Obejrzałem ten film drugi raz po ponad trzyletniej przerwie i choć nie spodobał mi się ani
troszkę bardziej, było warto.
Dlaczego? Bo wreszcie wiem co mnie tak do niego zraziło. Nie es-y które wyglądały jakby
były trzymane w rezerwie od 1990 roku, nie brak dynamizmu, nawet nie oprawa graficzna i
muzyczna. Hellboya nie mogę docenić po prostu dlatego, że - w kategorii filmowej - mogę
go postrzegać jedynie jako projekt o niebywale genialnym początku i równie beznadziejnym
końcu. Wiem, z pewnością wiele osób się ze mną nie zgodzi - ale nic nie poradzę, na
lepsze uzasadnienie póki co mnie nie stać. Taki mam gust, dr House i Zakazane Imperium
też mnie nie kręcą, a wiem, że mają wielu fanów.