Co i jak wiele Paolini zerżnął od innych, starszych autorów książek fantasy - pominę. Było już o tym ze sto tematów. Natomiast przeraziło mnie w tym filmie to, jak bardzo można zgwałcić książkę. Absurd gonił absurd, wiele ważnych wątków pominięto, resztę spłycono (mimo, że w oryginale i tak nie były one zbyt głębokie). Pozmieniano niemal każdą rzecz z oryginału od prologu po epilog. Nigdy nie czułem się tak źle, jak na seansie tego potworka.
Nie powiem, książkę czytałem w wieku nastoletnim i chłonąłem wtedy chętnie wszystko, co chociaż troszkę otarło się o fantasy, dlatego bawiłem się przy niej całkiem nieźle. Ale "film"? Że wymienię kilka tych tragedii, które najbardziej wryły mi się w pamięć (a film oglądałem krótko po premierze i nigdy do niego nie wróciłem, więc mogę coś lekko namieszać):
-Smok wyglądający jak skrzyżowanie gryfa z winniczkiem
-Urgale, w książce bodajże 2,5 metrowe, rogate bestie, tu wyglądające jak nieumyte Paździochy
-Krasnoludy wielkości ludzi (!)
-Krągłouche elfy (chociaż w książce był opisane dokładnie tak, jak te Tolkienowskie)
-Smok rosnący z pisklęcia wielkości psa do wielkości stodoły w zaledwie 2 sekundy, po przeleceniu przez chmurę
-Arya, oziębła i zdystansowana wobec bohatera, w filmie jara się nim jak nie jedna blachara
I wiele, wiele innych. Szkoda, bo mógł to być całkiem miły film