PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=98987}
6,2 115
ocen
6,2 10 1 115

Hannie Caulder
powrót do forum filmu Hannie Caulder

Naga stal

ocenił(a) film na 6

Heroiny dzikiego zachodu w filmach takich jak Hannie Caulder, il mio corpo per un poker 1968 czy Les Petroleuses 1971 ukazują się w zbieżności tym, że powodem do powstania tych produkcji oraz zarazem największą siłą ich przekazu jest adoracja kobiecego piękna. Adoracja wyniesiona do rangi legendy, zamkniętego w męskim świecie opowiadania, o heroicznych wyczynach owych protagonistek. I jako feminizm, nie ten obnoszony na sztandary przez dzisiejszych krzykaczy (tfu!), ale ten prawdziwy, nie zaklinający rzeczywistości przez zatarcie ról społecznych i oczywistych różnic pomiędzy obiema płciami, ukazuję kobietę walczącą. Jak "Les petroleuses" był jedynie kiepskawym pastiszem kina gatunkowego, niegodnym obsadzonych w nim gwiazd (Bardot i Cardinale), a z kolei "Il mio corpo.." pozwolił błyszczeć fantastycznej Elsie Martinelli, nie oferując przy tym wiele więcej, tak Hannie Caulder ma pewne pokłady dobrego kina. Jak wspomniano, jest to jeden z tych filmów, które powstały dla określonego nazwiska, przy tym budżet dla" legendy" spod znaku Raquel Welch był nieco wyższy niż jemu podobnych produkcji, i to mogło zaważyć że film, nie tylko jako "laurka" jest zadowalający.
Opowieść zaczyna się dobrze zrealizowaną i zaskakująco krwawą sceną napadu na bank i strzelaniny. Owa krew, jak w kinie tych czasów ma sztucznie pomarańczowe zabarwienie, jednak twórcy nie szczędzą jej w tej ale również w kolejnych scenach. Autorami otwierającej masakry są postaci trzech wyjątkowo brzydkich (dla większego kontrastu do Raquel) braci. W tych rolach świetny Ernest Borgnine znany z "Dzikiej Bandy" Peckinpaha i Jack Elam odpowiadający za pamiętna scenę z muchą i rewolwerem w Once upon a time.. Sergio Leone'go. Ekranowe wprowadzenie tytułowej postaci jest posępne i tragiczne, kiedy to już po napadzie, trójka wstrętnych typków trafia na farmę państwa Caulder, gdzie bez ostrzeżenia zabija głowę rodziny, po czym gwałci kolejno i okrada kobietę, podpalając na odchodne jej domostwo. W tak poważnym i drastycznym tonie rozpoczynająca się opowieść rape&revenge niestety dosyć szybko zmienia narrację na bardziej luźną, wypraną z ciężkiego bagażu emocjonalnego opowiastkę. Jest to głównie za sprawą kreacji bandytów, którzy tak w wyglądzie jak kwestiach mówionych (a raczej krzyczanych) przypominają karykaturę samych siebie, nie grzeszących inteligencją, skorych do humorzastych kłótni bardziej brudnych braci "Daltonów". Sama Hannie uchodzi z życiem, grzebie męża w płytkim grobie aby po chwili spotkać na swojej drodze łowce nagród jak zrządzenie losu. Po początkowych oporach rewolwerowca, staje się jego towarzyszką podróży, pobierając lekcję mordowania w przygotowaniu do nadchodzącej zemsty. Cała ta koncepcja jest dobrze znana i tutaj nie wyróżnia się nadto. Wspomniany poważny ton filmu gdzieś się niestety gubi, scenariusz zagrywa lekką nutą przygodówki i po macoszemu potraktowanego romansu, a pojawiające się postaci, poza jedną są raczej nijakie. Tą jedną ciekawszą jest trudny do rozpoznania Christopher Lee, jako meksykański zarośnięty rusznikarz w jednym z lepszych rozdziałów filmu. Podróży do nadmorskiej miejscowości Meksyku, w celu pozyskania nowego rewolweru i przeszkolenia pięknego adepta na śmiercionośne narzędzie. Sekwencja treningu jest raczej niezła, chociaż zaraz później następuje nieco absurdalna sytuacja (takich będzie jeszcze kilka). Scenariusz przewidział też sceny rozładowujące już wcześniej rozmyte napięcie, jak ta z kupnem spodni dla półnagiej Welch. Element trochę zbędny, ale pamiętając o motywach dla jakich powstał film, scena pozwalająca lepiej skupić się na pośladkach aktorki ma tutaj swoją rację bytu. Raquel Welch bardziej wygląda niż gra, ale znów nie jest to wadą, gdyż nawet jej postać jest oszczędna w linijkach tekstu a przez to bardziej konkretna. Poza raczej prostym scenariuszem z kilkoma dobrymi rozwiązaniami i kilkoma złymi, strona techniczna stoi dobrze. Zdjęcia ładnie portretują główna gwiazdę i wybrane plenery, częstując widza obrazowymi kadrami, takimi ujęciami, które mogłyby stać się kultowe. Lokacja finałowej akcji jest dosyć kreatywna i posiada scenę na schodach, a jak mawiał Scorsese "każdy wielki film posiada scenę na schodach" Muzyka wpada w ucho i dobrze wypełnia obraz, ale raczej nie jest to ścieżka którą się pamięta, tak jak piosenka nagrana do filmu której melodia niknie szybko we wspomnieniu.
Podsumowując jest to niezły film-pretekst, dla sportretowania feminy Raquel Welch, u której odkryte ponczo poprzedza śmiercionośny strzał z nagiego biodra i niklowanej stali.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones