PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=571682}

George Harrison

George Harrison: Living in the Material World
7,5 1 537
ocen
7,5 10 1 1537
7,0 4
oceny krytyków
George Harrison
powrót do forum filmu George Harrison

Niestety - zamiast porządnego dokumentu Scorsese zaoferował nam mdłe wspominki przyjaciół i żon. Całe, obszerne (a czasem i kluczowe!) fragmenty z życia Harrisona zostały pominięte, muzyki też nie było tak dużo, jak powinno... Sacharyna sączy się z ekranu całymi strumieniami, zapewne dlatego, że nie zapytano o zdanie osób, które z Georgem miały związane nieco mniej przyjemne wspomnienia (tylko Yoko Ono rzuca mimochodem, że potrafił być "niemiły"). Narracja... jaka narracja? Wydarzenia w filmie przestawione są bez zachowania porządku chronologicznego, nie padają praktycznie żadne daty.

Fani George'a i Beatlesów niczego nowego się nie dowiedzą (ani nie zobaczą zbyt wiele nowych materiałów!!!), ludzie, którzy za dużo na temat George'a nie wiedzą - dowiedzą się tyle, że rozpoczynał każdy dzień od medytacji. Plusem filmu jest niewątpliwie muzyka (głównie słyszymy utwory z "All Things Must Past", podczas gdy np. "Cloud Nine" nie jest nawet wspomniane). Mamy też okazję zobaczyć kilka ciekawych wywiadów, dowiadujemy się trochę więcej o ostatnich latach życia ex-Beatlesa (obszerny fragment dotyczący incydentu z nożownikiem). Jednak jak na trzygodzinny film to naprawdę bardzo, bardzo mało.

Szkoda zmarnowanych możliwości. Wszyscy wiedzą, że George święty nie był, więc należy zadać sobie pytanie czy faktycznie ta postać potrzebuje aż takiego wybielenia? O zmarłych nie powinno mówić się źle, ale można próbować zachować obiektywizm, inaczej nie warto nazywać filmu "dokumentalnym". Obraz sprawia bardziej wrażenie hołdu czy memoriału, niż filmu biograficznego z krwi i kości. Jeśli ktoś oczekuje laurki o swoim idolu, gdzie próżno szukać informacji o konfliktach i niesnaskach - będzie zadowolony. Dla nieco bardziej wymagającego (i zorientowanego) widza - będzie miejscami ciężko.

"Living in the material world" obejrzałam w kinie. Czy kupię DVD? Zapewne tak, ale tylko z pasji kolekcjonowania wszystkich około-bitelsowskich wydawnictw. W końcu większość materiałów archiwalnych zawartych w filmie każdy większy fan czwórki z Liverpoolu ma już zgromadzone na swojej półce (ewentualnie widział je gdzieś na youtube).

6,5/10

ocenił(a) film na 9
malgorzata

Zgadzam się w stu procentach. Mało treści, od groma mało konkretnych wspomnień. Do tego jeżeli ktoś jest prawdziwym fanem The Beatles co za tym idzie Georga zapewne widział The Beatles Anthology w odcinkach; to właśnie większość wywiadów L.I.T.M.W pochodzi z tego mini serialu. Mimo wszystko czuje jakąś sympatię do tego filmu. Scorsese równie dobrze mógł zrobić film o kimś innym. Cieszę się , że zrobił o Georgu ponieważ był to człowiek bardzo utalentowany, pełen tajemnic. Podsumowując film nie najgorszy. Lepszy taki niż żaden.

ocenił(a) film na 8
malgorzata

A ja mam wrażenie, że oglądaliśmy dwa, różne dokumenty. Dlaczego? Spróbuję to zwięźle, choć to trudne, uzasadnić. Po pierwsze film nie jest biografią Harrisona, nie ma ambicji ukazania pełnego /czy to możliwe?/ życia exBeatlesa. Film jest zupełnie o czymś innym. Jakby podpowiedzią jest tytuł: "Living in the material world" lub plakat do filmu. Dokument Scorsese próbuje odpowiedzieć na pytanie czy udało się G.Harrisonowi tak ułożyć swoje życie, że w świecie materialnym, w którym żył i gdzie było tyle różnych pokus, wprowadzić i zakorzenić te elementy życia duchowego, które w pewnym momencie tak go zauroczyły i wciągnęły? Był wyznawcą, ale nie ściął włosów, Hare Krishna. Przyjeżdżał do Indii czerpiąc stamtąd siłę duchową, ale zaraz wracał w "material world" i był fragmentem tego świata. Zderzenie tych dwóch światów było motorem, który zainteresował Scorsese, do zrobienia filmu. Nieprawdą jest, że tylko Y.Ono mówi źle o Harrisonie. Kilka osób wspomina, że był jakby rozdwojony, z jednej strony wspaniały, a z drugiej "niemiły". To tam słyszymy, że w pewnym momencie cofnął się w duchowym rozwoju i zaczął ponownie ćpać. Czyli był przede wszystkim człowiekiem. Miał swoje słabości i chwile piękne. Inicjował i włączał się w akcje charytatywne, różnego lotu. Nie da się ukryć, że w zespole The Beatles był tym, który przez wiele lat rozładowywał złe emocje. W końcu wybaczył Claptonowi odbicie żony. Dobrze pokazuje to plakat. Głowa w jednym świecie, a ciało w drugim. Scorsese nie starał się zrobić czegoś na wzór "Super Expresu" i pokazać wiele nieznanych, może plotkarskich materiałów, ale to nie znaczy, że zrobił laurkę. Może obydwoje oczekiwaliście jakiegoś kompendium, ale wtedy musiałby powstać wielogodzinny serial jak chociażby "The Beatles Antology", a to nie było zamiarem reżysera. Zderzenie ducha z materią jest tematem tego filmu. Jakby nie było to G.Harrison jest autorem utworu "My Sweet Lord". Czy we współczesnym rockowym świecie od tamtej pory pojawił się podobny siłą i treścią przebój? Nie. I to też świadczy o odwadze Harrisona.

pessoaa

pessoaa - dzięki za recenzję! mam nadzieję, że niedługo wydadzą film w Polsce, baaaardzo chciałabym go zobaczyć

pessoaa

Przepraszam, dopiero teraz zobaczyłam Twoją odpowiedź. Zamierzenie filmu jako ukazanie duchowej drogi, jaką obrał George w zderzeniu z materialną rzeczywistością jest oczywiste, więc nie trzeba tu niczego tłumaczyć. W żadnym wypadku nie przeczy to moim wrażeniom opisanym powyżej, a już tym bardziej nie chodzi o brak plotek i informacji rodem z "Faktu". Ten film po prostu (według mnie) nie wyszedł. Konstrukcyjne pomieszanie z poplątaniem. Kompletny narracyjny bigos. Co więcej, po powtórnym obejrzeniu nadal uważam, że to raczej laurka, niż pełnokrwisty dokument i moja sympatia do osoby GH tego nie zmienia. Lekko przelatuje się nad niewygodnymi tematami, by za chwilę dodać potok superlatyw. To potwornie razi, zwłaszcza, jeśli potrafi się wyłączyć na chwile emocje i nabrać dystansu do naszego bohatera.

Film budzi we mnie pewne dobre skojarzenia, ale raczej ze względu na osobę bohatera, niż sam sposób przedstawienia jego historii. I tyle. Ilu widzów, tyle opinii :)

ocenił(a) film na 8
malgorzata

Oglądałem chyba wszystkie tzw "muzyczne" filmy Scorsese i reżyser nigdy nie miał zamiaru pokazywania całego przekroju życia czy twórczości wybranego zespołu czy artysty. W "Ostatnim walcu" sfilmował ostani, pożegnalny koncert zespołu the Band i przyjaciół, smując na jego bazie opowieść o Ameryce, w filmie o Dylanie przedstawił jego folkowe początki, społeczne zaangażowanie artysty poprzez jego protest songi i moment kiedy bard jako wolny artysta, wybiera granie "elektryczne" i konsekwencje tego kroku. W filmie o zespole the Rolling Stones po prostu filmuje ich koncert, bo to ich żywioł i to najlepiej oddaje fenomen tej grupy. Tak samo o Harrisonie wybiera interesujący go, a charakterystyczny dla Harrisona, wątek i snuje swoją opowieść. W związku z tym nie rozumiem zarzutu, że reżyser " Całe, obszerne (a czasem i kluczowe!) fragmenty z życia Harrisona zostały pominięte." Siłą rzeczy musiały być pominięte bo nie oto jemu chodziło. Często więcej można powiedzieć o danym człowieku, umiejętne filtrując jego życie i dokonania niż pokazując za dużo. Lubiłem Harrisona, ale nie byłem jego fanem. Lennon i McCartney wnieśli do muzyki rockowej dużo więcej.
Tak widział wzloty i upadki exBeatlesa Scorsese i oddał to chyba uczciwie. A czy to laurka? nie wiem bo ja takiego wrażenia nie odniosłem.
Masz rację ilu widzów, tyle opinii. Pozdrawiam.:)

ocenił(a) film na 8
pessoaa

Doskonałe podsumowanie @pessoaa. To nie film biograficzny. To po prostu wypowiedzi ludzi, którzy go znali, takie jakie są, pozornie niezwiązane i niechronologiczne, a jednak będące częścią całości i wypełniające luki. Life as just so.

malgorzata

Witam, jestem w trakcie oglądania filmu, na moim blogu http://moktopwszechczasow.blogspot.com pozwoliłem sobie zacytować dwie wypowiedzi, Twoje "malgorzato" i replikę "pessoaa". gdy objerzę cały film zmierzę się z nim już tak na chłodno w osobnej recenzji, obuie Wasze podobają mi się i postanowiłem tak od razu nie "cukrzyć" bo jak zauważycie lub nie - kocham Beatlesów.

użytkownik usunięty
ryssiook

Spodziewałem się po tym filmie czegoś innego. Miło, że pomyślano w końcu o Georgu i nakręcono takie dzieło, ale mogłoby to być stanowczo coś lepszego. Film po wycięciu kilkudziesięciu minut nie straciłby nic, a wręcz zyskał. Poza tym za mało słychać w nim samej muzyki Georga, co nieco boli biorąc pod uwagę tematykę filmu...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones