Liczy się tylko jego film. Resztę Halloweenów można sobie odpuścić. Jedynka to jeden z moich ulubionych filmów w ogóle - i przy tym nawet najlepszy film Carpenetra, nawet od The Thing, ale nie jest nim cała seria.
Uleciała gęsta jak smoła atmosfera z jedynki, i cała jego nie jednoznaczność na rzecz pustej zabijanki. W czym wyjątkowy był oryginał? Wziął temat seryjnego mordercy i przeinaczył go w coś nietypowego i z Michaela zrobił coś jak symboliczna wizja Śmierci. Pratchett miał swoją Śmierć, Gainmam napisał w Sandmanie swoją Śmierć, w średniowieczu była inna Śmierć, Bergman miał swoją Śmierć, a Halloween to jest Śmierć wg. Carpentera - koleś z nożem i z białawą maską czający się na ludzi jakby czekał aż ktoś przeniesienie chorobę weneryczną niezbyt odpowiedzialnych nastolatków.
A czym są inne Halloweeny? Puste opowieści o Terminatorze, który zabija dla pieniędzy - kinowych pieniędzy z kas kin.