Aby brać się za tworzenie opisu tak wymagającego filmu, wypada znać książkę, na podstawie
której został nakręcony. Valuska wcale nie jest z zewnątrz, do momentu kulminacyjnego jest wręcz
nierozerwalnie związany z miastem. Nie dotyka również żadnych frustracji, ponieważ nie jest
wizjonerem. Miejscowi traktują go jak nieszkodliwego idiotę. Nieco subtelniejszym błędem są
rzekome masowe wędrówki do cyrku. To grupki zgromadzone na na placu Kossutha są bowiem z
zewnątrz, są kroplą, przelewającą kielich, lub -- jeśli ktoś woli -- Masą. Mimo najszczerszych chęci
i zupełnej zgody ze stwierdzeniem, że Tarr jest metaforyczny, nie mogę również przystać na zdanie:
"tam odnajduje mistyczną chęć oporu". To jest bełkot. Ten film jest o wielu rzeczach, ale nie o tym.