Brak akcji, tania taśma i gołe tyłki to od dłuższego czasu jakiś chory wyznacznik ambitnego kina. Przynajmniej w oczach przeciętnego widza. To, że ktoś zrobił film o opóźnionych, uzależnionych od masturbacji wyrostkach nie czyni tego kina ambitnym. Podobnie jak fakt, że film jest z Meksyku. Zachowania postaci bezpodstawne, fabuła naciągana (umierająca panna nie ma nic lepszego do roboty niż jechać w cholerę z dwójką gówniarzy?), film popularność zdobywa na scenach seksu, dostępnych dla widza zbyt dumnego, by włączyć erotyk. I tyle.