Strasznie przypomina mi ten film "Amelię". Raz, że przez wzgląd na muzykę Yann Tiersena, dwa ze względu na podobny, nieco humorystyczny klimat, ale też morał płynący z zawartych w nich opowieści. Dodatkowo, mają w sobie jakieś takie ciepło i magię.
No i są świetnym przykładem, że kino europejskie jest niebanalne i może być równie dobre (a nawet lepsze), co zachodnie produkcje.
Ooo, miałem bardzo podobne odczucia po ponownym obejrzeniu Amelii niedawno. W obu jest coś na tyle magicznego, że po obejrzeniu ich nasza rzeczywistość wydaje się jakby bardziej szara:/
Dziwne. Jak dla mnie 'Good bye Lenin' obdarty jest z magii, surowy i realistyczny. Według mnie z Amelią nie ma nic wspólnego poza tym samym kompozytorem muzyki, która z resztą była najlepszym elementem filmu.
wg mnie podobieństwo może polegać na działaniu głównych bohaterów - zarówno Amelia jak Alex ofiarowywali swoja pomoc innym osobom, stwarzając im pewną iluzje życia takiego, jakiego potrzebowali (Alex matce, Amelia znajomym i obcym) i otrzymując w zamian ich szczęście :)