, który ma kilkaset milionów dolarów nie potrafi stworzyć w filmie klimatu. Wszystko u niego jest syntetyczne i pełne schematu.
Tutaj mimo, że to kino klasy B to fabuła jest zaskakująca, a klimat kładzie na łopatki. Głównie poprzez wykorzystanie przez Rodrigueza znakomitych ujęć, Lynch przejął to po nim w "Inland Empire". Meksykański klimat, brak aparatu państwowego i wszechobecna przemoc idealnie budują aurę pod kino pół żartem, pół serio. Ale to nie znaczy, że to kicz. To jest camp i wyszedł on genialnie, brawa należą się Rodriguezowi.