Po obejrzeniu "Halloween: 20 lat później" spodziewałem się wiele więcej. Dawał on bowiem wielkie możliwości twórcom a oni wykorzystali je cząstkowo. Optymizmem napawł fakt, że reżyserem tej części był Steve Miner (twórca 2 i 3 części "Piątków 13"). Film jest mało straszny. Co prawda Jamie Lee Curtis zagrała dobrze jednak i tak po filmie czułem spory niedosyt i lekkie rozczarowanie. Twórcy pominęli wątki z poprzednich części i jakby nigdy nic wrócili do konfrontacji na lini Laurie Strode- Michael Myers. Zupełnie nie ma mowy o Jamie Lloyd i o wydarzeniach z części 3,4,5, i 6. Nakręcili film, który kontynuuje wątki tylko z części 1 i 2. Podsumowując: film ten mógł być znacznie leszy a wyszedł przeciętny.
tak na marginesie: twórcy specjalnie ominęli wydarzenia z części 3-6, bo chcieli się głębiej skupić na postaci Laurie;) dla mnie 7 to jedna z najlepszych częścihalloweenów, zaraz po piątce;]
Ja się z tobą nie zgodzę. W "H:20" brak klimatu. Nie ma tej atmosfery co wcześniej. Nawet nie ma go co porównywać do dzieła Carpentera. Po tej części "Halloween" przerodził się w zwykły młodzieżowy horror.
czyli tak jak większość slasherów w tych czasach '90 (tak jak w dzisiejszych też z resztą)