Już sama obecność Woodiego Harlessona, spowodowała, że wiedziałem... Harlesson wypada w takich filmach jakby grał w pastiszu. Jego aplois pasuje do takich produkcji mniej więcej tak samo, jak Matt Damon do "Elizjum", czyli w ogóle. Do połowy da się to jeszcze oglądać. Potem robi się z tego pseudo remake Powrotu Jedi. Historia jest nijaka i płytka. Twisty fabularne są naciągane, nawet jak na kinowego blockbustera. Wiele motywów, elementów dekoracji, strojów, jest po prostu chamsko skopiowana tak, aby zagrać na wspomnieniach trylogii. Inne elementy, jak choćby zachowanie i reakcje niektórych postaci są przerysowane, przez co stają się komiczne. Sceny walk nie są nawet infantylne. One są żadne. Mogłoby by ich w ogóle nie być. Jeśli znajomi was zaproszą na kolację do domu, i po kilku kieliszkach wina, gospodarz wpadnie na pomysł seansu Hana Solo na telewizorze 3D, to można od bidy obejrzeć. W innych okolicznościach jest to strata czasu. Niby duch oryginału gdzieś się unosi, ale woń już ewidentnie geriatryczna. Może gdyby ten film zrobił Denis Villeneuve...5/10.