PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=936}
8,1 771 307
ocen
8,1 10 1 771307
7,3 48
ocen krytyków
Gladiator
powrót do forum filmu Gladiator

Film jest rzeczywiście świetny, a scenografia powala na kolana. Zachwycają mnie zwłaszcza sceny walk gladiatorskich, najlepsze w światowym kinie, pokazujące, że te widowiska w starożytnym Rzymie były skomplikowanymi spektaklami z wysublimowanymi scenariuszami i pyszną scenografią. Gdy zastanawiam się nad scenariuszem, mam jednak mieszane uczucia.
Mało kto o tym pisze, że „Gladiator” to po prostu remake klasycznej hollywoodskiej superprodukcji „Upadek Cesarstwa Rzymskiego” z Sophią Loren z 1964 roku. Nawet dziś w Hollywood idzie się drogą najmniejszego oporu, nie tworząc oryginalnych scenariuszy, ale „odnawiając” stare gnioty.
„Upadek Cesarstwa Rzymskiego”, gdy jest zapowiadany w TV przez prezenterów lub w gazetach, zawsze jest obdarzany komplementem, pochodzącym z lat 60. z ust jakiegoś amerykańskiego recenzenta: „wyjątkowy przykład kostiumowej superprodukcji, która stanowiąc ucztę dla oczu, jednocześnie nie obraża inteligencji widza”. Dzieje się tak zawsze, odkąd obserwuję emisje tego filmu w naszej TVP - nie wiem, czy to efekt lenistwa, że nikomu się nie chce własnymi słowami podsumować filmu, czy raczej nikt go nie ogląda z uwagą. Pozwolę więc sobie na kilka uwag dotyczących scenariusza tego filmu, bo należy docenić to, że miał on nieść istotne treści intelektualne, wynikające z tez historycznego dzieła, które było jego inspiracją.
Najpierw sprawa tytułu. Scenariusz został luźno oparty o klasyczne dzieło angielskiej historiografii: „Zmierzch i upadek Cesarstwa Rzymskiego” (The Decline and Fall of the Roman Empire) Edwarda Gibbona, a raczej o początkowe fragmenty tego dzieła. Jest to bowiem dzieło monumentalne, składające się z 3 tomów: 1. – o powolnym zmierzchu Cesarstwa (II – III wiek n.e.), 2. – o wprowadzeniu chrześcijaństwa jako religii państwowej (IV wiek n.e.) i 3. tom o upadku cesarstwa zarówno w jego zachodnim jak i wschodnim (Bizacjum) wydaniu. Dla pikanterii dodam, że wykształcony na Oxfordzie Gibbon żył i tworzył w wieku... XVIII, ale jego dzieło przez setki lat miało wpływ na zachodnioeuropejską historiografię dotyczącą antyku, stanowiąc początek ery nowożytnego pisarstwa historycznego. Polskie wydanie (bez tomu 3. uznawanego za najsłabszy) ukazało się w serii ceramowskiej PIW w roku 1960 pod właściwym (skoro bez 3. tomu, to i bez „upadku”) tytułem „Zmierzch Cesarstwa Rzymskiego”. Scenarzyści filmu nie byli takimi purystami i skrócili tytuł filmu do „The Fall of the Roman Empire”, chociaż oparto się o sam początek I tomu, w którym Gibbon starał się raczej objaśnić i nakreślić przyczyny początku zmierzchu imperium. Stąd nazwa filmu w języku polskim brzmi „Upadek Cesarstwa Rzymskiego” – przez proste tłumaczenie z angielskiego. Tymczasem ten tytuł wprowadza w błąd, bowiem o upadku Cesarstwa film nie opowiada, a raczej o zapowiedziach rozprzężenia, bowiem czasy Kommodusa, to lata 180 - 192. a upadek Zachodniorzymskiego Cesarstwa to rok 476. Film, jeśli koniecznie chciało się podkreślić nawiązania do Gibbona, powinien raczej korzystać ze słowa zmierzch (Decline).
Dwie postacie w filmie są historyczne (stary cesarz – Marek Aureliusz i jego syn – Kommodus), inne to tylko postacie fikcyjne obdarzone jedynie historycznymi imionami. W zamyśle Gibbona, koniec „złotego wieku” (II wiek n.e.) rzymskiej historii był początkiem zmierzchu cesarstwa. A koniec złotego wieku został wyznaczony przez koniec dynastii Antoninów, której ostatnim, zdegenerowanym przedstawicielem był właśnie Kommodus. To załamanie, związane z odziedziczeniem władzy cesarskiej w roku 180 po śmierci „filozofa na tronie”, autentycznego stoickiego myśliciela Marka Aureliusza przez jego naturalnego syna Kommodusa stanowiło kluczowy punkt refleksji Gibbona nad początkiem końca rzymskiego imperium. Ciekawostką dotyczącą dynastii Antoninów jest to, że kolejni władcy z niej się wywodzący, nie byli związani więzami krwi, a jeśli już, to byli bardzo daleko spowinaceni. Kolejny cesarz okazywał się bezdzietny (a raczej pozbawiony męskiego potomka), śmiertelność dzieci osiągała bowiem w tamtych czasach poziom porażający, usynawiał więc i mianował dziedzicem tronu jakiegoś zrównoważonego oficera w średnim wieku, czasem zięcia, czasem dalekiego kuzyna; w każdym razie wybór następcy był aktem rozsądku i rozważnego wyboru wśród wybijających się postaci na dworze. Prawie na pewno ten sposób dziedziczenia/przekazywania tronu spowodował, że okres panowania dynastii Antoninów (lata 96-192 n.e.) pokrył się z okresem nazwanym „złotym wiekiem” rzymskiej historii, a kolejni przedstawiciele dynastii, poza ostatnim, zapisali się w niej złotymi zgłoskami. W tradycyjnej historiografii rzymskiej, wobec mnóstwa władców, posługiwano się metodą swoistego „podsumowywania” postaci cesarza określając go jako „dobrego” lub „złego władcy”. Dynastia Antoninów składała się praktycznie z samych wybitnych cesarzy: Nerwa, Trajan, Hadrian, Antoninus Pius, Marek Aureliusz (i jego współrządca Lucjusz Werus – pierwszy mąż historycznej Lucylli). Dopiero gdy syn Marka Aureliusza zdołał osiągnąć wiek męski i po raz pierwszy następcą tronu został naturalny potomek starego cesarza, nastąpiło załamanie. Kommodus okazał się bowiem młodzieńcem zepsutym, zdeprawowanym i leniwym, stając się jedną z najbardziej symbolicznych postaci dla kręgu „złych cesarzy rzymskich”, zajmując należne mu miejsce pośród kreatur typu Kaliguli, Nerona czy zboczeńca Heliogabala. Największym skandalem wywołanym przez Kommodusa był w oczach rzymskich współobywateli, wynikający z jego umiłowania tężyzny fizycznej i chęci pochwalenia się nią (zamiast przymiotami umysłu), fakt jego osobistego udziału w walkach gladiatorskich i innych wyczynach na arenach. Zostało to zresztą pokazane w filmie – Kommodus otaczał się gladiatorami i był poniekąd jednym z nich, zapominając, że z tradycyjnego punktu widzenia, ta profesja była niewolnicza i uwłaczała obywatelowi rzymskiemu, zwłaszcza z zacnego rodu.
Ale nie tylko żywot Kommodusa nastrajał do uznania tego okresu za przełom w rzymskich dziejach i początek staczania się w dół po równi pochyłej. Niedługo po śmierci Kommodusa doszło do wydarzenia katastrofalnego w rzymskiej historii, opisywanego z odrazą przez kronikarzy i stanowiącego szok nawet dla samego rzymskiego społeczeństwa pod koniec II wieku: pretorianie rozwydrzeni i zdemoralizowani panowaniem Kommodusa zlicytowali tytuł cesarski i sprzedali go w ręce senatora, który zaoferował największą sumę na głowę żołnierza gwardii cesarskiej. Ta scena w filmie zresztą jest obecna, tylko nie jest komentowana ani zauważana, bo naszym widzom, a zwłaszcza recenzentom braknie po prostu wiedzy i erudycji, aby zwrócić na takie smaczki uwagę. Otóż po zabiciu w pojedynku Kommodusa, Liwiusz uwalnia Lucyllę z płonącego już stosu i odrzuca propozycję objęcia tronu, która pada ze strony wojska. Odwraca się by zająć się już tylko Lucyllą i życiem prywatnym, ale w tle tego ujęcia filmowego widać właśnie tą odbywającą się licytację rzymskiego tronu. Oczywiście, scenarzyści znów tu trochę nakłamali (i tak chwała im za to, że w ogóle chcieli słynną licytację pokazać w krótkiej scenie), bo w rzeczywistości Kommodus padł w grudniu 192 roku ofiarą pałacowego spisku, którego uczestnicy nie mieli nawet wybranego kandydata na nowego cesarza. Dopiero po śmierci Kommodusa wybrano na jego następcę zasłużonego i powszechnie poważanego wodza i urzędnika (bo w Rzymie antycznym karierę robiono jednocześnie na stanowiskach urzędniczych i czysto wojskowych), ówczesnego prefekta miasta Rzymu, Pertinaksa. Pertinaks ostro wziął się do reform, zaczynając od odebrania rozbuchanych za Kommodusa przywilejów pretorianom. Zareagowali oni szybko, po trzech miesiącach zabijając nowego cesarza i doprowadzając do formalnej licytacji tytułu cesarskiego wśród bogatych senatorów. Tron kupił i objął niejaki Didius Julian, a wieść o tym, gdy dotarła na rzymskie rubieże, wzbudziła takie oburzenie wojska na porządki w stolicy, że 3 pograniczne armie ogłosiły swoich wodzów cesarzami (uzurpatorami). Po kilku latach wojen domowych jeden z tych wodzów, wywodzący się z naddunajskiej armii Septimiusz Sewer ostatecznie objął pełną władzę w cesarstwie, rozpoczynając ostatni już w rzymskich dziejach okres podbojów i zakładając nową dynastię Sewerów, która usiłowała odnowić świetność imperium, ale... to już zupełnie inna historia.
Najbardziej irytujący wątek filmu to, wynikająca chyba z ducha czasów, gdy scenariusz był tworzony, opowieść o próbie zintegrowania podbitych Germanów z rzymskim społeczeństwem w formie utworzenia swoistej komuny ludowej. Cały pomysł, którego autorem ma być rzekomo odchodzący cesarz Marek Aureliusz (był wprawdzie filozofem na tronie, ale nie hippisem!), a wykonawcą jego grecki dworzanin Timonides, ogląda się z zażenowaniem – to rzeczywiście obraża inteligencję, poraża naiwnością i polityczną poprawnością. Zwłaszcza obraz niszczenia obozu germańsko-rzymskich osadników przez wojsko Kommodusa, gdy tańczących celtyckie tańce i podrzucających jedzenie w powietrze (to chyba ma mieć jakieś symboliczne znaczenie, ale dokładnie nie potrafię zidentyfikować sensu tych scen) hippisów wyrzynają żołdacy, budzi przerażenie swoim infantylizmem i nachalną lewacką propagandą. Jest to niestety wątek, który psuje mi zawsze wrażenie, gdy oglądam ten rzeczywiście piękny wizualnie film. Reszta jest w zasadzie w porządku...
W opozycji więc do sloganu, którym się
”Upadek Cesarstwa Rzymskiego” opisuje, ja podsumowuję go stwierdzeniem: uczta dla oczu, ale niestety czasami obraża inteligencję! Scenariusz „Gladiatora” został wyczyszczony z tego najbardziej idiotycznego wątku o zbrataniu ludów. Imię głównego bohatera zostało zmienione z Liwiusza na Maximusa, a tematem przestała być refleksja nad przyczynami zmierzchu imperium. „Gladiator” ma być raczej uniwersalną refleksją nad totalitarną władzą w opozycji do niezachwianej woli życia i zemsty trybika historii zdeptanego przez tyrana. Sama zmiana tytułu również ilustruje skupienie się nad zjawiskiem walk gladiatorów, tak charakterystycznych dla antycznego Rzymu. W „Upadku Cesarstwa Rzymskiego” było to zjawisko tylko marginalnie zaznaczone, jako dziwna pasja i upodobanie Kommodusa. W „Gladiatorze” ma już to być zjawisko społeczne ukazujące okrucieństwo ówczesnych czasów. Te zmiany w scenariuszu wyszły moim zdaniem fimowi na dobre. „Gladiator” nie jest już tak infantylnie mentorski, nie szokuje lewacką poprawnością polityczną i idiotycznymi pomysłami z barbarzyńsko-rzymskimi komunami ludowymi. Stał się więc jeszcze większą ucztą dla oczu i wreszcie przestał obrażać inteligencję przeciętnego humanisty. Stał się jednocześnie bardziej rozrywkowy, ale to nie jest zarzut, bo „Upadek Cesarstwa Rzymskiego” usiłował nie być rozrywkowy, usiłował być kinem filozoficznym wręcz, na siłę wciskał ideologię. A „Gladiator” jest po prostu filmową przypowieścią w historycznym kostiumie.
Oczywiście film niestety nie ustrzegł się idiotyzmów w fabule. Największą wydaje się sposób rozprawy z rodziną „wroga majestatu”, którym stał się Maximus. Otóż w „Gladiatorze” rodzinę taką się morduje, a majątek ziemski doszczętnie niszczy, paląc i burząc. Tymczasem, nawet minimalna znajmość realiów rzymskich oraz logika podpowiadają, że takie rozwiązanie było kompletnie nieużyteczne. Po co palić doskonałe rzymskie latyfundium w głębi rzymskiej prowincji? Przecież w rzeczywistości posłanoby rodzinę w niewolę, a majątek podlegałby konfiskacie, po czym przekazanoby go jakiemuś paladynowi cesarza. Ale to już tylko szczegóły...

aber7

Wiem 13lat.... ale muszę to napisać. Zarówno pisanie jak i czytanie musi przynosić krople potu. Toż to nie dokument prawacki.

Krzysztof_Tujak

o tym samym pomyślałam, ciekawie że jeszcze ktoś tu zagląda

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones