bo odessałoby to film z realizmu...lub zdrowego rozsądku. Tamci po prostu wpadliby między tych zepsutych typów i pourywali im ręce przy samej d@pie. Dobrym posunięciem było obsadzenie kogoś komu nie pękają podkoszulki od napiętych mięśni a broń trzymał w życiu może ze dwa razy...
Film konsekwentnie się trzyma tego zdrowego rozsądku gdzie bohater musi się napocić by ujść z życiem. No i tu jest szkopuł. Wielka szkoda że akurat zwrócili się do IceT. Podobno to legenda ale RAPu- nie wiem, nie komentuje, nie słucham.
Ale wiem że aktorsko wyglądało to momentami bardzo, bardzo słabo. Jeszcze w scenach, w interakcji z innymi wyglądał jako tako ale gdy tylko zostawał w kadrze sam to po prostu bieda... Szkoda bo z charyzmatycznym aktorem byłby to jeszcze lepszy film.
Fajnie za to było zobaczyć McGinleya :)