Niby wszystko powinno grać (czyt.są wszystkie składniki reżyserskiego sosu Wheatleya) a jednak : nieczytelność/nieklarowność KLUCZOWEGO momentu fabuły + błędy castingowe (gdzie Michael Smiley???!) w postaci Ironsa a przede wszystkim przereklamowanego/drewnianego-ach-ale-jestem-przystojny Hiddlestona dołują ten film z wyższych pięter twórczości tego ciekawego brytyjskiego reżysera ("Kill List"!, "A Field In England"!).