Ocena: 4/10
The Last Jedi to kontynuacja wydarzeń z Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy (6/10). Rey odnajduje Skywalkera na zapomnianej przez wszechświat planecie i prosi go o udzielenie nauk pozwalających jej zgłębić tajemnice Mocy. Tymczasem Najwyższy Porządek atakuje flotę kosmiczną Rebelii gdzieś w kosmosie, a przeszkodzić mu w tym próbują były szturmowiec Finn, Poe Dameron ze swoim droidem BB-8 i nowa postać Rose Tico. Tak więc mamy już wszystkie kolory skóry w najnowszym, mega-poprawnym filmie z serii Star Wars. Mało znany reżyser i scenarzysta Rian Johnson spaprał wszystko, co da się spaprać. Zaczynając od monotonnej scenografii, przez brak typowego starwarsowego humoru i inteligentnie złożonego scenariusza, a kończąc na zmarnowaniu potencjału super-ciekawych postaci, które poznajemy w poprzedniej części, natomiast muzyka w tym wszystkim wleciała mi jednym, a wyleciała drugim uchem. Ode mnie 4/10 tylko za to, że to po prostu dalszy ciąg, który mimo wszystko ogląda się z ciekawością, a także za fajną grę trudnymi do okiełznania w filmie kolorami - bielą i czerwienią, które symbolizują nieustającą walkę Ciemnej i Jasnej strony Mocy, a także wiążący się z nią wieczny niepokój we wszechświecie.