Główni bohaterowie to zakon "świętych grzeszników", który żyje jak studenci w akademiku. Jarają na okrągło, urządzają popijawy, spraszają panienki (albo chłopców zależności od preferencji) i klną jak szewc. Wynikiem takich zachowań są wnioski morał z dwóch kultowych filmów. By zbliżyć się do szatana bohater "Dnia bestii" zaczął grzeszyć, zaś by pokonać demona ojciec Karras z "Egzorcysty" przejął siłę nieczystą i popełnił samobójstwo. Hellbenders mają taki sam plan. Są gotowi pójść do piekła, byle tylko zabrać tam ze sobą szatańskie pomioty.
Mamy do czynienia z komedią czarną jak smoła, ale w gruncie rzeczy bardzo pozytywną, być może nawet z religijnym przesłaniem. Wszakże nie ważne co zrobią bohaterowi, robią to dla Boga. Wizja jest więc ciekawa mimo wielu zapożyczeń. A po seansie aż chce się skopać tyłek paru satanistom, nawet jednym z nich będąc :o
Jeśli miałbym się czegoś czepiać, to środkowej części filmu. Wstęp jest mocny i jednocześnie cholernie zabawny, zaś finał mimo fatalnych efektów specjalnych godnie zamyka opowieść. Gdzieś w środku zaś twórcy chyba się zapętlają, nie będąc w stanie wiele wymyślić niż rzucanie w kamerę stekiem bluzgów. Całe szczęście w końcu film wychodzi na prostą.
Dostaniemy świetnie dobraną obsadę, dużo makabry, świeży humor... Dla fanów kina grozy będzie to niewątpliwie rarytas, tym bardziej że nieco pominięty przez dystrybutorów i dopiero niedawno odkopany przez kino Helios w ramach halloweenowego maratonu.