Pomysł jest taki, że tam gdzie się stykają dwa duże światy wykształca się coś w rodzaju piany czyli małych , niestabilnych czasoprzestrzennych bąbelków. Stąd znajdując się w takim miejscu tylko teoretycznie można przejść do innego świata. Najłatwiej zabłądzić wędrując w pianie od bąbelka do bąbelka a nawet jeśli się przejdzie to znów na 99,9999999% zostanie się z powrotem wyplutym do piany. To samo dotyczy powrotu - zakończenie nie jest wcale jednoznaczne - wrócili na dłużej niż chwilę? Plus fajny motyw dwóch księżyców i fragmentu trzeciego - teoretycznie dwa światy mogą zamiast piany wytworzyć trzeci ale znów to się raczej nie zdarza. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z gnozą czy innym prostym wytłumaczeniem - próba impresji jak może być w takim miejscu.