Szczerze od niedawna zacząłem dopiero oglądać kino bolywoodzkie. Jakoś tak wcześniej byłem do niego uprzedzony i z góry traktowałem jako coś na miare podróbki filmów holywoodzkich. Widać, musiałem dojrzeć..
Po oglądnięciu My name is Khan i teraz tego filmu widze jak bardzo się myliłem. Na pewno nie można tych kin porównywać. Są całkowicie inne i każde ma coś co potrafi urzec.
Ghajini jako film rewelacja, aczkolwiek w niektórych scenach wyczułem lekkie przesadzenie z muzką która jak rozumiem miała dostarczać grozy głównego bohatera. Było miejscami zwyczajnie za dużo i efekt był odwrotny. Dlatego daje 9 a nie 10. Aczkolwiek film jakkolwiek niewinny i być może mało realny w niektórych scenach tak musze przyznać że był świetny..
Z mojej strony polecam.
Tak właśnie za ten czasami aż nazbyt brak logiki i realności odjęłam 1 gwiazdkę. Te 15min pamięci czasami się bardzo przeciągało... Poza tym film jest genialny!!! 3h zleciały momentalnie. Aktorka grająca Kalpanę to istne cudo, zagrała rewelacyjnie. Muzyka za to bardzo mi odpowiadała, ale ta w tle. Muszę przynać, że to był chyba 1wszy film bollywoodzki w którym piosenki jakoś mi zupełnie nie pasowały. Były jakby nie na miejscu, takie nie wiadomo na co i po co, zwłaszcza dwie pierwsze. Tak czy inaczej film godny uwagi, który z pewnością na długo zapamiętam.
Moim zdaniem również piosenki były zbędne, a przynajmniej za długie ( jedna trwała chyba z 8 minut), bez nich film byłby krótszy i jeszcze bardziej trzymał by w napięciu.
Mi nie pasowała tylko ta piosenka na wstępie do poznania bohaterki.
A druga piosenka złożona z urywków poznawania się naszej pary zastąpiła sceny
jakie by były pewnie w filmie więc nie przeszkadzało mi.