PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=856764}

Elvis

7,0 60 603
oceny
7,0 10 1 60603
6,7 54
oceny krytyków
Elvis
powrót do forum filmu Elvis

re:mini.scencje

ocenił(a) film na 6

z cyklu that's all right, mama, just cut the horseshit albo ladies und gentlemen, elvis just left the body.. po raz wtóry.. szacun i podziw, ale na chłodno i bez emocji.. no, ale inaczej być nie może.. suchy popis sprawności warsztatowej skutecznie przygniata i odcina od jakiegokolwiek wzruszenia poza ewentualnym wzruszeniem ramionami.. rozmigotany na wibrująco albo wprost przeciwnie, wręcz naprzemianlegle, rozwibrowany na migająco kwintesęsiak stylu rozdensowanego buntownika baza nie oferuje nam niczego czego byśmy wprzódy nie widzieli, od lat racząc nas wyłącznie zręcznymi powtórkami.. jako układ choreograficzny, jako metoda aranżacji przestrzeni, jako biopic filmowy o artyście cierpiącym za miliony (monety, monety, bo przecież nie ludzi), wreszcie jako naturalna konsekwencja stylu wizualnego skojarzenia i skrótu myślowego baza lukromana - nihil novum under the słońcem toskanii tutaj nie znajdziemy.. no, może poza gębą podtłuściałego na bogato, na schabowo i odpowiednio podprogowo umefistotelesowanego złego wilka hanksa na featuringu.. a więc kino stylu, we współczesnej, cyfrowej i na mega mad maksa podrasowanej estetyce jakiegoś bobiego fosse'a (choć odnoszę wrażenie, że cały ten zgiełk wyczerpał temat doszczętnie i całkowicie, wyssał do ostatniej kropli krwi, reszta to przypisy).

ale i do tego stylu ostatecznie można się przyczepić, przez który film o elvisie wcale nie wygląda jak film o elvisie, tylko jak dwu i pół godzinny trailer filmu o elvisie.. zresztą jakim tam elvisie w ogóle, tu nawet nie chodzi o elvisa, chodzi wyłącznie o wizję, wizualną orgię permanentną w służbie orgazmu estetycznego, napalm obrazu i dźwięku, elvis to tylko pretekst.. innemi słowy gdyby baz kolorman przypadkiem wziął na warsztat np. naszego zenka martyniuka - film wyglądałby identycznie.. zatem więc problem tego filmu jest między innymi taki, że jeśli przed jego obejrzeniem nie rozumiałeś fenomenu tytułowego rozdensowanego balladowca, tak po jego obejrzeniu nadal go nie rozumiesz.. że fenomen to - trzeba zawierzyć twórcom na słowo.. jeżeli jednak wierzyć nie będziemy: ot i chłopaczynka jakich było, jest i będzie wielu, kolejny wariant tej samej historii, krótka historia ograniczonego czasu, z dziejów ludzkich marionetek rzuconych na przemiał zwanego szołbiznesu..

tu jednakowoż rodzi się pytanie za sześćdziesiąt cztery tysiące złotych gwarantowane: o kim właściwie jest ten film? o elvisie czy o jego impresario? o ile bowiem film johna capentera sprzed lat czterdziestu nie nastręczał tego rodzaju problemów, o ile film tony'ego scotta sprzed lat trzydziestu takoż nie nastręczał, film luksusmana przynosi same znaki zapytania.. jest jak box czekoladek, ale bez czekoladek; jest jak puste pudełko, ale w tak wytworny na obfito-pazłotkowo-iskrzący się papierek ekstra wagancik glanc polerka und full połysk opakowane, że nawet nie czujemy się jakoś szczególnie oszukani.. ot, zabieramy papierek i wracamy do domu, szczęśliwi i rozwibrowani. wszystko jest na wierzchu, nie ma pierwszego ani drugiego ani żadnego innego dna. obrazkowy ekwiwalent pisanki: mieniący się i żarzący wszystkimi kolorami tęczy papierek prezentowy będzie tu prezentem właściwym.

ocenił(a) film na 4
Westernik

Ciekawiło mnie czy tylko ja miałem skojarzenia z Faustem.
Zastanawiałem się nawet czy gdyby przeniesiono w czasie z planu Murnau'a w 1926 Emila Janningsa, kazano zagrać swoją rolę w Elvisie w zastępstwie za Hanksa
[z wskazówkami reżyserskimi:
Ale po co tak machasz rękami i grymasisz? Teraz mamy dźwięk i jedyne co musisz robić to ruszać ustami! Spokojnie bez nerwów, potem podłożymy nagranie głosowe kogoś innego!]
to czy rezultat byłby gorszy, lepszy czy taki sam.


A w kwestii sprawności warsztatowej to nie jestem pewien czy można się popisać tworząc film pod tym względem niedopracowany. Bo nawet zakładając że film ma być show składającym się wyłącznie z scen-bomb to czy nie powinny te sceny mieć odpowiedniej podbudowy na początku, a finału dopiero na końcu? A nie składać się z samych finałów? Bo finał powinien być w opozycji do czegoś bo inaczej - cóż nie mamy finału, tylko film z nadpobudliwą reżyserią (i tym przypadku montażem który powoduje ciągłe uniesienie brwi).
I tak ten film wygląda następująco:
-finał
-wypełniacz z czymś co można od biedy nazwać "dialogami" (pewien rodzaj podziwu - jak można napisać tak mało linijek które miałyby jakikolwiek sens czy wiarygodność chociażby w hollywoodzkim rozumieniu tych słów)
- finał
- Hanks włóczący się w piżamie po kasynie
- finał
- finał
- "smutne" sceny
- finał...
i tak dalej.

ocenił(a) film na 6
Konto_na_filmw

wybacz zwłokę, filmweb znowu nie przysyła powiadomień.. tak śmiechłem z twojego opisu tysiąca i jednego finału że aż mię się nosem poszła oranżada z bierzmowania! tylko dlaczego aż dwa finały po akcji z kasynem, hanksem i pidżamami? bo że może dwóch hanksów w ciele jednego hanksa dostajemy? choć po sam grób będę się upierał, że to i tak o trzech hanksów za dużo.. z pozdrowieniami:)

Westernik

Z ciekawości - o jakim filmie Tony'ego Scotta sprzed trzydziestu lat mowa? "Prawdziwy romans"? Tam postać Elvisa potraktowana była jednak z mocnym przymrużeniem oka.

ocenił(a) film na 6
VegetableMan

taa, miałem na myśli vala kilmera w roli elvisa. elvis johna carpentera był człowiekiem i był realny. kurt russel tchnął w niego ducha i zobaczył, że jest on ludzki. po prawdzie był najjaśniejszym punktem na mrocznym firmamencie tego nudnego filmu. z kolei elvis scotta i tarantina w ogóle nie był człowiekiem. był projekcją, wyobrażeniem, realnym urojeniem przybyłym wprost z podświadomości clarence'a. w sumie był mentorem, rodzajem atraktora. manifestował się w scenach największego napięcia bohatera, przeważnie w publicznych toaletach, w przerwach na siczka, przed jakimś grubszym walizkowym tete-a-tete. z kolei elvis luhrmanna będzie jakąś syntezą dwóch powyższych. nie jest realistyczny, ale nie jest też halucynozą. niby zawiera tam jakieś śladowe ilości jednego i drugiego, ale się odbija. niszczy by na zgliszczach stworzyć własną kosmogonię. proponuje coś trzeciego, jakąś nową starą jakość, rzekłbym: odsyła elvisa w świat fantazji, mitu i baśni z tysiąca i jednej trasy..

ocenił(a) film na 9
Westernik

Filmu jeszcze nie widziałem, więc oceny filmu opisanej w tym poście przyczepić się nie mam prawa, jednak samą formę wypowiedzi warto skrytykować. Człowieku, czy ty wiesz co to zdanie, interpunkcja lub majuskuła? Od czytania twojej wypowiedzi o mało nie dostałem zeza, przez co większość tekstu pominąłem, ponieważ jest napisana w absolutnie nieczytelnej formie.

ocenił(a) film na 6
Pablo1919

nie wiem co to ta majuskala, rodzaj litewskiej czcionki po aktualizacji worda? spokojnie, ja jestem jeszcze młody i szczęśliwy, mam jeszcze dużo czasu na naukę. film jest chaosem, więc i tekst o nim należy podciągnąć pod chaoskopię. ot tak, z braku lepszego wyjaśnienia. kochany, zainwentaryzujmy obie te rzeczy pod hasłem pijacki bełkot paranoika i porzućmy sprawę. naprawdę. błędy są, owszem, jednak śmiem twierdzić, że tylko słownikowe! za niegramatyczne niegramotności szczerze przepraszam, za uwagi krytyczne szczerze dziękuję i obiecuję szczerą poprawę. z partyjnymi pozdrowieniami:)

ocenił(a) film na 6
Pablo1919

Nie da sie ukryc,zarzuty moze i trafne ale ciezko sie to czyta.

ocenił(a) film na 4
Westernik

Skąd w takim razie tak wysoka ocena (chyba że 6 nie jest wysoką oceną)? Czy można ten film ocenić na więcej niż 5 biorąc pod uwagę chybione zakończenie, bo przecież Elvis żyje i to jest problem z którym boryka się też każda poprzednia filmowa biografia Presleya.

ocenił(a) film na 6
lasicazlasu

czołem, w moim prywatnym słowniczku szósteczka to taka bezpieczna, ostrożna, dorzeczna cyferka, ni to piesek, ni wyderka, że kto obejrzał niewiele zyskał, a kto nie obejrzał niewiele stracił. poza tym wiesz, w kategorii karuzelnianego lunaparku to jest jednak całkiem spoko pozycja nawet, rozkoloryzowany rollercoaster o solidnym konstrukcie warsztatowym.

o bytowaniu elvisa między nami ziemianami wprawdzie wiem niewiele (skąd masz takie dane?), ale to też niewiele zmienia - przykład choćby ostatniego filmu tarantino udowadnia, że można zgwałcić historię (a nawet zamordować tak zwany fakt autentyczny), przy czym zrobić jej jednocześnie bardzo piękne dziecko..

ocenił(a) film na 4
Westernik

Moje dane pozostaną tajemnicą:) Chodziło mi mniej więcej o to, że jak już się robi film o legendzie to lepiej sprawdziłaby się końcówka w stylu Butch Cassidy i Sundance Kid , może wzniosłaby ten film na jakiś inny wymiar (bo raczej nie poziom).

ocenił(a) film na 6
lasicazlasu

a wiesz co, że to jest całkiem spoko pomysł nawet, bo stopklatka jako obraz-symbol szczytowego momentu istnienia, dostąpienia zaszczytu człowieczej pełni, który następuje tuż przed zdmuchnięciem świecy to jeden z moich ulubionych zwanych lejtmotywów filmowych - że wspomnę choćby Goło i Wesoła, Do Utraty Tchu z gerem czy Magię Nagości Polska.. jest w niej zaklęta jakaś wieczystość istnienia życia ponad barbarzyńskimi kołami narodzin i śmierci, która bardzo pasuje do elvisa-legendy, elvisa-ikony. pytanie tylko, w którym momencie ekstatycznego żywota króla należałoby ją wprowadzić?

ocenił(a) film na 4
Westernik

zakończyłabym film sceną lotniskową z Kevina samego w domu albo jakąś inną znaną głównie fanom, ale to musiałby być inny film, prowadzony w innym tonie. Dobrym pomysłem jest też zmiana tożsamości jak w Velvet Goldmine, Elvis jako ktoś inny, może nawet dobrze nam znany, ciągle obecny ale kim jest tak naprawdę? W tym konkretnym filmie to musiałaby być scena na koncercie, (może nawet tym ostatnim jako że dysponują nagraniem) skoro ciągle sugerują że tylko na scenie żył naprawdę (a tak naprawdę to chciał zostać aktorem i to były jego ambicje). W takim razie połączyłabym ten dwa wątki : ,,wieczny" moment na scenie a potem urywek że powrócił jako aktor( może jakiś znany) oczywiście ze zmienionym wyglądem i tożsamością. Pisałabym świetne scenariusze do filmów klasy A gdyby nie były tak zerżnięte z innych produkcji.

ocenił(a) film na 6
lasicazlasu

no wiesz, kultura od lat zjada własny ogon, ale sztuka polega na umiejętności zjadania ogona, przemielenia i wydalenia czegoś czego jeszcze nie było..

chyba też zakończyłbym to jakimś koncertem. kiedyś widziałem na internetach taki, w którym elvis wchodzi z kimś w interakcję i się śmieje będąc na scenie, non stop, co zaczyna piosenkę to przerywa i w śmiech. myślę, że to całkiem dorzeczna stopklatka - niby w roli, a jednak wypadając z roli, pozdrawiam!:)

ocenił(a) film na 7
Westernik

Zazwyczaj nie komentuje na Filmwebie, ale fajowo to napisane! Szacun :-)

ocenił(a) film na 6
Globy

dzięksy, podoba mi się określenie "styl fajowy", choć gdzieś już o nim słyszałem chyba w latach dziewięćdziesiątych;) a jak film?

ocenił(a) film na 7
Westernik

Te lata to mój klimat :-) A film - powielę wiele recenzji, ale stanowczo za mało w nim Elvisa. Choć muzycznie i wizualnie smaczny. Czegoś się dowiedziałem. I na pewno trudno zrobić film o takiej gwieździe, który zadowoli wszystkich, poruszy najważniejsze wątki w sposób wystarczający. Mnie osobiście najbardziej zabrakło odpowiedzi na pytanie, czy on sam pisał te piosenki, czy pisał mu je ktoś, jak one powstawały - tu widzę wielką wyrwę. PS Przepraszam za poślizg, sezon urlopowy.

ocenił(a) film na 6
Globy

no problemo, sam byłem na urlopie w międzyczasie, nad polskim morzem, na poły żywym jeszcze, na poły już maryla rodowicz, tam wiało, grzmiało i padało jak za noego, ale przynajmniej się do gdyni na festiwal polskich fabuł udało mnie wyskoczyć w międzyczasie, nieważne.. wróciłem i podpisuję się pod wszystkim co napisujesz, a także informuję o Różowych Latach 90, których premiera wkrótce - co może cię zainteresuję, wyzdro;)

ocenił(a) film na 7
Westernik

Dziękuję za rekomendację, dodam do listy "do obejrzenia"! I dobrze, że wróciłeś, i że festiwal zaliczyłeś, pogody współczuję... ale piszesz o tym wszystkim bardzo smacznie :-)

ocenił(a) film na 6
Westernik

Mam podobne zdanie co do tego filmu. W pewnym momencie nawet zacząłem się zastanawiać, czy to aby na pewno jest film o Elvisie, bo jakoś mało go było w tym filmie. Niektórzy stawiają ten film ponad Bohemian Rhapsody, czy Rocketman, jak dla mnie to jakieś nieporozumienie, bo oba są o wiele lepsze od filmu o Elvisie. Elvis zasługuje na lepszy film, bo ten zostawia spory niedosyt i ma się wrażenie, że sporo spraw zostało pominiętych. Lubię Toma Hanksa, ale całkowicie mi nie pasował do tego filmu, zresztą on chyba też w tej roli nie czuł się dobrze.

ocenił(a) film na 6
PawelG7

no, mnie akurat film o Elvisie podobał się najbardziej spośród tej wielkiej trójcy którą wymieniłeś - właśnie z uwagi na jego jazdę bez trzymanki, chociaż najbardziej podobał mi się Zenek. ja poważnie to mówię i myślę, że nie ma się czego wstydzić!

ale podzielam dyskomfort co do impresario, tom bijąca-po-oczach-dobroć hanks się zupełnie nie nadaje do tej roli, hanks w tym filmie jest obsadowym błędem w matriksie; pan rogers - tak, dżepetto - dwa razy tak, wąsaty menago w postaci myszy z następnej ekranizacji Dumbo - trzy razy tak, mahatma gandhi po pigmetacji skóry - cztery razy tak, ale mefisto? to chyba tylko w epizodzie z saturday night live comedy special na jubileuszowym featuringu..

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones