Johnny Depp jako Grindelwald to porażka jakiej nie było od dawna w kinie -_-
Wzbudza pusty śmiech i zawiedzenie a nie strach i uznanie jakie powinien. Do tego zrobili z niego jakiegoś słabego ciecia, a to przecież wielki mag był...
Mickiewicz większym ;)
Czytając HP człowiekowi wydaje się, że chodzi o wielkiego złego czarodzieja, a tu wyszedł niedorobiony i mało przebiegły cieć.
Na tym etapie jeszcze nie musiał wzbudzać przerażenia. Akcja filmu działa się w latach 20stych a pojedynek z Dumblem (gdy Grindelwald był u szczytu potęgi) to chyba lata 40ste :)
Pojedynek z Dumbledorem odbył się dokładnie w roku 1950, czyli 24 lata po wydarzeniach z filmu. Jesteśmy jeszcze przed czasami, gdy wybudował on swoja twierdzę więc na pewno będzie jeszcze o wiele potężniejszy. Na dodatek, gdyby nie zaskoczenie ze strony Newta to najpewniej pokonały wszystkich aurorów z MACUSA, którzy znaleźli się na stacji. Było to dość wymownie pokazane w filmie. Przez ten pokaz siły Scamander "odkrył", że nie może być to Graves tylko ktoś znacznie potężniejszy i temu użył zaklęcia demaskującego. Wygląd Deppa? Według mnie pasuje idealnie w kontekście spaczonego ucznia Durmstrangu.
Nie zgodzę się z tym, że był słaby (walczył przecież sprawnie z aurami, do momentu gdy Newt zaatakował go za plecami).
Natomiast nie odpowiada mi wygląd Deppa w tym filmie, jest zbyt karykaturalny. Może jest to spowodowane tym, że Depp niestety ostatnio stracił swoją urodę, przez wyskokowy tryb życia. Do roli Grindewalda Depp wcale nie potrzebował takiej charakteryzacji, bo ma w sobie coś pociągającego, ale i mrocznego. I tak chyba można określić Grindewalda, na podstawie tego co o nim wiemy od Dumbledore'a. Natomiast wielki plus za GŁOS Deppa. Nadal jest wspaniały!