że będzie aż tak dobry. Do tej pory moje spotkania z Franco do najlepszych nie należały,ale po wstępnym seansie Succubus i tegoż właśnie filmu zaczynam go lubić. muzyczny motyw przewodni* i początkowa scena w mieście wprowadzają niezwykły klimat przerywany od czasu do czasu schematem "filmów" jakie możemy oglądać na movies24 o północny.
Scenariusz jest średni (operacje to kompletne dno),ale obfituje w pare dobrych motywów i przede wszystkim znakomite postaci. Sługusa Gordona mogliśmy oglądac już w filmie Borowczyka (w sumie podobną miał rolę) a pedałkowaty projektant mody to chyba najbardziej komiczna postać z całej trupy. Berger jakoś się obronił,Savalas ma góra 3-4 sceny za to idiotyczna Brigitte Lahaie doprowadza do szału ochydnymi nogami i otwartym lesbijstwem. sceny zabójstw są wykonane bardzo groteskowo (jak ktoś widział odcinanie głowy w Flesh for Frankenstein to wie o czym mówie) a gore jest bardzo cieniutkie...ale bynajmniej nie traktuje tego jako minus bo ma to swój swojski urok a i bez tego scena w szafie nie byłaby tym czym jest. na kolejny plus bardzo dobry epizod Howarda Vernona.
*ta piosenka mi się chyba nigdy nie znudzi.
Franco w formie. Sporo gore, dużo golizny, piękne Caroline Munro i Brigitte Lahaie, scena wbijania igły w oko a la "Dead and Buried", dwie sceny transplantacji twarzy i tandetna pioseneczka przewijająca się przez film. 8/10.