Sprytnie zrobiony film, w którym autor nagrań lekko się wybiela, ale średnio rozgarnięty widz potrafi wyciągnąć wnioski, że kamerzysta to raczej przypadkowo nie przechodził tam "z tragarzami". Filmowani żołnierze i milicjanci jakoś też nie byli wobec niego wrogo nastawieni. Nikt go nie atakował. Z kamerą krył się za murkiem pod stacją Gdynia Stocznia, czekając na stoczniowców - czyli pewnie też wiedział, że się będzie coś działo za chwilę. A potem po 1989 roku gra wielce poszkodowanego, prawie zrównując się z ofiarami tamtych wydarzeń, bo mu władza ludowa nie wyemitowała filmu.