Film poprzez nawet najkrótszy fragment nie wspomina o udziale Heinricha Himmlera, może w latach gdy Hitler budował swoje zaplecze polityczne nie był on najważniejszy ale na pewno nie był anonimowym członkiem NSDAP i warto było "poświęcić" mu choć krótką chwilę a nie tak pomijać całkowicie.
Dodatkowym faktem który mnie irytował było zbyt karykaturalne przedstawienie Hitlera. Owszem był to szaleniec ale na siłę wklejanie jakichś kadrów jak mu z mordy ciasto leci WTF?
To był człowiek obłąkany, nie będący w stanie panować nad własnymi emocjami. Jak chcesz sobie popatrzeć na, z pozoru, flegmatycznego psychopatę, który swe czarne myśli doskonale maskuje przed światem zewnętrznym, to idź pooglądać Lectera w Milczeniu Owiec czy " cuś ".
Moim zdaniem niezbyt udane porównanie :
1.Lecter to postać fikcyjna
2.Gdzie jest poziom aktorstwa Carlyla a gdzie Hopkinsa?
3.Od filmu opartego na wydarzeniach historycznych wymagam jak największej obiektywności i zgodności z wydarzeniami historycznymi
4.Przecież napisałem że Hitler był szaleńcem ale tak karykaturalne przedstawienie tej postaci to propaganda, poza tym film dzieje się mniej więcej do 1933 roku - już wtedy zapewne AH był chory, lecz symptomy chorób psychicznych często objawiają się w późniejszych latach (dodatkowo wzmocnione narkotykami i "miksturami" dr.Morella)
Po prostu mi się wydaje, że to plucie ciastem, to nie propaganda reżysera filmu, a fragment zapisków o tym wspominających z jakiegoś prywatnego pamiętnika Fritza Gerlicha. Z drugiej strony on sam prowadził propagandę antyhitlerowską, więc mógł celowo koloryzować, a konkretnie : oczerniać wizerunek Hitlera... Nie mam pojęcia, jak było. :)