Wyłączywszy parę nudnawych scenek, jak i tą zupełnie niepotrzebną, a przedstawiającą zgwałcenie głównego bohatera oraz kiepski montaż, mamy całkiem niezłe patrzydełko, będące włoską odpowiedzią na pierwsze dwa "Mad Maksy", choć można znaleźć odniesienia także do innych klasyków kina akcji i sci-fi. Pistolety laserowe, cudaczne maszyny zagłady na czterech i dwóch kołach, skąpo odziane dziewczyny, czarnoskóry łucznik, który chyba urwał się z "Conana" czy innego "He Mana", wojowniczy Templariusze, chcący (niczym Dalekowie z "Doktora Who") eksterminować wszystkich ludzi, ich, przypominający młodego Sylvestra Stallone'a, brodaty wódz, łamiący na pół książkę (sic!), ociekająca kiczem muzyka Simonettiego, powielona niemal każda możliwa klisza kina tego typu... Czego chcieć więcej? :P