Smuty, smuty, smuty.
Zmusiłem się żeby dotrwać do końca.
Podziwiam tych którym to "dzieło" się podoba. "Dzieło" nielogiczne, nierzeczowe, słabo zagrane. Nie wiem jakie jest przesłanie tego filmu. Dla mnie jest on o niczym.
Podpinam się pod temat - film okropnie mierny. Piccoli beznadziejnie przedstawił postać papieża. Te nagłe napady złości wypadały sztywno i sztucznie. Stuhr nie odegrał tutaj żadnej doskonałej roli. Reszta aktorów również się nie popisała. Sama fabuła to chyba jakaś tania prowokacja - zresztą scenariusz zdecydowanie na minus, to całe "błądzenie" papieża faktycznie było bezcelowe, pomijam już takie niby "śmieszne" akcje jak turniej siatkówki - ŻENADA. I co niby reżyser chciał przedstawić "wyluzowanych" biskupów? I w dodatku to idiotyczne zakończenie. Ogólnie rzecz biorąc film jest bardzo kiepsko zagrany, nielogiczny, pod względem dialogów właściwie drewniany i żałosny, jak najbardziej nieśmieszny. Przed seansem myślałem, że produkcja ta pokaże rozterki papieża, a dostałem obraz przedstawiający sfrustrowanego i nieczułego chama, który został kulawo wykreowany przez Piccoliego. Podsumowując, z dużej chmury... gówno, a nie deszcz. Nie polecam.