"Hot Fuzz" podobnie jak "Blue Velvet" pokazuje, że my patrzymy na świat przez różowe okulary. Świadomość tego, że wszystko wokół nas jest okej jest nam wmówiona, a trzeba się przyjrzeć sprawom z bliska. Angel przyjeżdża do miasteczka, w którym wszyscy się znają, wszyscy są mili, nie ma przestępstw. To tylko powierzchowne, a pod tym wszystkim kryje się zło. Tak samo jak w dzisiejszym świecie, pod tymi wszystkimi relacjami z innymi ludźmi, w pracy, w szkole, gdziekolwiek, te pretensjonalne uśmiechy i zachowania tak naprawdę są tylko pozą, która ludzie przybierają by ukryć rzeczywistość.
Film naprawdę niezły, dobrze się ogląda. Edgar Wright nie ma się czym szczycić w swoim dorobku (ma na koncie tylko 2 gnioty - Scott Pilgrim konta świat oraz Wysyp żywych trupów), ale "Ostre psy" są filmem naprawdę niezłym, a końcówka jest po prostu niesamowicie ironiczna i ostra. Oczywiście nie ma co porównywać dzieła Wrighta do Lyncha, ale oba filmy mówią o tym samym. Jeśli komuś się spodobał "Hot Fuzz" odsyłam do "Blue Velvet", jednego z moich ulubionych filmów.