PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=661817}

Grand Budapest Hotel

The Grand Budapest Hotel
7,8 270 410
ocen
7,8 10 1 270410
7,7 45
ocen krytyków
Grand Budapest Hotel
powrót do forum filmu Grand Budapest Hotel

Odrealniona, groteskowa produkcja fantasy która ani nie śmieszy ani nie niesie z sobą większej
wartości. Tabun doskonałych aktorów którzy nic nie pokazują może za wyjątkiem Brody'ego który już
nie raz pokazał że doskonale radzi sobie w takich absurdalnych filmach. Reszta obsady to koszmarna
pomyłka i po co było w ogóle zatrudniać tak dobrych aktorów jak Tilda Swinton żeby kobieta w średnim
wieku miała zagrać mały epizodzik jako ucharakteryzowana staruszka albo tracący - byłby spoiler -
Jeff Goldblum? Równie dobrze mógł to zagrać byle kto i nie byłoby różnicy. I jeszcze ta nieszczęsna
fabuła która wlecze się tempem żółwia do "smutnego" rozczarowującego finału. Z tego mógłby być
nawet niezły film familijny gdyby nie te przekleństwa które miały bawić? i bełkotliwy "błyskotliwy" język
który chyba miał podnieść rangę tej produkcji do super ambitnego poziomu. Fakt, kamera ma fajne
wjazdy a scenografia i retro animacje dają niezły klimat. Tylko co z tego skoro ten film po prostu nie
bawi i nie zaskakuje a prędzej irytuje. Tak czy inaczej to idealna produkcja dla hipsterów chcących się
wyróżnić swoim gustem filmom. Pan reżyser Wes Anderson? Ja kolejnych tworów tego pana będę
już omijał z daleka.

użytkownik usunięty

Oczywiście gustem filmoWYM.

użytkownik usunięty

Wybacz jeszcze, ale skoro dbamy o polszczyznę..
"Ja kolejnych tworów tego pana będę już omijał z daleka." - Ja kolejne twory (może lepiej nawet "utwory) tego pana będę już omijał z daleka.

Ta korekta, to tak siłą rozpędu..:))

użytkownik usunięty

Pewnie tak ale uznałem że jak napiszę niedbale tworów to zabrzmi to bardziej lekceważąco.

użytkownik usunięty

I wyszło tak jak chciałeś. Mi bardziej chodziło o :
"Ja kolejnych tworów..." vs Ja KOLEJNE twory..

pozdrawiam

ocenił(a) film na 8

nie jestem hipsterem!

użytkownik usunięty
polakosz

Jaki film takie i wypowiedzi jego fanów:)

ocenił(a) film na 8

nie wiem jakiej epopei oczekujesz żebym napisał. Szkoda czasu na wywody, pseudo- intelektualną papkę, zrobię to ten raz i nie chce mi się więcej. piszesz że to dla film hipsterów i tam swoje zdanie na temat filmu ok, gdybyś minie znal na pewno nie pomyślałbyś ze należne do tej subkultury czy trendu, a że mnie się film podobał to wcale nie dlatego że chce się wyróżniać gustem, jak mi się coś podoba to mi się podoba a nie że chce się wyróżnić, jak ktoś coś lubi na silę to nie jest sobą - bezsens totalny- , tak wiec wychodzi na to że mam nietypowy gust przy tym nie należąc do ww. subkultury. moja wcześniejsza wypowiedz była krotka może nie dokończ zrozumiała. Jeżeli będziesz chcieć dalej kontynuować tą rozmowę to przykro mi na mnie nie licz rzadko się udzielam i wdaje w dyskusje . pozdrawiam cie

polakosz

Inteligentniejsza była twoja pierwsza wypowiedz ...trzeba było na niej poprzestać .

polakosz

Inteligentniejsza była twoja pierwsza wypowiedz ...trzeba było na niej poprzestać .

polakosz

Inteligentniejsza była twoja pierwsza wypowiedz ...trzeba było na niej poprzestać .

polakosz

każdy hipster tak mówi, to nawet definiuje prawdziwego hipstera, że się hipsterstwa wypiera albo udaje, że nie rozumie co to. :P

ocenił(a) film na 3

Po prostu kolejny film Andersona o niczym a film,wydaje mi się powinien mieć coś jeszcze prócz fajnych obrazków bo takie a nawet lepsze to wolę latem podziwiać na plaży

kulesz3

Nie prawda. Jeden ze słabszych filmów Andersona to fakt ten spadek jakości widać od momentu kiedy staje się popularny. Moonrise kingdom było świetne ale było już widać ugładzony styl pod publiczkę choć pazur jeszcze był. Niestety w grand budapest jest tego jeszcze więcej ale tutaj także traci fabuła. Natomiast starsze filmy Andersona które się prawie nie zwracały jak podwodne życie ze stevem zissou czy fantastyczny pan lis albo genialny klan i pociąg do darjeeling to perełki, we własnym indywidualnym stylu. Moja konkluzja jest taka. Od Moonrise widać spadek stylu ale wzrost popularności. Oby tylko jeszcze powrócił jego styl sprzed 5-10 lat to był szczyt i oby nie przeminął.

ocenił(a) film na 3

Zgadzam sie..... irytujący film o niczym.... okropienstwo.

ocenił(a) film na 9

film dla hipsterów to "Les Amours imaginaires". ten film był inny, nie miał na celu potrząsnąć twoim światopoglądem ani wnieść w twoje życie nowych zaskakujących treści. fantastyczna szkatułkowa opowieść z ogromną dozą humoru. ps. obyś się nie pochorował z nadmiaru powagi. więcej luzu i arbuzów!

użytkownik usunięty
avantnous

To w którym miejscu ten film był śmieszny?
Nie oczekiwałem czegoś super ambitnego tylko zabawnego a film wygląda jakby reżyser o umyśle ośmioletniego dziecka postanowił nakręcić poważny dramat. Mamy więc tu masę pustych i złożonych frazesów opartych o banalną fabułę i naiwne wprost zachowania i decyzje. Fabuła nic nie wnosząca, której zakończenie można przewidzieć już po 20 minutach. Ten film mnie nie rozśmieszył ani przez moment. Niektóre sceny były prędzej wstrętne jak babcia robiąca loda albo bzdurne jak ucieczka z więzienia w stylu C.K. Dezerterów. Tylko że Dezerterzy dużo bardziej mnie bawili.

ocenił(a) film na 9

Słuchaj, o poczuciu humoru nie dyskutuje się tak samo jak o gustach, każdy ma swoje własne. Tego filmu nie można sklasyfikować gatunkowo więc odpuść sobie uwagi o poważnym dramacie kręconym przez ośmiolatka.

Porównywanie tych dwóch obrazków (mówię o Dezerterach) świadczy natomiast o Twojej niewiarygodnej ignorancji. Ich nie można porównywać, to dwie zupełnie inne konwencje, poetyki, nie wspominając o tematyce. To co Ty nazywasz "banalną fabułą", "naiwnymi zachowaniami i decyzjami" dla innych (śmiem twierdzić że dla ludzi którzy zrozumieli konwencję filmu) było wybiegiem służącym reżyserowi do stworzenia takiej produkcji. Sceptycznie podchodzę do filmów wypełnionych samymi hollywoodzkimi gwiazdami, ale tutaj każdy miał swoje miejsce, był perfekcyjny i wiarygodny w swojej roli.

Wydaje mi się że od początku byłeś nastawiony do niego negatywnie, w ogóle nie dziwię się, że nie rozśmieszył Cię ani przez moment. Byłeś tak bardzo sfrustrowany tym, że nie ma określonego i jasnego przejścia z punktu A do punktu B, wypełnionego logiką działania postaci, że raczej nie zwróciłeś uwagi na detale, świetną muzykę Desplata podkreślającą każdy obrazek, tęsknotę za starymi czasami czy metaforę hotelu błyszczącego przepychem w międzywojniu a opustoszałym i martwym w okresie komunizmu, jak cały świat po wojnie.

Świetnie że bawią Cię C.K Dezerterzy, mnie też, bardzo! I dziękuję niebiosom że na Andersonie też potrafię się świetnie bawić.(podobnie jak przy czytaniu Gombrowicza i Mrożka, podejrzewam że tych panów też nie lubisz) Moje życie byłoby delikatnie, ale zawsze uboższe bez tej funkcji życiowej.

użytkownik usunięty
avantnous

Żadna postać nie została właściwie nakreślona. Jakiś wampir nazista który spada w przepaść, zły gość ze złym grymasem który strzela z pistolecików, facet który traci palce i umiera, dziewczyna od robienia ciastek, jakiś boy hotelowy który dostał coś tam bo coś tam, już nawet nie pamiętam kim ci ludzie właściwie byli i co robili w tym filmie i chyba to jest tylko w tym wszystkim zabawne. Uważam że doszukiwanie się w tym filmie jakiejś głębszej treści pozbawione jest sensu. Ten hotel był po prostu hotelem a cała afera z morderstwami, obrazami, ucieczką, pogonią i strzelaniną było właśnie tym, niczym więcej. Wszystko to przypominało bardziej baśń fantasy niż coś opartego na świecie realnym czy jakiejś podstawie historycznej. Nazwałbym to nawet dramatem fantasy zrobionym umysłem jakiegoś ośmioletniego reżysera.
Nawet razu mnie ten film nie rozbawił. Koleś wyrzucił kota za okno, kot zdechł i co to miało być śmieszne? Albo koleś który zabija wszystkich strażników i sam ginie? To miało być śmieszne? A może zgon wampira nazisty? To nie było w ogóle śmieszne. Nic w tym filmie nie śmieszy.

użytkownik usunięty

Dla kogoś to może i jest nawet surrealistyczne arcydzieło a dla mnie takie filmy to bzdura:)

ocenił(a) film na 5

Dobrze, przyjęliśmy to do wiadomości -- Ciebie nie bawi, ja śmiałem się do rozpuku, ale nikt nie musi powtarzać tego po kilka razy. Wróć więc do filmów, których nie uważasz za bzdurę, a przede wszystkim przestań bezmyślnie szafować określeniem "hipster".

Moim zdaniem "The Grand Budapest Hotel" to jeden z najbardziej błyskotliwych i erudycyjnych filmów Andersona (przyznaję, że nie jestem wobec niego bezkrytyczny, oprócz "The Grand Budapest Hotel" podobały mi się tylko "Rushmore", "The Royal Tenenbaums" i "Moonrise Kingdom"), jedynie odrobinkę tkwiący w prawdziwym świecie, czerpiący pełną garścią z licznych źródeł (z pisarza Stefana Zweiga, filmów Hitchcocka i Carola Reeda, Edward Norton wyglądający jak Adolphe Menjou, et cetera). Żeby to jednak docenić, trzeba o tym wiedzieć. Przydatna będzie również dobra znajomość angielskiego, żadne tłumaczenie nie odda tych niuansów.

użytkownik usunięty
Spitteler

Dlatego właśnie piszę że to film tylko dla hipsterów ale nie żeby kogoś urazić tylko powiedzieć że uważam że to prosty, banalny film o niczym który udaje coś wyjątkowego i głębokiego a co za tym idzie ma swoje "wąskie" grono wyznawców uważających że tak faktycznie jest to coś wyjątkowego i tylko oni tą wyjątkowość potrafią dostrzec znając właśnie literaturę, historię albo takie tam. Dla mnie ten film nie jest ani mądry, ani zabawny, ani wart większej uwagi. To po prostu INFANTYLNA BAJKA dla dzieci z dodatkiem przekleństw która jednym może się spodobać a drugich wymęczyć. Ja należę do tych drugich. Jednak takie filmy są też efektem wolności sztuki więc nie ma wpływu na ich powstawanie i zawsze będą pewnie jakieś powstawały, jednak z drugiej strony zawsze można też napisać jakiś krytyczny komentarz pod ich adresem jeśli ktoś tak uważa.

użytkownik usunięty

Grand Budapest Hotel jest jak jakiś ociekający kiczem steampunk.

ocenił(a) film na 5

Ponieważ nie mam najmniejszej ochoty wymieniać wszystkich zalet "The Grand Budapest Hotel" (byłoby to przecież daremne), dodam tylko, że nazywanie twórczości kogoś tak szeroko znanego i cenionego jak Wes Anderson "hipsterską" i rzekomo zrozumiałą jedynie dla garstki osób to czysty idiotyzm. Wystarczy rzucić okiem na medianę ocen w mediach -- ze swoim brakiem zrozumienia dla tego filmu naprawdę należysz do mniejszości.

użytkownik usunięty
Spitteler

Ale co tu jest do zrozumienia? Ten film nie sprawdza się nawet jako kryminalna intryga bo już od początku wskazany jest ten zły bandzior który musi być tylko złym przerysowanym bandziorem i jego morderczym pomagierem wampirem nazistą a z drugiej strony niewinny cwaniaczek Gustaw lądujący w więzieniu który ma być tym dobrym/sympatycznym. A Zero jest takim jego młodocianym pomocnikiem niczym z tandetnych filmów przygodowych. I jeszcze ta nieszczęsna dziewczyna piekąca ciastka, uosobienie niewinności i cnót wszelakich, umiera na końcu jak w każdym kiczowatym melodramacie. Fabuła jest boleśnie oklepana, film nie śmieszy i nie zaskakuje. Tylko baśniowa strona wizualna jest ciekawa.

Zabawny jest argument, że to film dla hipsterów - a kim są hipsterzy, czy w 1995 roku również byli? Właśnie wtedy powstawał podobny w klimacie film Jean-Pierre Jeunete "Miast zaginionych dzieci". Znaczy, że filmy powstające w podobnej konwencji, nieco onirycznej, absurdalnym i abstrakcyjnym, są od razu dla kogoś? Wyraziłeś swoją opinię. Film ci się nie spodobał. Nie będę bronił tego, że film jest genialny. Po prostu wpisuje się w pewien styl obecny w kinie jakieś 20 lat temu. Zatem Twój argument, jest marny.
Co do stylu narracji, dla osób zainteresowanych:
- Delicatessen (1991 rok i moim zdaniem najlepszy),
- Miasto zaginionych dzieci,
- Amelia (w jakimś tam sensie).
Zatem twórz sobie swoje kategorie dalej, bo przecież nic wcześniej nie istniało.

Ponadto próbujesz na siłę narzucić konkretną kategorię zarzucając, że nie jest to kryminał (brawo, nie jest).
Zawiera przerysowane postacie (brawo, takie są). Jeży się w nim od absurdów (brawo, rzeczywiście tak jest!).
Może po prostu tak miało być? Takie było zamierzenie reżysera?

użytkownik usunięty
tiodav

I nie jest wcale śmieszny mimo że to miała być chyba komedia. Tak też miało być?

to ostatnie jest kwestią gustu. Mnie momentami bawił. Sam film oceniam na jakieś 6,7-6,8, ale to przez to, że kilka innych filmów takich już było.

użytkownik usunięty
tiodav

Sam dałem 6/10 za stronę audio wizualną więc musisz dać dużo wyższą ocenę żeby go tu sensownie bronić. Argument że jest momentami zabawny też mnie jakoś nie przekonuje.

ocenił(a) film na 6
tiodav

W "Mieście zaginionych dzieci" jest tajemnica, nastrój, klimat.
W "Amelii" jest wzruszenie, uczucia, piękno.
W obydwu tych filmach przede wszystkim są emocje ("Delicatessen" nie oglądałem, więc się nie wypowiem). "Grand Budapest Hotel" jest ładniutki, ale od początku do końca sztuczny. Nie ma tu nic prawdziwego, zadnej żywej, prawdziwej emocji, wszystko jest do przesady teatralne. Takie słodziutkie ciasteczko z cukierni Mendla ;) Nie mozna moim zdaniem porównywać go do tamtych dwóch filmów.

ocenił(a) film na 9

"tylko oni tą wyjątkowość potrafią dostrzec znając właśnie literaturę, historię albo takie tam" - to Cię podsumowuje wystarczająco. Inteligentni, ciekawi świata ludzie potrafią to dostrzec, bez żadnego zagłębiania się i "takich tam". Wystarczy nie być ignorantem. Daleko mi do "hipsterów", szczególnie w takim pejoratywnym znaczeniu, jaki tutaj kreślisz. Potrafię się świetnie bawić na kinie akcji klasy B i na filmach ze Stevenem Seagalem, każdy ma swoje gusta. Ale nie obrażaj zwykłych ludzi, którzy po prostu normalnie obserwują świat, wyzywając ich od hipsterów.
"ociekający kiczem steampunk" - Ty nie masz pojęcia co to jest steampunk widać. Doczytaj, dowiedz się, potem rzucaj słowami, których nie rozumiesz. Tam nie ma ani pół steampunkowego elementu.
"ale co tu jest do zrozumienia" - no właśnie sporo rzeczy, których nie rozumiesz. Dokładnie o to chodzi.
"nie jest wcale śmieszny" "argument, że jest momentami zabawny, też mnie jakoś nie przekonuje" - powtarzasz to co post. Przyjęliśmy do wiadomości. Ale Ty i Twój rozumek nie. To ja może uproszczę - OK. Aerosol. Nie śmieszy Ciebie. Innych - owszem. Skończ w kółko powtarzać, że Cię nie śmieszy. Łapiesz już? Nie próbujemy Cię przekonać, że ma Cię bawić. Nie rozumiesz filmu, nie rozumiesz żartów, poetyki całego filmu. My to już zrozumieliśmy.
"musisz dać dużo wyższą ocenę, żeby go tu sensownie bronić" - wiesz, że ta skala od 1-10 jest SUBIEKTYWNA? Każdy ocenia według swoich zasad, Ty przeciętnym dasz 5, ktoś inny 2, więc może nie rzucaj takich haseł, bo nie rozumiesz idei filmwebu. Tu nie ma kryteriów ocen, których trzeba się trzymać. Rozochocona nastolatka da Zmierzchowi 10 z serduszkiem, a miłośnik nieco ambitniejszego kina 2.

użytkownik usunięty
Vorbarra

Oczywiście nie ma wynalazków w stylu np. lokomotywa z Back to the Future Part III czy dziwaczny wózek na parę jak w Wild Wild West ale ta przeszłość jest ukazana w sposób odrealniony jak nie z tego świata i w tym sensie przypomina to steampunk. Przeszłość w GBH to coś jak alternatywna przeszłość.
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1575163,1,wes-anderson-i-jego-dr uzyna.read
"W wystylizowanych, smutnych komediach Wesa Andersona dorośli zmagają się z emocjonalnym bagażem symbolizowanym najczęściej górą walizek, które ze sobą taszczą. Zachowują się jak dzieci. A dzieci udają dorosłych."
Już na początku pisałem że ten film jest jakby robiło je dziecko chcące nakręcić "dorosły" dramat. Tak jakby twórca uciekał w świat dziecięcej infantylności tylko czy to ma być dla wszystkich zabawne? Czy dziecięca infantylność w ogóle jest zabawna. Moim zdaniem nie ma w tym nic zabawnego, prędzej jest to smutne że człowiek przez pewną część swojego życia ma ograniczone pole postrzegania świata i wierzy że żyje w jakiejś magicznej krainie a co święta przylatuje do niego św. Mikołaj na saniach z prezentami. Gdy człowiek dorasta to nagle ten magiczny sen znika i świat ukazuje się takim jakim jest naprawdę a to nie jest miły widok.
"Rozochocona nastolatka da Zmierzchowi 10 z serduszkiem, a miłośnik nieco ambitniejszego kina 2." Na szczęście nie jestem ani rozochoconą nastolatką ani nie postrzegam siebie jako miłośnika ambitniejszego kina no bo i gdzie zaczyna i kończy się to ambitniejsze kino? No tak Nolan i Incepcja to już ambitne kino:)

ocenił(a) film na 9

Powtarzam a propos zabawności, ja naprawdę rozumiem, że to Cię nie śmieszy, ale zrozum, że mnie i z tego co widzę wielu innych, śmieszy. Bo Ty wciąż argumentujesz dlaczego dla Ciebie to nie jest zabawne. Co więcej piszesz z sensem, a rzadko spotyka się tu takie rzeczy, jak człowiek piszący z sensem, ale nie przekonasz tych, dla których pewne sceny były zabawne.
"Przeszłość w GBH to coś jak alternatywna przeszłość." - w stu procentach się zgadzam, ale to absolutnie nie jest steampunk.
"Na szczęście nie jestem ani rozochoconą nastolatką ani nie postrzegam siebie jako miłośnika ambitniejszego kina no bo i gdzie zaczyna i kończy się to ambitniejsze kino? No tak Nolan i Incepcja to już ambitne kino:)" - ale nie o to mi chodziło, w ogóle nie zrozumiałeś mojej wypowiedzi. Zarzuciłeś komuś, że jak chce filmu bronić, to niech da mu więcej. A ja tylko w przejaskrawiony sposób chciałam pokazać, że to, że ktoś dał filmowi 5, nie oznacza, że mu się nie podobał.
Dla niektórych Incepcja jest tak zawiła i niezrozumiała, że owszem, jest nazywana ambitnym kinem, także żarty - żartami, ale cóż... Niektórzy są po prostu za głupi.

użytkownik usunięty
Vorbarra

Właśnie, argumentuję czemu mnie to nie śmieszy ale nikt nie argumentuje czemu kogoś to śmieszy. W ogóle nie rozumiem co się teraz stało z komediami? Kiedyś były genialne filmy jak Naga broń czy Rybka zwana Wandą które można było oglądać całymi rodzinami. Teraz wiele filmów postrzega się jak komedie a w ogóle nie są zabawne a nawet jak powstanie jakaś niezła komedia jak We're the Millers to wrzucą w to masę przekleństw i obleśnych scen.
Jeszcze raz powtarzam. Nie uważam w ogóle że GBH jest komedią, film ma liczne elementy farsy ale nie ma w tym nic a nic zabawnego. GBH to smutny dramat przepełniony sentymentalizmem za jakąś mityczną przeszłością, być może to czasy dzieciństwa gdzie wszystko było niewinne i piękne. Wszystko jest tylko wspomnieniem przeszłości czyli opowieścią o czymś co już nie istnieje. Film w ogóle nie kończy się i żyli długo i szczęśliwie, ludzie którzy byli bardzo cenni dla autora tej opowieści nie żyją a on sam jest jakby wciąż przywiązany poprzez ten hotel do tych wspomnień o nich i do dni niewinności które minęły bezpowrotnie. Czy tu jest coś zabawnego? Nie, ten film ma pesymistyczną wymowę. To dramat pokryty farsą ale jednak dramat. Nawet ci panowie w mundurach z ZZ z Brodym na czele może wydają się zabawni ale tak naprawdę zwiastuje to nadejście wkrótce w świecie filmowym jakiegoś ogromnego zła i nieszczęścia. W naszej rzeczywistości to była przecież banda bezwzględnych degeneratów która mordowała niewinnych ludzi.

Spitteler

szklanką po łapkach też pełna jest nawiązać do popkultury lat 90, który jedynie wytrawny koneser może wychwycić, oczywiście trzeba znać język angielski na takim poziomie jak Ty, który przewyższa umiejętności zawodowych tłumaczy... :D film o niczym, ładne zdjęcia, muzyka też, lekkie wysokobudżetowe kino do obejrzenia jak nie ma nic innego. Z moich obserwacji wynika, że różnych ludzi różne rzeczy ujmują ale jak ktoś zaczyna na filmwebie jakieś gimnazjalne przechwałki, że zrozumiał dwa angielskie idiomy więcej od kolegi z ławki to śmiać mi się chce z takich pajaców :P

ocenił(a) film na 5
MateuszAdrianLudwik

Akurat tak się składa, że jestem zawodowym tłumaczem. Natomiast Ty nic o mnie nie wiesz, więc na przyszłość proszę bez takich idiotycznych odniesień personalnych.
Dodam jeszcze, że trzeba mieć naprawdę zerowe pojęcie o kinie i sztuce, żeby zestawiać "Spy Hard" z "The Grand Budapest Hotel".

Spitteler

oj, to było celowe przejaskrawienie.
Co do osobistych wycieczek, jak ktoś zaczyna takie przechwałki to mam o nim jednoznaczną opinię. Nie lubię bufonów.

ocenił(a) film na 5
MateuszAdrianLudwik

W takim razie rozwinę swoją poprzednią odpowiedź i posunę się dalej: Boże drogi, jakim trzeba być ignorantem, żeby nie wiedzieć, że najlepiej jest obcować z dziełem sztuki — niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z dziełem literackim czy filmowym — w pierwotnej jego postaci, że każde, dosłownie każde tłumaczenie, jest swoistym sfałszowaniem, własną wersją tłumacza, nawet jeśli bardzo udaną. Że język to nie tylko poszczególne słowa, ale również dialekty i neologizmy, akronimy i nazwy własne, gwary i żargony, rymy i kalambury, więzy z konkretnymi tradycjami i specyficzne odnośniki kulturalne.

ocenił(a) film na 7
Spitteler

Nie.
Ponieważ intencje zawarte w dziele w pierwotnej postać może być z wielu powodów (wymieniłeś wiele z nich) niezrozumiałe.

Wiersz napisany w obcym języku nie ma absolutnie żadnej wartości mimo, że autor dostał nobla. To tylko znaczki na papierze. Wiersz recytowany może cieszyć śpiewnością języka rytmem, ekspresją itd. Ale to już nie jest pierwotna wersja, to wersja recytatora.

Muzyka to kilka dzieł sztuki na raz. Pierwotnie to tekst i nuty. Muzyk już niweczy pierwotność sztuki. Kilku muzyków. Do tego dochodzi montażysta itd.

Tłumaczenie nie jest sfałszowaniem, ale otwarciem dzieła na odbiorcę.
Czasem aby zrozumieć sztukę w "pierwotnej" jak to nazwałeś, postaci nie wystarczy nauczyć się języka.

Spitteler

Mi też się wydaje, że największym atutem filmu (oprócz kadrów) jest ten bardzo specyficzny humor- niehumor oparty na niuansach i doskonałej grze aktorskiej, których nie da się przetłumaczyć ani zrozumieć znając słabo angielski i pojawiające się odniesienia do kultury (w końcu nie naszej). Nie mówię, że pozjadałam wszystkie rozumy i wszystko zrozumiałam (bo jestem pewna, że nie) ale zrozumiałam na tyle, żeby się śmiać i zwyczajnie cieszyć filmem. Moźliwe też, że jest trochę bardziej zrozumiały dla osób obytych z teatrem? Bo wg film przyjmuje dość teatralną konwencję.
Szczerze mówiąc, bardzo zdziwiła mnie ilość tak bardzo niepochlebnych opinii na forum, ale cóż... Każdy ma swoje gusta i pewnie jest to tak specyficzny film, że znajduje wielu przeciwników (a innym się podoba).

ocenił(a) film na 5
m_gnomik

Dokładnie tak! Bardzo mi miło, że się rozumiemy.
Mnie natomiast ilość owych niepochlebnych opinii wcale nie dziwi — wystarczy, że rzucę okiem na tutejszy TOP 500: brr! Publiczność bardzo rzadko ma rację.

m_gnomik

oczywiście zawodowy tłumacz, który skasował za swoją pracę rynkowe pieniądze zna język angielski słabo, słabiej od m_gnomik i Spitteler xD
żałosna hipsteriada...

MateuszAdrianLudwik

Nie napisałam, że zawodowy tłumacz nie zna się na tym co robi tylko, że w tym konkretnym przypadku realne przetłumaczenie jest niemożliwe. A to dlatego, że film nie opiera się na fabule czy wzniosłych tekstach, ale na gestach, modulowaniu głosu, sposobie wypowiedzi (nie jej treści) i innych niuansach, których "na papierze" niestety nie da się przetłumaczyć.
Ale jeśli zamierzasz kategoryzować ludzi jako hipsterów na podstawie tego, że dobrze znają obcy język i z tego korzystają, to nie jestem pewna, czy w ogóle obchodzi Cię CO napisałam...

ocenił(a) film na 5
m_gnomik

m_gnomik: wszystko to, co piszesz to oczywiście prawda. Nie sądzisz jednak, że trochę szkoda czasu wyjaśniać to idiocie o ilorazie inteligencji małego gryzonia?

Spitteler

Spitteler, zawodowy tłumaczu, ile filmów przełożyłeś na Polski? Czy swoje niedopieszczone ego karmisz tylko tutaj na filmwebie?

Niedługo każda pstrokacizna będzie nazywana pozycją dla hipsterów. Są ludzie, którzy wolą takie filmy, ale nie trzeba ich od razu nazywać hipsterami. Większość ludzi daje się uwieść tanim sztuczkom i stronie wizualnej zapominając o fabule - gdyby tak nie było to taki ,,Człowiek ze stali" dawno byłby zrównany z ziemią. Problemem jest to, że obecnie kino to miejsce by dobrze się bawić i nie zawracać sobie głowy logiką czy jakimkolwiek sensem - to zostaje na drugim planie... gdzieś poza multipleksem.

użytkownik usunięty
gortat

W The Grand Budapest Hotel fabuła też jest bardzo prosta i jest duży nacisk na stronę wizualną. Na dodatek wszystko jest strasznie przerysowane i bez sensu. Facet dostał obraz w spadku to go sobie po prostu zabiera pod pachą, boy hotelowy w ogóle nie przygotowuje się do pomagania w ucieczce z więzienia tak jakby była to bezpieczna i miła rozrywka, irytujący facet z pociągu na końcu dostaje kulkę, co za ulga, niewinna dziewczyna od ciastek umiera, jeszcze większa ulga, nawet koniec filmu musiał być na kicz poważnie z sentymentalnymi żalami podstarzałego boya. Jakieś wnioski z tego filmu? To miało wszystko być zabawne czy smutne? Dla mnie było to zwyczajnie męczące i głupie.

ocenił(a) film na 2

Albo bardzo dobry film dla redaktorów GW żeby mogli się popodjarywać taka porywającą nudną niezależnością artystyczna bla bla bla bala oglądamy na Macach na Placu Zbawiciela czekając na pokaz niezależnego kina Bułgarskiego w oryginale :P

ocenił(a) film na 5
YorickG

... rzekł YorickG, który ogląda i docenia tylko i wyłącznie amerykańszczyznę.

Spitteler

ten film również jest produkcji również amerykańskiej :P

O, nie wiedziałem że jestem hipsterem. A możesz mi powiedzieć cóż to takiego? Będę dozgonnie wdzięczny.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones