PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=196074}
5,3 71 568
ocen
5,3 10 1 71568
2,5 6
ocen krytyków
Eragon
powrót do forum filmu Eragon

K

ocenił(a) film na 5

Podobnie jak książka, bajeczka dla dzieciaczków. Jak ktoś chce skończyć temat fantasy na
jednym smoku lub jednym języku, to niech wraca do empiku i znajdzie coś od Andrzeja
Sapkowskiego, Petera Bretta, Johna Flanagana, Kennetha Andersena, Brenta Weeksa...
współczuję wymienionym autorom, że ich dzieła muszą stać na jednym regale z takimi
sielankami jak harypyter lub eragon. O dubbingu nie wspomnę.

ocenił(a) film na 1
Kadente

Tu nie chodzi o to, że Eragon to sielanka. Tu chodzi o to, że jest to książka napisana przez kogoś, kto nie umie pisać, łamiąca wszelkie prawidła na temat "jak pisać powieści", zdradzająca kompletny brak umiejętności pisarskich autora. Takie utworki, jak ten, to trafiają na ogół na internetowe blogi, a nie do drukarni - i to jest właśnie żałosne.

ocenił(a) film na 5
Der_SpeeDer

Zgadzam się z tobą w całości. Dodam też, że jest to z pewnością kwestią wieku - w całej mojej arogancji nie zamierzam odmawiać nazywania Eragona fantastyką, jest to po prostu fantastyka bajkowa, a nie fantastyka rytualna, którą zaczyna się preferować na drodze całkiem zrozumiałego rozwoju poznawczego. Wiem to, bo sam piszę książkę fanta-ritua. Daj mi swój mail to ci wyślę rozdział na próbę ;)

ocenił(a) film na 1
Kadente

Rozumiem, że szukasz krytyków swojej twórczości? Jeśli chcesz, możesz podesłać (mój mail: spider2000@poczta.onet.pl). Sam domagam się od innych krytyki. Uprzedzam tylko, że jako krytyk jestem dość surowy.

Nic mi nie wiadomo o czymś takim, jak fantastyka rytualna. Wiadomo mi o przyjętym podziale fantasy na gatunki high fantasy, low fantasy, heroic fantasy, urban fantasy czy też dark fantasy. Eragona zakwalifikowałbym trochę do high fantasy i trochę do heroic fantasy, tyle że reprezentuje sobą akurat to, co w obydwu gatunkach najgorsze.

użytkownik usunięty
Kadente

Fakt że Eragon nie jest najlepszą książką (zwłaszcza dalsze części), ale nie powiedziałbym, że jest FATALNY. Ot, opowieść, którą można przeczytać z nudów i która dostarcza trochę rozrywki, ale do której niekoniecznie chce się później wracać. Taka powieść na raz.

Nie rozumiem za to, dlaczego w tej samej kategorii stawiasz Pottera. Wg mnie jest to o wiele wyższy poziom, szczególnie jeśli wgłębić się w wielowątkową fabułę i bardzo realistyczne charaktery postaci. Zapewne masz jakieś argumenty przeciw, rozsądniejsze, niż standardowe ujadanie antyfanów? (to nie jest żaden sarkazm, po prostu pytam, żeby móc się do tego odnieść).

ocenił(a) film na 5

Oczywiście że mam argumenty przeciw, to kategoria czysto merytoryczna, bo pod względem komedii Potter jest jak najbardziej w porządku. Napisz na kkarvox@gmail.com, prześlę ci propozycje kiksów, które zauważyłem w książkowej fabule.

użytkownik usunięty
Kadente

Tyle, że Potter nie jest komedią. Nie znam się na stylach fantasy na tyle dobrze, żeby móc mu nadać konkretną kategorię, ale uważam, że jest to bardzo dobra powieść, na pewno o wiele lepsza niż choćby Eragon. Dlatego pytam jakie masz argumenty przeciw.

ocenił(a) film na 1

Potter może i jest lepszy od Eragona, czy bardzo dobry... no, nawet dobrym bym go nie nazwał. Przyzwoitym najwyżej - taką właśnie "opowieścią, którą można przeczytać z nudów, itd" (bo Eragon to nawet do tej kategorii się nie kwalifikuje - on pod żadnym względem nie jest zrobiony choćby poprawnie).

Jeśli chcesz argumenty przeciw, to na dzień dobry można by wspomnieć o wprawdzie nie tak niedojrzałym, jak u Paoliniego, ale i tak, delikatnie mówiąc, "spontanicznym" stylu. Widać, że Rowling jest amatorką, jak się to czyta - przy czym polecam sięgnąć po oryginał, bo moim zdaniem, książka sporo zyskała w tłumaczeniu. Następnie o dość infantylnym świecie, do którego Rowling w zasadzie napchała wszystkie możliwe klisze i stereotypy o czarownicach i czarodziejach (miotły do latania nawet) i wzbogaciła o cały szereg udziwnień własnej produkcji, których nijak nie można traktować poważnie ("żywe" zdjęcia i portrety już od pierwszego tomu wydały mi się niepotrzebne). Całość sprawia wrażenie wymyślonej na zasadzie - "byleby było jak najdziwniej - nie musi to mieć sensu, ani wyglądać poważnie". Sprawia to zresztą przy okazji, że jej wizja świata jest mocno niespójna, ale to da się jeszcze (jakoś) przełknąć.
Wspomniana przez ciebie wielowątkowa fabuła roi się od kwiatków logicznych ciężkiego kalibru - pozbawiony sensu "plan" Dumbledore'a to tylko jeden ze smakowitszych kęsów ze steku bzdur. Wspomniane "bardzo realistyczne charaktery postaci" jadą w dalszym ciągu na łopatologicznym podziale na tych dobrych i tych złych - niektóre są przez wzgląd na to tak przerysowane, że trudno je uznać za realistyczne (chociaż są bardziej rozbudowane, niż te z Eragona - one poza szablonami nie mają już nic do pokazania). Z tego schematu się chyba tylko Snape wyłamuje - swoją drogą, jest on (podobnie jak McGonagall) jedną z niewielu postaci, które faktycznie zasługują na szczere uznanie (dlatego zresztą szlag człowieka trafia, gdy widzi, co z nim zrobili w filmach).

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

Styl pisania Rowling rzeczywiście jest prosty - tyle że wg mnie jest to zaleta. To jest język, którym rozmawia się na co dzień, który każdy dobrze zna i przez to nie zwraca się na niego w książce specjalnej uwagi, a bardziej skupia na opowieści.
Dalej świat, który nazywasz infantylnym. Na tej samej zasadzie możesz nazwać infantylnym nasz prawdziwy świat, bo ten czarodziejski jest jego odbiciem - elektryczność jest zastąpiona przez magię. Nie zgodzę się też, że jest to "byle było jak najdziwniej". Wszystko, co Rowling wymyśliła funkcjonuje na tej samej zasadzie, co rzeczy w naszym świecie - to są magiczne odpowiedniki naszych urządzeń, spełniających dla czarodziejów tę samą rolę o dla nas. Jak już wspomniałeś miotły - niby banalne ale u Rowling, jako główny środek transportu, pełnią podobną rolę do samochodów - im lepszy model tym droższy, szybszy, itd. Ruchome zdjęcia jak najbardziej pasują do wizji świata - my mamy filmy wideo, itp, oni mają ruchome zdjęcia i obrazy.
Trudniej mi się odnieść do reszty świata, bo nie podałeś konkretnych przykładów. Nie jest on w każdym razie w żaden sposób niespójny - przeciwnie, rządzą nim takie same prawa, jak naszym. Ministerstwo magii jest kompletnym rządem, z departamentami zajmującymi się wszystkimi dziedzinami (od prawa do transportu). Czarodzieje mają banki, więzienia, sklepy itd. Nawet polityka - naciskanie na media, korupcja, prasa, to wszystko znamy i łatwo się z tym utożsamić. A poglądy? Z jednej strony nawoływanie do tolerancji (na przykładzie "szlam" i mugolaków) z drugiej rasizm i ideologia czystej krwi (my jesteśmy lepsi od was). Przy tym takie problemy jak brak akceptacji (Hagrid), wykorzystywanie słabszych (Hermiona i jej W.E.S.Z), nieszczęśliwa miłość (Snape) i stopniowy upadek autorytetów w brutalnym świecie (Harry stopniowo poznaje prawdę o Dumbledorze). To nie są wydumane problemy, żeby było jak najdziwniej. To wszystko znamy z doświadczenia.
No to fabuła. Plan Dumbledore'a pozbawiony sensu? W którym miejscu? Tak naprawdę to on był podstawą sukcesu, bo, nie oszukujmy się - bez Dumbledore'a, Snape'a a nawet Hermiony, Harry daleko by nie zaszedł. Jakbyś mógł wskazać jakieś jego słabe strony, tak oczywiste dla ciebie to byłoby mi łatwiej się odnieść.
Postaci - SĄ nieszablonowe i skomplikowane. Tak naprawdę, prawie nikt nie jest tu czarny albo biały. Chyba tylko Bellatriks mogę bez wahania zakwalifikować jako "ta złą". A reszta? Voldemort - wychowany bez miłości, mający zupełnie błędne poglądy na życie i śmierć. Śmierciożercy? Czy Malfoyowie byli typowo źli? Czy nie mieli wątpliwości, czy nie robili tego ze strachu? Czy nie podjęli na końcu decyzji o porzuceniu swoich idei? Czy Peter Pettigrew nie okazał Harremu litości, przez co sam stracił życie?
A postaci pozytywne? Czy James Potter nie był szkolnym gnębicielem, zarozumiałym i podłym? Czy Syriusz nie był hipokrytą? Czy Dumbledore, jak się okazało, nie popełniał błędów, nie ulegał pokusom? A Lupin i Tonks - byli idealną parą? A Crouch junior? No i Snape - zgodzę się, najlepsza postać. Pokaż mi proszę jakąś postać łopatologicznie dobrą lub złą - bez żadnych cech strony przeciwnej, wręcz szablonową.

No i nie zgodzę się, że jest to powieść na raz - choć to już zależy od gustu. Jest to fabuła tak wielowątkowa i złożona, a całość ma tak aktualny i prawdziwy wydźwięk, tak złożone i ciekawe postaci, że jestem gotów wracać do tego raz za razem.

ocenił(a) film na 1

"Styl pisania Rowling rzeczywiście jest prosty - tyle że wg mnie jest to zaleta. To jest język, którym rozmawia się na co dzień, który każdy dobrze zna i przez to nie zwraca się na niego w książce specjalnej uwagi, a bardziej skupia na opowieści"

Tak jakby język bardziej wyrafinowany, niż ten na poziomie łopatologii, przeszkadzał w czytaniu. Szczególnie widzę tę łopatologię właśnie w oryginale - co prawda na chwilę obecną nie pamiętam tych wszystkich kwiatków, na jakie natrafiałem, ale za wystarczający przykład może posłużyć to, co mi się wbiło w pamięć - zdanie z rozdziału "Klub pojedynków" ("Komnata tajemnic"), opisujące nieudolną próbę zademonstrowania "bloku" w wykonaniu Lockharta. W tłumaczeniu było to "Lockhart uniósł różdżkę i wykonał nią serię skomplikowanych ruchów, co skończyło się na tym, że wypadła mu z ręki". Gdyby przetłumaczyć słowo w słowo to, co napisała Rowling, brzmiałoby to "Lockhart uniósł różdżkę i wykonał nią serię skomplikowanych ruchów i (tak - dwa razy "i" w zdaniu) upuścił ją". Choćbym się nie wiem jak starał, to drugie zdanie po prostu przeszkadza w czytaniu, natomiast pierwsze brzmi o niebo lepiej. Przykro mi, ale jeśli tłumacz wie, jak poprawić dane zdanie, by brzmiało wyraźnie lepiej - a autor nie, to coś jest tu najzwyczajniej w świecie nie tak...

"Dalej świat, który nazywasz infantylnym. Na tej samej zasadzie możesz nazwać infantylnym nasz prawdziwy świat, bo ten czarodziejski jest jego odbiciem - elektryczność jest zastąpiona przez magię"

Chyba jednak nie do końca rozumiesz, o co chodzi...

"Nie zgodzę się też, że jest to "byle było jak najdziwniej". Wszystko, co Rowling wymyśliła funkcjonuje na tej samej zasadzie, co rzeczy w naszym świecie - to są magiczne odpowiedniki naszych urządzeń, spełniających dla czarodziejów tę samą rolę o dla nas"

I twoim zdaniem sam ten fakt wystarczy, aby to wszystko wyglądało w miarę poważnie? Bo ja wcale tak nie uważam. Jeżeli Rowling faktycznie dobierała to na zasadzie analogii, to chyba można jej jeszcze zarzucić brak inwencji - szczególnie jeżeli przyjąć, że mamy traktować miotły jako odpowiednik motorów czy samochodów (samo wrzucenie do tego świata mioteł - tylko dlatego, że czarownice pokroju Baby Jagi na nich w bajkach latały - wygląda dość śmiesznie, a te wszystkie marki tylko pogłębiają komedię).
A już na pewno brak inwencji można Rowling zarzucić przy wymyślaniu co niektórych zaklęć. Inne, jak na przykład colloportus, się bronią (to akurat ma swoje źródło w łacinie), ale pozostałe... ot, chcesz coś naprawić? Krzyknij: "reparo!". Chcesz, żeby bogin stał się śmieszny? Krzyknij: "riddikulus!". Chcesz mówić donośnym głosem? Krzyknij: "sonorus!". Zaiste, Wielka Brytania ojczyzną magii wszelakiej musi jakąś być...
Ale jednym z największych idiotyzmów - w założeniu pewnie śmiesznym - jest to, że czarodzieje w tym świecie boją się powiedzieć "Voldemort".

"Ruchome zdjęcia jak najbardziej pasują do wizji świata - my mamy filmy wideo, itp, oni mają ruchome zdjęcia i obrazy"

Nieprawda. Filmy wideo to w dalszym ciągu tylko rzeczywistość odtwórcza, a takie ruchome zdjęcia i obrazy... cóż, nawet nie chcę sobie wyobrażać konsekwencji założenia przyjmującego, że każdą osobę można - ot, tak sobie - w osobliwy sposób sklonować, przez co wystarczy obraz namalować, aby otrzymać pełnoprawnego sobowtóra. Nie wspominając już o tym, że te żywe zdjęcia i portrety tak naprawdę niewiele wnoszą do tego świata, poza tym, że jest jeszcze dziwniejszy. Podobnie jak duchy, które Rowling wrzuciła do pierwszego tomu, i które szybko przestały odgrywać jakąkolwiek rolę.
Zresztą, możliwe że owe obrazy tak naprawdę posłużyły Rowling tylko i wyłącznie jako pretekst do tego, aby Dumbledore mógł robić za zleceniodawcę Snape'a nawet po własnej śmierci.

"Trudniej mi się odnieść do reszty świata, bo nie podałeś konkretnych przykładów. Nie jest on w każdym razie w żaden sposób niespójny"

Oczywiście, że jest niespójny. Mimo przeczytania wszystkich siedmiu tomów, nadal zachodzę w głowę, jakim cudem ci wszyscy magowie zaspokajają swoje najbardziej podstawowe potrzeby. Jedyne, czego ich dzieci się uczą (w dodatku dopiero od jedenastego roku życia), to czarowanie. A skąd oni biorą właściwie żywność, skoro nie widać, aby parali się taką niską, mugolską (wspominałem już, że słowo "mugol" jest kretyńskie? No, to teraz wspominam) czynnością, jak praca na roli czy chów zwierząt? Skąd więc w ich domach i sklepach biorą się takie dobra pierwszej potrzeby (ba, jak tak teraz o tym pomyślę, to na Pokątnej było rzeczywiście wszystko - poza tym, co by oddalało widmo śmierci głodowej)? Mało tego - skąd się u nich biorą rozliczne wynalazki mugoli, których oni sami z pewnością nie umieliby wytwarzać (bo niby jak? Czytając cały cykl, nie zauważyłem, żeby w postępie liczyło się dla nich cokolwiek poza czarowaniem)? Nawet Hogwart ma krany, kanalizację, itp... ani chybi mugoli zatrudnili do budowy. Dlaczego tak totalnie izolują się od świata "zwykłych ludzi", skoro widać, że sami sobie z Voldemortem i jego pomagierami nie radzą (a jakoś nie dostrzegłem powodów, dla których z Voldemortem nie poradziłby sobie dobrze usytuowany snajper - wystarczyłoby go tylko w ten sposób zabić siedem razy), a czasy, w których za używanie magii paliło się ludzi na stosie, bezpowrotnie minęły (a propos palenia na stosie - konkretnie tej wzmianki z "Historii magii" - właściwie jak owa złapana czarownica miałaby rzucić czar "zmrożenia płomieni", skoro bez różdżki to czarodzieje u Rowling są kompletnie bezradni? W jaki sposób działały owe "zmrożone płomienie", skoro taką wiedźmę tak czy inaczej palono na popiół - co, pewnie ta czarownica, co to niby ileśtam razy się pozwoliła spalić, za każdym razem się z popiołów zbierała do kupy?)?
Ślub Fleur i Billa... właściwie to w imię czego ta cała ceremonia jest odprawiana, skoro nic nie wskazuje na to, aby ci czarodzieje mieli jakieś wierzenia? Kto uczył Madame Malkin szyć (patrz jedno z zagadnień powyższego akapitu)? Dlaczego Rowling najpierw twierdzi, że Avada Kedavra wymaga ogromnej magicznej mocy, aby owo zaklęcie rzucić, ale już w trzy tomy później byle Crabbe (może Goyle) rzuca nim na potęgę? Dlaczego całe mnóstwo złych czarodziejów sobie nie zafundowało dodatkowych żyć (hint: horkruksy), skoro najwyraźniej to żaden problem? Dlaczego właściwie Knot bardziej bał się Dumbledore’a, niż powrotu Voldemorta (i na czym właściwie miałoby polegać to „przejęcie władzy” i w jaki sposób miałoby to sprawić rozpowiadanie o powrocie pana V.?)? Dlaczego... dość. Autorka tego wszystkiego nie wie.

"Plan Dumbledore'a pozbawiony sensu? W którym miejscu?"

Zadajesz czasami głupie pytania. W którym miejscu? W każdym! Ten plan od A do Z sensu nie ma najmniejszego! Pomyśl choć przez chwilę - Dumbledore dochodzi do prawdy o horkruksach. W międzyczasie Voldemort odwala kitę, tracąc tym samym jedno ze swoich żyć. Co w związku z tym Dumbledore robi? Nic. Czy powiadamia kogokolwiek o tym, jak można ostatecznie zniszczyć Czarnego Pana? Nie. Czy bierze się za własnoręczne poszukiwania horkruksów? Nie. Czy zgłasza się chociaż do jakichś zaufanych, zdolnych czarodziejów, aby się za to wzięli? Nie. Czy podejmuje JAKIEKOLWIEK kroki, aby zniszczyć Voldka - wiedząc, że może to zrobić, szczególnie że zainteresowany chwilowo się nawet odszczekać nie może? No cóż... nie. Zamiast tego czeka - nie wiadomo na co i po co - paręnaście lat, stawiając wszystko na absolutną niewiadomą w osobie Harry'ego Pottera - mimo że wie doskonale, że odparł atak Voldemorta nie dlatego, że dysponował jakąś wrodzoną potęgą, ale dlatego, że to jego matka go pośmiertnie ocaliła. Potem nawet dopuszcza Harry'ego do udziału w Turnieju Trójmagicznym, mimo że sam przyznaje, iż ktoś najprawdopodobniej zgłosił doń Pottera w złych zamiarach. Czym to się kończy, dobrze wiemy. Generalnie rzecz biorąc, gdyby Dumbledore zachował się tak, jak nakazuje logika i zdrowy rozsądek, Voldemort zostałby unicestwiony na długo przed pójściem Harry'ego do Hogwartu. Ale tego nie zrobił - zamiast tego postawił na szali losy całego świata, powierzając wszystko w ręce dzieciaka i w dodatku każąc mu się tym zająć akurat wtedy, gdy Voldemort jest znowu u szczytu potęgi (mimo że można było go komfortowo załatwić, kiedy ledwie dyszał - przepowiednia Trelawney to wyjątkowo marne usprawiedliwienie).
Czy ktoś jest w stanie, w sposób nieuwłaczający własnej inteligencji, wyjaśnić mi, gdzie jest metoda w tym szaleństwie?

"Voldemort - wychowany bez miłości, mający zupełnie błędne poglądy na życie i śmierć"

O, Jezusicku. Hitler też był wychowany bez miłości (ojczulek nieźle się nad nim znęcał) i też miał idiotyczne poglądy na Żydów i ludy Europy. To niby sprawia, że nie był jednoznacznie złym człowiekiem?

"Czy Malfoyowie byli typowo źli? Czy nie mieli wątpliwości, czy nie robili tego ze strachu?"

Z jakiego strachu? Voldemort przecież poszedł się kochać - co niby zmuszało ich do bycia zwyczajnymi gnidami w życiu codziennym? I zgadza się - kiedy tylko popieranie Voldemorta przestało im się opłacać (bo Harry go załatwił), od razu zmienili drużynę. Takie typowe glisty bez honoru, które będą się podlizywały temu, kto akurat jest najsilniejszym graczem na boisku. Bellatriks była przynajmniej wierna własnym zasadom - oni zmieniali je zależnie od koniunktury. A i tak niezależnie od takowej, prywatnie mieli wszystkie możliwe wady.

"Czy Peter Pettigrew nie okazał Harremu litości, przez co sam stracił życie?"

Peter Pettigrew to akurat koncertowo spartolona u swojego kresu postać. Rowling miała szansę załatwić mu jakieś faktyczne katharsis, dać mu udział w jakiejś scenie, gdzie pokazałby w pełni swoją lepszą stronę. Zamiast tego, "okazaniem litości" było chwilowe zawahanie się, po którym jego sztuczna ręka od razu zaczęła go dusić. Czyli nie, Pettigrew nie wyłamał się ze schematu. Szczególnie, że nie dowiedzieliśmy się nawet, czy to jego chwilowe zawahanie się do czegokolwiek by doprowadziło.

"Czy James Potter nie był szkolnym gnębicielem, zarozumiałym i podłym?"

Był, ale cóż z tego? Błędy młodości. Później i tak zmienił się w postać pozytywną, co się zowie.

"Czy Syriusz nie był hipokrytą?"

Eee?

"Czy Dumbledore, jak się okazało, nie popełniał błędów, nie ulegał pokusom?"

Kolejny po Pettigrew nadmuchany balonik, który pękł przedwcześnie. Taki szum wokół tego Rowling zrobiła w ostatnim tomie, jakby Dumbledore zrobił coś strasznego. I co? I zonk - jego przewinienia nie okazały się tak ciężkie. Szczególnie że Dumbledore i tak tego teraz żałuje.

"A Lupin i Tonks - byli idealną parą?"

A co było z nimi nie tak, bo sobie nie przypominam?

"A Crouch junior?"

Od kiedy to Crouch był postacią pozytywną?

"Pokaż mi proszę jakąś postać łopatologicznie dobrą lub złą - bez żadnych cech strony przeciwnej, wręcz szablonową."

Hmm, tytułowy bohater?

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

"Tak jakby język bardziej wyrafinowany, niż ten na poziomie łopatologii, przeszkadzał w czytaniu"

A kto mówi, że przeszkadza? Powiedziałem, że niewyrafinowany NIE przeszkadza, a to nie to samo.

"A już na pewno brak inwencji można Rowling zarzucić przy wymyślaniu co niektórych zaklęć. Inne, jak na przykład colloportus, się bronią (to akurat ma swoje źródło w łacinie), ale pozostałe... ot, chcesz coś naprawić? Krzyknij: "reparo!". Chcesz, żeby bogin stał się śmieszny? Krzyknij: "riddikulus!". Chcesz mówić donośnym głosem? Krzyknij: "sonorus!". Zaiste, Wielka Brytania ojczyzną magii wszelakiej musi jakąś być...
Ale jednym z największych idiotyzmów - w założeniu pewnie śmiesznym - jest to, że czarodzieje w tym świecie boją się powiedzieć "Voldemort"

Zaklęcia znane ogólnoświatowo, że tak powiem, mają nazwy z łaciny, zaś te praktykowane w Wielkiej Brytanii - angielskie. Podobnie jak z innymi krajami, które miały swoje odmiany zaklęć.

Co do mioteł - to, że ciebie to bawi to już twoje osobiste odczucie. Nie powiedział bym, że analogia w wykonaniu Rowling to brak kreatywności. To jak z Flintstonami - wszystkie ich sprzęty były analogią naszych, co było pomysłowym i kapitalnym pomysłem.

"ruchome zdjęcia i obrazy... cóż, nawet nie chcę sobie wyobrażać konsekwencji założenia przyjmującego, że każdą osobę można - ot, tak sobie - w osobliwy sposób sklonować, przez co wystarczy obraz namalować, aby otrzymać pełnoprawnego sobowtóra"

Namalowany lub sfotografowany czarodziej NIE JEST idealnym klonem żyjącej osoby. Gdyby tak było, to nikt nie martwił by się śmiercią, prawda? To tylko obraz, który zachował charakter osoby za życia po jej śmierci. Zaś sam fakt, że zdjęcia się ruszają jest całkowicie zrozumiały - czarodzieje nie używali by zwykłych mugolskich wynalazków.

"Podobnie jak duchy, które Rowling wrzuciła do pierwszego tomu, i które szybko przestały odgrywać jakąkolwiek rolę."

Nieprawda. Szara Dama pomogła Harremu odnaleźć ostatniego horkruksa. Prawie bezgłowy Nick wyjaśnił mu, dlaczego Syriusz nie wróci po śmierci. Owszem, nie jest to coś wielkiego, ale duchy nie były postaciami pierwszo, ani nawet drugoplanowymi.

"A skąd oni biorą właściwie żywność, skoro nie widać, aby parali się taką niską, mugolską (wspominałem już, że słowo "mugol" jest kretyńskie? No, to teraz wspominam) czynnością, jak praca na roli czy chów zwierząt? Skąd więc w ich domach i sklepach biorą się takie dobra pierwszej potrzeby (ba, jak tak teraz o tym pomyślę, to na Pokątnej było rzeczywiście wszystko - poza tym, co by oddalało widmo śmierci głodowej)? Mało tego - skąd się u nich biorą rozliczne wynalazki mugoli, których oni sami z pewnością nie umieliby wytwarzać"

To, że w książce nie jest wspomniane o zdobywaniu jedzenia ( z resztą słusznie, bo nie widzę przy jakiej okazji trzeba by ten temat rozwijać) nie znaczy, że nie potrafią tego robić. Pamiętasz, co powiedziała Hermiona w 7 części? Można pomnożyć jedzenie, jeśli się go już trochę ma. Wystarczyło zdobyć niewielką ilość. Poza tym, czarodzieje mieszkający wśród mugoli zapewne kupowali jedzenie w ich sklepach (albo, bardziej prawdopodobnie, podkradali trochę zaklęciem przywołującym i rozmnażali). Rury, krany, kanalizacja - naprawdę uważasz, że zdolni czarodzieje nie potrafiliby tego wyczarować?

"Dlaczego tak totalnie izolują się od świata "zwykłych ludzi", skoro widać, że sami sobie z Voldemortem i jego pomagierami nie radzą (a jakoś nie dostrzegłem powodów, dla których z Voldemortem nie poradziłby sobie dobrze usytuowany snajper - wystarczyłoby go tylko w ten sposób zabić siedem razy), a czasy, w których za używanie magii paliło się ludzi na stosie, bezpowrotnie minęły (a propos palenia na stosie - konkretnie tej wzmianki z "Historii magii" - właściwie jak owa złapana czarownica miałaby rzucić czar "zmrożenia płomieni", skoro bez różdżki to czarodzieje u Rowling są kompletnie bezradni? W jaki sposób działały owe "zmrożone płomienie", skoro taką wiedźmę tak czy inaczej palono na popiół - co, pewnie ta czarownica, co to niby ileśtam razy się pozwoliła spalić, za każdym razem się z popiołów zbierała do kupy?"

Hagrid wyjaśnił w pierwszym tomie, dlaczego się izolują (rozmowa z Harrym w łódce). Ponad to, ludzie zawsze boją się tego, czego nie rozumieją, lub nie mogą obrócić na własny użytek. Co do wiedźmy, która zamrażała płomienie - po 1., i bez różdżki można rzucić najprostsze czary, po 2 kto powiedział, że odebrano jej różdżkę? I po 3, tak trudno sobie wyobrazić, że potrafiła zaklęciem upozorować swoją "śmierć" w płomieniach?

"Ślub Fleur i Billa... właściwie to w imię czego ta cała ceremonia jest odprawiana, skoro nic nie wskazuje na to, aby ci czarodzieje mieli jakieś wierzenia?"

Wskazuje i to dużo. Obchodzenie bożego narodzenia, funkcja ojca chrzestnego (Syriusz), cytat z biblii na grobie rodziny Dumbledore'a.

"Dlaczego Rowling najpierw twierdzi, że Avada Kedavra wymaga ogromnej magicznej mocy, aby owo zaklęcie rzucić, ale już w trzy tomy później byle Crabbe (może Goyle) rzuca nim na potęgę?"

Tu masz rację. Z tym, że nie wiemy, jak by ono zadziałało, gdyby nie spudłował.

"Dlaczego całe mnóstwo złych czarodziejów sobie nie zafundowało dodatkowych żyć (hint: horkruksy), skoro najwyraźniej to żaden problem?"

Chyba nie czytałeś książki uważnie. To jest OGROMNY problem. Rozerwanie duszy na części czyni ją niestabilną, skutki mogą być tragiczne, a do stworzenia horkruksa jest potrzebna wiedza, jak to zrobić (rytułał) i ogromna moc magiczna. Niewielu czarodziejów wiedziałoby albo potrafiło to zrobić.

"Dumbledore’a, niż powrotu Voldemorta (i na czym właściwie miałoby polegać to „przejęcie władzy” i w jaki sposób miałoby to sprawić rozpowiadanie o powrocie pana V."

Knot nie bał się Dumbledore'a w taki sposób. Najbardziej właśnie bał się możliwości, że Voldemort mógłby powrócić, co zburzyło by jego wygodny świat. Dlatego wmawiał sobie i innym, że Dumbledore chce go zastąpić, itd. Tak było mu wygodniej.

Plan Dumbledore'a. Najważniejsze - Dumbledore nie wiedział o horkruksach do momentu, kiedy Harry przyniósł mu zniszczony dziennik. Wcześniej nie miał o tym pojęcia. Kiedy odkrył sekret mocy Voldemorta, ułożył plan, który zakładał dużą rolę Harrego. Dlaczego? Bo Voldemort użył jego krwi - w ten sposób zapewnił mu nieświadomie ochronę przed samym sobą. Poza tym, Harry i tak byłby w wielkim niebezpieczeństwie, ponieważ V. wierzył w prawdziwość przepowiedni. Dumbledore dołożył wszelkich starań, aby zapewnić mu bezpieczeństwo (razem ze Snape'em).
Owszem, Dumb popełnił błąd pozwalając Harremu wziąć udział w turnieju. Tylko że znów, była to trudna sytuacja - próba zacieśnienia więzi i odrzucenia dawnych nienawiści, + ochrona pod postacią Moodyego (który notabene wywiódł Dumba w pole). No i podejrzewał on Karkarowa, a nawet Snape'a! Głównie zaufanie, jakim obdarzył Moodyego go zawiodło (a Dumb był niestety bardzo ufnym człowiekiem).

"O, Jezusicku. Hitler też był wychowany bez miłości (ojczulek nieźle się nad nim znęcał) i też miał idiotyczne poglądy na Żydów i ludy Europy. To niby sprawia, że nie był jednoznacznie złym człowiekiem?"

To sprawia, że nie był "zły dla samego bycia złym".To sprawia, że nie można go upchnąć w pierwszy lepszy szablon głównego złego.

"Z jakiego strachu? Voldemort przecież poszedł się kochać - co niby zmuszało ich do bycia zwyczajnymi gnidami w życiu codziennym? I zgadza się - kiedy tylko popieranie Voldemorta przestało im się opłacać (bo Harry go załatwił), od razu zmienili drużynę. Takie typowe glisty bez honoru, które będą się podlizywały temu, kto akurat jest najsilniejszym graczem na boisku. Bellatriks była przynajmniej wierna własnym zasadom - oni zmieniali je zależnie od koniunktury. A i tak niezależnie od takowej, prywatnie mieli wszystkie możliwe wady."

Malfoyowie byli wredni, ale nie byli źli. Kiedy V. powrócił, popierali go jedynie ze strachu o swoje życia, zaś w obliczu wyboru - dalsza wierność zwycięskiemu V czy bezpieczeństwo syna, Narcyza zdradziła V i kiedy wywiązała się bitwa, Malfoyowie nie stanęli po niczyjej stronie. To, że byli wredni nie czyni z nich jednoznacznie złych postaci.

"Peter Pettigrew to akurat koncertowo spartolona u swojego kresu postać. Rowling miała szansę załatwić mu jakieś faktyczne katharsis, dać mu udział w jakiejś scenie, gdzie pokazałby w pełni swoją lepszą stronę. Zamiast tego, "okazaniem litości" było chwilowe zawahanie się, po którym jego sztuczna ręka od razu zaczęła go dusić. Czyli nie, Pettigrew nie wyłamał się ze schematu. Szczególnie, że nie dowiedzieliśmy się nawet, czy to jego chwilowe zawahanie się do czegokolwiek by doprowadziło."

Zgodzę się, że można było lepiej zakończyć jego wątek, ALE - Pettigrew nie mieści się w żadnym schemacie. Nie jest dobry, ani nie jest zły. Jest tchórzem, którym kieruje jedynie strach. Lubi otaczać się silniejszymi od siebie (huncwoci, później V.) A jego litość uratowała Harremu życie (zaraz by go udusił).

"Był, ale cóż z tego? Błędy młodości. Później i tak zmienił się w postać pozytywną, co się zowie."

Nie, nie zmienił. Nie zrobił nic, co mogłoby o tym świadczyć.

"Eee?" a propo Syriusza

Książka. Był hipokrytą. Twierdził, że aby poznać w pełni człowieka, należy spojrzeć jak traktuje swoich podwładnych - w ten sposób bronił racji Hermiony w kłótni o Croucha i jego skrzatkę. Tymczasem sam Syriusz traktował swojego skrzata podle, nie starając się nawet zauważyć, że ma jakiekolwiek uczucia. No i on też gnębił Snape'a w szkole, bez powodu.

Dumbledore "Kolejny po Pettigrew nadmuchany balonik, który pękł przedwcześnie. Taki szum wokół tego Rowling zrobiła w ostatnim tomie, jakby Dumbledore zrobił coś strasznego. I co? I zonk - jego przewinienia nie okazały się tak ciężkie. Szczególnie że Dumbledore i tak tego teraz żałuje"

Owszem żałuje, co w tym dziwnego? Zrobił złe rzeczy, miał poglądy dokładnie takie, jak Grindelwald, doprowadził przez to do śmierci siostry. Dał się skusić władzy, nie tylko wtedy, ale i potem (kiedy V. poniósł pierwszą klęskę a Dumb miał już dwa Insygnia).

"A co było z nimi nie tak, bo sobie nie przypominam?" a propo Lupina i Tonks

Ich związek nie był idealny. Lupin wyrzucał sobie, że swoją chorobę przeniesie na dziecko, zostawił Tonks i był gotów ruszyć w świat. Później dopiero znalazł w sobie odwagę i wrócił do niej, też popełniał błędy.

"Od kiedy to Crouch był postacią pozytywną?"

Nie jest. Wymieniam go jako "nie-totalnie-złego".

"Hmm, tytułowy bohater?"

A czy tytułowy bohater jest ideałem, dobrym i szlachetnym? Czy nie popełnia błędów, czy często nie kieruje nim nienawiść? Czy mimo wszystko nie uważa się trochę za lepszego, wielokrotnie raniąc np. Hermionę, kiedy okazuje się mądrzejsza od niego?


ocenił(a) film na 1

"Zaklęcia znane ogólnoświatowo, że tak powiem, mają nazwy z łaciny, zaś te praktykowane w Wielkiej Brytanii - angielskie. Podobnie jak z innymi krajami, które miały swoje odmiany zaklęć"

Pierwsze słyszę o czymś takim.

"To jak z Flintstonami - wszystkie ich sprzęty były analogią naszych, co było pomysłowym i kapitalnym pomysłem"

Nom, tyle że Flintstone'owie są parodią, a cała ta wizja świata ma charakter zdecydowanie komiczny. Gdyby HP również był utworem komediowym, takie upychanie różnych dziwactw miałoby sens. Może i jest to do przełknięcia w pierwszych tomach, które były skierowane raczej do dzieci (tyle że np. Hobbit czy Niekończąca się opowieść też były skierowane do dzieci, a infantylizmem nie porażały). Tyle że kiedy historia staje się coraz bardziej mroczna, ten komiczny świat jest absolutnie nie na miejscu.

"Namalowany lub sfotografowany czarodziej NIE JEST idealnym klonem żyjącej osoby. Gdyby tak było, to nikt nie martwił by się śmiercią, prawda?"

Jest wystarczająco dokładnym klonem, wykazującym cechy osobowości modelu, zdolnym nawet do konwersowania i wyrażania swojego zdania. Na dodatek odczuwającym upływ czasu, jako że Fineas czy też Fortesque wyraźnie mówią o przeszłości w tonie "kiedy byłem nauczycielem" albo "za moich czasów" - jak gdyby nie wszystek umarli, tylko nadal sobie na tych portretach żyli, przez wszystkie te lata.
Strachu przed śmiercią w żaden sposób to nie wyklucza - człowiek nic z tego przecież nie ma, że zostanie sklonowany, skoro sam i tak umrze i życia smakować nie będzie.

"Zaś sam fakt, że zdjęcia się ruszają jest całkowicie zrozumiały - czarodzieje nie używali by zwykłych mugolskich wynalazków"

Dlaczego? Fotografia też została wynaleziona przez niemagicznych. Zdjęcia czarodzieje również wykonują najzwyklejszymi w świecie aparatami (nawet klisze mają).

"Owszem, nie jest to coś wielkiego"

Nie tylko nie jest to coś wielkiego. To jest taki dynks z rodzaju "wyrzuć postać X, wstaw postać Y i każ jej powiedzieć to samo - niczego to absolutnie nie zmieni".

"To, że w książce nie jest wspomniane o zdobywaniu jedzenia ( z resztą słusznie, bo nie widzę przy jakiej okazji trzeba by ten temat rozwijać)"

A po co rozwijać od razu? Wystarczy w jakikolwiek sposób poruszyć to zagadnienie, aby wszystko było jasne. Wystarczy nie pokazywać jakiejś tandetnej izolacji, tylko pełnokrwiste urban fantasy, gdzie czarodzieje mogą spokojnie sobie spacerować obok zwykłych ludzi i nawet wstąpić do spożywczaka.

"Rury, krany, kanalizacja - naprawdę uważasz, że zdolni czarodzieje nie potrafiliby tego wyczarować?"

A jak mieliby wyczarować coś, o czym pojęcia nie mają? Ani jak wygląda, ani jak funkcjonuje?

"Hagrid wyjaśnił w pierwszym tomie, dlaczego się izolują (rozmowa z Harrym w łódce)"

Czytałem - i nie kupuję tego.

"1., i bez różdżki można rzucić najprostsze czary"

Właśnie, że nie. Bez różdżki czarodzieje u Rowling nie panują nad swoją magią i wszystko, co im się udaje bez tych różdżek spowodować, to jakieś zupełnie niekontrolowane efekty - widać to wyraźnie na przykładzie przypadków z dzieciństwa Harry'ego.

"po 2 kto powiedział, że odebrano jej różdżkę?"

A kto powiedział, że nie? Od kiedy to wieśniacy, prowadzący "wiedźmy" na stos, pozwalali im zachować magiczne przedmioty?

"po 3, tak trudno sobie wyobrazić, że potrafiła zaklęciem upozorować swoją "śmierć" w płomieniach?"

Tak, bardzo trudno to sobie wyobrazić, bo aby owo upozorowanie jej się udało, musiałaby się zachować tak, jak się zachowują ludzie paleni na stosie - czyli obrócić się w popiół. Tymczasem o tym nie ma ani słowa - jest tylko powiedziane, że ofiary nie czuły bólu, a ostateczny rezultat jest całkowicie pominięty. Pani Rowling chce, abym uwierzył, że ci palący na stosie uznali nienaruszone w ogóle przez ogień ciało za normalny rezultat takiej egzekucji? Czy też po prostu z rozmysłem to przemilczała, żeby chociaż poudawać, iż ta drobna wzmianka ma sens?

"Wskazuje i to dużo. Obchodzenie bożego narodzenia, funkcja ojca chrzestnego (Syriusz), cytat z biblii na grobie rodziny Dumbledore'a"

Oj tam, oj tam. Cytatu z Biblii nie kojarzę, jeśli natomiast chodzi o Boże Narodzenie czy ojca chrzestnego, to Rowling wrzuciła je raczej z przyzwyczajenia, niż świadomie. W ciągu siedmiu tomów ani razu nie zauważyłem, żeby kwestia wiary była w jakikolwiek sposób poruszona - nawet kiedy mamy ową scenę ze ślubem Fleur i Billa, nic nie jest w tej kwestii powiedziane. Wręcz przeciwnie - słowa takie jak "Bóg" są omijane szerokim łukiem.

"Chyba nie czytałeś książki uważnie. To jest OGROMNY problem"

Tak, tak, tak, tak - też czytałem, jakie to niby jest straszne i w ogóle (i w szczególe też). I co? I guzik - Voldek jakoś bez trudności rozszczepia tę swoją duszę aż siedem razy i nic kompletnie z tego nie wynika. Czasami tylko słyszymy, jak mówi, jakoby stał się czymś marniejszym niż cień, blablabla... ale to w dalszym ciągu tylko słowa. Mimo rozszczepienia duszy (cokolwiek takie coś może oznaczać), Voldemort nie wykazuje żadnych objawów "zdekompletowanej" osobowości. Co do tego, jaka to niby tajemna wiedza, też mam wątpliwości, skoro Riddle mógł się o tym dowiedzieć już jako dzieciak, a i Slughorn - człowiek nie parający się czarną magią w ogóle - sporo o tym wiedział.

"Knot nie bał się Dumbledore'a w taki sposób. Najbardziej właśnie bał się możliwości, że Voldemort mógłby powrócić, co zburzyło by jego wygodny świat. Dlatego wmawiał sobie i innym, że Dumbledore chce go zastąpić, itd. Tak było mu wygodniej"

Powtarzasz to, co przeczytałem sam w książce i czego nie kupiłem. Te jego utopijne wizje wygodnego świata w żaden sposób nie tłumaczą kwestii, o którą pytam - JAK owo rozgłaszanie "kłamstw" o powrocie Voldemorta miałoby sprawić, że Dumbledore przejąłby władzę?

"Najważniejsze - Dumbledore nie wiedział o horkruksach do momentu, kiedy Harry przyniósł mu zniszczony dziennik. Wcześniej nie miał o tym pojęcia"

Nawet od tego momentu miał czas, aby zająć się tym własnoręcznie, albo z pomocą zdolniejszych i potężniejszych od Harry'ego czarodziejów. Nawet wtedy mógł nie trzymać w tajemnicy takich istotnych spraw, jak treść przepowiedni czy też powód, dla którego Harry siedział u Dursleyów. No, ale jak to bywa - przepowiednie i "przeznaczenie" wszystko tłumaczą (czy może raczej "usprawiedliwiają" oraz "robią za wymówkę") :/.

"Owszem, Dumb popełnił błąd pozwalając Harremu wziąć udział w turnieju. Tylko że znów, była to trudna sytuacja - próba zacieśnienia więzi i odrzucenia dawnych nienawiści, + ochrona pod postacią Moodyego"

Jakie zacieśnienie więzi? Przecież udział Harry'ego w turnieju nie zachwycał absolutnie nikogo - gdyby Dumbledore nie pozwolił mu na to, tylko zyskałby u Karkarowa i Maxime dodatkowe punkty. Ochrona Moody'ego byłaby całkowicie zbędna, gdyby Harry'ego w ogóle nie narażano na żadne niebezpieczeństwo związane z udziałem w turnieju. Generalnie, gdyby w czwartym tomie zachowali się tak, jak nakazuje zdrowy rozsądek, to powrotu Voldemorta i większości ostatnich trzech tomów udałoby się z łatwością uniknąć (no, ale to odejmowałoby książkom suspensu, nie? To się właśnie nazywa "chciejstwo autora").

"To sprawia, że nie był "zły dla samego bycia złym""

Rany chińskie, co ty za dyrdymały teraz wymyślasz? Był głównym antagonistą, reprezentującym sobą wszystkie negatywne wartości - i koniec pieśni. Morgoth i Sauron też od samego początku źli nie byli - i co z tego, skoro stali się tym, czym się stali?

"Malfoyowie byli wredni, ale nie byli źli. Kiedy V. powrócił, popierali go jedynie ze strachu o swoje życia, zaś w obliczu wyboru - dalsza wierność zwycięskiemu V czy bezpieczeństwo syna, Narcyza zdradziła V i kiedy wywiązała się bitwa, Malfoyowie nie stanęli po niczyjej stronie"

A od kiedy to bycie złym człowiekiem jest uzależnione od wierności wobec jakiegoś Większego Demiurga Zła? Malfoyowie nawet bez pomocy Voldemorta byli z poglądów faszystami i rasistami, oraz reprezentowali sobą całe mnóstwo innych ujemnych wartości. Co oni pozytywnego w sobie mieli, aby stwierdzić, że nie byli jednoznacznie źli?

"Nie, nie zmienił. Nie zrobił nic, co mogłoby o tym świadczyć"

Zdobycie serca dobrej i kryształowej (no, prawie) Lily też nie?

"Lupin wyrzucał sobie, że swoją chorobę przeniesie na dziecko, zostawił Tonks i był gotów ruszyć w świat"

No rzeczywiście, słuszna obawa o los dziecka to faktycznie negatywna cecha...

"A czy tytułowy bohater jest ideałem, dobrym i szlachetnym?"

Tak, jest. Wszystko, w co się pakuje, robi dla idei, gotów jest postawić własne życie na szalę, aby uratować cudze, ma "wielką słabość do robienia z siebie bohatera", jego życiową misją jest pokonać zakapiora, któremu nikt inny nie daje rady... brakuje mu w zasadzie tylko nadludzkich uzdolnień - tyle że nie wiem, czy to faktycznie zaleta, biorąc pod uwagę tę wcześniej wspomnianą misję. Na dodatek jest jeszcze ogromnie skromny, nie chełpi się swoimi dokonaniami, minimalizując ich znaczenie nawet wtedy, gdy inni dookoła go podziwiają, w rozmowie z Moody'm stwierdza nawet, że nie ma żadnych talentów.

"Czy nie popełnia błędów, czy często nie kieruje nim nienawiść?"

Azaliż albowiem naprawdę bielutki bohater musowo musi być jeszcze wzorowym chrześcijaninem, który darzy miłością nawet tych, którzy się nad nim pastwią albo mordują mu najbliższych...

"Czy mimo wszystko nie uważa się trochę za lepszego, wielokrotnie raniąc np. Hermionę, kiedy okazuje się mądrzejsza od niego?"

A kiedy to rani Hermionę, bo nie przypominam sobie czegoś takiego?

Na zakończenie - aby było jasne, postacie to i tak jeden z jaśniejszych punktów w prozie Rowling. Przynajmniej postacie same w sobie, bo relacje pomiędzy nimi trudno już uznać niekiedy za realistyczne. Nie wspominając już o tym, że Rowling się niemałym "talentem" wykazała, skoro jedna z jej postaci była najpierw białą dziewczyną, a potem czarnym chłopakiem (a może na odwrót?) :/.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

"Pierwsze słyszę o czymś takim."

A więc może nie czytałeś dokładnie książki?

"Nom, tyle że Flintstone'owie są parodią, a cała ta wizja świata ma charakter zdecydowanie komiczny. Gdyby HP również był utworem komediowym, takie upychanie różnych dziwactw miałoby sens. Może i jest to do przełknięcia w pierwszych tomach, które były skierowane raczej do dzieci (tyle że np. Hobbit czy Niekończąca się opowieść też były skierowane do dzieci, a infantylizmem nie porażały). Tyle że kiedy historia staje się coraz bardziej mroczna, ten komiczny świat jest absolutnie nie na miejscu"

To już twoja subiektywna opinia o świecie Rowling, a nie zarzut o niespójność.

"Jest wystarczająco dokładnym klonem, wykazującym cechy osobowości modelu, zdolnym nawet do konwersowania i wyrażania swojego zdania. Na dodatek odczuwającym upływ czasu, jako że Fineas czy też Fortesque wyraźnie mówią o przeszłości w tonie "kiedy byłem nauczycielem" albo "za moich czasów" - jak gdyby nie wszystek umarli, tylko nadal sobie na tych portretach żyli, przez wszystkie te lata.
Strachu przed śmiercią w żaden sposób to nie wyklucza - człowiek nic z tego przecież nie ma, że zostanie sklonowany, skoro sam i tak umrze i życia smakować nie będzie."

Owszem, zachowuje te wszystkie cechy, bo jest zaczarowany. Zaklęcie rzucone na obraz sprawia, że imituje on żywą osobę. Tylko, co w tym złego?

"Dlaczego? Fotografia też została wynaleziona przez niemagicznych. Zdjęcia czarodzieje również wykonują najzwyklejszymi w świecie aparatami (nawet klisze mają)"

Tylko że przystosowują owe urządzenia do swoich wymagań. Nie sądzisz chyba, że zwykły aparat robił by ruchome zdjęcia?

"Właśnie, że nie. Bez różdżki czarodzieje u Rowling nie panują nad swoją magią i wszystko, co im się udaje bez tych różdżek spowodować, to jakieś zupełnie niekontrolowane efekty - widać to wyraźnie na przykładzie przypadków z dzieciństwa Harry'ego."

Błąd. Tak jest tylko z dziećmi. Dorośli, dobrze wyszkoleni czarodzieje potrafią rzucać proste zaklęcia bez różdżek (np Quirrell wyczarował sznury samym klaśnięciem".

"Tak, bardzo trudno to sobie wyobrazić, bo aby owo upozorowanie jej się udało, musiałaby się zachować tak, jak się zachowują ludzie paleni na stosie - czyli obrócić się w popiół. Tymczasem o tym nie ma ani słowa - jest tylko powiedziane, że ofiary nie czuły bólu, a ostateczny rezultat jest całkowicie pominięty. Pani Rowling chce, abym uwierzył, że ci palący na stosie uznali nienaruszone w ogóle przez ogień ciało za normalny rezultat takiej egzekucji? Czy też po prostu z rozmysłem to przemilczała, żeby chociaż poudawać, iż ta drobna wzmianka ma sens"

Człowieku, czy tobie trzeba wszystko ze szczegółami tłumaczyć? Czy nie masz odrobiny wyobraźni? Zmrożenie płomieni + wyczarowanie dymu + ucieczka i zostawienie za sobą wyczarowanego popiołu. Trudne? Nie.

"A jak mieliby wyczarować coś, o czym pojęcia nie mają? Ani jak wygląda, ani jak funkcjonuje?"

A kto powiedział, że nie mają pojęcia? Nie wszyscy - to na pewno, ale co mądrzejsi studiowali mugoloznawstwo albo mieszkali wśród lub w pobliżu mugoli.

"Oj tam, oj tam. Cytatu z Biblii nie kojarzę, jeśli natomiast chodzi o Boże Narodzenie czy ojca chrzestnego, to Rowling wrzuciła je raczej z przyzwyczajenia, niż świadomie. W ciągu siedmiu tomów ani razu nie zauważyłem, żeby kwestia wiary była w jakikolwiek sposób poruszona - nawet kiedy mamy ową scenę ze ślubem Fleur i Billa, nic nie jest w tej kwestii powiedziane. Wręcz przeciwnie - słowa takie jak "Bóg" są omijane szerokim łukiem."

A po co kwestia wiary ma być szczegółowo rozwijana, skoro nie ma większego wpływu na fabułę? Jest tam, gdzie jest potrzebna - ojciec chrzestny, ślub, napis na grobie, wiara w istnienie duszy.

"Tak, tak, tak, tak - też czytałem, jakie to niby jest straszne i w ogóle (i w szczególe też). I co? I guzik - Voldek jakoś bez trudności rozszczepia tę swoją duszę aż siedem razy i nic kompletnie z tego nie wynika. Czasami tylko słyszymy, jak mówi, jakoby stał się czymś marniejszym niż cień, blablabla... ale to w dalszym ciągu tylko słowa. Mimo rozszczepienia duszy (cokolwiek takie coś może oznaczać), Voldemort nie wykazuje żadnych objawów "zdekompletowanej" osobowości. Co do tego, jaka to niby tajemna wiedza, też mam wątpliwości, skoro Riddle mógł się o tym dowiedzieć już jako dzieciak, a i Slughorn - człowiek nie parający się czarną magią w ogóle - sporo o tym wiedział"

Horkruksy miały wpływ na V. Od wyglądu zaczynając, do okaleczenia duszy (coraz mniej uczuć - stąd nie wiedział np. że horkruksy są niszczone, jego dusza była zbyt porozrywana). Słughorn wiedział tylko CZYM są horkruksy, nie wiedział JAK się je tworzy. A Riddle przeczytał o nich w księdze, którą później Dumb usunął z biblioteki.

"
Nawet od tego momentu miał czas, aby zająć się tym własnoręcznie, albo z pomocą zdolniejszych i potężniejszych od Harry'ego czarodziejów. Nawet wtedy mógł nie trzymać w tajemnicy takich istotnych spraw, jak treść przepowiedni czy też powód, dla którego Harry siedział u Dursleyów. No, ale jak to bywa - przepowiednie i "przeznaczenie" wszystko tłumaczą (czy może raczej "usprawiedliwiają" oraz "robią za wymówkę"

Nie rozumiem czego się tutaj czepiasz. Dumbledore zaczął działać jak tylko dowiedział się o horkruksach - czyli pod koniec 4 tomu, kiedy skojarzył dziennik ze słowami V, które przekazał mu Harry. W 5 części unikał go, aby nie kusić V i nie dopuszczać do utrwalenia więzi między ich umysłami. Przepowiednia nie była dla D. ważna, bo on sam wyznawał pogląd, że spełniają się tylko wtedy, kiedy ktoś do tego dąży.

"Jakie zacieśnienie więzi? Przecież udział Harry'ego w turnieju nie zachwycał absolutnie nikogo - gdyby Dumbledore nie pozwolił mu na to, tylko zyskałby u Karkarowa i Maxime dodatkowe punkty. Ochrona Moody'ego byłaby całkowicie zbędna, gdyby Harry'ego w ogóle nie narażano na żadne niebezpieczeństwo związane z udziałem w turnieju. Generalnie, gdyby w czwartym tomie zachowali się tak, jak nakazuje zdrowy rozsądek, to powrotu Voldemorta i większości ostatnich trzech tomów udałoby się z łatwością uniknąć (no, ale to odejmowałoby książkom suspensu, nie? To się właśnie nazywa "chciejstwo autora"

Zacieśnienie więzi i wymazanie dawnych nienawiści było motywacją Dumbledore'a i brytyjskiego ministerstwa. Karkarow miał to gdzieś, a Maxime była nieufna, ale przystała na propozycję. Moody'ego D. zatrudnił dla bezpieczeństwa jeszcze zanim Harry wziął udział w turnieju.

"
Rany chińskie, co ty za dyrdymały teraz wymyślasz? Był głównym antagonistą, reprezentującym sobą wszystkie negatywne wartości - i koniec pieśni. Morgoth i Sauron też od samego początku źli nie byli - i co z tego, skoro stali się tym, czym się stali?"

Nie rozumiesz? Nie twierdzę, że nie był zły. Nie był SZABLONOWO zły - czyli "zły dla samego bycia złym". Miał powody, motywacje, cele i przyczyny tego, jakim się stał.

"A od kiedy to bycie złym człowiekiem jest uzależnione od wierności wobec jakiegoś Większego Demiurga Zła? Malfoyowie nawet bez pomocy Voldemorta byli z poglądów faszystami i rasistami, oraz reprezentowali sobą całe mnóstwo innych ujemnych wartości. Co oni pozytywnego w sobie mieli, aby stwierdzić, że nie byli jednoznacznie źli"

A od kiedy bycie wrednym jest równoznaczne z byciem złym? Choćby to pozytywnego w sobie mieli, że Draco, nawet za obietnicę powrotu do dawnego, wygodnego życia, nie wydał Harrego i kompanii Bellatriks. To, że Narcyza bez względu na niebezpieczeństwo okłamała V, aby odnaleźć syna. To, że tak naprawdę to może i poglądy mieli złe, ale z ich realizacją nie byli tak chętni, kiedy przyszło co do czego.

"Zdobycie serca dobrej i kryształowej (no, prawie) Lily też nie?"

A co to za argument? Mało dziewczyn leci na "złych chłopców"? James zmienił się tylko o tyle, że był już za dorosły, żeby nadal gnębić Snape'a. Swoją drogą Syriusz zachował ten nawyk.

"No rzeczywiście, słuszna obawa o los dziecka to faktycznie negatywna cecha..."

Zostawił Tonks - o to chodziło. Po prostu ją porzucił i jakby nigdy nic chciał się przyłączyć do wyprawy Harrego.

"Tak, jest. Wszystko, w co się pakuje, robi dla idei, gotów jest postawić własne życie na szalę, aby uratować cudze, ma "wielką słabość do robienia z siebie bohatera", jego życiową misją jest pokonać zakapiora, któremu nikt inny nie daje rady... brakuje mu w zasadzie tylko nadludzkich uzdolnień - tyle że nie wiem, czy to faktycznie zaleta, biorąc pod uwagę tę wcześniej wspomnianą misję. Na dodatek jest jeszcze ogromnie skromny, nie chełpi się swoimi dokonaniami, minimalizując ich znaczenie nawet wtedy, gdy inni dookoła go podziwiają, w rozmowie z Moody'm stwierdza nawet, że nie ma żadnych talentów"

A gdzie tu są jakieś nadzwyczajnie dobre cechy? Jest odważny i ma swoje przekonania - i to tyle. Wiele razy, oprócz tego, wykazuje się głupotą, naiwnością i pozwala gniewowi sobą kierować. A propo skromności - gdybyś był sławny tylko z tego powodu, że ktoś zabił ci rodziców a ciebie nie zdołał, na pewno bardzo byś się tym chwalił, co?

"Azaliż albowiem naprawdę bielutki bohater musowo musi być jeszcze wzorowym chrześcijaninem, który darzy miłością nawet tych, którzy się nad nim pastwią albo mordują mu najbliższych..."

Tego komentarza nie rozumiem zupełnie.

"A kiedy to rani Hermionę, bo nie przypominam sobie czegoś takiego?"

Choćby kiedy z troski o niego poprosiła McGonagall o skonfiskowanie miotły. Miała racjonalne argumenty, a Harry zwyczajnie je olał i warczał na nią jak pies. Choćby w 5 części, kiedy był wściekły na Dumbledore'a, a wyżywał się na Ronie i Hermionie.

"Nie wspominając już o tym, że Rowling się niemałym "talentem" wykazała, skoro jedna z jej postaci była najpierw białą dziewczyną, a potem czarnym chłopakiem (a może na odwrót?)"

To nie wina Rowling, tylko tłumacza. Chodzi tu o Zabini Blaise, tego czarnego kumpla Malfoya. W pierwszej części jest o nim tylko wzmianka, że "Blaise Zabini USIADŁA przy stole Slytherinu". Błąd stąd, że w angielskim zarówno forma męska i żeńska od siadać będzie "Blaise Zabini sat". To tłumacz, musząc użyć słowa "usiadł" albo "usiadła" wybrał to drugie. Podobnie było z profesor Vector, którą znamy tylko z nazwiska, a po angielsku czasowniki nie zmieniają się przy różnej płci osób.

ocenił(a) film na 1

"A więc może nie czytałeś dokładnie książki?"

A może podałbyś jakieś przykłady?

"To już twoja subiektywna opinia o świecie Rowling, a nie zarzut o niespójność"

Ah roar, nie o niespójność - no to po prostu o to, że świat ów jest autoparodią. Swoją drogą, chyba ci się już zagadnienia pokałapućkały, skoro wspominasz tutaj o niespójności akurat.

"Owszem, zachowuje te wszystkie cechy, bo jest zaczarowany. Zaklęcie rzucone na obraz sprawia, że imituje on żywą osobę. Tylko, co w tym złego?"

Że to dziwne i niepotrzebne? Że wygląda tak, jakby Rowling koniecznie chciała, aby absolutnie wszystko - nieważne, czy ma to jakiś sens i cel, czy nie - było udziwnione względem szarej rzeczywistości?

"Tylko że przystosowują owe urządzenia do swoich wymagań. Nie sądzisz chyba, że zwykły aparat robił by ruchome zdjęcia?"

Z tego, co powiedział Colin Creevey, "żywość" zdjęć miała swoje źródło w technice ich wywoływania, a nie w samym aparacie.

"Błąd. Tak jest tylko z dziećmi. Dorośli, dobrze wyszkoleni czarodzieje potrafią rzucać proste zaklęcia bez różdżek (np Quirrell wyczarował sznury samym klaśnięciem)"

Strzeleniem palców, gwoli ścisłości. Swoją drogą, poza Quirrellem to nie przypominam sobie kogokolwiek.

"Człowieku, czy tobie trzeba wszystko ze szczegółami tłumaczyć? Czy nie masz odrobiny wyobraźni? Zmrożenie płomieni + wyczarowanie dymu + ucieczka i zostawienie za sobą wyczarowanego popiołu. Trudne? Nie"

Łał. Jeden wyjątek od reguły jest wystarczająco trudny do przełknięcia, a tu widzę, że mają się niby jeszcze mnożyć...

"A kto powiedział, że nie mają pojęcia? Nie wszyscy - to na pewno, ale co mądrzejsi studiowali mugoloznawstwo albo mieszkali wśród lub w pobliżu mugoli"

A dogłębne jest to ich - pożal się Boże - studiowanie. Specjalnie muszą się go uczyć, aby poznać nawet tak podstawowe rzeczy, jak to, jak się normalni ludzie ubierają. A jeśli jeszcze wspomnieć o wiedzy fachowej... aż mi głupio, że śmiem w to wątpić. Nawet mugole, posługujący się różnymi sprzętami, nie znają szczegółów na temat ich działania - kiedy coś dozna poważniejszej awarii, muszą wzywać fachowców. Również, patrząc po prostu na komputer i obserwując, jak ktoś na nim gra, nie nauczysz się go skonstruować. Do tego opierasz wszystko na absolutnej pewności, że oni mogli to sobie wyczarować - mimo że z książek wyraźnie wynika, że owi czarodzieje wcale nie potrafią stworzyć wszystkiego.

"A po co kwestia wiary ma być szczegółowo rozwijana, skoro nie ma większego wpływu na fabułę?"

NIC nie mówiłem o szczegółowym rozwijaniu. Mówiłem natomiast o tym, że nawet wzmianki się temu nie poświęca - nawet we wcześniej wspomnianej scenie ślubu, która wygląda tak, jak gdyby Rowling jak ognia unikała jasnego stwierdzenia, że książkowe towarzystwo to chrześcijanie. A chyba w takiej scenie już powinno się chociaż słowo pojawić, nie?

"Horkruksy miały wpływ na V. Od wyglądu zaczynając, do okaleczenia duszy (coraz mniej uczuć - stąd nie wiedział np. że horkruksy są niszczone, jego dusza była zbyt porozrywana)"

I nic poza tym z tego "okaleczenia duszy" nie wynika. Jakie znaczenie ma wygląd, jeśli jest ceną za potęgę?

"Przepowiednia nie była dla D. ważna, bo on sam wyznawał pogląd, że spełniają się tylko wtedy, kiedy ktoś do tego dąży"

Jeśli to prawda, to tym bardziej dziwne jest to, że powierzył wszystko w ręce pana P.

"Zacieśnienie więzi i wymazanie dawnych nienawiści było motywacją Dumbledore'a i brytyjskiego ministerstwa. Karkarow miał to gdzieś, a Maxime była nieufna, ale przystała na propozycję"

A teraz to już nie wiem, o co ci w końcu chodzi.

"Nie rozumiesz? Nie twierdzę, że nie był zły. Nie był SZABLONOWO zły - czyli "zły dla samego bycia złym". Miał powody, motywacje, cele i przyczyny tego, jakim się stał."

Ale o czym ty teraz mówisz? Stawiam tezę, że postacie są w większości łopatologicznie podzielone na jednoznacznie czarne i jednoznacznie białe - skąd ty nagle wziąłeś jakiś jedynie słuszny szablon? I dlaczego niby - co już powtarzam do znudzenia - sam origin miałby zmieniać fakt, że Voldemort jest postacią jednoznacznie złą?

"A od kiedy bycie wrednym jest równoznaczne z byciem złym?"

Coś ty się tak na tego "wrednego" uwziął, cokolwiek ma to twoim zdaniem znaczyć? I dlaczego Malfoyów niby nie nazwać złymi, skoro wyglądają (Draco w szczególności) na dobrą sprawę tak, jak gdyby Rowling postanowiła skumulować w nich wszystkie negatywne cechy charakteru, jakie przyszły jej do głowy? Swoją drogą, zwyczajne to pójście na łatwiznę - wylistuj wszystkie takie cechy i obdarz nimi postać. I jeśli tchórzostwo Malfoyów miałoby być cechą wybielającą, to czemu by i Bellatriks nie uznać za nie do końca złą, przez wzgląd na jej, wcześniej wspomnianą, wierność własnym ideom, niezależnie od przeciwności? I jeszcze dołożyć jako "cechę wybielającą" to, że ona nie była tak naprawdę zła, bo to jej obłęd najpewniej zaprowadził ją na złą drogę?

"A co to za argument?"

Co to za argument? A niby kto serdecznie nie cierpiał Jamesa za jego wszystkie wady? I kto w pewnym momencie tak diametralnie zmienił o nim zdanie, że nawet go pokochał? Chcesz mi wmówić, że to wszystko tylko dlatego, że Snape'a przestał gnębić? Jego wizerunek jako walczącego do końca z Voldemortem (tyle że się co do tego najwyraźniej Rowling rozmyśliła w ostatnim tomie) też jest dość jednoznaczny.
Aha - i w jaki to sposób Syriusz w dalszym ciągu Snape'a gnębił?

"Zostawił Tonks - o to chodziło. Po prostu ją porzucił i jakby nigdy nic chciał się przyłączyć do wyprawy Harrego"

No, ale to dla sprawy, wiesz przecież... Aragorn mimo wszystko też Arwenę zostawił, żeby iść na wojenkę.

"A gdzie tu są jakieś nadzwyczajnie dobre cechy? Jest odważny i ma swoje przekonania - i to tyle"

No i jeszcze szczytne są te jego przekonania, a on w ich imię gotów jest poświęcić życie.

"A propo skromności - gdybyś był sławny tylko z tego powodu, że ktoś zabił ci rodziców a ciebie nie zdołał, na pewno bardzo byś się tym chwalił, co?"

O, czyli to jedyne jego dokonanie było? Nie pomyślałbym.

"Tego komentarza nie rozumiem zupełnie"

Domagasz się stron pozytywnych nawet w kwestiach, z których "biali rycerze" są niejako zwolnieni - vide zrozumiały gniew wobec popełnionego przez kogoś zła.

"To nie wina Rowling, tylko tłumacza"

Tak, tak, też słyszałem. Jedni, że Rowling, inni że tłumacz. Przy czym jeśli Rowling nie umie opisać postaci tak, aby wiadomo było tak oczywistą rzecz jak to, jakiej jest płci, to coś jest tu zwyczajnie nie tak...

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

"A może podałbyś jakieś przykłady?"

Krum pochodzący z Bułgarii używał w turnieju (zadanie z labiryntem) nie-brytyjskich zaklęć, kiedy atakował Fleur i Diggorego. Dołohow w walce w departamencie poraził Hermionę nieznanym nikomu zaklęciem (fioletowy płomień).

"Ah roar, nie o niespójność - no to po prostu o to, że świat ów jest autoparodią. Swoją drogą, chyba ci się już zagadnienia pokałapućkały, skoro wspominasz tutaj o niespójności akurat."

Wspominam o niespójności, bo był to twój główny zarzut na temat świata HP. A twierdzenie, że to autoparodia jest znów tylko opinią - według mnie jak już wiesz jest to świetnie przemyślana sprawa.

"Że to dziwne i niepotrzebne? Że wygląda tak, jakby Rowling koniecznie chciała, aby absolutnie wszystko - nieważne, czy ma to jakiś sens i cel, czy nie - było udziwnione względem szarej rzeczywistości?"

I znowu. To, że to niepotrzebne i na siłę udziwnione to tylko opinia - bo jak można zmierzyć od kiedy zaczyna się "na siłę"? Dla mnie ubarwia to świat i podziwiam R. za jej wyobraźnię.

"Z tego, co powiedział Colin Creevey, "żywość" zdjęć miała swoje źródło w technice ich wywoływania, a nie w samym aparacie."

Tu masz rację, zapomniałem o tym. Z tym, że nadal nie ma w tym nic dziwnego - dziennikarze na pewno byli po mugoloznawstwie i wiedzieli jak obsługiwać aparaty (dlaczego zresztą czarodzieje, w końcu też ludzie, nie mieli by przystosować do swoich potrzeb niektórych mugolskich wynalazków?)

"Strzeleniem palców, gwoli ścisłości. Swoją drogą, poza Quirrellem to nie przypominam sobie kogokolwiek."

Harry rzucił lumos nie mając różdżki w ręku, kiedy bronił się przed dementorami na początku 5 tomu. Dumb wielokrotnie gasił i zapalał światło klaśnięciami.

"Łał. Jeden wyjątek od reguły jest wystarczająco trudny do przełknięcia, a tu widzę, że mają się niby jeszcze mnożyć..."

Masz na myśli te zaklęcia, czy ogólny fakt jej ucieczki?

"
A dogłębne jest to ich - pożal się Boże - studiowanie. Specjalnie muszą się go uczyć, aby poznać nawet tak podstawowe rzeczy, jak to, jak się normalni ludzie ubierają. A jeśli jeszcze wspomnieć o wiedzy fachowej... aż mi głupio, że śmiem w to wątpić. Nawet mugole, posługujący się różnymi sprzętami, nie znają szczegółów na temat ich działania - kiedy coś dozna poważniejszej awarii, muszą wzywać fachowców. Również, patrząc po prostu na komputer i obserwując, jak ktoś na nim gra, nie nauczysz się go skonstruować. Do tego opierasz wszystko na absolutnej pewności, że oni mogli to sobie wyczarować - mimo że z książek wyraźnie wynika, że owi czarodzieje wcale nie potrafią stworzyć wszystkiego."

I dlatego czarodzieje nie używają komputerów, nie mają telewizji ani specjalistycznych sprzętów. Mają radia, które z łatwością potrafiliby zaczarować tak, aby odbierały ich muzykę (mają też rozgłośnie radiowe). Czarodzieje nie są wcale tak do tyłu z mugolskimi wynalazkami.

"NIC nie mówiłem o szczegółowym rozwijaniu. Mówiłem natomiast o tym, że nawet wzmianki się temu nie poświęca - nawet we wcześniej wspomnianej scenie ślubu, która wygląda tak, jak gdyby Rowling jak ognia unikała jasnego stwierdzenia, że książkowe towarzystwo to chrześcijanie. A chyba w takiej scenie już powinno się chociaż słowo pojawić, nie?"

Już ci powiedziałem, że były na ten temat wzmianki. Boże narodzenie, ojciec chrzestny, cytaty z biblii na grobach. A ślub - jakoś nie wyobrażam sobie, żeby w czasie wojny czarodziejskie towarzystwo pchało się do kościoła. To był raczej ślub cywilny, stąd brak wzmianki o bogu.

"I nic poza tym z tego "okaleczenia duszy" nie wynika. Jakie znaczenie ma wygląd, jeśli jest ceną za potęgę?"

Owszem, wynika. Zanik jakichkolwiek głębszych uczuć, niestabilność duszy, (sam rytułał był na pewno bolesny, ale to sprawa drugorzędna). No i, po śmierci V. nie mógł "pójść dalej", bo jego dusza była poszatkowana.

"Jeśli to prawda, to tym bardziej dziwne jest to, że powierzył wszystko w ręce pana P."

Nie powierzył. Powierzył wszystko w ręce Snape'a. Harry był tylko marionetką - Dumb wiedział, że V. nie może go zabić.

"A teraz to już nie wiem, o co ci w końcu chodzi."

O powody, dla których Dumb zgodził się dopuścić Harrego do turnieju. My patrzymy na to z perspektywy tego, co się stało później - powrotu Voldemorta. Kiedy organizowano turniej, nikt, nawet Dumb nie spodziewał się, że V. może powrócić w ciągu roku i użyje do tego turnieju.

"Ale o czym ty teraz mówisz? Stawiam tezę, że postacie są w większości łopatologicznie podzielone na jednoznacznie czarne i jednoznacznie białe - skąd ty nagle wziąłeś jakiś jedynie słuszny szablon? I dlaczego niby - co już powtarzam do znudzenia - sam origin miałby zmieniać fakt, że Voldemort jest postacią jednoznacznie złą?"

Twierdzisz, że jest łopatologiczny podział na dobrych i złych - to ci wyjaśniam, na podstawie różnych postaci, że tak nie jest. Voldemort, jedna z niewielu osób bez wątpienia 100% złych, jest nadal ciekawie skonstruowaną pod względem psychicznym postacią. O to mi chodzi.

"Coś ty się tak na tego "wrednego" uwziął, cokolwiek ma to twoim zdaniem znaczyć? I dlaczego Malfoyów niby nie nazwać złymi, skoro wyglądają (Draco w szczególności) na dobrą sprawę tak, jak gdyby Rowling postanowiła skumulować w nich wszystkie negatywne cechy charakteru, jakie przyszły jej do głowy? Swoją drogą, zwyczajne to pójście na łatwiznę - wylistuj wszystkie takie cechy i obdarz nimi postać. I jeśli tchórzostwo Malfoyów miałoby być cechą wybielającą, to czemu by i Bellatriks nie uznać za nie do końca złą, przez wzgląd na jej, wcześniej wspomnianą, wierność własnym ideom, niezależnie od przeciwności? I jeszcze dołożyć jako "cechę wybielającą" to, że ona nie była tak naprawdę zła, bo to jej obłęd najpewniej zaprowadził ją na złą drogę?"

Uparłeś się, by nazywać złymi postaci, które wcale złe nie są. Malfoyowie obnosili się ze swoimi poglądami, dopóki tak naprawdę nie wymagało od nich to dokonywania żadnych poważnych wyborów. Draco mógł wydać Harrego Bellatriks, a nie zrobił tego. Nie z tchórzostwa - czego miałby się bać? Nie zrobił tego, bo wiedział, że tak nie można.

"Co to za argument? A niby kto serdecznie nie cierpiał Jamesa za jego wszystkie wady? I kto w pewnym momencie tak diametralnie zmienił o nim zdanie, że nawet go pokochał? Chcesz mi wmówić, że to wszystko tylko dlatego, że Snape'a przestał gnębić? Jego wizerunek jako walczącego do końca z Voldemortem (tyle że się co do tego najwyraźniej Rowling rozmyśliła w ostatnim tomie) też jest dość jednoznaczny.
Aha - i w jaki to sposób Syriusz w dalszym ciągu Snape'a gnębił?"

Czyli z braku jakichkolwiek dowodów wyciągasz wnioski o nawróceniu Jamesa tylko z faktu, że Lily za niego wyszła? Przypomnę ci, że gdyby nie jego zainteresowanie czarną magią, to byłaby ze Snape'em, nie z Jamesem.
A Syriusz nie zmienił nastawienia do Snape'a od czasów szkolnych. Nadal był gotów bić się z nim jak nastolatek. To miałem na myśli, fakt, źle ubrałem to w słowa.

"No, ale to dla sprawy, wiesz przecież... Aragorn mimo wszystko też Arwenę zostawił, żeby iść na wojenkę."

Błąd. Lupin nie zrobił tego dla dobra sprawy. Zrobił to z tchórzostwa. To inna sprawa niż Aragorn (którym, notabene, znów kierowała przepowiednia).

"No i jeszcze szczytne są te jego przekonania, a on w ich imię gotów jest poświęcić życie."

Taak... są tacy ludzie. I taki jest Harry. Co nadal nie znaczy, że jest idealny.

"O, czyli to jedyne jego dokonanie było? Nie pomyślałbym."

Tak, wg niego jedyne. Quirrella tak naprawdę pokonał Dumb, bazyliszka najpierw oślepił feniks a potem Harry dostał miecz, bazyliszek praktycznie sam się nadział, na cmentarzu uratowało go tylko priori incantatem, a nie żadna jego umiejętność. Jedynym jego dokonaniem było tylko odgonienie dementorów od Syriusza.

"Domagasz się stron pozytywnych nawet w kwestiach, z których "biali rycerze" są niejako zwolnieni - vide zrozumiały gniew wobec popełnionego przez kogoś zła."

Nie, nie domagam. Gdyby biali rycerze byli aż tak biali, mniej bym ich lubił.

"Tak, tak, też słyszałem. Jedni, że Rowling, inni że tłumacz. Przy czym jeśli Rowling nie umie opisać postaci tak, aby wiadomo było tak oczywistą rzecz jak to, jakiej jest płci, to coś jest tu zwyczajnie nie tak..."

Zabini miał jedną linijkę w książce, nie trzeba tu rozbudowanego opisu tak marginalnej postaci. Poza tym, śmiem twierdzić, że brytyjczycy rozpoznają płeć osoby po imieniu.

ocenił(a) film na 1

"Krum pochodzący z Bułgarii używał w turnieju (zadanie z labiryntem) nie-brytyjskich zaklęć, kiedy atakował Fleur i Diggorego. Dołohow w walce w departamencie poraził Hermionę nieznanym nikomu zaklęciem (fioletowy płomień)"

Kompletne spekulacje. Nic nie wiemy o tym, jakiego czaru użył Krum na Fleur, zaś atakując Diggory'ego, użył po prostu zaklęcia Cruciatus. To zaś, że nie określono dokładnie czaru rzuconego przez Dołohowa, kompletnie o niczym już nie świadczy - szczególnie że gość jest przecież adeptem czarnej magii.

"Wspominam o niespójności, bo był to twój główny zarzut na temat świata HP"

Tylko jeden z głównych zarzutów. Pozostałe to infantylizm oraz udziwnianie na siłę wszystkiego, co się da.

"Dla mnie ubarwia to świat i podziwiam R. za jej wyobraźnię"

Myślę, że do wymyślenia żywych obrazów wielkiej wyobraźni akurat nie trzeba.

"Harry rzucił lumos nie mając różdżki w ręku, kiedy bronił się przed dementorami na początku 5 tomu. Dumb wielokrotnie gasił i zapalał światło klaśnięciami"

O ile się nie mylę, to Harry akurat rzucił lumos, kiedy już znalazł i podniósł różdżkę. O ile się nie mylę, Dumb zapalał światła klaśnięciami tylko w specyficznych miejscach, takich jak własny gabinet.

"Masz na myśli te zaklęcia, czy ogólny fakt jej ucieczki?"

O, zaklęcia, no i jeszcze fakt, że tak to wszystko naturalnie miało niby wyglądać - w pierwszej chwili było nienaruszone ciało, w następnej od razu kupka popiołu (spalanie instant!)...

"Owszem, wynika. Zanik jakichkolwiek głębszych uczuć, niestabilność duszy"

I znowu - co to jest, ta "niestabilność duszy"? Zaniku uczuć też nie stwierdziłem - wręcz przeciwnie, kiedy V. miał powód, epatował furią (vide ten moment, kiedy Harry powiedział, że przepowiednia została zniszczona - "zalała go furia, wyraźnie nie związana z jego pragnieniem zemsty") czy innymi negatywnymi emocjami. Jeśli chodzi o uczucia wyższe, to dobrze wiemy, że Voldemort nie potrafił kochać nawet przed swoją transformacją.

"Nie powierzył. Powierzył wszystko w ręce Snape'a. Harry był tylko marionetką - Dumb wiedział, że V. nie może go zabić"

Snape miał związane ręce i nie mógł się własnoręcznie zająć horkruksami. Voldemort nie mógł zabić Harry'ego dopiero po tym, jak ten pokonał w walce Malfoya. Tu zresztą też Rowling się miota - w czwartej części nie mógł go zabić, w piątej już mógł (inaczej Dumb nie potrzebowałby go osłaniać przed zaklęciem jednym z tych posągów), w siódmej - znowu nie może...

"O powody, dla których Dumb zgodził się dopuścić Harrego do turnieju. My patrzymy na to z perspektywy tego, co się stało później - powrotu Voldemorta. Kiedy organizowano turniej, nikt, nawet Dumb nie spodziewał się, że V. może powrócić w ciągu roku i użyje do tego turnieju"

No to ci mówiłem, że nawet jeśli nie spodziewano się akurat powrotu pana V, to jednak wszyscy prawidłowo odgadli, że ktoś ma wobec HP złe zamiary - a i tak dopuścili go do turnieju. Czy tak się zachowują normalni, rozsądni, zdrowi psychicznie ludzie? No, chyba nie. Swoją drogą "plan" Croucha jest z tego punktu widzenia też genialny - nic by z tego nie wyszło, gdyby panie i panowie zachowali się tak, jak dyktuje logika i zdrowy rozsądek.
Niedopuszczenie Harry'ego do turnieju w żaden sposób nie zatrzęsłoby też jego relacjami z akademią Pięknej Różdżki i z Durmstrangiem - wręcz przeciwnie, bo im się przecież wcale nie podobało dopuszczanie go do turnieju.

"Twierdzisz, że jest łopatologiczny podział na dobrych i złych - to ci wyjaśniam, na podstawie różnych postaci, że tak nie jest. Voldemort, jedna z niewielu osób bez wątpienia 100% złych, jest nadal ciekawie skonstruowaną pod względem psychicznym postacią"

Nie obchodzi mnie jego konstrukcja psychiczna (która swoją drogą, też nie poraża oryginalnością, ze standardowym motywem trudnego dzieciństwa - przyznaj). Obchodzi mnie to, że jest jednoznacznie złą postacią, reprezentującą sobą wszystko, co negatywne.

"Draco mógł wydać Harrego Bellatriks, a nie zrobił tego. Nie z tchórzostwa - czego miałby się bać? Nie zrobił tego, bo wiedział, że tak nie można"

A, cholera wie, co dokładnie w tamtej scenie kierowało Malfoyem. Jeśli "wiedział, że tak nie można", to naprawdę, ma się to nijak do kreacji tej postaci oraz stosunku do Harry'ego. Już wcześniej otwarcie życzył jemu i jego przyjaciołom śmierci, a w jednej ze scen nie zawahał się użyć zaklęcia cruciatus - a teraz nagle mu się odwidziało?

"Czyli z braku jakichkolwiek dowodów wyciągasz wnioski o nawróceniu Jamesa tylko z faktu, że Lily za niego wyszła?"

A ty jakie masz dowody na przeciwne stanowisko? Sam fakt, że jako gówniarz był niedobry?
Snape to już inna bajka. W jego "najgorszym wspomnieniu" widzimy, jak otwarcie i na oczach pokaźnego tłumu wyzywa Lily od szlam. I co się okazuje w dwa tomy później? Że oni byli parą? Moment... Severus przez pięć lat (ba, więcej - oni jeszcze przed pójściem do Hogwartu się znali) łazi oczarowany za Lily, przez cały pobyt w Hogwarcie jest jego bratnią duszą, a tu pewnego dnia nagle ją od szlamy wyzywa, bo... bo "wyrwało mu się"? Ale numer.

"A Syriusz nie zmienił nastawienia do Snape'a od czasów szkolnych. Nadal był gotów bić się z nim jak nastolatek"

Tak, tyle że tym razem to Snape go podpuszczał. Jak nastolatek.

"Błąd. Lupin nie zrobił tego dla dobra sprawy. Zrobił to z tchórzostwa"

Tchórzostwa? Użyj innego słowa. Fakt, że obawia się słusznie o los swojego potomka - to jest tchórzostwo? Fakt, że w ramach swoich poczynań godzi się na walkę z pomagierami Voldemorta - to jest tchórzostwo?

"Taak... są tacy ludzie. I taki jest Harry. Co nadal nie znaczy, że jest idealny"

W dalszym ciągu realizuje wzorzec dobrego bohatera, ochoczo poświęcającego się pro publico bono.

"Tak, wg niego jedyne"

Wg niego tak, według innych...

"Zabini miał jedną linijkę w książce, nie trzeba tu rozbudowanego opisu tak marginalnej postaci"

Śmiem twierdzić, że inni pisarze mimo to potrafią tak określić takie postacie, żeby takie kwiatki przy tłumaczeniu się nie trafiały.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

"Kompletne spekulacje. Nic nie wiemy o tym, jakiego czaru użył Krum na Fleur, zaś atakując Diggory'ego, użył po prostu zaklęcia Cruciatus. To zaś, że nie określono dokładnie czaru rzuconego przez Dołohowa, kompletnie o niczym już nie świadczy - szczególnie że gość jest przecież adeptem czarnej magii"

No więc proszę, przykłady nie-angielskich (i nie łacińskich) zaklęć: Anapneo (greckie, czara ognia), Episkey (greckie, książę półkrwi), Glisseo (włoskie, insygnia śmierci), jeszcze?

"Tylko jeden z głównych zarzutów. Pozostałe to infantylizm oraz udziwnianie na siłę wszystkiego, co się da."

Tylko że te pozostałe są wyłącznie kwestią opinii.

"Myślę, że do wymyślenia żywych obrazów wielkiej wyobraźni akurat nie trzeba."

Pewnie dlatego jest tyle tego typu motywów w literaturze. Prawda?

"O ile się nie mylę, to Harry akurat rzucił lumos, kiedy już znalazł i podniósł różdżkę. O ile się nie mylę, Dumb zapalał światła klaśnięciami tylko w specyficznych miejscach, takich jak własny gabinet."

No to mylisz się. Harry szukał po omacku różdżki i zapalił ją bez dotykania, zanim w ogóle ją znalazł. Dumb, a także McGonagall, gasili i zapalali światło systematycznie w różnych pokojach. Dumb przywołał też o ile pamiętam łódkę w jaskini Voldemorta bez róóżdżki.

"O, zaklęcia, no i jeszcze fakt, że tak to wszystko naturalnie miało niby wyglądać - w pierwszej chwili było nienaruszone ciało, w następnej od razu kupka popiołu (spalanie instant!)"

Widać ograniczoną masz tę wyobraźnię, skoro obraz "zasłony dymnej" cię przerasta.

"I znowu - co to jest, ta "niestabilność duszy"? Zaniku uczuć też nie stwierdziłem - wręcz przeciwnie, kiedy V. miał powód, epatował furią (vide ten moment, kiedy Harry powiedział, że przepowiednia została zniszczona - "zalała go furia, wyraźnie nie związana z jego pragnieniem zemsty") czy innymi negatywnymi emocjami. Jeśli chodzi o uczucia wyższe, to dobrze wiemy, że Voldemort nie potrafił kochać nawet przed swoją transformacją."

Już to napisałem - nie odczuwał, że pozostałe horkruksy są niszczone (a chyba strata kawałka duszy JEST bolesna). No i ładnie ominąłeś fakt, że po śmierci nie mógł "iść dalej".

"Snape miał związane ręce i nie mógł się własnoręcznie zająć horkruksami. Voldemort nie mógł zabić Harry'ego dopiero po tym, jak ten pokonał w walce Malfoya. Tu zresztą też Rowling się miota - w czwartej części nie mógł go zabić, w piątej już mógł (inaczej Dumb nie potrzebowałby go osłaniać przed zaklęciem jednym z tych posągów), w siódmej - znowu nie może"

Własnoręcznie nie, ale to Dumb i Snape kierowali Potterem, który był tylko narzędziem w ich rękach. A V. nie mógł zabić Harrego swoją różdżką od kiedy wywiązało się priori incantatem i od kiedy użył jego krwi (sprawdź sobie reakcję Dumba, kiedy Harry mu o tym powiedział).


"No to ci mówiłem, że nawet jeśli nie spodziewano się akurat powrotu pana V, to jednak wszyscy prawidłowo odgadli, że ktoś ma wobec HP złe zamiary - a i tak dopuścili go do turnieju. Czy tak się zachowują normalni, rozsądni, zdrowi psychicznie ludzie? No, chyba nie. Swoją drogą "plan" Croucha jest z tego punktu widzenia też genialny - nic by z tego nie wyszło, gdyby panie i panowie zachowali się tak, jak dyktuje logika i zdrowy rozsądek.
Niedopuszczenie Harry'ego do turnieju w żaden sposób nie zatrzęsłoby też jego relacjami z akademią Pięknej Różdżki i z Durmstrangiem - wręcz przeciwnie, bo im się przecież wcale nie podobało dopuszczanie go do turnieju."

Dumb był honorowy, a wylosowanie przez czarę to "wiążący magiczny kontrakt". Nawet Crouch ala Moody to wyśmiał, ale ministerstwo wywierało presję. No i autorytetem był tu Crouch senior, a ten nie złamał by zasad za nic.

"Nie obchodzi mnie jego konstrukcja psychiczna (która swoją drogą, też nie poraża oryginalnością, ze standardowym motywem trudnego dzieciństwa - przyznaj). Obchodzi mnie to, że jest jednoznacznie złą postacią, reprezentującą sobą wszystko, co negatywne."

Owszem. Skonstruowaną w ciekawy sposób. (trudne dzieciństwo nie było najważniejszym powodem jego zachowania). Nie jest zły dla samego bycia złym (jak np. Sauron) co już czyni go ciekawszą postacią.

"A, cholera wie, co dokładnie w tamtej scenie kierowało Malfoyem. Jeśli "wiedział, że tak nie można", to naprawdę, ma się to nijak do kreacji tej postaci oraz stosunku do Harry'ego. Już wcześniej otwarcie życzył jemu i jego przyjaciołom śmierci, a w jednej ze scen nie zawahał się użyć zaklęcia cruciatus - a teraz nagle mu się odwidziało?"

Chyba nie bardzo wiesz, jak działa ludzka psychika:) Malfoy robił to wszystko, kiedy nie wychodziło to poza jego bezpieczną sferę - jak ci, którzy gnębią słabszych dopóki ktoś ich za to podziwia, albo czują się przez to lepiej. A kiedy sprawa była poważna - wydanie Harrego oznaczałoby jego śmierć (i notabene nagrodę dla Malfoyów) - czyli to, czego niby tak pragnął - nie wydał go.

"A ty jakie masz dowody na przeciwne stanowisko? Sam fakt, że jako gówniarz był niedobry?
Snape to już inna bajka. W jego "najgorszym wspomnieniu" widzimy, jak otwarcie i na oczach pokaźnego tłumu wyzywa Lily od szlam. I co się okazuje w dwa tomy później? Że oni byli parą? Moment... Severus przez pięć lat (ba, więcej - oni jeszcze przed pójściem do Hogwartu się znali) łazi oczarowany za Lily, przez cały pobyt w Hogwarcie jest jego bratnią duszą, a tu pewnego dnia nagle ją od szlamy wyzywa, bo... bo "wyrwało mu się"? Ale numer"

W książce było wyjaśnione, dlaczego ją tak nazwał. Ich przyjaźń przez te lata też nie układała się wzorowo. Przeczytaj sobie "opowieść księcia".

"Tak, tyle że tym razem to Snape go podpuszczał. Jak nastolatek."

Snape zadrwił z niego w o wiele bardziej dorosły sposób, jeśli można tak to ująć. Co nie umniejsza jego winy. A Syriusz ruszył do niego z pięściami (czy tam z różdżką:)

"Tchórzostwa? Użyj innego słowa. Fakt, że obawia się słusznie o los swojego potomka - to jest tchórzostwo? Fakt, że w ramach swoich poczynań godzi się na walkę z pomagierami Voldemorta - to jest tchórzostwo?"

A czytałeś uważnie? Porzucił ją już PO poczęciu dziecka. Kiedy dowiedział się, że może ono być wilkołakiem i nie potrafił temu sprostać. Wtedy zostawił Tonks i walka z V. nie miała tu większego znaczenia, bo to była tylko wymówka przed samym sobą.

"W dalszym ciągu realizuje wzorzec dobrego bohatera, ochoczo poświęcającego się pro publico bono."

W dalszym ciągu pozostaje realistyczną, nieidealną postacią.

"Wg niego tak, według innych..."

A gdzie tu problem? Wg innych nie jedyne, wg niego tak, stąd ta skromność kiedy ludzie go chwalili.

"Śmiem twierdzić, że inni pisarze mimo to potrafią tak określić takie postacie, żeby takie kwiatki przy tłumaczeniu się nie trafiały."

To już Polkowski powinien ją o to zapytać. Anglicy rozpoznają płeć po imieniu, tak jak my u siebie.

ocenił(a) film na 1

"Pewnie dlatego jest tyle tego typu motywów w literaturze. Prawda?"

Myślę, że niewiele jest w literaturze inteligentnych ras człekokształtnych czternastonogich żuków z pancerzami w fioletowo-sraczkowatą kratkę, a jeszcze mniej drzew, z których wyrastają szesnastokątne liście z lateksu. Czy to oznacza, że takie coś byłoby oryginalne, gdyby to do książki wprowadzić? Czy może raczej - nikt czegoś takiego nie wprowadza, bo to zwyczajnie głupie?
U Pratchetta by się może coś takiego pojawiło - tyle że jak Pratchett pisze, chyba wiesz.
Do tego problem z tym światem u Rowling jest jeszcze jeden - taki, że ona te wszystkie motywy czerpie kompletnie na chybił trafił. Bez żadnej konsekwencji bierze je, skąd tylko się da, nie dbając o to, czy w ogóle pasują do reszty, czy nie. Jednym z najbardziej irytujących kwiatków są wcześniej wałkowane miotły - mimo że latały na nich wiedźmy w bajkach dla dzieci, tutaj każe na nich latać magom w dostojnych szatach. Skrzaty domowe to uciekły chyba z historyjek o Świętym Mikołaju. Sfinks z czwartej części też pasuje do tego świata jak wół do karety... a propos zresztą mitów - ona się ich nawet nie trzyma. Wrzuciła do tego zakazanego lasu centaury, ale widać wyraźnie, że obchodził ją tylko ich wygląd - nawet nie zadała sobie trudu, aby sprawdzić, jak obrazowano owe centaury w mitologii.

"Widać ograniczoną masz tę wyobraźnię, skoro obraz "zasłony dymnej" cię przerasta"

Wyobraźnię mam zupełnie sprawną, i właśnie dlatego nie widzi mi się praktyczne zastosowanie takiej zasłony dymnej... i to tak jeszcze, żeby nie widzieli, jak sobie schodzi z tego stosu, jak później stamtąd odchodzi (teleportacja to już nie jest proste zaklęcie)... snuł się pewnie za nią wszędzie ten dym, jak się ewakuowała, i absolutnie nikomu się to nie wydało podejrzane... no i ten dym przy stosie rozwiać się też nie mógł za szybko, musiał pozostać taki nienaturalnie gęsty dość długo, aby uwierzyli, że przez ten czas ciało się spaliło... no i nikogo nie powinno dziwić, że nawet szkielet nie został... naprawdę, im dłużej rozmawiamy, tym bardziej mi się ta wzmianka - drobna przecież - głupia wydaje...

"Już to napisałem - nie odczuwał, że pozostałe horkruksy są niszczone (a chyba strata kawałka duszy JEST bolesna). No i ładnie ominąłeś fakt, że po śmierci nie mógł "iść dalej""

A ja ci wtedy powiedziałem, że nic innego z owego rozszczepienia duszy nie wynika. Potem ty rzuciłeś coś o "niestabilnej duszy", a kiedy ci wspomniałem, że to nic w praktyce nie znaczy, ty znowu mówisz, że on nie czuł, że ktoś mu horkruksy rozwala... kręcisz się w kółko.
Co do przejścia dalej - a mało to wariatów by się znalazło, którzy woleliby sobie sprawić takiego horkruksa i żyć wiecznie, zamiast "iść dalej"? Przy czym Voldemort zdecydowanie normalny nie był.

"Własnoręcznie nie, ale to Dumb i Snape kierowali Potterem, który był tylko narzędziem w ich rękach"

Narzędzia też trzeba sobie dobierać uważnie. Wybór Pottera, tylko dlatego, że "bo przepowiednia", był bardzo wątpliwy.
A, tak mi się coś przypomniało... wspomniałem już, że kiedy pod koniec Księcia Półkrwi ujrzałem inicjały R.A.B., to pierwszym, kto mi przyszedł na myśl, był Regulus <jak-mu-tam-na-drugie-imię> Black? Serio. Tożsamość Księcia zresztą też znałem tak naprawdę na długo przed tym, zanim się ujawnił.

"A V. nie mógł zabić Harrego swoją różdżką od kiedy wywiązało się priori incantatem i od kiedy użył jego krwi (sprawdź sobie reakcję Dumba, kiedy Harry mu o tym powiedział)"

Chyba nie przeczytałeś uważnie mojej wypowiedzi. Skoro i tak nie mógł Harry'ego zabić, to DLACZEGO Dumbledore wysłał ten ożywiony posąg, aby zasłonił Harry'ego?

"Dumb był honorowy, a wylosowanie przez czarę to "wiążący magiczny kontrakt""

"Wiążący magiczny kontrakt", dobre... a co by się stało, gdyby olali ten jeden niewygodny punkt owego kontraktu? Zacytowałbym w tym momencie Kingsleya z Prince of Persia, ale niestety, nie pamiętam dokładnie tamtej kwestii. Czyli mam rozumieć, że mając do wyboru: nie narażać Pottera w ogóle i narazić go, świadomie, na śmiertelne niebezpieczeństwo, wybierają to drugie, machają ręką na czyjeś życie... bo kontrakt by im diabli wzięli? Który to swoją drogą kontrakt diabli wzięli tak naprawdę już w chwili, kiedy czara wypluła nazwisko Pottera - bo umowa nie zakładała udziału czwartego zawodnika (a złamanie kontraktu poprzez niedopuszczenie Pottera tak naprawdę naprostowałoby to)?
I od kiedy to Dumbledore tak bardzo się przejmował tym, co ma do powiedzenia ministerstwo? Kierowane przez kolesia, który codziennie prosił o pomoc właśnie Dumbledore'a, jako tę niańkę?

"Owszem. Skonstruowaną w ciekawy sposób"

Skrajny mizantrop, który za swoje nieszczęścia wini cały świat (a przynajmniej sporą jego część), realizujący schemat Mrocznego Lorda, nie jest dla mnie w żaden sposób ciekawy. Taki Darth Vader też był Mrocznym Lordem, ale przynajmniej był również upadłym aniołem i historia jego moralnego upadku rzeczywiście coś ciekawego do powiedzenia miała (podobnie jak wrażenie robiła jego rehabilitacja u kresu). Riddle już jako szczeniak (vide wspomnienie Dumbledore'a z sierocińca) był postacią negatywną, a z biegiem lat było tylko gorzej.
O! No i jeszcze jedno. To już co prawda skrajnie subiektywne, ale po prostu - kiedy tak widzę tego Voldka i jego ferajnę (tylko dlaczego "śmierciożercy", na litość?), co to trzęsą tym całym magicznym światem, to choćbym się nie wiem jak starał, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że taki Vilgefortz spaliłby całą tę ekipę na żużel tym słupem ognia, co to Geralt w nim omal nie spłonął. I to zanim jeszcze Voldemort zdążyłby słowo wystękać.

"Nie jest zły dla samego bycia złym (jak np. Sauron)"

Sauron to jest akurat zły dla władzy, po prostu. Nie dla samego bycia złym.

"W książce było wyjaśnione, dlaczego ją tak nazwał. Ich przyjaźń przez te lata też nie układała się wzorowo"

Co z tego, że nie układała się wzorowo? W dalszym ciągu byli parą, w dalszym ciągu wszędzie we dwójkę łazili i byli sobie bardzo bliscy. A tu nagle jednego dnia - ot, tak - "szlamą" ją obrzuca? Coś takiego jest, eufemistycznie rzecz biorąc, bezsensowne.
Tak na marginesie - czy ktoś kiedyś wpadł na sensowne wyjaśnienie, dlaczego Snape cały czas ma tłuste włosy? :/

"Snape zadrwił z niego w o wiele bardziej dorosły sposób, jeśli można tak to ująć"

Kpiny pod adresem nieżyjącego kolegi są faktycznie bardzo dorosłe.

"W dalszym ciągu pozostaje realistyczną, nieidealną postacią"

Jeśli główny bohater ma takie dzieciństwo, jakie ma - i potem zachowuje się zupełnie normalnie, zawiązuje nawet przyjaźnie i normalne stosunki interpersonalne - to w żadnym razie nie jest realistyczny. Równie "realistyczne" są te wszystkie postacie z bajek, które mimo wychowywania przez podłą macochę (czy inną tego typu personę), nie doznają żadnych wypaczeń osobowości i pozostają nieskazitelnie dobre.
Nie jest postacią idealną, w porządku - jest więc postacią schematyczną. Może być?

"A gdzie tu problem? Wg innych nie jedyne, wg niego tak, stąd ta skromność kiedy ludzie go chwalili"

Ale przecież o to właśnie chodzi! Nie uważa swoich dokonań za dokonania, nie chwali się, nawet prywatnie nie odczuwa dumy (wiemy o tym, bo akcja cały czas prowadzona jest z jego punktu widzenia - i znamy nawet jego prywatne odczucia). Taka kolejna cecha dobrego bohatera z ciągotami do poświęceń pro publico bono.

"To już Polkowski powinien ją o to zapytać. Anglicy rozpoznają płeć po imieniu, tak jak my u siebie"

Nie w przypadku imion wymyślonych.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

Do tego problem z tym światem u Rowling jest jeszcze jeden - taki, że ona te wszystkie motywy czerpie kompletnie na chybił trafił. Bez żadnej konsekwencji bierze je, skąd tylko się da, nie dbając o to, czy w ogóle pasują do reszty, czy nie. Jednym z najbardziej irytujących kwiatków są wcześniej wałkowane miotły - mimo że latały na nich wiedźmy w bajkach dla dzieci, tutaj każe na nich latać magom w dostojnych szatach. Skrzaty domowe to uciekły chyba z historyjek o Świętym Mikołaju. Sfinks z czwartej części też pasuje do tego świata jak wół do karety... a propos zresztą mitów - ona się ich nawet nie trzyma. Wrzuciła do tego zakazanego lasu centaury, ale widać wyraźnie, że obchodził ją tylko ich wygląd - nawet nie zadała sobie trudu, aby sprawdzić, jak obrazowano owe centaury w mitologii.

Po raz kolejny to tylko toje odczucia, a nie obiektywne stwierdzenie. Świat Rowling nigdy nie był w 100% poważny, więc miotły i skrzaty jak najbardziej do niego pasują.

Wyobraźnię mam zupełnie sprawną, i właśnie dlatego nie widzi mi się praktyczne zastosowanie takiej zasłony dymnej... i to tak jeszcze, żeby nie widzieli, jak sobie schodzi z tego stosu, jak później stamtąd odchodzi (teleportacja to już nie jest proste zaklęcie)... snuł się pewnie za nią wszędzie ten dym, jak się ewakuowała, i absolutnie nikomu się to nie wydało podejrzane... no i ten dym przy stosie rozwiać się też nie mógł za szybko, musiał pozostać taki nienaturalnie gęsty dość długo, aby uwierzyli, że przez ten czas ciało się spaliło... no i nikogo nie powinno dziwić, że nawet szkielet nie został... naprawdę, im dłużej rozmawiamy, tym bardziej mi się ta wzmianka - drobna przecież - głupia wydaje

Mógłbym teraz napisać ci esej o tym, w jaki sposób taka czarownica mogła uciec, ale po co? Skoro wyobrażenie sobie tak prostej rzeczy cię przerasta, to nie ma to sensu.


A ja ci wtedy powiedziałem, że nic innego z owego rozszczepienia duszy nie wynika. Potem ty rzuciłeś coś o "niestabilnej duszy", a kiedy ci wspomniałem, że to nic w praktyce nie znaczy, ty znowu mówisz, że on nie czuł, że ktoś mu horkruksy rozwala... kręcisz się w kółko.
Co do przejścia dalej - a mało to wariatów by się znalazło, którzy woleliby sobie sprawić takiego horkruksa i żyć wiecznie, zamiast "iść dalej"? Przy czym Voldemort zdecydowanie normalny nie był.

Zapominasz, że po pierwsze, to nikt nie wiedział, jakie dokładnie są skutki stworzenia tylu horkruksów. Voldemort jako pierwszy stworzył ich więcej niż 2, a podręczniki ostrzegały, że już po pierwszym rozdzieleniu dusza jest niestabilna - i owszem, wiele z tego wynika. Np fakt, że dusza rozpada się dalej sama, przy każdym większym "wstrząsie" dla organizmu. I myślę, że skoro tworzenie horkruksa zakłada wiarę w posiadanie duszy, to nie znalazło by się wielu takich, którzy zrezygnowali by z życia wiecznego.

Narzędzia też trzeba sobie dobierać uważnie. Wybór Pottera, tylko dlatego, że "bo przepowiednia", był bardzo wątpliwy.
A, tak mi się coś przypomniało... wspomniałem już, że kiedy pod koniec Księcia Półkrwi ujrzałem inicjały R.A.B., to pierwszym, kto mi przyszedł na myśl, był Regulus <jak-mu-tam-na-drugie-imię> Black? Serio. Tożsamość Księcia zresztą też znałem tak naprawdę na długo przed tym, zanim się ujawnił.

Nie wybrali go ze względu na przepowiednię. Czytałeś uważnie? To Voldemort go wybrał, sam naznaczył go jako równego sobie. Harry był na to skazany, bo to Voldemort, a nie Dumb, uwierzył w przepowiednię.

Chyba nie przeczytałeś uważnie mojej wypowiedzi. Skoro i tak nie mógł Harry'ego zabić, to DLACZEGO Dumbledore wysłał ten ożywiony posąg, aby zasłonił Harry'ego?

A chociażby po to, że Harremu mogło się stać tysiąc złych rzeczy podczas tego pojedynku - nie każde zaklęcie zabija, ale wiele ma fatalne skutki.


"Wiążący magiczny kontrakt", dobre... a co by się stało, gdyby olali ten jeden niewygodny punkt owego kontraktu? Zacytowałbym w tym momencie Kingsleya z Prince of Persia, ale niestety, nie pamiętam dokładnie tamtej kwestii. Czyli mam rozumieć, że mając do wyboru: nie narażać Pottera w ogóle i narazić go, świadomie, na śmiertelne niebezpieczeństwo, wybierają to drugie, machają ręką na czyjeś życie... bo kontrakt by im diabli wzięli? Który to swoją drogą kontrakt diabli wzięli tak naprawdę już w chwili, kiedy czara wypluła nazwisko Pottera - bo umowa nie zakładała udziału czwartego zawodnika (a złamanie kontraktu poprzez niedopuszczenie Pottera tak naprawdę naprostowałoby to)?
I od kiedy to Dumbledore tak bardzo się przejmował tym, co ma do powiedzenia ministerstwo? Kierowane przez kolesia, który codziennie prosił o pomoc właśnie Dumbledore'a, jako tę niańkę?

Żeby ci to naprawdę wyjaśnić, musiałbym ci tłumaczyć system działania ministerstwa, relacje między krajami, charakter Dumba, etc. Zakładam, że już to wiesz z książki. Turniej znaczył bardzo wiele dla odbudowania relacji między szkołami (i narodami). A jak już mówiłem, nikt nie spodziewał się powrotu V. Harremu w ich oczach groziło takie samo niebezpieczeństwo jak innym zawodnikom turnieju - ewentualna krzywda mogła mu się stać podczas któregoś z zadań, dlatego wzmożono środki ochronne.

Skrajny mizantrop, który za swoje nieszczęścia wini cały świat (a przynajmniej sporą jego część), realizujący schemat Mrocznego Lorda, nie jest dla mnie w żaden sposób ciekawy. Taki Darth Vader też był Mrocznym Lordem, ale przynajmniej był również upadłym aniołem i historia jego moralnego upadku rzeczywiście coś ciekawego do powiedzenia miała (podobnie jak wrażenie robiła jego rehabilitacja u kresu). Riddle już jako szczeniak (vide wspomnienie Dumbledore'a z sierocińca) był postacią negatywną, a z biegiem lat było tylko gorzej.

Akurat taki Vader jest niezwykle banalnym łotrem - na początku bez skazy, potem totalny zły i na końcu odkupienie, które przyszło mu do głowy w pięć minut. O wiele bardziej widzę Voldemorta, który jakby nie patrzeć, był psychopatą, a tacy ludzie naprawdę istnieją.


Sauron to jest akurat zły dla władzy, po prostu. Nie dla samego bycia złym.

Nie był zły dla władzy - władzę miał już przedtem. Był zły, bo powieść potrzebowała wielkiego zła do pokonania.


Co z tego, że nie układała się wzorowo? W dalszym ciągu byli parą, w dalszym ciągu wszędzie we dwójkę łazili i byli sobie bardzo bliscy. A tu nagle jednego dnia - ot, tak - "szlamą" ją obrzuca? Coś takiego jest, eufemistycznie rzecz biorąc, bezsensowne.
Tak na marginesie - czy ktoś kiedyś wpadł na sensowne wyjaśnienie, dlaczego Snape cały czas ma tłuste włosy? :/

Nie, nie jest bezsensowne i było wyjaśnione w książce. Nie każ mi cytować, przejrzyj po prostu opowieść księcia.

Kpiny pod adresem nieżyjącego kolegi są faktycznie bardzo dorosłe.

Na pewno jego kpina była bardziej wyrafinowana niż rzucanie się od razu z pięściami.


Jeśli główny bohater ma takie dzieciństwo, jakie ma - i potem zachowuje się zupełnie normalnie, zawiązuje nawet przyjaźnie i normalne stosunki interpersonalne - to w żadnym razie nie jest realistyczny. Równie "realistyczne" są te wszystkie postacie z bajek, które mimo wychowywania przez podłą macochę (czy inną tego typu personę), nie doznają żadnych wypaczeń osobowości i pozostają nieskazitelnie dobre.
Nie jest postacią idealną, w porządku - jest więc postacią schematyczną. Może być?

A dlaczego nie? Ludzie wychowani w trudnych warunkach nie są rozpieszczeni, specjalnie pewni siebie, itp. taki był Harry. Powiedziałbym, że jest postacią schematyczną, gdybyś mi podał przykłady innych postaci spełniających ten schemat (i nie wyskakuj mi tu z kopciuszkiem:)

Ale przecież o to właśnie chodzi! Nie uważa swoich dokonań za dokonania, nie chwali się, nawet prywatnie nie odczuwa dumy (wiemy o tym, bo akcja cały czas prowadzona jest z jego punktu widzenia - i znamy nawet jego prywatne odczucia). Taka kolejna cecha dobrego bohatera z ciągotami do poświęceń pro publico bono.

Bo on niczego nie dokonał. Nie umniejszał wcale swoich dokonań - przyznał, ze przepędził tych dementorów. On po prostu oprócz tego nic wielkiego nie zrobił. A że ludzie tak myśleli, to już ich sprawa.


Nie w przypadku imion wymyślonych.

Więc dziwne, że anglicy nie mieli takiego problemu. Co więcej, nawet na Harry Potter wiki, gdzie masz szczegółowe informacje m. in o błędach, nie ma o tym słowa.

tak btw, to uważam, że powinniśmy zakończyć tę dyskusję. Widać jasno, że jeden nie przekona drugiego, a nie ukrywam, że odpisywanie na tak długie posty zabiera trochę czasu:) Widzisz mnóstwo (wydumanych wg mnie) wad w HP, niemal umyślnie nie dostrzegając tych np z WP (płaskie do bólu postaci, itp).Fajnie, że da się pogadać bez kłótni, ale już mnie to zmęczyło. No i zrobiliśmy tu mały offtop. Co ty na to?

ocenił(a) film na 1

"Po raz kolejny to tylko toje odczucia, a nie obiektywne stwierdzenie"

To, że Rowling serwuje ludziom gatunkową papkę, jest jak najbardziej obiektywnym stwierdzeniem. Możesz się upierać, że tobie to nie przeszkadza, ale minusem książki jest.
Świat Tolkiena też nigdy w stu procentach poważny nie był, ale Tolkien polegał raczej na humorze sytuacyjnym i humorze postaci (vide dochodzenie się Gimliego i Legolasa, kto więcej orków ukatrupił), a nie na permamentnie obecnych w książkach błazeństwach.

"Mógłbym teraz napisać ci esej o tym, w jaki sposób taka czarownica mogła uciec, ale po co? Skoro wyobrażenie sobie tak prostej rzeczy cię przerasta, to nie ma to sensu"

Przecież ci tłumaczę, że mnie to wcale nie przerasta - już to sobie wyobraziłem, ze wszystkimi szczegółami, i wygląda absolutnie nierealnie.

"Np fakt, że dusza rozpada się dalej sama, przy każdym większym "wstrząsie" dla organizmu"

I znowu mówisz o czymś, co fajnie brzmi, ale nie znajduje odwzierciedlenia w książkach, to się już nudne robi...

"I myślę, że skoro tworzenie horkruksa zakłada wiarę w posiadanie duszy, to nie znalazło by się wielu takich, którzy zrezygnowali by z życia wiecznego"

Myślę, że znalazłoby się dostatecznie wielu.

"Nie wybrali go ze względu na przepowiednię"

Mniejsza o to. Gdyby Dumbledore dał sobie siana ze swoim "planem", kolesie z Zakonu Feniksa mogliby zniszczyć poszczególne horkruksy, zanim Dumb z Harrym zakończyliby te swoje wieczorne sesje. Zamiast tego, wszystko złożył na ręce dzieciaka. A jeśli Voldemort tak sobie wziął do serca przepowiednie, to tym lepiej - nawet by pewnie nie dostrzegł zagrożenia ze strony Zakonu.

"Turniej znaczył bardzo wiele dla odbudowania relacji między szkołami (i narodami)"

I dlatego zlekceważyli fakt, że czwarty zawodnik się władował? No, rzeczywiście rozsądne. Gdyby nie dopuścili Pottera do turnieju, wybraliby mniejsze zło, jeśli chodzi o łamanie zasad, a w dodatku nie naraziliby niepotrzebnie Harry'ego - same zalety.
Jak już mówiłem, nie musieli się spodziewać akurat powrotu V. I jeśli czternastolatek był według nich jednakowo zagrożony, to najwyraźniej mamy kolejny przejaw ich "rozsądku".

"Akurat taki Vader jest niezwykle banalnym łotrem - na początku bez skazy, potem totalny zły i na końcu odkupienie, które przyszło mu do głowy w pięć minut"

Spłycasz wątek Vadera - polecam wizytę na Ossusie.

"O wiele bardziej widzę Voldemorta, który jakby nie patrzeć, był psychopatą, a tacy ludzie naprawdę istnieją"

Moment... najpierw się upierasz, że Voldemort nie był "zły dla samego zła" i że stał się zły wskutek swoich nieszczęsnych doświadczeń, a teraz stwierdzasz, że on jednak miał wrodzone skrzywienie umysłowe? To ja już nie wiem.

"Nie był zły dla władzy - władzę miał już przedtem"

Co to za władza? On chciał całym Śródziemiem zawładnąć, nie tylko Mordorem.

"Nie, nie jest bezsensowne i było wyjaśnione w książce. Nie każ mi cytować, przejrzyj po prostu opowieść księcia"

Nie moge przejrzeć opowieści księcia, bo nie mam książki. Siódmy tom pożyczyłem od kuzyna, przeczytałem i oddałem. Nic sensownego z tamtego wyjaśnienia sobie nie przypominam, poza tym, że się Snape'owi "wyrwało" i że popadł w złe towarzystwo.

"Na pewno jego kpina była bardziej wyrafinowana niż rzucanie się od razu z pięściami"

Prostackie złośliwości są akurat tak mniej więcej wyrafinowane, jak danie po pysku.

"A dlaczego nie? Ludzie wychowani w trudnych warunkach nie są rozpieszczeni, specjalnie pewni siebie, itp. taki był Harry. Powiedziałbym, że jest postacią schematyczną, gdybyś mi podał przykłady innych postaci spełniających ten schemat (i nie wyskakuj mi tu z kopciuszkiem:)"

A niby dlaczego mam nie wyskakiwać z Kopciuszkiem? Bo ci tak niewygodnie? Bo za nic w świecie nie przyznasz, że Harry ma pod tym względem wiele wspólnego i z Kopciuszkiem, i z Królewną Śnieżką, i z tą dziewczyną z bajki, której tytułu już nawet nie pamiętam (było tam coś o tym, jak to do innego świata trafiła, i w zamian za swoją pracowitość została nagrodzona darem, dzięki któremu z ust dosłownie jej się klejnoty sypały)? I pewnie jeszcze z mnóstwem tego typu bajek, których już nie pamiętam, bo za dużo lat w międzyczasie upłynęło... I uwierz mi na słowo, że Harry nie zachowuje się ani trochę realnie. Ja jestem zadeklarowanym samotnikiem, przez co - mimo że w szczenięcych latach kontakty nawiązywałem - do dziś nadrabiam zaległości, jeśli chodzi o postępowanie w relacjach międzyludzkich. Harry miał o wiele gorzej, niż ja - i po tym wszystkim zupełnie normalnie z ludźmi rozmawia? Przepraszam, nie kupuję tego. I ty też nie powinieneś.

"Bo on niczego nie dokonał. Nie umniejszał wcale swoich dokonań - przyznał, ze przepędził tych dementorów. On po prostu oprócz tego nic wielkiego nie zrobił"

Nic wielkiego? Zabicie mieczem ogromnego węża czy też ujście z życiem z cmentarza, gdzie V. się odrodził, nawet jakbym się postarał, nie umiem nazwać inaczej niż "dokonaniem".

"Widzisz mnóstwo (wydumanych wg mnie) wad w HP"

Jeśli takie kompletne bzdury, jak plan Dumbledore'a "NicNikomuNieMówić" oraz posłanie Harry'ego na turniej z życzeniem, aby przy okazji kojtnął, są dla ciebie "wydumane", to chyba rzeczywiście nie mamy o czym rozmawiać.

"niemal umyślnie nie dostrzegając tych np z WP (płaskie do bólu postaci, itp)"

Dostrzegam je, tylko że WP i tak się pod innymi względami broni. Skoro teraz wspomniałeś nagle o płaskich postaciach, to co w nich jest takiego płaskiego? Są jednoznacznie dobre lub złe, owszem, ale nie płaskie.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

Jako że zamierzałem już zakończyć dyskusję, to odniosę się tylko szybko do ostatniego punktu. Postaci w WP są płaskie, ponieważ człowiek nawet mimo wyraźnej deklaracji po jednej lub drugiej stronie (dobro, zło) ma jeszcze coś takiego jak wady i zalety. We władcy postaci pozytywne nie mają wad, nie są nigdy złośliwe, nigdy się nie obrażają, nigdy nie powiedzą komuś czegoś przykrego, nigdy nie okażą żadnej negatywnej cechy charakteru. Z negatywnymi na odwrót - choć to jeszcze można zrozumieć, bo ci źli to w większości upiory i orkowie, którzy mają tak z natury. To tyle ode mnie, bo o HP już chyba skończyliśmy - mógłbym znowu odpisać na twoje zarzuty, ty na moje i tak byśmy szli z tym w nieskończoność.

ocenił(a) film na 1

To może ja też się odniosę, bo to i tak HP nie dotyczy - cóż z tego, że Aragorn czy Legolas są jednoznacznie dobrzy, skoro cechy charakteru mimo wszystko mają? "Płaskie postacie" to takie, które wyróżniają się jak nazwiska w książce telefonicznej - a tak w przypadku postaci z WP zdecydowanie nie jest.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

Mają charakter, ale tylko jednowymiarowy - same pozytywne cechy. Dlatego płaskie. Gdyby nie mieli charakteru w ogóle, wtedy byliby samymi nazwiskami.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

A wracając jeszcze do Eragona - jak dla mnie "poprawny" to całkiem pasujące określenie. Można przeczytać, można się nawet wciągnąć, ale tak na raz. Parę idiotyzmów też by się znalazło (Roran rozwalający młotem 200 żołnierzy to mój faworyt).

Co do postaci... są dość jednowymiarowe, fakt, ale i tu znalazło by się coś ciekawszego. Elva na przykład.

ocenił(a) film na 1

A co konkretnie jest w tej książce poprawne, tak właściwie? Ja nie widzę absolutnie nic. Narracja jest pełna niewnoszących nic do tekstu dłużyzn i siermiężna. Styl niedojrzały, kiczowaty i patetyczny (co wybitnie zniechęca do czytania). Fabuła jest tak kompletnie sztampowa, że już od pierwszego tomu wiadomo, jak to wszystko się skończy. Postacie całkowicie szablonowe. Zaś idiotyzmów nie jest parę, tylko po prostu powódź. Już w pierwszym tomie można się natknąć na zatrważające ilości takowych. W Brisingrze, poza Roranem i rozlicznymi bzdurami powiązanymi z jego wątkiem (zabijanie młotkiem dwustu ludzi to tylko jedna z nich), mamy jeszcze np. pomysł, że dorobienie sobie narośli na rękach umożliwi przebijanie się pięścią przez tarcze. Oraz Rorana domagającego się ślubu po zrobieniu dziecka Katrinie - mimo że nie wiemy, skąd się w tym świecie wzięła chrześcijańska konwencja. Oraz kontynuację wątku Elvy, który - podobnie jak wątek Rorana - im dłużej trwa, tym głupszy się zdaje. I pewnie jeszcze całe mnóstwo innych bzdur, o których nie wiem, go książki nie przeczytałem jeszcze w całości.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

Poprawna jest fabuła, bohaterowie i akcja. idiotyzmów trochę się znajdzie, ale w czym rzecz - PRZESADZASZ.

Czepiasz się najmniejszych detali, jakbyś co najmniej czytał pracę naukową. Gwarantuję ci, że KAŻDA powieść, po tak wnikliwej analizie, jak twoja, ma idiotyzmy i błędy - poczynając od Eragona, na Władcy Pierścieni kończąc. Problemem jest, wydaje mi się, fakt, że czytasz książki pod tym właśnie kątem - znaleźć jak najwięcej błędów.

I nie mówię, że w Eragonie ich nie ma - czasem aż rzucają się w oczy. Po prostu ty uznajesz za błędy lub idiotyzmy pomysły i rozwiązania, które niekoniecznie przypadają ci do gustu.

ocenił(a) film na 1

Fabuły realizującej najbardziej zjechany ze zjechanych schemat, w życiu nie nazwałbym poprawną. Wspominałem już o nastolatkach, którzy są od Paoliniego zdolniejsi - jeśli chodzi o to, to jest nawet gorzej, bo także tych na poziomie (i poniżej) pana P. stać na wyświechtaną historyjkę bazującą na algorytmie "O_rety_zniszczyli_mi_dom#466787 Wieśniak_staje_się_Wybrańcem#578759 Proroctwa_mówią_że_pokonasz_Zło#347889 Będziemy_cię_trenować_w_sztuce_magii_i_miecza#4789758".
To samo się tyczy bohaterów - takiemu Eragonowi wiele osób już nadało ksywkę "Luke Skywalker". Przy czym Paolini stosuje te schematy tak bezmyślnie, że przykładowo najpierw każe Eragonowi popełniać mnóstwo idiotycznych błędów (Eragon zresztą w ogóle głupi jest jako postać), każe również obserwować Bromowi te jego wygłupy, a potem zupełnie niefrasobliwie każe Bromowi przy jakiejś tam okazji wspomnieć, że lepszego kandydata na Jeźdźca by sobie nie mógł wyobrazić. Czy tak się zachowują zdrowi psychicznie ludzie? No, raczej nie.

"Gwarantuję ci, że KAŻDA powieść, po tak wnikliwej analizie, jak twoja, ma idiotyzmy i błędy - poczynając od Eragona, na Władcy Pierścieni kończąc"

No, właśnie we Władcy jakoś się tych idiotyzmów i błędów po mojej "wnikliwej analizie" nie dopatrzyłem. Za to z ręką na sercu mogę cię zapewnić, że nie potrzebowałem żadnej wnikliwej analizy przy czytaniu Eragona - błędy wcale nie "czasem", tylko po prostu bez przerwy rzucają się w oczy. Nie mówiąc już o tym, że tu nie idzie tylko o pojedyncze "kwiatki" ale też generalny, kiczowaty i patetyczny styl całości.
Powinienem zresztą użyć czasu teraźniejszego, bo przy pierwszym przeczytaniu Eragona nie byłem władny tych wszystkich stylistycznych i merytorycznych kwiatków wyłapać. Teraz z kolei wątpię, abym był w stanie przeczytać to w całości ponownie - czyta mi się to, jak rozmaite opowiadanka blogowych amatorów (tych z dolnej półki). Notabene - obecność takich opowiadanek w sieci snu z powiek mi jakoś nie spędza. Spędza mi go fakt, że jeden z takich utworków całkowicie niezasłużenie został wydany i jeszcze na dodatek stał się bestsellerem.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

Nikt nie przeczy, że fabuła Eragona jest schematyczna. Nie zmienia to jednak faktu, że jest poprawna. Błędy i idiotyzmy kłujące w oczy pojawiają się rzadko - przynajmniej w pierwszej i drugiej części (do trzeciej jakoś nie mogę się zabrać).
Odnoszę też dziwne wrażenie (popraw mnie, jeśli się mylę) że masz jakiś osobisty żal do wydawców - ciągle wspominasz o tym, że jest mnóstwo ludzi, którzy piszą i nie zostaną wydani, co jest znikomym argumentem przeciw jakiejkolwiek wydanej książce.

Jeśli chodzi o WP - choćby gafa nr 1. - Gandalf mógłby spokojnie polecieć na orle do Mordoru i zniszczyć pierścień. Sauron nie wyczuł jego bliskości gdy niósł go Frodo, nie wyczułby i w powietrzu. Jedynym sposobem na zatrzymanie tego orła byłyby Nazgule, a do momentu, w którym drużyna dotarła nad Rauross bodajże nie miały jeszcze swoich latających wierzchowców. Poza tym, orły były od nich szybsze.

gafa 2. - Czepiasz się planu Dumbledore'a, spójrz na plan Elronda i Gandalfa. Dwie najmądrzejsze głowy w Śródziemiu wysyłają z misją niziołka, który pieszo ma zanieść pierścień do kraju otoczonego górami, pełnego orków, lawy, ognia i złych sił. Tęgie głowy, nie ma co.

gafa 3. Niespójność - tak, u Tolkiena tez się pojawia! Mroczny świat fantasy, idealnie skonstruowane rasy, wszechobecny mrok i podniosłość... a obok Tom Bombadil, podskakujący i śpiewający o swoich żółtych butkach. TO jest infantylizm w poważnej powieści.

punkt 4 - niezgodność WP z Hobbitem. I nie mam tu na myśli samej fabuły, ale świat. Ród Bilba bodajże brał żony z "magicznego plemienia". O co kaman? Gdzie, kiedy, wspomniano coś o takim plemieniu? Istniało coś takiego w śródziemiu? Bo na pewno nie chodziło o elfy - te były w Hobbicie znane pod tą nazwą. Inną rzeczą jest nazewnictwo (gobliny na orkowie) lub rodzaje elfów wymienione w hobbicie, które kłócą się z Silmarillionem.

punkt 5. Eowina rozwalająca Króla Nazguli. Kobieta zabija wodza najstraszniejszych upiorów, którego mocy nie sprostał nawet Gandalf. Dlaczego? Bo przepowiednia tak głosiła:)

btw, z tą mocą to tez ciekawie u Tolkiena - jest tylko wtedy, kiedy mu to pasuje. I tak potężny czarodziej Saruman nie potrafi rzucić zaklęcia na atakujących Entów (a wtedy ponoć jeszcze miał moc (zaraz... a właściwie jak ją utracił?!). Król Nazguli może zburzyć zaklęciem bramę, ale nie użyje czarów na polu bitwy, dając się pokonać kobiecie.

Twórczość Tolkiena też ma błędy i nieścisłości. Tylko, że nikt normalny nie traktuje tego tak poważne - pisarz to tylko człowiek, a jeśli błędy nie są RAŻĄCYMI idiotyzmami - to nie przeszkadzają w odbiorze powieści. (Choć ten motyw z orłem jest dość oczywisty).

ocenił(a) film na 1

"Nikt nie przeczy, że fabuła Eragona jest schematyczna"

A ja ci mówię, że nie chodzi o sam fakt, że jest schematyczna. W Avatarze fabuła też jest schematyczna, a mimo to ów film diabelnie dobrze się ogląda. Tu chodzi także o to, w jakim wydaniu ów schematyzm występuje.

"Odnoszę też dziwne wrażenie (popraw mnie, jeśli się mylę) że masz jakiś osobisty żal do wydawców"

Mylisz się.

"ciągle wspominasz o tym, że jest mnóstwo ludzi, którzy piszą i nie zostaną wydani, co jest znikomym argumentem przeciw jakiejkolwiek wydanej książce"

To nie jest argument przeciwko książce. To jest fakt, który jaskrawo uwidacznia absurd, jakim jest wydanie Eragona oraz wysokość sprzedaży. Tudzież związaną z tym niesprawiedliwość.

"Gandalf mógłby spokojnie polecieć na orle do Mordoru i zniszczyć pierścień"

O, widzę że HISHE się kłania.

"Czepiasz się planu Dumbledore'a, spójrz na plan Elronda i Gandalfa. Dwie najmądrzejsze głowy w Śródziemiu wysyłają z misją niziołka, który pieszo ma zanieść pierścień do kraju otoczonego górami, pełnego orków, lawy, ognia i złych sił. Tęgie głowy, nie ma co"

Chyba zapomniałeś o jednej ważnej rzeczy - nawet gdyby posłać na misję rezuna i rębacza pokroju Aragorna czy Boromira, najpewniej skończyłoby się to po prostu opętaniem takiego kolesia przez pierścień. Frodo zaś wyróżniał się tym, że wykazywał dużą odporność na jego wpływ, co jak najbardziej miało znaczenie. No więc posłali go na taką misję... no, bo co mieli zrobić? Wbić się do Mordoru siłą? Odpada - nawet gdyby mogli skrzyknąć wszystkie armie wolnych ludów Śródziemia, Sauron ma nad nimi wielokrotną przewagę liczebną. Dać Frodowi całą armię jako eskortę? No, przecież taka armia nijak by się nie przedarła niepostrzeżenie.

"Niespójność - tak, u Tolkiena tez się pojawia! Mroczny świat fantasy, idealnie skonstruowane rasy, wszechobecny mrok i podniosłość... a obok Tom Bombadil, podskakujący i śpiewający o swoich żółtych butkach. TO jest infantylizm w poważnej powieści"

Infantylizm? Bombadil jako postać jest dość tajemniczy - smaczku dodaje tu fakt, że wydaje się być odporny na moc pierścienia (wkłada go na palec i nie znika, później widzi Froda nawet wtedy, gdy ten zakłada pierścień).

"niezgodność WP z Hobbitem"

Odnośnie tego i Bombadila... nie zapominaj, że Tolkien mimo wszystko przecierał nowe szlaki, i to, co jeszcze w Hobbicie było po prostu baśnią, w trakcie Drużyny Pierścienia stało się już fantasy. Mam wrażenie, że jakaś przemiana w konwencji jest tu zrozumiała. Co mają na swoje usprawiedliwienie Paolini czy Rowling?

"Eowina rozwalająca Króla Nazguli. Kobieta zabija wodza najstraszniejszych upiorów, którego mocy nie sprostał nawet Gandalf. Dlaczego? Bo przepowiednia tak głosiła:)"

Eowina, jeśli zapomniałeś, była typem wojowniczki, a nie damy w opresji. Jak najbardziej mogła więc zmierzyć się z Królem Nazguli i go zabić. Swoją drogą... czy aby w książce również nie pomógł jej trochę Merry (i to pomógł w sposób raczej realny, bo w plecy to i tchórze potrafią dźgnąć)?

"Tylko, że nikt normalny nie traktuje tego tak poważne - pisarz to tylko człowiek, a jeśli błędy nie są RAŻĄCYMI idiotyzmami - to nie przeszkadzają w odbiorze powieści"

Jeśli motyw z orłem jest dla ciebie w porywach rażący, to przypomnij sobie na rozgrzewkę to, co Paolini wymyślił w kwestii "historii świata". Otóż, był sobie jeden gość, który skrzyknął dwunastu kumpli i z ich pomocą - ot, tak sobie - podbił świat. A co w międzyczasie świat robił? Miał, zdaje się, do dyspozycji całą armię Jeźdźców, którzy z ową parszywą trzynastką spokojnie mogli się mierzyć w kategoriach potęgi, a mieli tę dodatkową przewagę, że było ich wielokrotnie więcej (nie wiemy, ile dokładnie, ale kilkudziesięciu to przynajmniej, a możliwe że i stu kilkudziesięciu). Na dodatek mieli do pomocy wszystkie armie świata, które też z pewnością przeciwstawiłyby się próbom jego opanowania przez jakiegoś maniaka. W tym zresztą super-wypasione elfy u szczytu potęgi. Paolini cały przebieg wojny po prostu przemilczał, czemu się nie dziwię - uwierzenie, że parunastu kolesi nie zostało po prostu zmiażdżonych przez ich kumpli, wymaga sporego nakładu tolerancji. Czasami przypominają mi się jakieś wyjątkowo lakoniczne i nędzne usprawiedliwienia - "Jeźdźcy nie byli gotowi na taką walkę". A na czym miałaby ta "gotowość" polegać, i jej brak? Potrzebowali jakiegoś specjalnego przygotowania, żeby po prostu zaatakować Zaprzysiężonych kupą? Bo wygląda na to, że jedyną metodą walki, jaka mieściła się im w głowach, to - nie wiedzieć, czemu - pojedynkowanie się jeden na jeden (do takiego wniosku można dojść, kiedy się czyta, że Vrael sam jeden walczył z Galbatroniksem). Inna sprawa - Paolini przebąkuje coś o toczonych wtedy bitwach... a właściwie kto z kim się bił, skoro Galbatroniks NIE MIAŁ ARMII? Ano, cholera wie.
Jak w Gwiezdnych Wojnach Palpatine chciał obalić Jedi, to uknuł w tym celu cwany spisek. Gdyby scenariusz pisał Paolini, Imperator in spe rzuciłby się na "urra!" na cały zakon, z kilkoma kumplami, i ten zakon wbrew wszelkim prawidłom zdrowego rozsądku zostałby przez tę garstkę pokonany.

Już sam ten wstęp do historii właściwej wystarczy tak naprawdę, aby się toto rozsypało, jak domek z kart. A jest przecież jeszcze wojna elfów ze smokami, przy okazji której Paolini przekonuje z kolei czytelnika, że zaczęła się po tym, jak "zapalczywy elfi młodzik urządził polowanie na smoka niczym na jelenia i zabił go". Oczywiście, mamy uwierzyć, że smok - który może stanąć przeciwko armii, a miecze się na jego łuskach tępią - dał się zabić jak ten jeleń.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

"A ja ci mówię, że nie chodzi o sam fakt, że jest schematyczna. W Avatarze fabuła też jest schematyczna, a mimo to ów film diabelnie dobrze się ogląda. Tu chodzi także o to, w jakim wydaniu ów schematyzm występuje."

W wydaniu poprawnym. Ty masz inne zdanie, co poradzić.

"
To nie jest argument przeciwko książce. To jest fakt, który jaskrawo uwidacznia absurd, jakim jest wydanie Eragona oraz wysokość sprzedaży. Tudzież związaną z tym niesprawiedliwość."

Owszem, ale dlaczego tak ci to spędza sen z powiek? Czujesz się odpowiedzialny za tych wszystkich nastoletnich pisarzy? Przy okazji - nie wiem czy słyszałeś, ale ostatnio wydali powieść dzieciaka, którego fascynuje WP.

"O, widzę że HISHE się kłania"

Owszem, to mi podsunęło ten argument. Nie napisałbym go jednak, gdybym nie uznał go za sensowny.

"Chyba zapomniałeś o jednej ważnej rzeczy - nawet gdyby posłać na misję rezuna i rębacza pokroju Aragorna czy Boromira, najpewniej skończyłoby się to po prostu opętaniem takiego kolesia przez pierścień. Frodo zaś wyróżniał się tym, że wykazywał dużą odporność na jego wpływ, co jak najbardziej miało znaczenie. No więc posłali go na taką misję... no, bo co mieli zrobić? Wbić się do Mordoru siłą? Odpada - nawet gdyby mogli skrzyknąć wszystkie armie wolnych ludów Śródziemia, Sauron ma nad nimi wielokrotną przewagę liczebną. Dać Frodowi całą armię jako eskortę? No, przecież taka armia nijak by się nie przedarła niepostrzeżenie."

Nadal nie jest to usprawiedliwienie wysłania jednego hobbita do kraju pełnego zła i mroku, gdzie jego szanse na przeżycie (ba, na samo dotarcie tam) wynosiły około 0,1 %. O wiele rozsądniejszy byłby plan z orłem lub wysłanie pierścienia za morze - i bez sensu jest argument, że by go tam nie przyjęli. Wielcy Valarowie, którzy tak się martwią o los świata, ale nie zniszczą największego jego zagrożenia, choćby go im podano pod nos.

"
Infantylizm? Bombadil jako postać jest dość tajemniczy - smaczku dodaje tu fakt, że wydaje się być odporny na moc pierścienia (wkłada go na palec i nie znika, później widzi Froda nawet wtedy, gdy ten zakłada pierścień)."

Ty to nazywasz tajemniczością, ja infantylizmem. O wiele bardziej dziecinny od ruchomych zdjęć jest zamieszkujący mroczny świat gość, który podskakuje, zrywa kwiatki i śpiewa o swoich butkach.

"Odnośnie tego i Bombadila... nie zapominaj, że Tolkien mimo wszystko przecierał nowe szlaki, i to, co jeszcze w Hobbicie było po prostu baśnią, w trakcie Drużyny Pierścienia stało się już fantasy. Mam wrażenie, że jakaś przemiana w konwencji jest tu zrozumiała. Co mają na swoje usprawiedliwienie Paolini czy Rowling"

Nie chodzi mi o konwencję - baśń w mrok - tylko o niezgodności w budowie świata. Magiczne plemię choćby, które istnieje tylko w tym jednym fragmencie. Rowling zaś nie musi się usprawiedliwiać, bo nie ma z czego.

"Eowina, jeśli zapomniałeś, była typem wojowniczki, a nie damy w opresji. Jak najbardziej mogła więc zmierzyć się z Królem Nazguli i go zabić. Swoją drogą... czy aby w książce również nie pomógł jej trochę Merry (i to pomógł w sposób raczej realny, bo w plecy to i tchórze potrafią dźgnąć"

Tak, była wojowniczką. Co nie znaczy, że mogła stanąć sobie ot tak przeciw wielkiemu-strasznemu-złemu upiorowi i zabić go jednym ciosem. (a propo - czy nie było mowy, że zwykła broń nie może wyrządzić nazgulom szkody? Eowina zdaje się nie miała magicznego miecza). Merry tylko jeszcze bardziej czyni sprawę komiczną - Wódz Nazguli pokonany przez hobbita i kobietę. Po otrzymaniu ciosu w nogę nie reaguje w żaden sposób. Czeka potulnie, aż Eowina dźwignie się na nogi i ostatkiem sił go rąbnie.

I nie twierdzę, że motyw z orłem jest rażący. Żaden z tych motywów nie jest dla mnie rażący. Pokazuję ci tylko, że na siłę do wszystkiego można się przyczepić.

Swoją drogą, wojna u Tolkiena też bywa zabawna. Jeden elf, imienia nie pamiętam, walczył sam na sam z Morgothem, bogiem zła i zranił go chyba z siedem razy, a wielki zły nie mógł go zgnieść jak robaka. Dwa, Beren i Luthien wkradający się do twierdzy Morgotha, usypiający go i zwiewający z klejnotem z jego korony - dużej wyobraźni trzeba, żeby w to uwierzyć.

No i narzekasz na jednowymiarowość postaci w Potterze. Co powiesz więc o Władcy? Tu mamy tak perfidny szablon, że głowa boli. Nie tylko każdy jest albo totalnie dobry, albo totalnie zły, bez najmniejszej wątpliwości (chlubny wyjątek - Gollum), to jeszcze dobrzy nie mają ŻADNYCH negatywnych cech charakteru. Nic, są biali jak szata Gandalfa. Oczywiście vice versa po stronie zła, gdzie nie doświadczymy żadnych pozytywnych cech. A motywacją też się nie popisują. Standardowo, źli chcą podbić świat, dobrzy chcą go uratować.

Przy okazji - widzę, że lubisz serię Gothic. Nie uważasz, że Xardas jest jedną z najciekawszych postaci, jaką wykreowano w grach?

ocenił(a) film na 1

"W wydaniu poprawnym"

Poprawnym? Poprawnym jest takie bezmyślne stosowanie tych szablonów, przez co wychodzą takie kwiatki, jak wcześniej wspomniany - że Eragon dowiaduje się od Saphiry, iż Brom wbrew zdrowemu rozsądkowi stwierdził, że Eragon to świetny kandydat na Jeźdźca? Mimo tych wszystkich głupot, które popełniał?
Dla porównania, domniemany pierwowzór Erasia - Luke Skywalker - też popełniał błędy, ale nie pozostawało to niezauważone przez Yodę. Nie wrzucał on na siłę jakichś idiotycznych fraz, jaki to ten Luke jest super, tylko otwarcie mówił, że źle postępuje i że obawia się o niego.

"Przy okazji - nie wiem czy słyszałeś, ale ostatnio wydali powieść dzieciaka, którego fascynuje WP"

Nie słyszałem. Ale ufam, że sukcesu Eragona przynajmniej toto nie powtórzy.

"Owszem, to mi podsunęło ten argument. Nie napisałbym go jednak, gdybym nie uznał go za sensowny"

Sensowny może, ale czy tak "oczywisty", jak mówisz? Skoro minęło parędziesiąt lat od wydania książki i garstka osób na coś takiego przez ten czas wpadła, to chyba jednak nie do końca.

"O wiele rozsądniejszy byłby plan z orłem lub wysłanie pierścienia za morze - i bez sensu jest argument, że by go tam nie przyjęli"

Nawet jeśli by przyjęli - co by to zmieniło? Siły Dobra były w skrajnej desperacji - pierścień należało zniszczyć, albo pozwolić, żeby Sauron podbił Śródziemie - przecież był to jedyny sposób, aby się z nim rozprawić. Armie tych Dobrych były zbyt słabe, aby poradzić sobie z wojskami Mordoru. Gdyby pierścień nie został przez Froda zniszczony, zwycięstwo pod Minas Tirith byłoby zaledwie łabędzim śpiewem Gandalfa i ferajny - Sauron miał nadal wielokrotnie potężniejszą armię, niż to, co pozostało z sił Gondoru i Rohanu. Jakim to więc rozsądnym planem byłoby odesłanie pierścienia i skazanie tym samym Śródziemia na niewolę Saurona? A dobrze wiemy, że pierścień dało się zniszczyć tylko poprzez wrzucenie go do Orodruiny - nawet Valarowie nic by tu więc nie wskórali.

"Ty to nazywasz tajemniczością, ja infantylizmem. O wiele bardziej dziecinny od ruchomych zdjęć jest zamieszkujący mroczny świat gość, który podskakuje, zrywa kwiatki i śpiewa o swoich butkach"

Bombadil ma tylko krótki epizod, i to jeszcze zanim baśń się całkiem przerodziła w fantasy - nie przewija się przez całą sagę. Natomiast te zdjęcia i cała reszta - owszem.

"Nie chodzi mi o konwencję - baśń w mrok - tylko o niezgodności w budowie świata. Magiczne plemię choćby, które istnieje tylko w tym jednym fragmencie"

Więc może wynika z przeoczenia Tolkiena? Sam tworzę swój świat, w którym cały czas się coś zmienia i wiem, że to nie bułka z masłem, pamiętać o wszystkim przy okazji wprowadzania zmian.

"Rowling zaś nie musi się usprawiedliwiać, bo nie ma z czego"

Nie ma z czego? A z tych wcześniej wspomnianych kwiatków, z niekonsekwencją co do ostatnich chwil Jamesa czy też magicznej mocy wymaganej do rzucenia Avada Kedavry i pewnie jeszcze z mnóstwa innych, których w tej chwili nie pamiętam (na rozgrzewkę - Frank Bryce mówiący o jakimś nieznanym chłopaku w kontekście zabójcy Riddle'ów, mimo że później dowiadujemy się, iż Voldemort był jako młodziak wykapanym tatą) - z tego też "nie musi się usprawiedliwiać"?

"a propo - czy nie było mowy, że zwykła broń nie może wyrządzić nazgulom szkody?"

Nie przypominam sobie.

"Czeka potulnie, aż Eowina dźwignie się na nogi i ostatkiem sił go rąbnie"

O ile pamiętam, inaczej to wyglądało, ale... mogę się mylić.

"Pokazuję ci tylko, że na siłę do wszystkiego można się przyczepić"

A ja ci mówiłem, że do żadnego z błędów w Erasiu nie przyczepiam się "na siłę". Ta książka z miejsca doprowadza mnie obecnie przy czytaniu do rozpaczy. Paolini jest kompletnym głupcem i ignorantem chyba pod każdym względem. Wspomniałem już o tym, że jego styl zdradza kompletny brak umiejętności pisarskich, wspomniałem już o dużych bzdurach fabularnych, a warto też wspomnieć o tym, że co i rusz popełnia on błędy wynikające z jego niedouczenia. Stąd jego zdaniem Garrow - chłop niewyróżniający się wcale zamożnością - może mieszkać w domu z dachówką i drewnianą podłogą (a każdy z domowników ma nawet własny pokój). Stąd jego zdaniem możliwe są takie bzdury, jak te w wątku Rorana (Paolini myśli, że chłostanie batogiem to tylko trochę mocniejsze klapsy - dlatego zapewne sobie ubzdurał, że po oberwaniu pięćdziesięciu batów Roran może już nazajutrz ruszać na nową misję), a zbroję da się założyć w dziesięć minut, lecąc na grzbiecie smoka. Paolini jest zresztą także zwyczajnie głupi - dlatego wprowadza takie kretyńskie sceny, jak ta z badaniem jaja przy pomocy trzech młotków (tu kolejny jego kosmiczny wymysł - młotek "z ciężkiej skóry"), albo wymyśla sobie, że skoro władcy krasnoludzkich klanów usiłowali kiedyś wytruć się nawzajem, to rozsądne jest, aby pierwszy próbował potrawy na obecność trucizny sam władca. Albo że stojąca samotnie na szczycie pagórka, widoczna z daleka jarzębina (swoją drogą - opis tego drzewa wskazuje, że Paolini nie wie nawet, jak wygląda jarzębina) jest doskonałym miejscem na kryjówkę. Albo że... ech, nawet mi się już nie chce rozpisywać, bo listować to można w zasadzie bez końca, a każdy z tych kwiatków jest widoczny bez żadnej "wnikliwej analizy".

"No i narzekasz na jednowymiarowość postaci w Potterze. Co powiesz więc o Władcy? Tu mamy tak perfidny szablon, że głowa boli"

No więc Władca powstał w innych czasach, kiedy taki szablon nie bolał. W dodatku był pierwszym reprezentantem gatunku high fantasy i w prostej drodze wyrósł z baśni, w której - a to niespodzianka - mamy immanentnie podział na dobro i zło.

"Przy okazji - widzę, że lubisz serię Gothic. Nie uważasz, że Xardas jest jedną z najciekawszych postaci, jaką wykreowano w grach?"

Bo ja wiem? Xardas to taki typowy, tajemniczy, wszystkowiedzący czarodziej. Niby nie zawsze znamy motywy jego działań, niby przechodzi w trójce na stronę Beliara... ale motywy ostatecznie okazują się w miarę klarowne, a jego przejście na stronę zła okazuje się iluzoryczne.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

"Poprawnym? Poprawnym jest takie bezmyślne stosowanie tych szablonów, przez co wychodzą takie kwiatki, jak wcześniej wspomniany - że Eragon dowiaduje się od Saphiry, iż Brom wbrew zdrowemu rozsądkowi stwierdził, że Eragon to świetny kandydat na Jeźdźca? Mimo tych wszystkich głupot, które popełniał?
Dla porównania, domniemany pierwowzór Erasia - Luke Skywalker - też popełniał błędy, ale nie pozostawało to niezauważone przez Yodę. Nie wrzucał on na siłę jakichś idiotycznych fraz, jaki to ten Luke jest super, tylko otwarcie mówił, że źle postępuje i że obawia się o niego."

Te kwiatki, które wymieniłeś ( i parę innych) sprawiają, że dzieło to nie jest ani mistrzowskie, bardzo dobre czy dobre, ale poprawne.

"Sensowny może, ale czy tak "oczywisty", jak mówisz? Skoro minęło parędziesiąt lat od wydania książki i garstka osób na coś takiego przez ten czas wpadła, to chyba jednak nie do końca."

Bo nikt nie analizował tak szczegółowo tej powieści. Sam przyznasz, że nie jest to coś, na co szczególnie trudno wpaść.

"Nawet jeśli by przyjęli - co by to zmieniło? Siły Dobra były w skrajnej desperacji - pierścień należało zniszczyć, albo pozwolić, żeby Sauron podbił Śródziemie - przecież był to jedyny sposób, aby się z nim rozprawić. Armie tych Dobrych były zbyt słabe, aby poradzić sobie z wojskami Mordoru. Gdyby pierścień nie został przez Froda zniszczony, zwycięstwo pod Minas Tirith byłoby zaledwie łabędzim śpiewem Gandalfa i ferajny - Sauron miał nadal wielokrotnie potężniejszą armię, niż to, co pozostało z sił Gondoru i Rohanu. Jakim to więc rozsądnym planem byłoby odesłanie pierścienia i skazanie tym samym Śródziemia na niewolę Saurona? A dobrze wiemy, że pierścień dało się zniszczyć tylko poprzez wrzucenie go do Orodruiny - nawet Valarowie nic by tu więc nie wskórali."

Wyciąłeś z mojej wypowiedzi rzecz najważniejszą - Valarowie, najpotężniejsze istoty Śródziemia, potrafiliby zniszczyć pierścień stworzony przez Majara. Ba, nawet była taka propozycja na radzie - aby wysłać pierścień za morze. Jedynym argumentem przeciw był fakt, że Valarowie nie zechcą go przyjąć.

"Bombadil ma tylko krótki epizod, i to jeszcze zanim baśń się całkiem przerodziła w fantasy - nie przewija się przez całą sagę. Natomiast te zdjęcia i cała reszta - owszem."

Bombadil nie, ale zaraz po unicestwieniu Saurona i ogólnym hurra, mamy hobbitów tłukących kijami zbirów Sarumana.

"Więc może wynika z przeoczenia Tolkiena? Sam tworzę swój świat, w którym cały czas się coś zmienia i wiem, że to nie bułka z masłem, pamiętać o wszystkim przy okazji wprowadzania zmian."

Oczywiście, że nie. Tylko, że czepiasz się takich kwiatków u innych, to ci pokazuję, że zdarzają się każdemu.

"Nie ma z czego? A z tych wcześniej wspomnianych kwiatków, z niekonsekwencją co do ostatnich chwil Jamesa czy też magicznej mocy wymaganej do rzucenia Avada Kedavry i pewnie jeszcze z mnóstwa innych, których w tej chwili nie pamiętam (na rozgrzewkę - Frank Bryce mówiący o jakimś nieznanym chłopaku w kontekście zabójcy Riddle'ów, mimo że później dowiadujemy się, iż Voldemort był jako młodziak wykapanym tatą) - z tego też "nie musi się usprawiedliwiać"?"

Co do ostatnich chwil Jamesa nie było niezgodności. Z Avadą już się zgodziłem, a co do "pewnie jest wiele innych" - porozmawiamy jak już je znajdziesz. A nikt w wiosce nie wiedział, że Riddle miał syna. Frank pierwszy raz w życiu na oczy go zobaczył, w dodatku pewnie z daleka (bo wątpię, czy podszedł i się przyjrzał), więc opisał go tak, a nie inaczej.

"Nie przypominam sobie"

To przypomnij. Na wichrowym czubie Frodo uderzył mieczem Króla i rozdarł mu szatę. Aragorn stwierdził, że gdyby trafił w upiora to miecz by się rozpadł, a poza tym, zwykła broń nie wyrządza Nazgulom szkody. Stąd Eowina załatwiająca Króla nie miała nawet fizycznego prawa go zabić.

"O ile pamiętam, inaczej to wyglądało, ale... mogę się mylić"

Tak to wyglądało. Upadł na kolana, po czym Eowina dźwignęła się z trudem na nogi i ostatkiem sił rąbnęła go mieczem. Przez ten czas, on wciąż czekał na tych kolanach:)

" - tu nie wkleję tekstu, bo zajmie więcej miejsca niż wyjaśnienie:)"

Z czepianiem się na siłę miałem na myśli bardziej Pottera niż Eragona, choć tego drugiego w niektórych przypadkach też.

"No więc Władca powstał w innych czasach, kiedy taki szablon nie bolał. W dodatku był pierwszym reprezentantem gatunku high fantasy i w prostej drodze wyrósł z baśni, w której - a to niespodzianka - mamy immanentnie podział na dobro i zło."

Niezbyt dobre wytłumaczenie. Powstawały w tamtych czasach powieści z postaciami o wiele bardziej skomplikowanymi (i to nawet nie jakaś literatura poważna - Oliver Twist, Wyspa Skarbów i legendarny już John Silver). Po prostu Tolkien postawił świadomie na jednowymiarowość postaci, przywiązując większą wagę do mitologii i podniosłości.

W Xardasie właśnie ta niepewność jest najlepsza - do końca nie wiadomo, co nim kieruje. Niby pomaga bezimiennemu, a zaraz okazuje się, że sam ma w tym interes. Poza tym, wie dużo i nie do końca wiadomo skąd (skąd miał zbroję generała od Uriziela? Jakim cudem narysował mapę dworu Irdorath?). No i osobiście uważam, że bezimienny to jeden z najbardziej charyzmatycznych bohaterów:)

ocenił(a) film na 1

"Te kwiatki, które wymieniłeś ( i parę innych) sprawiają, że dzieło to nie jest ani mistrzowskie, bardzo dobre czy dobre, ale poprawne"

A ja ci już mówiłem, że nie nazwałbym poprawnym utworu, który zdradza brak ELEMENTARNYCH umiejętności pisarskich autora. Co jak co, ale wiedzieć, jak pisać, to już trzeba, kiedy się coś tworzy. Paolini tego nie wie - nie kwalifikuje się więc tak naprawdę do uczciwej oceny, podobnie jak nie ma sensu oceniać wspomnianego przeze mnie w poście do LordKroq(Gara:P) hipotetycznego albumu hipotetycznego dzieciaka, który wyraźnie fałszuje. Czy wykonanie piosenki, którą zaśpiewałby ktoś nie potrafiący śpiewać, nazwałbyś "poprawnym"? To czemu uparcie nazywasz "poprawną" książkę, którą napisał ktoś nie umiejący pisać?

"Bo nikt nie analizował tak szczegółowo tej powieści. Sam przyznasz, że nie jest to coś, na co szczególnie trudno wpaść"

Szczególnie trudno nie, ale nie jest to również takie oczywiste.
A propos HISHE... a widziałeś, co mieli do powiedzenia na temat ostatniego Pottera?

"Wyciąłeś z mojej wypowiedzi rzecz najważniejszą - Valarowie, najpotężniejsze istoty Śródziemia, potrafiliby zniszczyć pierścień stworzony przez Majara"

Wyciąłem, ale odpowiedziałem. Ty z kolei przeoczyłeś ostatnie zdanie w tamtym poście.
Majarowie to byli akurat równie potężni, co Valarowie.

"Bombadil nie, ale zaraz po unicestwieniu Saurona i ogólnym hurra, mamy hobbitów tłukących kijami zbirów Sarumana"

No i co z tego? To były tylko zbiry - nie armia, ani nawet zbrojni najemnicy. A hobbity tak już mają, jeśli nie zauważyłeś - są niepozorne, ale potrafią zajść za skórę, jeśli ktoś im się narazi. Hell, czy cała wędrówka Froda i ferajny nie pomogła ci zauważyć, że hobbici są silniejsi i odporniejsi, niż mogłoby się zdawać?

"Co do ostatnich chwil Jamesa nie było niezgodności"

Owszem, była. Słowa Voldemorta w "Kamieniu filozoficznym" są dość jednoznaczne - "Najpierw zabiłem twojego ojca, walczył dzielnie do samego końca". Jasno sugeruje to, że James stawiał Voldemortowi czynny opór i walczył z nim. Tymczasem w siódmym tomie Rowling nagle się rozmyśliła - jednak nie walczył, tylko ruszył na niego bez różdżki jak ten samobójca - i jak samobójca zginął.
We Władcy brak owego "świetlistego ludu" służy udoskonaleniu wizji świata. Czemu służyła ta rozbieżność w motywie ostatnich chwil Jamesa?

"Aragorn stwierdził, że gdyby trafił w upiora to miecz by się rozpadł, a poza tym, zwykła broń nie wyrządza Nazgulom szkody. Stąd Eowina załatwiająca Króla nie miała nawet fizycznego prawa go zabić"

Hm. A jesteś pewien, że Eowina miała zwykły miecz?

"Z czepianiem się na siłę miałem na myśli bardziej Pottera niż Eragona, choć tego drugiego w niektórych przypadkach też"

Gdybym miał czepiać się Pottera na siłę, wróciłbym do tych książek i czytał je kartka po kartce z ołówkiem. Teraz czepiam się błędów, które pamiętam jeszcze z poprzedniej lektury (czytałem HP dawno, kiedy nie miałem jeszcze wyrobionego gustu literackiego). I to jest zresztą złym określeniem, bo nie były to dla mnie jeszcze przy czytaniu błędy - dopiero teraz, wydobywając z zakamarków pamięci dane wątki i motywy, widzę (bez żadnej gruntownej analizy - bo nie jestem nawet w stanie jej przeprowadzić), że to czy tamto to kompletne bzdury.

"Po prostu Tolkien postawił świadomie na jednowymiarowość postaci, przywiązując większą wagę do mitologii i podniosłości"

Ano, to kolejna sprawa. Tolkien nie tylko stworzył spójny świat z przebogatą mitologią, ale także pokazał się jako wirtuoz pisarstwa - jego książki momentami zahaczają o literaturę piękną. Co mają Rowling z Paolinim... nie, przepraszam - Paoliniego nie będę nawet próbował z Tolkienem porównywać, bo to Chrisa tylko niezasłużenie nobilituje.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

A ja ci już mówiłem, że nie nazwałbym poprawnym utworu, który zdradza brak ELEMENTARNYCH umiejętności pisarskich autora. Co jak co, ale wiedzieć, jak pisać, to już trzeba, kiedy się coś tworzy. Paolini tego nie wie - nie kwalifikuje się więc tak naprawdę do uczciwej oceny, podobnie jak nie ma sensu oceniać wspomnianego przeze mnie w poście do LordKroq(Gara:P) hipotetycznego albumu hipotetycznego dzieciaka, który wyraźnie fałszuje. Czy wykonanie piosenki, którą zaśpiewałby ktoś nie potrafiący śpiewać, nazwałbyś "poprawnym"? To czemu uparcie nazywasz "poprawną" książkę, którą napisał ktoś nie umiejący pisać?

Ponieważ według mnie Paolini potrafi pisać na poprawnym poziomie. Znam ludzi, których tekstów po prostu nie można czytać, bo nawet szyk wyrazów w zdaniach aż kłuje w oczy.

Szczególnie trudno nie, ale nie jest to również takie oczywiste.
A propos HISHE... a widziałeś, co mieli do powiedzenia na temat ostatniego Pottera?

Na tyle oczywiste, że Gandalf i Elrond (bądź co bądź żyjący w tym świecie) powinni na to wpaść.
Masz na myśli Snape'a cofającego się w czasie i zabijającego Riddle'a w sierocińcu? Nic by z tego nie wyszło, bo usuwając go usunąłby też powód swojej podróży, a więc i sam fakt jej dokonania, a więc nie mógłby usunąc Riddle'a... i tak w kółko:)

Wyciąłem, ale odpowiedziałem. Ty z kolei przeoczyłeś ostatnie zdanie w tamtym poście.
Majarowie to byli akurat równie potężni, co Valarowie.

Nie byli. Majarowie byli duchami niższej rangi, czymś w rodzaju sługów Valarów. Gandalf był Majarem o ile pamiętam, a nie potrafiłby zniszczyć pierścienia. Za to Valarowie potrafiliby - w końcu to oni stworzyli świat.


No i co z tego? To były tylko zbiry - nie armia, ani nawet zbrojni najemnicy. A hobbity tak już mają, jeśli nie zauważyłeś - są niepozorne, ale potrafią zajść za skórę, jeśli ktoś im się narazi. Hell, czy cała wędrówka Froda i ferajny nie pomogła ci zauważyć, że hobbici są silniejsi i odporniejsi, niż mogłoby się zdawać?

Chodzi o sam motyw. Po wielkiej wojnie mamy hobbitw lejcych kijami zbirów, Lobelię walczącą parasolką. To są infantylne motywy w poważnej powieści.


Owszem, była. Słowa Voldemorta w "Kamieniu filozoficznym" są dość jednoznaczne - "Najpierw zabiłem twojego ojca, walczył dzielnie do samego końca". Jasno sugeruje to, że James stawiał Voldemortowi czynny opór i walczył z nim. Tymczasem w siódmym tomie Rowling nagle się rozmyśliła - jednak nie walczył, tylko ruszył na niego bez różdżki jak ten samobójca - i jak samobójca zginął.
We Władcy brak owego "świetlistego ludu" służy udoskonaleniu wizji świata. Czemu służyła ta rozbieżność w motywie ostatnich chwil Jamesa?

Voldemort kłamał - raz mówi, że walczył jak mężczyzna, drugi raz, że błagał o litość.
Rozumiem, że wg ciebie wprowadzanie niespójności do świata go udoskonala?

Hm. A jesteś pewien, że Eowina miała zwykły miecz?

Tak:)

Gdybym miał czepiać się Pottera na siłę, wróciłbym do tych książek i czytał je kartka po kartce z ołówkiem. Teraz czepiam się błędów, które pamiętam jeszcze z poprzedniej lektury (czytałem HP dawno, kiedy nie miałem jeszcze wyrobionego gustu literackiego). I to jest zresztą złym określeniem, bo nie były to dla mnie jeszcze przy czytaniu błędy - dopiero teraz, wydobywając z zakamarków pamięci dane wątki i motywy, widzę (bez żadnej gruntownej analizy - bo nie jestem nawet w stanie jej przeprowadzić), że to czy tamto to kompletne bzdury.

Bzdury według ciebie. Ja widzę świetnie wykreowany świat z dobrymi rozwiązaniami i ciekawymi postaciami. Ty widzisz błędy i nieścisłości. Nic w tym złego, tyle że z równym uporem nie chcesz ich dostrzec w WP (albo też dostrzegasz, argumentując je jako zalety).

Ano, to kolejna sprawa. Tolkien nie tylko stworzył spójny świat z przebogatą mitologią, ale także pokazał się jako wirtuoz pisarstwa - jego książki momentami zahaczają o literaturę piękną. Co mają Rowling z Paolinim... nie, przepraszam - Paoliniego nie będę nawet próbował z Tolkienem porównywać, bo to Chrisa tylko niezasłużenie nobilituje.

Świat Tolkiena wcale taki spójny nie jest. Niemal każda wersja danego mitu, zawarta w Silmarilionie, WP, Niedokończonych opowieściach itp, różni się od siebie i nie gra z jedną spójną wizją świata. Jeśli miałbym porównać Tolkiena do Rowling, to jedyne, w czym mu Jo ustepuje, to niewątpliwie język - Tolkien pisał artystycznie, bogato, Rowling pisze prosto. W innych punktach zaś to ona góruje - głębia postaci, wielowątkowość. Różne powieści, różni pisarze.

Paoliniego również nie porównywał bym do Tolkiena, ale i nie do Rowling.

PS, zapytałem już wyżej ale nie wiem, czy doczytasz: co myślisz o zakończeniu tej, w sumie bezowocnej dyskusji?

ocenił(a) film na 1

"Ponieważ według mnie Paolini potrafi pisać na poprawnym poziomie. Znam ludzi, których tekstów po prostu nie można czytać, bo nawet szyk wyrazów w zdaniach aż kłuje w oczy"

I tak samo kłuje w oczy proza Paoliniego, tylko że głównym winowajcą jest ten absolutnie niedojrzały i beznadziejny styl tudzież język. Mógłbym ci tu listować i komentować cytaty, w których Paolini czyni żenujące wpadki, ale po pierwsze, nie mam pod ręką Eragona, a po drugie, i tak pewnie zbyt często powtarzałbym się za Desmei z forum Draconis, która dość ładnie parę początkowych rozdziałów obśmiała. Chcesz poznać "drugie dno" Eragona, polecam lekturę tego tematu: http://draconis.boo.pl/viewtopic.php?f=62&t=936
Swoją drogą, na drugiej i trzeciej stronie tematu ja też powskazywałem na parę kwiatków i inszych rozdziałach.

"Masz na myśli Snape'a cofającego się w czasie i zabijającego Riddle'a w sierocińcu?"

Nie, ale skoro o tym wspomniałeś - co ty, o paradoksie czasowym nie słyszałeś?
Nie, miałem raczej na myśli ten subtelny "wstęp" o bezpiecznym Hogwarcie, a także o tym, jak skrajnie i wręcz niemożliwie głupi był pan V. w finale. Mimo że Harry mu logicznie wytłumaczył, dlaczego jest w kropce, on właśnie zareagował tak "la, la, la! Nic nie słyszę!".

"Chodzi o sam motyw. Po wielkiej wojnie mamy hobbitw lejcych kijami zbirów, Lobelię walczącą parasolką. To są infantylne motywy w poważnej powieści"

A co jest w tym infantylnego, na litość? Może sielska sceneria tych bójek?

"Voldemort kłamał - raz mówi, że walczył jak mężczyzna, drugi raz, że błagał o litość"

Odwrotnie. Najpierw skłamał, że "[rodzice Harry'ego]Umarli, błagając mnie o litość...", potem, gdy Harry krzyknął "Kłamca!", odpowiedział zgodnie z prawdą "Jakie to szlachetne... Tak, chłopcze, twoi rodzice byli dzielni. Najpierw zabiłem twojego ojca, walczył dzielnie do samego końca". Tak więc ewidentnie tom pierwszy z ostatnim się pod tym względem nie zgadza.

"Rozumiem, że wg ciebie wprowadzanie niespójności do świata go udoskonala?"

Nie. Tłumaczyłem ci już, że tworząc własny świat, wiem z autopsji, że często uważa się po czasie dane rozwiązanie za kiepskie i usiłuje je zmienić. Tylko nic nie można z tym począć, jak to i to stwierdziłeś już w książce. TO według mnie jest udoskonalenie świata. Przy czym Silmarilion i przedstawione w nim mity nie były bezpośrednio powiązane fabularnie z WP, tylko całkiem odrębne. Jako zamknięta całość, cykl WP sam w sobie niespójny nie jest. Rowling, tworząc również zamknięty cykl, niespójności się nie ustrzegła.

"Bzdury według ciebie"

Oj, obawiam się, że nie tylko...

"Ja widzę świetnie wykreowany świat z dobrymi rozwiązaniami i ciekawymi postaciami"

A ja widzę świat posklejany z wszystkiego, co autorce przyszło akurat do głowy. Trudno nawet to do określonego gatunku zakwalifikować - za głupie jak na fantasy, za dużo mrocznych wtrętów (zabójstwo rodziców na dzień dobry, Dementorzy, brr...) jak na bajkę, w dodatku w ramach jednego utworu upchnięto niejednokrotnie elementy pochodzące z różnych kultur, które kompletnie do siebie nie pasują, wciśnięte do pojedynczej powieści. Owszem, można by to potraktować jako książki humorystyczne przez wzgląd na tak przedstawiony świat, tyle że fantasy humorystyczne to zdecydowanie nie jest. A wykorzystywanie takich czy innych motywów zdecydowanie nie służy celom prześmiewczym.

"(albo też dostrzegasz, argumentując je jako zalety)"

Kiedy ja błędy w WP przedstawiam jako zalety?

"Świat Tolkiena wcale taki spójny nie jest"

Jest spójny pod kątem konwencji.

"W innych punktach zaś to ona góruje - głębia postaci, wielowątkowość"

Słuchaj, nie chrzań mi tutaj, za przeproszeniem, że Rowling nad Tolkienem "góruje" pod jakimś względem. On stworzył magnum opus, którym wprowadził również do literatury nowy gatunek, a to, co zapożyczył od innych kultur, twórczo rozwinął, ujmując w jednolitą konwencję. Rowling stworzyła przeciętny utworek pod publiczkę, będący trudną do zakwalifikowania papką gatunkową - a jej zapożyczenia są na ogół całkiem bezmyślne. Pod kątem głębi postaci to akurat jest mniej więcej na podobnym poziomie, a co do wielowątkowości to mam spore wątpliwości, biorąc pod uwagę fakt, że Tolkien prowadzi kilka różnych grup postaci równolegle, podczas gdy Rowling w zupełności wystarcza prowadzenie wątku Harry'ego.

Dyskusję można zakończyć, jeśli uważasz to za stosowne.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

Owszem uważam:) na koniec tylko: tak, Rowling góruje nad Tolkienem w niektórych kwestiach. Na przykład postaci. Nie są na tym samym poziomie - u Tolkiena to są właśnie osoby jak z bajki, totalnie dobrzy lub źli, w dodatku płascy jak kartka papieru. U Rowling są w dużej mierze niejednoznaczni i na pewno nie jednowymiarowi. Następnie wielowątkowość - Tolkien ma dwa wątki w WP: Podróż Froda i Sama do Mordoru i Droga Aragorna do zostania Królem (i może jeszcze trzeci wątek Gandalfa, który spaja tamte dwa). Rowling bije go na głowę: W każdej części jest osobny wątek główny (a więc 7), które razem tworzą główny wątek serii. Dalej, historia Dumbledore'a, historia Voldemorta, Huncwoci, Rodzina Blacków, wątki takie jak korupcja w ministerstwie czy historia Snape'a.
Tolkien z kolei ma język i styl a także na pewno wykreowanie nowego gatunku, wymyślenie wielu ras, języków, kultur i mitów. Różni autorzy i różne powieści. Jedna ma to, czego nie ma druga i na odwrót. Dlatego oceniam i cenię je jednakowo.

ocenił(a) film na 1

Jak już wyżej wspomniałem, postacie z WP nie są płaskie, bo mają swoje cechy charakteru - nawet jeśli pozytywne. Do tego wcale nie wszystkie postacie wpisują się w taki schemat - o Gollumie już sam przedtem wspomniałeś, a Grima? A Saruman? A Barliman - reprezentujący swoją drogą coś, czego Rowling już nie ma - postacie całkiem szare, w takim znaczeniu, że nie biorą żadnego udziału w wielkim konflikcie, pędząc po prostu swoje codzienne życie, a tocząca się gdzieś wojna, dopóki ich nie doświadczy, obchodzi je tyle, co zeszłoroczny śnieg.
Hell, nawet Sauron - w przeciwieństwie do Voldemorta - nie był od samego początku zły. To Melkor go omamił i sprowadził na złą drogę.

Wątków w WP jest dużo więcej - wątek wędrówki Golluma sprzed spotkania z Frodem, wątek Sarumana, wątek Merry'ego i Pippina, wątek Sarumana, rody Eorla czy też Namiestników, wątek Dunlandczyków, Haradrimów czy też innych narodów, omamionych przez siły Zła... a jeśli chodzi o historię, to HP delikatnie mówiąc blednie przy tym, na czym opiera się WP i przedstawiony tam świat - wystarczy sobie przejrzeć owe dodatki na końcu trzeciego tomu, tę skróconą historię świata, wydarzenia, miejsca, nazwiska, daty... Tak więc twoja teza o wielowątkowości nie zgadza się.

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

Są płaskie, bo charakter mają jednostronny. A szare postaci znajdziesz i u Rowling, jest ich całe mnóstwo - Lockhart, Binns, Ludo Bagman, Rita Skeeter, Knot, Bathilda, Elfias Doge i mogę tak wymieniać bardzo długo. Gollum, jak już mówiłem, jest wyjątkiem. Saruman nadal jest płaski, bo nie wiemy zupełnie nic o nim z czasów, kiedy niby był dobry. Tak więc znamy tylko jego złą stronę. Grima... tu też się zgodzę.

Wiele z wątków, które wymieniłeś są obecne w świecie Tolkiena, ale nie w WP - rody Eorla i Namiestnicy, Dunlandczycy i Haradrimowie, to wszytko wątki historyczne ale nie z samej powieści.

mylisz się, uwazasz ze Boromir ma charakter jednostronny? albo denethor? albo saruman? Otoz nie sa to plaskie postacie chociaz kazda niby podobna z cech pozytywnych to jakze inna... to wlasnie w hp jest albo dobro albo zlo... dla mnie osobiscie ale to moja subiektywna opinia hp jest dla dzieci, wp jest dla bardziej dojrzalego odbiorcy i wp mozna czytac/ogladac pare razy. Epickoscia hp sie z wp nie rowna

użytkownik usunięty
Tanath3

Owszem, Boromir i Saruman to postaci płaskie. Jedyne, co wpływa na ich postępowanie to pierścień, nie wynika to z ich charakteru, to inny czynnik. w HP mało kto jest perfidnie dobry lub zły, przykładów jest mnóstwo, jak choćby Dumbledore, Snape, James, Syriusz, Crouch, Malfoyowie, Pettigrew, i tak mogę wymieniać. I HP i WP są dla każdego wieku, a na pewno śmieszne jest stwierdzenie, że WP jest dla dojrzałego odbiorcy - fabuła, jeśli odjąć styl, jest jak w bajce, dobro vs zło, podróż, bitwy, magia.

WP był pisany w czasie komunizmu i symbolika tej fabuły była duża. Wpływ pierścienia podkreśla słabości charakteru, chciwość itd. Tolkien w ten sposób właśnie pogłębia charakter postaci. Mamy 2 różne opinie na temat książek, ok. Ale to filmweb i tutaj musisz się ze mną zgodzić, że ekraniizacja WP jest nieporównywalnie lepsze od ekranizacji Hp...

użytkownik usunięty
Tanath3

Ty tak na serio? Po pierwsze, to Władca był pisany w czasie drugiej wojny, w dodatku w Wielkiej Brytanii (i częściowo na froncie) więc o żadnym komunizmie nie ma tu mowy. Po drugie, Władca nie zawiera żadnych metafor, symboli ani aluzji - Tolkien sam to powiedział,stwierdzając, że zawsze unikał takich rzeczy jak ognia. A wpływ pierścienia nie ma nic do charakteru, bo owe "słabości" ujawniają się tylko i wyłącznie pod jego wpływem - a więc nie ma ich w postaciach w życiu codziennym.

A co do filmów - tak, choć wolę Pottera, to jako ekranizacja powieści Władca jest o niebo lepszy.

tak tak, sorry jedno pomyslalem drugie napisalem. Rzeczywiscie tolkien wypieral sie takiej symboliki ale wielu krytykow uwaza inaczej. Jesli pierscien na niektorych dziala tak a na innych inaczej to jest to raczej kwestia cech charakteru a nie wadliwych genów. Pozatym pycha w Boromirze przejawia sie nie tylko po przez pierscien (patrz rada u Elronda). Wiec z tymi plytkimi postaciami wciaz bym polemizowal...

użytkownik usunięty
Tanath3

To że krytycy myślą inaczej nie ma znaczenia, jeśli autor twierdzi inaczej.

Problem w tym, że pierścień na wszystkich działa tak samo, inny jest tylko czas oczekiwania na efekt. Nie czyni to postaci głębszymi, nadal są w każdym stopniu płaskie. Mają swój charakter, ale nie są skomplikowani, nie mają wad (wyjątek to Gollum i być może Grima, choć o tym za mało wiemy).

i znowu niestety nie do konca moge sie zgodzic :) Rownie dobrze mozemy powiedziec ze na locharta czy malfoya w poxniejszych tomach dziala strach i dlatego sa to postaci perjoratywne wiec sa to postacie plaskie. Niewazny jest czynnik ktory ksztaltuje cechy charakteru. Theodena tez nie mozesz nazwac postacia plaska. Jest on dobry ale bardzo dumny co wplywa na jego decyzje. Albo chociaż Ent który nie jest ani dobry ani zły. Nie możesz spłycać tej powieści do 2 stron dobra i zła. pozdrawiam

użytkownik usunięty
Tanath3

U postaci Rowling zmiany w zachowaniu i osobowości są podyktowane ich charakterem. U Tolkiena pierścień jest JEDYNYM czynnikiem, który na to wpływa, bo te postaci same z siebie nie mają negatywnych cech. Dlatego są płaskie.

ocenił(a) film na 1

"A szare postaci znajdziesz i u Rowling, jest ich całe mnóstwo - Lockhart, Binns, Ludo Bagman, Rita Skeeter, Knot, Bathilda, Elfias Doge"

Łolaboga, a ileż to występów mieli Bathilda (która zresztą w ogóle tak naprawdę się w książkach fizycznie nie pojawiła) czy Elfias Doge? Jeśli się mamy bawić w takie detale, to ze strony WP trzeba by chyba jeszcze wliczyć Maggota, Bagginsów z Sackville czy inne tego typu postacie z Shire i nie tylko. Do tego nie wspomniałem wcześniej o Denethorze, który również nie jest postacią ani jednoznacznie złą, ani jednoznacznie dobrą.
Rita Skeeter nie włączała się w konflikt, ale była z charakteru postacią negatywną - co też konsekwentnie jej przez kolejne tomy pozostało (podobnie jak Umbridge - wcale się nie zdziwiłem, kiedy w siódmym tomie ujrzałem ją pośród zwolenników reżimu).

"Wiele z wątków, które wymieniłeś są obecne w świecie Tolkiena, ale nie w WP - rody Eorla i Namiestnicy, Dunlandczycy i Haradrimowie, to wszytko wątki historyczne ale nie z samej powieści"

No, właśnie nie - na kartach WP Tolkien wielokrotnie nawiązuje do zdarzeń z wymyślonej przez siebie historii i mitologii.

Der_SpeeDer

podpisuje sie pod tym

użytkownik usunięty
Der_SpeeDer

A ileż to występów miał Barliman, którego podałeś za przykład? Mówisz też, że np. taka Rita jest typowo negatywna, podczas gdy taki Maggot, również nie wplątujący się w konflikt, jest typowo pozytywny, więc mamy tu dokładnie to samo. A raczej prawie, bo Rita ma większe pole do popisu.

A nawet postaci nie zamieszane w konflikt we Władcy są wciąż jasno określone - hobbibi to postaci pozytywne, Bombadil jest pozytywny, Radagast jest pozytywny, itp. A Lockhart? Nie można go określić. Tak samo Binnsa czy Doge'a, którzy mieli występ porównywalny długością do Maggota i Barlimana, a tych da się określić.

"No, właśnie nie - na kartach WP Tolkien wielokrotnie nawiązuje do zdarzeń z wymyślonej przez siebie historii i mitologii."

Nawiązuje, ale nie prowadzi tych wątków. Nie rozgrywają się w powieści, tylko gdzieś kiedyś poza nią, są jedynie wspomniane. Nie tworzą fabuły książki, jedynie ją wzbogacają. U Rowling takie nawiązania też są - praca Dumba i Flamela nad kamieniem, historia założenia szkoły, to wątki, które są jedynie wspomniane, a rozgrywają się poza ramami książki. Za to inne, jak korupcja ministerstwa, losy huncwotów czy horkruksy Voldemorta to wątki, które rozgrywają się razem z fabułą i mają na nią wpływ.

homek jestes zamkniety na wszelakie argumenty ciagle powtarzasz to samo

użytkownik usunięty
Tanath3

Daruj sobie takie teksty, bo to można powiedzieć o każdym, kto w dyskusji broni własnego zdania, wliczając w to ciebie. Z tym, że twoje argumenty świadczą raczej o tym, że znasz WP dość powierzchownie, nie mówiąc już o HP.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones