"Beni, 15, has seen Fögi, 23-28, an infamous local rock singer at various concerts and has fallen in love with him."

Tak, mniej więcej, zaczyna się "F. est un salaud", najlepszy szwajcarski film '98. Film o miłości silniejszej niżli śmierć, o zauroczeniu, pożądaniu, o rock'n'rollu, drugach, o kontynuacji rewolucji seksualnej zapoczątkowanej z końcem lat 60'tych.

Film niezwykle przejmujący, żeby nie powiedzieć - bardzo 'dołujący'. Potwornie smutny, ale w żaden sposób sentymentalny. Wyjątkowo bezpośredni, uderzający swym realizmem, a przy tym bardzo poetycki.

Film warty obejrzenia, nie tylko ze względu na świetnie zagrane role czy świetne zdjęcia, ale również ze względu na wspaniałą muzykę, ukrytą jakby, na tle rozgrywajacej sie fabuły (a mamy tu m.in. Velvet Underground, czy Patti Smith).