Pozytywne przesłanie, pozytywna muzyka, trochę cukru i tyle. Wątek romantyczny właściwie streszczony w trailerze, pod tym względem bez zaskoczeń. Komediowy był głównie początek, potem twórcy chyba wyszli z założenia, że scen do śmiechu już wystarczy (a może i szkoda, bo było całkiem śmiesznie). Od połowy film obyczajowy, a końcówka niemiłosiernie rozciągnięta jak trzewia po gościńcu. To tak w skrócie.
Orlando, ku mej niezmierzonej radości, nie był Aż Tak rozgotowany jak zwykle, a momentami gdzieś tam nawet przebłyskiwał charakter jego postaci. Kirsten w porządku, najlepsza Sarandon (chociaż jej nie cierpię).
Ze wstydem przyznaję, że mimo wszystko dałem się nabrać i wyszedłem z kina z nieco pozytywniejszym spojrzeniem na świat. Może o to chodziło, bo film szczególnie wybitny nie jest.