Nie chcę z tego miejsca dyskutować o głębi scenariusza, dojrzałości emocjonalnej reżysera i innych spornych elementach. Interesuje mnie wasze zdanie na temat jednej zastanawiającej hipotezy.
Otóż od samego początku filmu miałam wrażenie, że główny bohater jest porzuconym synem, który planuje zemścić się na swoich rodzicach. Zzezwierzęcony seks z młodą bohaterką, narastająca wraz z rozwojem akcji tęsknota do niej, obrona przed innymi mężczyznami, czy też niema zgoda na oswojenie się (główny bohater rezygnuje z dokonania morderstwa) przypominają mi jakąś chorą więź pomiędzy rodzeństwem. Morderstwa na ojcu dokonuje on bez większych skrupułów. Zastanawiające jest jednak, że po złamaniu karku zwraca się do niego "tato", i wspomina o matce. Scena duszenia kobiety w samochodzie utwierdziła mnie w przekonaniu, że główny bohater zabija własną rodzinę. Po tej scenie przeżywa on jakiś wewnętrzny kryzys. Widać, że to morderstwo było dla niego cięższe do wykonania. Być może chodzi o to, że więź pomiędzy matką a dzieckiem jest najsilniejsza?
Czy ktoś jeszcze zinterpretował podobnie omawiany film? Dziekuję za wasze opinie.