debilny, pół amatorski slasher z Australii z pewną dozą oryginalności. fabuła pomysłowa, ale absolutnie kretyńska. w Anglii odbył się mecz krykieta: Australijczycy vs pacjenci psychiatryka (WTF?!) jeden z pacjentów zabił zawodnika z drużyny z Australii.
akcja przenosi się do ich ojczyzny i tam po kolei ginie reszta drużyny. pani detektyw z UK postanawia zabrać pozostałych przy życiu zawodników do jakiejś chaty na zadupiu, żeby ich uratować (lol) no i tam pilnuje ta babka (po prysznicem) nasz australijski policjant dupek i jego partner (mają to wszystko w dupie) no i typ za kamerami, który jakoś z dużo nie widzi.
ogólnie debilizm. zaczynają po kolei ginąć i nikt nawet ich nie ratuje.
zabojca ma białe spodnie, biały przymały sweter, wąsy bródkę, kapelusz i zabija różnego rodzaju przyrządami do krykieta. sceny śmierci są niezłe i krwawe, choć bez rewelacji. z reguły sa też debilne. umięśniony facet, zaimst się bronić chowa się pod łóżkiem. policjant nie ma przy sobie broni ( ma zywczaj chowania jej w bagażniku) ogólnie jedno wielkie WTF?
i wszytko było by ok, gdyby to faktycznie była komediowa slasherowa zabawa. ale tu nie ma nic śmiesznego!
na szczęście film jest krótki i zaskakująco sprawny technicznie, więc jak ktoś lubi slashery w stylu "greenskeeper" to może się podobać. ogląda się ok, ale naprawdę jest przesadnie kretyńsko.
4/10