Nowy Jork u schyłku XX wieku. Londyn 1923. Los Angeles w 1949 roku. Clarissa wydaje książki. Virginia pisze powieści. Laura zajmuje się domem. Trzy epoki, trzy opowieści i trzy kobiety. Trzy elementy historii, które, niczym ogniwa łańcucha, tworzą ciąg zdarzeń będące sednem "Godzin". Ich bohaterki żyją nieświadome tego, że siła wspaniałego dzieła literackiego nieodwracalnie je połączy. Trzy historie przeplatają się, by spotkać się w zaskakującym momencie rozwiązania tajemnicy. "Godziny" to opowieść o kobietach szukających sensu życia. Michael Cunningham, inspirując się powieścią Virginii Woolf "Pani Dalloway" napisał "Godziny" ponad 75 lat później. W filmie wystąpiły niekwestionowane gwiazdy kina naszych czasów. Znalazły się wśród nich, oprócz Meryl Streep, Julianne Moore i Nicole Kidman - Ed Harris, Toni Collette, Claire Danes, Jeff Daniels, Stephen Dillane, Allison Janney, John C. Reilly, Miranda Richardson, Eileen Atkins i Linda Basset.
Głosy prasy
Opinie prasy światowej "Godziny to film głęboko poruszający. Rola, którą stworzyła Nicole Kidman, zdumiewa rozmachem. Dzięki Meryl Streep film oddaje, jak żaden inny, moment wzajemnego przenikania się doświadczenia i pamięci - w odwiecznym dążeniu do nasycenia znaczeniem każdej chwili naszego życia. Julianne Moore to wcielenie braku woli. Ed Harris tworzy portret człowieka szarpanego palącym bólem. Człowieka spustoszonego przez chorobę, zgorzkniałego, tracącego kontrolę nad swymi emocjami, które w pewnym momencie wybuchają z siłą płomienia. Ten film to ciąg rozważań o związkach między ludźmi, ludzkich możliwościach i ograniczeniach - o ulotnych marzeniach o szczęściu. Godziny to film nakręcony z pełną pokorą wobec literackiego pierwowzoru. Olbrzymi efekt artystyczny został tu uzyskany przy użyciu skromnych środków. To film pięknie napisany i pięknie zagrany". Stephen Holden, The New York Times "Wyrafinowane aktorstwo, błyskotliwy scenariusz, hipnotyzująca muzyka - obraz uczuć w czystej formie". Erica Abeel, Film Journal International "Najlepszy film roku" The Wall Street Journal The Journal News National Board of Review "Godziny to idealna ekranizacja nagrodzonej Pulitzerem powieści. Lepsza nie mogła powstać" Kenneth Turan, The Los Angeles Times "Magiczny film" David Anson, Newsweek "Przed nami czas przyznawania nagród filmowych. Godziny zasługują na wszystkie najbardziej prestiżowe. Od scenariusza, poprzez reżyserię, do kreacji aktorskich, na których czoło zdecydowanie wysuwa się prawdziwe wcielenie Virginni Woolf w wykonaniu Nicole Kidman" Andrew Sarris, The New York Observer "Blada, surowa piękność - Nicole Kidman jako Virginia Woolf to rewelacja" David Denby, The New Yorker Opinie prasy polskiej "To naprawdę wspaniałe kino". "Godziny są filmem perfekcyjnym. Scenariusz nie ma płycizn ani słabych punktów, reżyser znakomicie prowadzi akcję, montaz jest popisowy, zdjęcia dyskretne, odpowiednie do pokazywanych dramatów. Obraz jest niewątpliwym oscarowym faworytem". "Stephen Daldry zrobił bardzo piękny film o życiu i śmierci, o ludzkich wyborach, o namiętnościach, miłości, poświęceniu, szaleństwie, o rozpaczy i niespełnieniach, wreszcie o nadziei. O wszystkim, co najważniejsze". Barbara Hollender, Rzeczpospolita "Godziny" osnute wokół postaci i powieści "Virginii Woolf - najwybitniejszym filmem festiwalu (w Berlinie)". Tadeusz Sobolewski, Gazeta Wyborcza
Trzy kobiety i trzy aktorki
Jeden dzień z życia kobiety staje się kwintesencją całego jej życia - oto główna myśl, wokół której Cunnigham zbudował powieść. Michael powiedział mi: "Virginia Woolf widziała to w pewien sposób; ja ująłem to po swojemu, a teraz ty, David, idź w swoim kierunku. I było to bardzo szczodre podejście. Wypływające z zaufania. A jeśli jeden autor składa taką propozycję drugiemu, to robisz co w twojej mocy, by tego zaufania nie zawieść". - mówi David Hare. Hare również ze Stephenem Daldry nie pracował po raz pierwszy. Pod kierunkiem Daldry'ego debiutował jako aktor we własnej sztuce teatralnej "Via Dolorosa", którą wystawiono w Teatrze Królewskim w Londynie i przez 4 miesiące grano na Broadway'u. "Daldry jest reżyserem, który posiada niebywałą umiejętność zgłębiania sedna materiału literackiego" - mówi Hare. Stephen Daldry nie znał powieści Michaela Cunninghama w momencie, gdy Scott Rudin zapoznał go z pierwszym szkicem scenariusza Hare'a. "Scenariusz dotarł do mnie, gdy byłem na wakacjach na południu Francji" - mówi. "Moje pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne - miałem w ręku fantastyczny wręcz scenariusz, który dawał ogromną możliwość próby odkrycia "Pani Dalloway", jednej z najwspanialszych książek wszechczasów". Daldry dodaje, że lektura powieści Cunninghama była pasjonująca i chociaż autor dał twórcom filmu wolną rękę w pracach nad jej ekranizacją, pozostali wierni książce. "Michael powiedział, byśmy czuli się wolni dokonując zmian wszędzie tam, gdzie wydadzą się nam właściwe" - mówi Daldry. "Bardzo nam to ułatwiło pracę. W miarę rozwoju scenariusza zorientowaliśmy się, że pozostaliśmy wierni bogactwu świata przedstawionego w pierwowzorze literackim". "W filmie bohaterki staczają swe boje każdego dnia, jaki jest im dany, każdego dnia, który zaplanowały sobie same, bądź przyjęły role nadane im przez innych" - wyjaśnia Daldry. "To prawdziwe bohaterstwo i właśnie ono od początku przykuło moją uwagę - ten jeden konkretny dzień, w którym decydują się losy trzech kobiet. A może jest tak każdego dnia. Być może podróż przez życie, walka, heroiczne czyny odbywają się gdzieś w tle, w sypialni, zarówno gdy pieczesz ciasto w kuchni, jak również gdy zdobywasz szczyty czy wygrywasz wojny. Sądzę, że heroizm codzienności życia kobiet jest umniejszany, umieszczany w tle męskiego bohaterstwa. Oczywiście potyczki te są ogromne; równie ważne, jeśli nie ważniejsze". Meryl Streep, grająca Clarissę Vaughan, otrzymała powieść Cunninghama w prezencie od przyjaciółki. "Książka wydała mi się bardzo piękna" - mówi. "Gdy mój agent zadzwonił do mnie w sprawie filmu, pierwszą myślą była wątpliwość, czy da się tę książkę przenieść na ekran, czy uda się przełożyć życie wewnętrzne bohaterów na język filmu. Gdy dotarł do mnie scenariusz, nie mogłam wyjść z podziwu". "Davidowi Hare udało się - mówi Julianne Moore, grająca Laurę Brown - wyrazić słowami zarówno emocjonalną, jak i strukturalną głębię powieści. Szczerze mówiąc nie wierzyłam, że jest to wykonalne, ale jemu udało się to w pełni". Jako wielbicielka powieści Cunninghama Moore dodaje: "Jestem zapaloną czytelniczką beletrystyki i rzadko kiedy coś mnie zaskakuje. Każdy, kto dużo czyta, stopniowo nabiera umiejętności odnajdywania wskazówek, wie, co się wydarzy. "Godziny" jednak wprawiły mnie w zdumienie. Lektura wciągnęła mnie całkowicie. Sprawiła, że poczułam się dwunastolatką odkrywającą świat książki. Michael Cunningham potrafi być tak bezpośredni w sprawach trudnych i bolesnych - pozostawiając jednocześnie nadzieję... Bardzo wzruszyła mnie jego koncepcja przedzierania się przez "godziny" naszego dnia i życia, jej głęboka symbolika - wychwycenie tego, co jest jednocześnie bolesne i cenne w życiu". Moore dostrzega podobieństwa pomiędzy swoją bohaterką a Virginią Woolf. "Obie kobiety łączy drążąca je depresja. Jednak podczas gdy Virginia ma świadomość choroby, walczy z nią, Laura przegrywa nie podejmując walki. Nie jest obecna we własnym życiu. Zarówno książka, jak i film zachwyciły mnie ujęciem istoty dnia powszedniego, zwykłego dnia, kolejnego odcinka do pokonania, kolejnych paru godzin, które należy przetrwać. Laura nie spodziewa się wielkich wydarzeń. Przed nią zwyczajny dzień, po którym nastąpi kolejny mu podobny, jest to jednak przedostatni dzień jej życia w danej roli. Jeśli Laura miałaby się określić, to opisałaby siebie jako namiętną czytelniczkę. To element, który zapożyczyłam dla siebie. Dzielę swą skłonność do literatury z Virginią Woolf". Dla Moore, matki dwojga małych dzieci, rola Laury nie pozostała bez wpływu na życie osobiste. "Gdy kręciliśmy film, mój syn miał trzy i pół roku. W książce chłopiec jest młodszy, jednak praca na planie z trzylatkiem byłaby praktycznie niemożliwa. Mam pełną świadomość istoty relacji matki i dziecka. Fakt, że chłopiec ten był tak głęboko związany z matką, odczuwał jej depresję i czuł się zagubiony - był dla mnie prawdziwie bolesny. Nie jestem pewna, czy tak głęboko odczuwałabym jego ból, gdybym sama nie była matką. Jednak najtrudniejsze jest to, że jesteśmy w stanie zrozumieć desperacki krok Laury, będący jej jedynym wyborem, dopiero pod koniec książki. Ona wybiera pomiędzy życiem a śmiercią. To kobieta, która nie odnajduje się w małżeństwie. Nie ma pojęcia o swej seksualności; jest potwornie nieszczęśliwa; nie wie nawet, czy chce istnieć w danym życiu - żyje w świecie, o którym czyta, nie bierze zaś udziału w tym, który ją otacza. Jest po prostu zagubiona. Nie widzi możliwości wyboru. Żadnych. To zupełnie inny świat, jakże różny od tego, w którym żyje Clarissa. Ona jest kobietą, która ma dziecko, ponieważ pragnęła je mieć; jest w związku, który sama zbudowała, w swoim życiu dokonuje wyborów. Laura natomiast nie dokonuje ich niemal wcale; ukrywa się w świecie książek". Przygotowując się do roli Virginii Woolf w "Godzinach" Nicole Kidman zgłębiła szczegóły jej życia i twórczości. "David Hare i Michale Cunnigham bardzo dużo opowiedzieli mi o Virginii Woolf. Już w trakcie przygotowań do realizacji filmu pokochałam moją bohaterkę. Była kobietą borykającą się ze śmiercią, szaleństwem i miłością. Miała jednocześnie w sobie ogromną radość życia, która sprawiała, że ludzie garnęli się do niej. To naprawdę dało mi do myślenia" - mówi Kidman. Postać Virgini Woolf wywarła niezwykle silny wpływ na Kidman. "Ciekawe, jak to się dzieje" - mówi Kidman - "że konkretne role przychodzą w chwili, gdy są nam potrzebne. Nie sądzę, bym była w najszczęśliwszym momencie życia, gdy przyszło mi ją zagrać. I okazało się to rodzajem szczególnego catharsis. Jest takie zdanie w scenariuszu o darze, jaki otrzymujemy od zmarłych. Ja otrzymałam dar od Virginii. To jest właśnie niezwykłe w całym tym przedsięwzięciu: w danym momencie życia potrzebowałam Virginii Woolf". Wielu osobom obsadzenie Nicole Kidman w roli Woolf może wydać się dziwne, szczególnie z powodu braku fizycznego podobieństwa. "Podobieństwo między Nicole Kidman a Virginią Woolf jest niewielkie" - przyznaje Daldry. "Łączy je jednak rodzaj zwierzęcego magnetyzmu, jaki obie mają w sobie. Zwierzęcego w najlepszym tego słowa znaczeniu, a więc niosącego w sobie niepokój, czujność. Ludzie często dopatrują się podobieństwa Virginii do ptaka. Istnieje coś niepokojącego w Nicole, a z tego, co można wyczytać, również w Virginii. Obie są rasowe, czystej krwi. Ponieważ zaś Nicole nie może wyglądać dokładnie jak Virginia Woolf, staraliśmy się nadać jej twarzy niezwykłość, jaką miała twarz Virginii". Kidman miała pewne wątpliwości, czy przyjąć proponowaną rolę. "No cóż, jeśli masz pozwolić, by zniekształcono ci twarz, masz zagrać kogoś, kto cię nie przypomina, a na dodatek, będąc Australijką masz zagrać kobietę będącą ikoną dla Brytyjczyków i feministek, to wystarczy, by pomyśleć, że to ryzykowne. Musiałam zawierzyć osobie, która prowadziła mnie w tej roli. I Stephen przeprowadził mnie przez nią. Pomógł mi nad nią panować.
"Godziny". Od książki do filmu
Opublikowana w 1998 roku powieść "Godziny" Michaela Cunninghama została okrzyknięta wydarzeniem literackim. Otrzymała Nagrodę Pulitzera w kategori Fiction, PEN/Faulkner Award, a także została zgodnie wybrana Książką Roku 1998 przez tak znaczące tytuły, jak The New York Times, Los Angeles Times, Boston Glibe, Chicago Tribune i Publishers Weekly. James Currier w the Washington Post Book World pisze, że Cunningham "stworzył książkę na wskroś oryginalną, trio opowieści, które przeplatają się ze sobą rozdział po rozdziale... będąc jego najdojrzalszym i najdoskonalszym dokonaniem twórczym". "Cunningham podejmuje jeden z najtrudniejszych projektów, jakie tylko można sobie wyobrazić" - głosi recenzja w the Yale Book Review. "Cunninghamowski portret Virginii Woolf porusza do głębi. Pisząc "Godziny" Cunningham dokonał niemożliwego: biorąc na warsztat jedną z pozycji kanonu literatury, wypracował dzieło absolutnie własne". Zarysowując sytuacje, w których trzy kobiety z różnych epok wiąże jedno dzieło literackie, "Godziny" relacjonują historię trzech odmiennych kobiet, które łączy głębokie przekonanie, że żyją dla kogoś innego, zamiast siebie samych. Virginia Woolf na przedmieściach Londynu wczesnych lat 20 ubiegłego wieku boryka się nie tylko z trudnościami tworzenia pierwszych stron powieści "Pani Dalloway", ale i obłędem, który ją zniewala. Mieszkająca w Los Angeles w pierwszych latach po drugiej wojnie światowej Laura Brown to z pozoru idealna żona i matka. Zaczyna właśnie lekturę "Pani Dalloway"i pod jej wpływem ogarniają ją wątpliwości co do wyboru własnej drogi życiowej. Clarissa Vaugham, mieszkanka Nowego Jorku, staje się współczesnym lustrzanym odbiciem tytułowej bohaterki powieści Woolf planując przyjęcie na cześć literackiego sukcesu umierającego na Aids przyjaciela i byłego kochanka, Richarda. To właśnie on przed laty nadał jej przydomek "Pani Dalloway"... ...Kiedy Scott Rudin nabył prawa autorskie do książki Michaela Cunninghama, wiele osób zastanawiało się, czy może powstać udana ekranizacja powieści tak pełnej niuansów, w której akcja nie posuwa się do przodu w tradycyjnym, linearnym pojęciu. A przecież złożona, wielowątkowa opowieść rozgrywająca się w różnych ramach czasowych to koncept niezwykle filmowy, czego dowodem jest choćby datująca się na rok 1916 "Nietolerancja" D.W.Griffitha. Przy udziale całej ekipy, w oparciu o scenariusz, który wyszedł spod pióra jednego z najbardziej uznanych dramaturgów naszych czasów, "Godziny" przybrały ekranową formę najwyższej klasy. Reżyser Stephen Daldry mówi: "Istnienie trzech osobnych historii, trzech kobiet i relacja między nimi dało mi niezwykłą możliwość próby stworzenia jednolitej narracji". Scenarzysta David Hare, autor wybitnych sztuk od 20 - tu lat wystawianych Broadway'u oraz West Endzie uważa powieść Cunninghama za "niezwykle udane dzieło literackie". Dodaje - Myślę, że taktyka opowiedzenia trzech odrębnych historii w taki sposób, by czytelnik nie był w stanie ich początkowo połączyć jest fascynująca. Michaelowi udało się podtrzymać zainteresowanie do końca, chociaż nie można było domyśleć się, jak części historii układają się względem siebie. Fascynacja lekturą trwa. Gdy zaczynamy rozumieć rolę każdego elementu, rodzi to niezwykle przyjemny efekt satysfakcji". Hare pojął, że scenariusz musi mieć odmienną strukturę niż powieść. "Znalazłem własny sposób na wymieszanie odrębnych wątków i wytworzenie nowych relacji między nimi" - mówi. "Wiedziałem, że powinniśmy dać widzowi filmu tę przyjemność, jaką czytelnikowi daje czytanie powieści - czyli przyjemność stopniowego odkrywania związku zachodzącego pomiędzy elementami trzech historii". Ponieważ jednak prawie wszystko w tej książce rozgrywa się w myślach bohaterów, największym wyzwaniem dla scenarzysty było komunikowanie się poprzez akcje i zachowania, które u Cunninghama ograniczają się do "akcji wewnętrznej". "W filmie można stosować monolog wewnętrzny pod warunkiem, że uciekniemy się do wykorzystania lektora," zauważa Hare. "Podjęliśmy jednak bardzo konkretną decyzję, by nie używać lektora i gdy ta już zapadła, musiałem wymyślić szereg wydarzeń, które oddałyby wszystko to, co dzieje się w myślach bohaterów. Nie mogłem ubrać tego w słowa. Na przykład kwestia powrotu męża Laury z wojny. Należało ustalić w jaki sposób jego wojenne doświadczenia wpłynęły na ich małżeństwo. Kwestia II wojny światowej pobrzmiewa w filmie, co pokazałem w scenie przyjęcia urodzinowego, gdy mąż Laury opowiada, co czuł, gdy ją zobaczył. Oczywiście w książce nie jest to wyrażone słowami. Moim zadaniem było dopisanie szeregu scen, by to zrelacjonować. Dość radykalnie zmieniłem również zarówno postać partnerki Clarrisy, jak i jej życie prywatne, by wyrazić szereg spraw, o których jedynie myślą". Było to wyzwanie satysfakcjonujące dla Hare. "To sytuacja, w której praca nad filmem staje się intrygującą grą. Gdy wiedziałem już, że nie mogę stosować off'u, postanowiłem nie uciekać się również do retrospekcji. Oczywiście w powieści znajdziemy szereg informacji dotyczących młodości Clarissy i Richarda. Mieliśmy jednak trzy historie i powrót do przeszłości jedynie w jednej z nich wydawał mi się chybiony. Chciałem tego dokonać poprzez słowa, jakie wypowiadają bohaterowie. Sądzę, że odmawiając sobie takich możliwości zyskuje się pewną dyscyplinę, która wzbogaca efekt końcowy". Hare i Cunningham spotkali się jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. "Michael początkowo planował, że książka będzie dużo dłuższa, był więc w stanie przedstawić mi szczegóły z przeszłości bohaterów, co było niezwykle pomocne" - wspomina Hare. "Wiedziałem o nich wszystko. Michael udzielił mi wszelkiej pomocy. Mój podziw wobec jego książki potęgował się wraz z postępem prac nad scenariuszem. Sądzę, że to niezwykłe, by napisać scenariusz na podstawie książki i nadal zachwycać się powieścią równie mocno, jak podczas pierwszej lektury. Tak się stało w przypadku powieści Michaela. Mamy tu do czynienia z pisarską tradycją przekazywania tematu z rąk do rąk.
Wyraziste postaci drugiego planu
"Aktorzy byli moim błogosławieństwem" - mówi Stephen Daldry. Nie tylko Julianne, Meryl i Nicole, ale i wyjątkowo utalentowani aktorzy drugoplanowi. To była prawdziwa przyjemność i lekcja, jaką odebrałem, patrząc na tak różne metody pracy". "Godziny" rzeczywiście działały na aktorów jak magnes i nawet role drugoplanowe przyciągały największe talenty. "Sądziłam, że nigdy nie będzie mi dane tego zagrać" - mówi Allison Janney, odtwarzająca kochankę Clarissy, Sally. "Myślałam, że nie zwolnią mnie z planu "The West Wing" na wystarczająco długo. Wszyscy jednak byli równie podekscytowani jak ja i dołożyli wszelkich starań, bym mogła znaleźć się na planie "Godzin". Byłam zachwycona". Janney była zachwycona również dlatego, że było jej dane zagrać u boku Meryl Streep. "Kręciłyśmy scenę, w której kamera skierowana jest na nią, a ja leżę obok zwrócona do niej plecami, gdy w pewnym momencie wypaliłam: 'Jestem w łóżku z Meryl Streep!' To była niezwykła chwila". Toni Collette, która partneruje Julianne Moore jako Kitty, była równie zadowolona z faktu, że znalazła się w tej niezwykłej obsadzie. Określa swą bohaterkę jako tryskającą energią kobietę, która kryje swą prawdę pod makijażem, a mówi co innego, niż myśli. Kitty przez całe życie mieszkała w wieży i przyszedł moment, by z niej spaść. Jednak Kitty z uśmiechem stawi czoła tej sytuacji. "Godziny" to błyskotliwa powieść, a jej adaptacja filmowa jest doskonała" - dodaje Collette. "Pracując nad tym filmem miałam wrażenie, że spotkało mnie szczęście, że jestem choćby okruszkiem w tym niezwykłym torcie. To tak inteligentny, inspirujący i pełen emocji obraz, że jestem dumna będąc jego cząstką". Gdy Johnowi C. Reilly zaproponowano rolę Dana Browna, nie musiał długo się zastanawiać. "Dan był dla mnie rodzajem bezmózgowca" - mówi. Oprócz wyjątkowości projektu i niezwykłej obsady Reilly'ego zaintrygowała możliwość zbudowania postaci zbliżonej do jednej z ról, którą zagrał w przeszłości. "Gdy czytałem scenariusz po raz pierwszy, miałem wrażenie, że zagrałem już tę postać w poprzednim wcieleniu. Wydawało mi się, że znam tego faceta. Jest weteranem wojennym, walczącym na południowym Pacyfiku podczas II wojny światowej, a w "Cienkiej, czerwonej linii" grałem już kogoś, kto przechodzi Guadalcanal na południowym Pacyfiku. W pewnym sensie ta rola była nawiązaniem do poprzedniej". Jeff Daniels, który wciela się w rolę Louisa Watersa, byłego kochanka Richarda, poety umierającego na AIDS, był również zaintrygowany rolą. "Rola ta dawała możliwość nakreślenia uniwersalnej sytuacji, w której dwoje ludzi, powracając do przeszłości po latach rozłąki, odnajduje drogę wśród wspomnień: zdarzeń dobrych, złych, a co najważniejsze, sytuacji nierozwiązanych w przeszłości. Nagle, chcąc nie chcąc, znów stają twarzą w twarz, jakby to było wczoraj". Daniels cieszył się szczególnie z tego, że znalazł się w tak świetnym towarzystwie. "Czułem się, jakby odhaczono mnie na liście gwiazd i powiedziano: "Witaj w Klubie!" Zdobywca Tony Award, Stephen Dillane, który występuje w roli męża Virginii, Leonarda Woolfa, znalazł klucz do postaci w scenariuszu Hare'a. "Scenariusz wydał mi się doskonały, głęboko poruszający. Leonard Woolf był na swój sposób niezwykłym człowiekiem, głęboko przeżywającym zarówno swoje życie prywatne, jak i polityczne. Jego autobiografia stanowi świetną lekturę. Woolfa cechowała ogromna wrażliwość na szczegół. Był niesłychanie zaangażowany w polityczne i estetyczne debaty tego okresu. Był również człowiekiem starającym się żyć w zgodzie z własnymi poglądami i z rozbrajającą wręcz szczerością i uczciwością odnotowywał wszelkie swe sukcesy i porażki. Niektórzy twierdzą, że Leonard Woolf był nieczuły i nadopiekuńczy, że wręcz obsesyjnie kontrolował życie Virginii. Są tacy, którzy sądzą, że Virginia nie tylko potrzebowała jego opieki, ale i chciała, by Leonard Woolf chronił ją przed nią samą. Jednak kto to może wiedzieć? Scenariusz, zgodnie z książką, skłania się, ku tej drugiej interpretacji faktów". Dwukrotnie nominowana do Nagrody Akademii Filmowej Miranda Richardson, kreująca postać siostry Virginii Woolf, Vanessy Bell mówi, że powodem, dla którego tak bardzo spodobały jej się "Godziny" była siła pisarstwa Davida Hare'a, jak i fakt, że jej bohaterka wnosi odrobinę światła w życie Virginii Woolf i rozjaśnia sam film. "To piękny, niezwykle złożony scenariusz, który nie tylko doskonale oddaje walory książki, ale ma niemało własnych" - zauważa Richardson. "Moja bohaterka, w odróżnieniu od swej siostry Virginii, ma w sobie beztroskę. Ich ciągłe przepychanki przypominają mi zwykłe siostrzane relacje. Obie żyły w swego rodzaju symbiozie, okraszonej subtelną nutką rywalizacji. Sądzę, że Vanessa czuła, że winna jest opiekować się siostrą jak własnym dzieckiem, a jednocześnie pragnęła wyrwać się z kręgu tej intensywnej więzi".
Na planie filmowym
Przed rozpoczęciem zdjęć Daldry rozpoczął długi okres prób z aktorami, co nie jest zbyt częstym zjawiskiem w świecie filmu. "Fakt, że wywodzę się z teatru," wyjaśnia, "sprawia, że bardzo trudno jest mi wyobrazić sobie scenę, czy ich sekwencję, nie pracując nad tekstem z aktorami. Jest to dla mnie jedyny sposób wypracowania wewnętrznej dynamiki i emocji każdego ujęcia. Dopiero wówczas mogę planować, gdzie powinna stanąć kamera. To niezwykła przyjemność móc gościć na planie samego pisarza; może on zaproponować zmiany w zgodzie z propozycjami, jakie mają aktorzy, ale również reagując na ich mocne bądź słabe punkty. Co najważniejsze, mieliśmy cudowną grupę doświadczonych aktorów, z których wielu ma długą teatralną przeszłość i są przyzwyczajeni do mego sposobu pracy. Byli więc w stanie uczestniczyć w procesie prób w taki sposób, że okres ten okazał się owocny dla Davida, jak i dla mnie". "Stephen jest bardzo uważny w stosunku do aktora i procesu budowania roli" - mówi Claire Danes, grająca córkę Clarissy, Julię. "Moja rola w "Godzinach" jest maleńka, a odbyłam więcej prób, niż w przypadku wielu głównych bohaterek, jakie zagrałam. Stephen rozumie, czym jest aktorstwo i czerpie prawdziwą przyjemność pomagając aktorowi w budowie postaci". Był też i inny powód, dla którego okres prób był tak ważny dla Daldry'ego. "Jedną z satysfakcji, jaką daje okres prób i zagłębianie się w scenariusz przed rozpoczęciem zdjęć było znalezienie punktów granicznych pomiędzy trzema historiami. Te przejścia okazały się tak płynne, a to co widać na ekranie, jest w większości bardzo podobne do tego, co osiągnęliśmy na próbach. Właściwie jeszcze przed pierwszym klapsem wiedzieliśmy, w jaki sposób jedna opowieść ma doprowadzić do następnej i jaki był wspólny rytm tych historii. Innymi słowy proces ten nie odbywał się w montażowni. Zawsze potrafiliśmy dać aktorom wskazówkę, gdzie zmierzamy". By wykreować stronę wizualną "Godzin" Daldry zwrócił się do production designer Marii Djurkovic, costume designer Anny Roth i operatora Seamusa McRarvey. Wszyscy troje skupili swe wysiłki na tym, by stworzyć taki schemat wizualny, który pozwoliłby połączyć trzy historie i wydobył ich wspólne cechy. Roth skoncentrowała się na sportretowaniu członków grupy Bloomsbury. "Cały ten tłum" - mówi - "składający się z malarzy, a byli wśród nich Vanessa i Duncan Grant, ma swą zdecydowaną barwę, zieleni i szarego odcienia błękitu. Pragnęłam powiązać całość, cały film tymi właśnie barwami. Julianne Moore nosi te same kolory, co Meryl, której ulubione odcienie znajdziemy w strojach Nicole Kidman". Nicole Kidman sygnalizuje, że kostiumy Ann Roth stały się dla niej kluczem pomocnym w nakreśleniu postaci Virginii. Buty, tkaniny sukienek, a nawet chusteczka - to wszystko pozwoliło jej odnaleźć prawdę epoki i odnaleźć się w tej rzeczywistości i postaci. "W chwili, gdy zakładałam strój Virginii" - mówi Kidman - "zaczynam inaczej się poruszać". "Wydawało się, że pracujemy nad trzema odrębnymi projektami" - mówi Maria Djurkovic - "z pełną świadomością, że mają spleść się w jedno, by film stanowił całość. Dla scenografa to bajeczne zajęcie. Jakby praca w technice collage'u, zastanawianie się, który kolor zostawić, a który odrzucić. Kostiumy Anny i oświetlenie Seamusa pomogły dopełnić tego, co złożyło się na spójny efekt ekranowy". Daldry miał jednak świadomość, że całkowita spójność między opowieściami byłaby błędem. "Wiedzieliśmy, że efektem wyjątkowego procesu unifikacji trzech opowieści ma być ich spójność, z zachowaniem pewnej odrębności. Historie te istnieją ze sobą w wizualnej opozycji, co wyraża się choćby w tak prostych elementach, jak kolory. Każda opowieść ma własną paletę barw, jednak kolory te jakby do siebie nawiązywały, a palety przenikały się z opowieści na opowieść. Elementy unifikujące zawierał więc montaż, paleta barw, ruchy kamery przenoszące nas z opowieści na opowieść i inne techniki procesu filmowania. Staraliśmy się uniknąć tego, co nazwałbym "dekoracyjnymi" ruchami kamery. Zamiast sugerować reakcję emocjonalną poprzez najazd kamery, staraliśmy się pozwolić aktorom, by sami je kontrolowali. Kamera miała uszanować ich dzieło. A mieliśmy niezwykłą obsadę, tak więc to aktorzy wykonali lwią część pracy".
Muzyka Philipa Glassa
Rytm upływającego czasu Kompozytor Philip Glass, którego utwory zdają się chwytać esencję upływającego czasu, wyposażył "Godziny" w ciasno tkaną muzyczną tkaninę. "Posłużyłem się muzyką, by połączyć historie, zamiast je dzielić" - wyjaśnia. "Jedną z najciekawszych cech tego filmu z mojego punktu widzenia jest to, że historia przechodzi w kolejną, a naturalne dla tematu muzycznego jest to, że zaczyna się w jednej opowieści, by wpleść się w kolejną. Choć znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że każda opowieść powinna mieć własną muzykę, ja zdecydowałem, że tak nie będzie". W zamian Glass postanowił powielić styl, jakim Cunningham posłużył się w powieści, a Hare konsekwentnie wykorzystał w scenariuszu i scena po scenie, zbudował continuum poruszające się w czasie i przestrzeni wraz ze splatającymi się ze sobą opowieściami. "Podjąłem kluczową decyzję, że każdy muzyczny motyw będzie łączył trzy historie," mówi Glass, "a to okazało się niezwykle przekonującym sposobem, by przedstawić ścieżkę dźwiękową. Tak naprawdę, to nie są przecież odrębne opowieści - każda część opowiada przecież partię tej samej historii. A przekaz emocjonalny jest przecież niezwykle spójny, ponieważ wszystkie trzy bohaterki stają wobec problemu samounicestwienia, przetrwania, stawienia czoła sobie samym. Moim pragnieniem było znalezienie tej samej spójności w muzyce, tak by stała się nicią, którą przeszywa tkaninę trzech epok, by powiązać je w całość". W trosce o szczegół. Na drodze do powstania filmu Spójność strukturalna była ważną kwestią dla wszystkich członków ekipy, wspomina Glass. "Michael Cunningham walczył o nią pisząc powieść, Stephen Daldry zabiegał o nią, jako reżyser, a była również niezbędna dla muzyki. To wspaniałe, że wyobraźnia pisarza może sięgnąć tak daleko w przeszłość, tak głęboko w ludzkie życiorysy i znaleźć powiązania - jest to niezbitym dowodem na siłę sztuki". Zdjęcia rozpoczęły się w lutym 2001 w Nowym Jorku od trwającej 2 tygodnie współczesnej sekwencji rozgrywającej się głównie w Greenwich Village. Apartament Clarissy usytuowany był w historycznym budynku przy West 10th Street, obok domu, w którym kiedyś mieszkał Mark Twain. Mieszkanie Richarda znajdowało się w dzielnicy Meat Market. Po sfilmowaniu scen nowojorskch, ekipa przeniosła się do Miami by nakręcić plany do sekwencji Laury Brown, mającej rozgrywać się w Los Angeles lat 50. ubiegłego wieku. "Szukaliśmy szczególnego rodzaju zabudowań z L.A. lat 50 - tych" - mówi Daldry - "znaleźliśmy jednak lepiej zachowane dzielnice rezydencji z tego okresu na Florydzie. W Los Angeles tereny te uległy modernizacji". Ulica Laury mieściła się na hollywoodzkich przedmieściach Miami. Wiele fasad bungalowów i wolnostojących domków przemalowano na pastelowe kolory z lat 50 - tych, dodano samochody z tego okresu. Gdy Laura wchodzi do dużego, starego hotelu, gdzie zamierza spędzić popołudnie z dala od obowiązków domowych, jest to historyczny Biltmore w Coral Gables z lat 20. Ten jeden z największych i najbardziej luksusowych hoteli na Południu Stanów Zjednoczonych gościł tego samego dnia, gdy kręcono ujęcia do filmu byłego prezydenta U.S.A., Billa Clintona i wręcz pękał w szwach od kłębiących się wszędzie agentów Secret Service. Następnie ekipa przeniosła się do Londynu, gdzie wiele scen kręcono we wnętrzach Pinewood Studios. Filmowym odpowiednikiem domu Virginii i Leonarda Woolf w Richmond stał się stary dom znaleziony na południowych przedmieściach Luton. (Richmond graniczy z lotniskiem Heathrow i hałas tam panujący wykluczył możliwość filmowania w tamtych okolicach.) Daldry miał nadzieję wykorzystać Monks House w Sussex, gdzie Virginia spędziła swe ostatnie dni, ale dom ten został przekształcony w muzeum, co niesie ze sobą szereg ograniczeń. "Szukaliśmy domów w Sussex" - wyjaśnia - "a kierownik produkcji przyjeżdżała do mnie do domu w Hartfordshire z codzienną porcją zdjęć. Wreszcie powiedziała: "To niebywałe, że ten dom wygląda jak wszystkie inne w Sussex". Zaczęliśmy o tym rozmawiać i doszliśmy do wniosku, że mój dom może być doskonałym miejscem akcji. I znakomicie mi się w nim pracowało. Ekipa była niezwykle dyskretna. W każdym innym przypadku nie pozwoliłbym ekipie nawet zbliżyć się do mojego domu. A już prawdziwym zbiegiem okoliczności jest fakt, że sfilmowaliśmy mieszkanie Richarda w budynku, w którym również mieszkam, w dzielnicy Meat Market". Wczesną wiosną miała zostać zrealizowana scena samobójstwa z udziałem Nicole Kidman. "Miała świadomość - mówi Daldry - że będzie musiała wejść do prawdziwej rzeki z rwącym prądem, a na dodatek zanurzyć się i pozostać pod wodą. A to, mówiąc całkiem poważnie, mogło być niebezpieczne. Ale jeśli chodzi o Nicole, nigdy nie było wątpliwości, że wszystko wykona sama. Nakręcenie tych ujęć zabrało kilka dni, włączając w to sekwencję, w której ciało Virginii wleczone jest przez wartki prąd rzeki po jej dnie. W tych scenach widać Nicole Kidnman". Kidman, jak i inni aktorzy była gotowi przyjeżdżać na dodatkowe zdjęcia nawet dla nakręcenia najdrobniejszej sceny. "W pewnym momencie" - wyjaśnia Daldry - "zapragnąłem nakręcić kilka zbliżeń dłoni Virginii, która coś pisze. Wydawało mi się nielogiczne filmować kogoś innego. Nicole była zajęta na planie kolejnego filmu, ale wróciła do Londynu, założyła strój Virginii i nakręciliśmy scenę, w której jej dłoń wędruje po papierze. Ten rodzaj profesjonalizmu i troski ze strony aktorów był niezwykły. Często musieli dokonywać prawdziwego wysiłku, by móc wrócić na plan dla drobnej sceny. "Kidman, która jest leworęczna, nauczyła się dla tej roli pisać prawą ręką, a nawet naśladować wyjątkowy charakter pisma Virginii. "Praca na planie była wspaniałym doświadczeniem" - mówi Ed Harris, grający Richarda, przyjaciela i byłego kochanka Clarissy. "Odbywała się w bardzo profesjonalnej atmosferze wzajemnego szacunku. Nie było niepotrzebnie kręcących się gapiów. Ten rodzaj zachowania bardzo mi pomógł, bo pracowaliśmy przecież nad złożonym materiałem". "Wszyscy byli bardzo skupieni na pracy, jaką wykonywali" - przyznaje Daldry. "Ale była w tym radość, bo praca była bardzo poważna. I to właśnie sprawiło, że było zabawnie, choć na poważnie. To był fantastyczny proces współpracy pomiędzy wszystkimi uczestnikami. Kreatywny wkład tej grupy ludzi był gigantyczny. Cały czas odczuwało się klimat zbiorowego wysiłku. A mając taką ekipę, czegóż chcieć więcej"? Czy ukończywszy film zakorzeniony w materiale literackim, który być może nie jest znany wszystkim Stephen Daldry nie obawia się, że jego dzieło nie trafi do masowej widowni? "Mam nadzieję" - mówi reżyser - "że jeśli ktoś nie wie nic o "Pani Dalloway, czy Virginii Woolf, nie umniejszy to przyjemności z odbioru filmu. A ci, którzy powieść znają, wiedzą, że to rodzaj bezcennej mapy i, na co liczę, odczują tę samą przyjemność oglądając film, co my, wykorzystując ją w pracy nad filmem".
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.