Widziałem już "Elvisa" - jako fan piosenkarza jestem rozczarowany - jako wielbiciel musicali - w pełni usatysfakcjonowany! To w sumie filmowa bajka (coś jak Disney) o dobrym Elvisie i złym pułkowniku Parkerze (który w tym filmie nosi pseudonim "bałwan" - czyli istny Disneyowski łotr) - Ci którzy liczyli na poważny film biograficzny i próbę wyjaśnienia fenomenu Elvisa - srogo się zawiodą... Natomiast widzowie którzy chcą zobaczyć barwne muzyczne widowisko z niesamowitym montażem i szaloną paletą kolorów - sądzę że jeśli wybiorą się do kina to oniemieją z zachwytu! Bo ten film to ni mniej ni więcej tylko mocno kiczowata ale zrobiona z rozmachem, dwu i pół godzinna muzyczna rewia! Coś czego mniej więcej oczekiwałem po filmie "La la land" - ale wtedy tego nie dostałem - nie zrozumcie mnie źle - film z Goslingiem i Emmą Stone jest dobry - ale dla mnie to dość kameralna opowieść - brakowało w nim właśnie tego szaleństwa które obecne jest w "Elvisie". Do tego wyborna charakteryzacja. W Austinie Butlerze od razu zobaczyłem swojego idola, natomiast Tom Hanks kojarzył mi się z kimś w rodzaju Pingwina z komiksów o Batmanie - jest to też jakiś trop interpretacyjny - tytułowy bohater jest w początkowych scenach filmu pokazany jako dzieciak zafascynowany komiksami - a jako dorosły uważa się za kogoś w rodzaju scenicznego superbohatera - a jak wiadomo ten dobry bohater wymaga zepsutego do szpiku kości przeciwnika - czyli właśnie postać Hanksa. O muzyce nie ma co się za bardzo rozpisywać bo standardy Presleya mówią same za siebie - mnie osobiście najbardziej wzruszyło wykonanie utworu "Suspicious Mind" - sądzę że niejednen fan Presleya będzie miał przy tej scenie łzy w oczach. Dobry film rozrywkowy - tylko tyle i aż tyle.