Moretti - mam wrażenie- od dawna nie wie jakie filmy robić, więc postanowił wjechać na falę i dowartościować się modnym laicko humanistycznym odbrązowieniem wielkiego Jana Pawła. Zaangażował Piccoli, grającego biskupa dawno temu u Bunuela, no i niby sympatycznie, ale po lewacku (czytaj: po cichu), próbuje zneutralizować nieskazitelną pamięć wielkiego papieża - co prawda bardziej elegancko niż pasolini, ale nie przekonująco...
Piszesz że Moretti próbuje zneutralizować nieskazitelną pamięć wielkiego papieża bardziej elegancko niż Passolini ale Pasolini raczej nie mógł mieć czegokolwiek wspólnego z Janem Pawłem II którego wybrano na papieża 3lata po śmierci Pasoliniego
dla kogo wielki dla tego wielki, dla kogo przywódca heretyckiego kościoła dla tego przywódca heretyckiego kościoła
Chrystus błogosławi tym, co uwierzyli, a nie zobaczyli, ale w wypadku filmów to się nie sprawdza. Mam wrażenie, że takie zdanie może mieć o filmie tylko ten, kto tak naprawdę "Habemus papam" nie widział. Moretti właściwie niemal robi Kościołowi przysługę (pochwalono go za to z resztą w "L'Osservatore Romano"), przypominając, że papież to tylko człowiek, którego może dotknąć choroba. Zdejmuje go z cokołu, co paradoksalnie działa na jego korzyść. Doskonała, bezstronna robota.
tylko że film jest nieszczery, prezentując kardynałów jako grupkę miłych, wręcz naiwnych dzidziusiów, infantylnych i słabych. chyba nie jest tajemnicą, że w kolegium mają miejsce różne układy układziki przed wyborem papieża, a wielu z nich świadomościowo twardymi skur...... , działającymi bez znieczulenia. Nanni stworzył sielankę i pokazał instytucję dobroduszności, taką jaką chcą widzieć naiwni wierni.
poza tym film jest taki sobie, brak mu dynamiki w środkowej godzinie, wydaje się że można było to nakręcić z większym jajem.