PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=546529}

Ida

6,6 116 572
oceny
6,6 10 1 116572
7,3 40
ocen krytyków
Ida
powrót do forum filmu Ida

Podobno artyści podczas pracy twórczej nawiązują kontakt z jakąś wyższą rzeczywistością. Niektórzy z nich twierdzą nawet, że za ich pośrednictwem przemawia do ludzi jakaś potężna siła, że oni sami są jedynie narzędziem przez tą siłę kierowanym. Zastanawiam się więc jaka siła kierowała Pawłem Pawlikowskim i Rebeccą Lenkiewicz podczas pisania scenariusza do tego filmu...
Obawiam się, że nie był to niestety Duch Prawdy lecz raczej Demon Manipulacji.
Stworzona przez tą parę scenarzystów piękna postać Idy spełnia jedynie funkcję jasnego tła, na którym mają być wyraźnie wyeksponowane pozytywne, ludzkie cechy głównej bohaterki tego filmu, jaką jest Wanda Gruz - stalinowska sędzina, skazująca w latach pięćdziesiątych na śmierć niewinnych ludzi, którzy z powodów politycznych byli niewygodni dla komunistycznej władzy.
To bardzo szlachetne ze strony scenarzystów, że tworząc swój scenariusz wyszli z założenia, że w każdym człowieku, nawet tym, który dokonał strasznych czynów, można doszukać się pokładów dobra i że źródłem jego okrutnego postępowania mogą być krzywdy zaznane przez niego w przeszłości. Szkoda tylko, że w celu wyrażenia tego szlachetnego przekazu, scenarzyści skonstruowali swą opowieść w taki sposób, aby płynął z niej następujący wniosek : niesprawiedliwość trudnych czasów stalinowskich była jedynie pokłosiem prawdziwego ZŁA, którym był rozgrywający się na polskich ziemiach koszmar Holocaustu, dokonanego na ludności żydowskiej przez niemieckiego okupanta przy czynnym udziale Polaków. Właściwie to nawet wątek niemieckiego okupanta został tu sprytnie pominięty, aby tym jaskrawiej wydobyć na światło dzienne współodpowiedzialność Polaków za zbrodnię ludobójstwa.
Kino jest rodzajem sztuki szczególnie podatnym na manipulację. Poprzez delikatne przesunięcie akcentów, poprzez takie a nie inne zainscenizowanie na planie sceny zapisanej wcześniej na papierze, poprzez odpowiedni dobór słów padających z ekranu, można sprawić, że stosunek emocjonalny widza do prezentowanych mu postaci i sytuacji może ulec zmianie o sto osiemdziesiąt stopni. Podam dla przykładu dwie sceny z "Idy". Scena pierwsza (trwająca zaledwie czterdzieści sekund, 09:05-09:45) przedstawia rozprawę sądową. Ubrana w togę Wanda Gruz siedzi za stołem sędziowskim i słucha w milczeniu wywodów śmiesznego prokuratora, który stara się dowieść, że fakt zamordowania człowieka szablą należącą do piłsudczyka jest wyrazem antysocjalistycznych poglądów oskarżonego. Scena ta jest celowo zrealizowana w ten sposób, by nadać jej humorystyczny charakter. Chodzi o to, by widz pomyślał sobie z lekkim rozbawieniem : "ale to były głupie czasy", zamiast pomyśleć : "był to czas strasznego terroru, nie ustępujący swą grozą czasom okupacji niemieckiej, czas, w którym rosyjscy najeźdźcy, rękami żydowskich kolaborantów, zamordowali znaczną część elity polskiego narodu". Dodatkowo scena ta ma bardzo niejednoznaczny wydźwięk, bo została celowo skonstruowana w ten sposób, by widz nie wiedział, czy facet siedzący na ławie oskarżonych jest istotnie mordercą, czy też jesteśmy świadkami jednego z tak zwanych procesów pokazowych, opartych na sfingowanych zarzutach.
Jakże odmienny charakter ma scena przedstawiająca ekshumację szczątków zamordowanych przez Skibów Lebensteinów. Scena jest długa, trwa dwie minuty i czterdzieści pięć sekund (47:55-50:40) i jest z całą pewnością najmocniejszą sceną w filmie pod względem siły oddziaływania emocjonalnego. Skruszony zabójca siedzi ze spuszczoną głową na dnie głębokiego dołu i niczym na spowiedzi podaje drastyczne szczegóły swego zbrodniczego czynu. Widz patrzy na to ze zgrozą, a w jego umyśle krystalizuje się upiorna wizja bezlitosnego oprawcy zabijającego siekierą niewinne żydowskie dziecko.
Dziewicza, nieskalana grzechem i nieuświadomiona Ida opuszcza klasztor, by wyjść na spotkanie z Prawdą. Zastanówmy się tylko, jaką to prawdę twórcy scenariusza mieli na myśli. Czy chodziło im o gorzką prawdę, mówiącą, że niedawne ofiary okrutnej eksterminacji bardzo szybko potrafiły przeobrazić się w bezwzględnych katów? Na pewno nie. Gdyby tak było, to scenarzyści umieściliby w tekście sceny ukazujące bestialstwo i perfidię stalinowskiego aparatu bezpieczeństwa. Zamiast mocnych, zapadających w pamięć scen, otrzymujemy jedynie rzucone mimochodem krótkie zdania : "Kiedyś byłam prokuratorem. Duże publiczne procesy. Wysłałam nawet kilka osób na śmierć. Krwawa Wanda to ja". Zdania te wypowiedziane są przez Agatę Kuleszę w bardzo znaczący sposób, z ironią i takim tonem, jakby opowiadała o tym, że w młodości robiła różne głupoty, o których już nie warto dzisiaj wspominać. Kwituje zresztą swą wypowiedź jednoznacznie brzmiącymi słowami : "Przeminęło z wiatrem". Nic więc dziwnego, że jej wyznanie nie robi zbyt dużego wrażenia na Idzie, która po krótkiej pauzie daje dowód na to, że jej myśli skupione są na jej prywatnych sprawach, związanych z wyjaśnieniem losów jej nieznanych rodziców. Ida nie drąży tematu ponurej przeszłości swej ciotki, lecz pyta : "I co będzie jak znajdziemy tego Szymona?". Dokładnie tak samo jak Ida reaguje na słowa Wandy widz (zwłaszcza młody, mający często spore braki w zakresie wiedzy historycznej), po którym spływają one jak woda po kaczce, bo naczelną zasadą przekazu filmowego jest operowanie obrazem o dużej sile wyrazu, a nie oddziaływanie poprzez nawet najstaranniej dobrane frazy wkładane w usta aktorów.
Twórcy filmu kreują postać Wandy Gruz z jednej strony na bezwolną ofiarę bezwzględnej Historii, a z drugiej strony na doświadczoną kobietę, dobrze znającą wszystkie kolory życia i w związku z tym doskonale nadającą się do roli przewodniczki po Drodze Do Prawdy, na którą nieśmiało wkracza jej niewinna siostrzenica.
Filmowa Wanda, to typ kobiety, o której zwykło się mówić : "równa babka". Jest bezpośrednia, ma poczucie humoru, lubi się zabawić. W pierwszym kontakcie może robić wrażenie osoby oschłej, niesympatycznej i nieprzystępnej, ale jednocześnie, zarówno Ida, jak i widzowie, otrzymują liczne sygnały świadczące o jej wrażliwości i dojrzałości emocjonalnej.
Jakże ludzka wydaje się postać tej kobiety w zestawieniu z ukazanymi w filmie postaciami polskich chłopów. Zarówno Szymon Skiba, jego syn Feliks, jak i jego żona Kaśka, bardziej przypominają nędzne szczury niż istoty ludzkie. Kierują nimi jedynie dwa uczucia : chciwość i strach. Nie mają wyrzutów sumienia. Boją się tylko, żeby prawda o tym, co zrobili nie wyszła na jaw i żeby nie przegnano ich z gospodarstwa przejętego po zamordowanych Lebensteinach.
W latach sześćdziesiątych, w których dzieje się akcja "Idy", Wanda Gruz nie pełni już żadnej ważnej funkcji publicznej, jest prawdopodobnie prokuratorem w stanie spoczynku. Niemniej jednak nadal posiada wpływy i znajomości wystarczające do tego, by w dotkliwy sposób zemścić się na zabójcach swej rodziny. Wanda mówi przecież do Feliksa : "Mogę cię zniszczyć". Wspaniałomyślnie nie robi tego jednak, gdyż pojawienie się w jej życiu czystej niczym anioł Idy uruchomiło w jej psychice skomplikowany mechanizm autorefleksji, który przez lata zalegał bezużytecznie w zakurzonym magazynie jej podświadomości. Ta autorefleksja prowadzi ją do uświadomienia sobie swej życiowej klęski i do podjęcia decyzji o samobójstwie. Scenarzyści zadbali więc o to, aby samobójstwo Wandy nie było ucieczką od życia znudzonej alkoholiczki, która nie potrafi pogodzić się z faktem, że lata jej świetności minęły bezpowrotnie, lecz uroczystym aktem końcowym przedstawienia, jakim było jej dziwne życie, któremu w ostatnim momencie zdołała nadać sens, poprzez odkrycie Prawdy i przekazanie tej Prawdy następnemu pokoleniu.
Można zadać pytanie : "Na jakiej postaci historycznej wzorowali się autorzy scenariusza, tworząc na papierze postać Wandy Gruz?" Czy była to Helena Wolińska-Brus, okryta złą sławą prokuratorka, oskarżająca w ważnych procesach politycznych okresu stalinowskiego? Raczej nie, gdyż pani ta do końca życia nie wyraziła skruchy za swe zbrodnie i w roku 2008 zmarła w Oksfordzie śmiercią naturalną. Podobnie zatwardziała w swych przekonaniach aż do grobowej deski pozostała sędzina Maria Gurowska, która skazała na karę śmierci generała Fieldorfa. Może więc twórców zainspirowała osoba Julii Brystiger, ps. Krwawa Luna, która słynęła z zadawania sadystycznych tortur przesłuchiwanym młodym więźniom? Ten trop wydaje się najwłaściwszy, zważywszy, że ta oddana funkcjonariuszka aparatu bezpieczeństwa pod koniec swego życia przeszła całkowitą przemianę duchową i odeszła z tego świata jako głęboko wierząca katoliczka. W 1997 nakręcono o niej nawet film dokumentalny "Świat Luny" w reżyserii Ignacego Szczepańskiego.
Brystiger, jako kobieta wykształcona i posiadająca skomplikowaną osobowość z pewnością świetnie nadawałaby się na bohaterkę interesującego filmu fabularnego. Dlaczego więc pan Paweł Pawlikowski i pani Rebecca Lenkiewicz nie zdecydowali się na zrobienie o niej filmu biograficznego? Odpowiedź jest oczywista. Ten numer by po prostu nie przeszedł, bo na twórców posypałyby się gromy ze strony różnych środowisk, niekoniecznie tylko prawicowych. Jak więc można dzisiaj próbować w kinie rehabilitować lub chociażby przedstawiać w pozytywnym świetle stalinowskie bestie pochodzenia żydowskiego w taki sposób, żeby opinia publiczna "łyknęła" taki kontrowersyjny przekaz bez sprzeciwu? Czy jest na to jakiś sposób? Okazuje się, że jest. Należy stworzyć postać anielską, która swym zbawiennym światłem opromieni mroczne wnętrze tajemniczej pani prokurator. Dodatkowo należy całość pięknie sfotografować, okrasić odpowiednią oprawą muzyczną i główne role powierzyć utalentowanym aktorom, którzy użyją swych umiejętności w taki sposób, by historia była dla widza maksymalnie wiarygodna. Międzynarodowy sukces "Idy" świadczy o tym, że taka sprytna strategia okazała się "strzałem w dziesiątkę".
Nie jestem całkowitym wrogiem manipulacji w sztuce. Dopuszczam możliwość zastosowania manipulacji w obrębie fikcyjnej, całkowicie wykreowanej przez twórcę rzeczywistości, jeśli służy ona wyższym celom, na przykład uwrażliwieniu widza na jakieś problemy dzisiejszego świata. Manipulacja nie może jednak dotyczyć tuszowania pewnych niewygodnych faktów historycznych, bo traci ona wówczas znamiona zabiegu artystycznego i staje się zwyczajnym fałszowaniem prawdy, które ze sztuką nie ma nic wspólnego.
Na koniec dodam tylko, że nie należę bynajmniej do szeregów Obrońców Krzyża Smoleńskiego, ani innej prawicowej grupy zrzeszającej klerykalno-antysemickich oszołomów. Zawsze bliższe były mi poglądy lewicowe. Nie mam również absolutnie nic przeciwko Żydom. Wręcz przeciwnie. Jestem po prostu typem kinomana szczególnie uwrażliwionego na próby wciskania mu kitu i robienia z niego balona. Nie zamierzam dochodzić przyczyn, dla których pan Pawlikowski i pani Lenkiewicz zdecydowali się na zastosowanie w scenariuszu tej wyrafinowanej manipulacji. Nie interesuje mnie tak naprawdę to, czy stoi za nimi jakieś potężne żydowskie lobby, czy też był to wyłącznie ich samodzielny pomysł. Dla mnie, jako kinomana, liczy się jedynie fakt, że dostrzegłem w tym filmie coś bardzo niefajnego, nieszczerego, ukrytego sprytnie pod atrakcyjnym plastycznie płaszczykiem.
Wobec podobnych zagrywek będę zawsze nastawiony negatywnie i zawsze będę przyznawał tego typu produkcjom symboliczną jedną gwiazdkę, bez względu na to, czy posiadać będą one jakieś dodatkowe walory artystyczne, czy też nie.

ocenił(a) film na 7
atotocoto

Bardzo ciekawa wypowiedź.

ocenił(a) film na 8
atotocoto

A ja mam wrażenie, że trochę jest tu nadinterpretacji z Twojej strony. Szczerze mówiąc rozbieranie filmu na aż takie drobne elementy, mówię tutaj o podawaniu długości scen co do sekundy czy moment ich pojawiania się w obrazie jest nawet dość przerażająca, ale to oczywiście to tylko mój odbiór, każdy ma jakieś tam swoje pasje, nie wnikam.

Do sedna, ja właśnie jestem po seansie i może dlatego, że już byłem wygłodniały dobrego kina, mnie trochę wbiło w sofkę. Dla mnie to przede wszystkim opowieść o dwóch kobietach, których losy potoczyły się tak różnie, że jedna jest jak ta carte blanche, płótno dopiero do zapisania, zamalowania przez życie, a druga z kolei przez to życie jest tak złamana, że pozostały jej cynizm, alkohol, papierosy, przypadkowe kontakty seksualne i resztki władzy i przyzwyczajeń z dawnych czasów, których nie waha się użyć na w tym - przypadku akurat - szlachetne potrzeby.

Piszesz o scenie rozprawy sądowej - zauważ, w jakim momencie ona się pojawiła, zwróć uwagę co ją poprzedzało.

Z Twojej wypowiedzi wyłązi mantra, którą zewsząd teraz słyszymy - że za każdym takim dziełem, niech to będzie film, sztuka teatralna, piosenka, książka czy artykuł musi "stać jakieś lobby", jacyś smutni panowie w ciemnych okularach i długich płaszczach, których jedynym celem jest zwiedzenie tego odbiorcę-cielaka, zafałszowanie historii, kalanie własnego gniazda et caetera. Wpadłeś w sidła paranoi, drogi przedmówco. Zamiast skupić się na tych długich chwilach milczenia, gdzie powinny zacząć działać inne zmysły, Tobie włączył się jakby z automatu jakiś system obronny.
Nie zapominaj o istnieniu instytucji o nazwie licentia poetica i nie wszystko musi być wiernym, co-do-sekundowym wręcz odzwierciedleniem rzeczywistości. Mam nadzieję, że miałeś po prostu kiepski dzień na ten film, po prostu.

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 1
maciul

Przede wszystkim, dzięki za konkretną odpowiedź :) Fajnie, że zadałeś sobie trochę trudu i wyklikałeś solidną wypowiedź, do której mogę się jakoś ustosunkować. Tym, co najbardziej przeraża mnie na filmwebie, jest powszechne lenistwo intelektualne i niechęć do wyrażania swych opinii za pomocą całego bogactwa słownego, które przecież oferuje nasz piękny język ojczysty.
Piszesz, że przeraziła Cię moja drobiazgowość w analizowaniu pewnych wybranych scen z filmu. To prawda, podałem dokładny czas trwania wymienionych przeze mnie fragmentów, ale nie dlatego, że jestem taki dokładny z natury, lecz dlatego, że uważam iż film ten jest przykładem świadomej manipulacji, co podkreśliłem w tytule mojego wpisu. A manipulacja w kinie odbywa się za pomocą użycia bardzo drobnych, niezauważalnych zabiegów. Jeśli wybrałbyś trzech najzdolniejszych uczniów ze szkoły filmowej, pokazał im jakąś sytuację i później pierwszemu z nich kazałbyś zrobić na jej podstawie dramat psychologiczny, drugiemu komedię, a trzeciemu film surrealistyczny, to każdy z nich wybrałby z tej sytuacji takie elementy, które akurat pasowałyby do charakteru jego filmu, a pominąłby te, które by się z nim w jakiś sposób kłóciły. Otrzymalibyśmy więc trzy bardzo różne filmy, oparte na tej samej sytuacji, podpatrzonej w rzeczywistym życiu. Można więc powiedzieć, że manipulacja jest niejako wpisana w sam proces twórczy. Tak rozumiana manipulacja jest zjawiskiem pozytywnym, bo jest ona koniecznym warunkiem zaistnienia dzieła, posiadającego cechy niepowtarzalne, będące wyrazem wyjątkowej osobowości twórczej artysty. Dopóki artysta manipuluje elementami składającymi się na wykreowaną przez niego, fikcyjną rzeczywistość, zabiegi jego możemy śmiało podpiąć pod użyte przez Ciebie łacińskie wyrażenie licentia poetica, oznaczające swobodę twórczą i przedstawianie rzeczywistości w sposób zmodyfikowany przez indywidualne, subiektywne spojrzenie. Najłatwiej zaakceptować nam sytuację, w której artysta stosuje zabieg manipulacji, opowiadając nam historię z postaciami całkowicie fikcyjnymi, nie mającymi swych konkretnych odpowiedników w znanej nam rzeczywistości. W takim przypadku manipulacja dotyczy nieoczekiwanego przebiegu pewnych wątków fabularnych, który ma wywołać w nas silne emocje i opór wewnętrzny. Przykładem takiego filmu może być "Tańcząc w ciemności" Larsa von Triera, w którym reżyser z pełną świadomością tak konstruuje opowieść o bohaterce, by nadać jej tragiczny wymiar, nie starając się wcale oddać amerykańskiej rzeczywistości w skali jeden do jeden. Możemy być wściekli na Larsa za to, że tak bezlitośnie przeczołgał naszą psychikę, ale jednocześnie musimy zgodzić się ze stwierdzeniem, że jako artysta miał do tego pełne prawo. Pojęcie licentia poetica może również znaleźć swoje zastosowanie w sytuacji gdy autor dzieła filmowego opowiada wprawdzie o wydarzeniach lub postaciach, które są nam doskonale znane z historii, ale czyni to w obrębie bardzo konkretnej konwencji i przy użyciu na tyle mocnych zabiegów formalnych, że jesteśmy w stanie wybaczyć mu pewne przekłamania i nieścisłości, bo domyślamy się, że czyni tak nie z chęci wprowadzenia nas w błąd, lecz z chęci podkreślenia swego osobistego stosunku emocjonalnego do postaci lub wydarzeń prezentowanych w filmie lub też dla samej zabawy materią dzieła filmowego. To tej kategorii filmów zaliczyć możemy na pewno z jednej strony "Błękitną nutę" Andrzeja Żuławskiego i "Lisztomanię" Kena Russella, a z drugiej strony "Bękarty wojny" Quentina Tarantino. Widz nie ma za złe twórcom tych filmów, że przedstawili postaci Fryderyka Szopena, Franciszka Liszta, Adolfa Hitlera i Josepha Goebbelsa w sposób mocno zniekształcony, bo z pełną świadomością włącza się do gry, której reguły zostały określone przez autorów. Niestety w przypadku "Idy" mamy do czynienia z zupełnie innym zjawiskiem. Jest to przykład kina, którego wyrafinowanie polega na umiejętnym, ale chłodnym i wykalkulowanym posługiwaniu się ascetyczną formą w celu wyrażenia bardzo konkretnych treści intelektualnych w sposób artystycznie zawoalowany. Oglądając ten film nie miałem wrażenia, że oglądam kino autorskie. Miałem za to silne poczucie, że jest to film zrobiony na pokaz, dla krytyków, dla członków jury ważnych światowych festiwali i dla przedstawicieli pewnych wpływowych środowisk mocno zainteresowanych tym, by pewne zjawiska przedstawiać w taki a nie inny sposób.
Jeśli przeczytasz mój poprzedni wpis, to zobaczysz, że wyraźnie podkreśliłem, iż nie zamierzam dociekać, czy za filmem stoi jakieś lobby czy też nie. Nie przyprawiaj mi więc na siłę gęby oszołoma-paranoika, doszukującego się we wszystkim teorii spiskowych. Starałem się oceniać ten film z perspektywy zwykłego kinomana. Gdybym był złośliwym tropicielem żydowskiego lobby, mógłbym przyczepić się do pochodzenia pani Rebeki Lenkiewicz i zacząć grzebać w biografiach jej przodków, ale takie chwyty są poniżej pasa i mnie nie interesują. Interesuje mnie natomiast sam przekaz płynący z dzieła filmowego. A treści przekazane w tym filmie idealnie pokrywają się z treściami zawartymi w książkach pana Jana Tomasza Grossa i mają wymowę zdecydowanie antypolską. Treści te zostały tu jedynie owinięte w atrakcyjne opakowanie, które powoduje, że są one łatwiej przyswajalne przez odbiorcę. Z dwojga złego wolę już książki Grossa, bo facet przynajmniej gra w otwarte karty i strzela do Polaków z ciężkich armat, nie udając przy tym, że głaszcze ich czule po główkach.
Piszesz, że "Ida" to film o dwóch skrajnie różnych kobietach, których losy odmiennie się potoczyły i z których jedna jest niczym carte blanche, a druga jest złamana przez życie, cyniczna i zgorzkniała. Ale czy mamy tu do czynienia z pasjonującym filmem psychologicznym? Z pewnością nie. Postaci są ledwo niewyraźnie naszkicowane. Oczywiście to doskonale pasuje do tej ascetycznej formy, ale jednocześnie pozwala bardzo dobrze maskować pewne kłopotliwe kwestie. Obie postacie są tajemnicze. Sceny mają wieloznaczną wymowę. Dialogi są skąpe. Ten film nie ma żywej, naturalnej narracji, która dawałaby nam szansę maksymalnego zbliżenia się do bohaterek i poznania ich bliżej. "Ida" jest opowiedziana bardzo chłodnym językiem, przy pomocy starannie skomponowanych kadrów i długich statycznych ujęć.
Nie jest to więc film psychologiczny o dwóch KOBIETACH. To film o dwóch Żydówkach. Twórcy filmu bardzo wyraźnie ten fakt podkreślają. Zasadniczym tematem filmu są więc losy dwóch nieszczęsnych żydowskich kobiet, rzuconych na wrogą ziemię dzikich, okrutnych, prymitywnych, zezwierzęconych Polaków, dla których Holocaust był jedynie świetną okazją do łatwego wzbogacenia się kosztem ludności żydowskiej.
A co takiego poprzedzało Twoim zdaniem scenę rozprawy sądowej?
Przed tą sceną mamy króciuteńką scenkę z zamyśloną Idą jadącą tramwajem i sfilmowaną przez szybę, w której odbija się ulica, a jeszcze wcześniej scenę spotkania Idy z Wandą, podczas której ta pierwsza dowiaduje się, że jest Żydówką, że ma na imię Ida Lebenstein, że urodziła się w Piaskach koło Łomży i że jej rodzice to Haim Lebenstein i Róża Hertz. Wanda pokazuje też siostrzenicy fotografię przedstawiającą ją samą wraz z matką. I to wszystko. Jak to się ma Twoim zdaniem do sceny z rozprawy sądowej?
Muszę też Cię zmartwić, bo niestety moja taka a nie inna ocena tego filmu nie wynikła bynajmniej z faktu, że miałem akurat kiepski dzień. Zdarzało mi się mieć podczas seansu zaburzoną percepcję z powodu pochłoniętego wcześniej sześciopaka, ale akurat nie tym razem :)))
"Idę" obejrzałem dwukrotnie. Za pierwszym razem oglądałem emocjonalnie i miałem mieszane odczucia. Gdy po pewnym czasie obejrzałem ten film ponownie, zwróciłem bardziej uwagę na sposób narracji, montaż, dobór słownictwa w dialogach. I wtedy wyraźnie zrozumiałem, że jest to film nieszczery, "farbowany lis", pseudosztuka, sukces polskiej kinematografii ukrywający antypolskiego "konia trojańskiego".
Muszę powiedzieć Ci, że przyznanie temu filmowi jednej gwiazdki wcale nie sprawiło mi jakiejś perwersyjnej przyjemności. Wręcz przeciwnie. To było dla mnie naprawdę przykre. Zresztą zawsze tak się podle czuję, kiedy wystawiam taką ocenę, bo generalnie naprawdę kocham kino i na ogół bardziej staram się bronić filmów niż je totalnie krytykować.
Jestem zachwycony występem Agaty Trzebuchowskiej. Ma piękną twarz z uroczym dołeczkiem w brodzie i wyraźnie czuje kino. Mam wielką nadzieję, że jeszcze zobaczymy ją nie raz na ekranie. Zresztą obie panie Agaty spisały się aktorsko na medal.
Jakiś czas temu duże szanse na Oskara miał film "W ciemności" Agnieszki Holland. Film opowiadał o Polaku ratującym Żydów podczas wojny. Nie udało się. Oskara zgarnął wtedy Farhadi za "Rozstanie". Teraz szansę na Oskara ma film "Ida", przedstawiający polskich chłopów w jak najgorszym świetle i dodatkowo wybielający żydowskie stalinowskie kolaborantki. Gdyby film Pawlikowskiego został nagrodzony, byłaby to doprawdy bardzo gorzka ironia losu, zważywszy, że to właśnie Polacy zajmują pierwsze miejsce na liście odznaczonych medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Ja na pewno nie będę się z tego Oskara cieszył.

ocenił(a) film na 8
atotocoto

Hmm, ja też obejrzałam ten film drugi raz, po przeczytaniu ciekawego artykułu Henryka Grynberga http://kulturaliberalna.pl/2014/07/08/powodzenie-poklosia-idy-nowym-jorku-fragme nt-pamietnika-ii/ zwracając tym razem uwagę na nieścisłości historyczne, bo pierwszy raz oglądałam "spontanicznie";),
Nie zgadzam się ze stopniem surowości z jaką potraktowałeś ten film, bo przecież nie jest on dokumentalny, nie jest też dramatem historycznym, i nawet jakby autorzy mieli takie niecne i na chłodno skalkulowane zamiary, o których piszesz, to wolno im. Tak jak wolno artyście sparafrazować nawet wybitne dzieła (Mona Lisa z wąsem), czy interpretować osobowość i dociekać rysu psychologicznego nawet znanych z historii postaci. Nie można postawić oceny 1 filmowi dlatego, że według Ciebie jest on zakłamany i podszyty koniunkturalizmem opakowanym w czarno-białą materię artyzmu. ponieważ to jest tylko jedna składowa dzieła, a ma on mnóstwo innych wartości zasługujących na docenienie, choćby poziom gry aktorskiej, nastrój, symbolizm scen ( czarno-biała posadzka i taniec, jeden krok po stronie dobra, drugi zła). Postać Wandy tez nie jest pokazana moim zdaniem tak , jak Ty ją opisałeś, wcale nie jest wybielana i ja oglądając film pierwszy raz odczułam jej stan psychiczny jako ostatnie stadium "raka sumienia". Nie miało znaczenia, czy to jest krwawa Wanda stalinowska z rodowodem żydowskim, równie dobrze mogłaby to być jakaś hitlerowska zbrodniarka, istotne było to, że jej sumienie żyło i nawet bez Idy,musiałaby się zmierzyć z demonami przeszłości, spotkanie z Idą to przyśpieszyło.
Natomiast ja, gdybym chciała zrobić dramat psychologiczny o zderzeniu pokoleń, na tle historycznym i szukający granic między sacrum, a profanum, tobym zdecydowanie nie wplatała w to żydowskiego problemu, bo jest tak absorbujący, że przytłacza istotę sprawy, A istotą tego dramatu było poszukiwanie drogi życia, po której pójdzie młoda kobieta, czy zostawi za sobą świat rzeczy nazywalnych , choć nieprzewidywalnych i uczuć budzących zmysły, cielesność, czy pozostanie po stronie sacrum i zdecyduje się z przekonaniem złożyć śluby. Według Twoich kryteriów dałam się omamić i oszukać, ale ja wcale się tak nie czuję ;)
Ja mam inne uwagi do filmu, uwagi natury artystycznej, też jak Grynberg widzę w pracy kamery inspirację Tarrem, ale efekt jest nieporównywalnie gorszy niż u tego węgierskiego reżysera, scena ekshumacji natomiast i cały wątek z eksterminacją Żydów jest strasznie słaby artystycznie, Wcale nie przedstawia tych chłopów w jednoznacznie złym świetle, pokazuje ich tragizm, tylko że robi to wręcz szmirowato.
Myślę, że ambitny zamiar ukazania głębi psychologicznej postaci wplecionych w bardzo wrażliwą tkankę historyczną udał sie tylko w niewielkim procencie, ale naprawdę nie było tak źle, żeby dawać 1.

ocenił(a) film na 1
jagamiga1

Dzięki za ciekawą wypowiedź i za link do tekstu Henryka Grynberga :) Pana Grynberga bardzo szanuję i uważam za naprawdę mądrego człowieka. Jest bardzo zrównoważony w swoich wypowiedziach dotyczących Holocaustu i pomimo, że podczas wojny on sam i jego najbliżsi zostali bardzo boleśnie doświadczeni przez los, nie ma w nim chęci zemsty czy zapiekłości. Ten człowiek potrafi spojrzeć na te sprawy obiektywnie i ma wyraźną tendencję do zmierzania w stronę pojednania pomiędzy wszystkimi narodami zaangażowanymi w te krwawe wydarzenia z lat czterdziestych. Widziałem niedawno "Miejsce urodzenia" i film ten zrobił na mnie duże wrażenie. Jest świetnie zrobiony. Płynie z niego mądry przekaz. Jest wyraźnie powiedziane, że zdarzały się wśród Polaków kanalie, które wykorzystywały Holocaust do bezkarnego bandytyzmu, ale jest też podkreślony fakt, że człowiek, który zamordował ojca pana Henryka, został odrzucony przez wiejską społeczność, która zdecydowanie nie akceptowała jego czynu. Ludzie krzyczeli za nim : "Ty morderco!". Facet do tego stopnia nie czuł się bezpiecznie w tej wsi, że postanowił stamtąd zwiewać.
To może teraz powiem kilka słów na temat oceniania filmów na filmwebie. Po pierwsze oceny użytkowników tego portalu mają charakter subiektywny, a przeważnie też wyraźnie podyktowany emocjami. Większość z nas nie jest zawodowymi krytykami i w swojej ocenie nie musi stosować obiektywnych kryteriów, takich jak na przykład wartość edukacyjna filmu lub obecność w filmie scen będących cytatami lub nawiązaniami do arcydzieł światowej kinematografii. Każdy z nas ma prawo ustanowić sobie na własne potrzeby swój prywatny system oceniania. Zauważyłem, że są na filmwebie osoby bardzo surowe, które niezwykle rzadko dają ocenę wyższą niż 6, ale są też takie, które co drugi film oceniają na 8 lub 9. To są sprawy indywidualne, związane chyba bardziej z cechami psychicznymi danej osoby niż z posiadaną przez nią wiedzą filmoznawczą. Wydaje mi się, że ja sam należę raczej do tych łaskawych użytkowników, bo bardzo łatwo przychodzi mi ocenienie filmu na 7 lub 8, nawet jeśli dostrzegam w nim pewne drobne wady. Jest jednak jedna rzecz, na którą jestem szczególnie uczulony : zła wola twórców, celowe fałszowanie historii, stosowanie manipulacji w celach innych niż czysto artystyczne, itp. Jeśli wyczuwam tego typu zagrania, to reaguję poprzez przyznanie jednej gwiazdki, bez względu na walory formalne czy inne zalety. Do filmów podchodzę trochę tak, jak do ludzi :) W kontaktach z ludźmi jestem bardzo tolerancyjny, mam dużo zrozumienia dla ludzkich słabości, łatwo wybaczam różne przewinienia, pod warunkiem jednak, że wyczuwam dobrą wolę i szczere intencje. Jeśli zaś wyczuwam, że ktoś próbuje mnie z pełną świadomością wykiwać lub wykorzystać, to rezygnuję z takiej znajomości.
Piszesz, że : "nie można postawić filmowi oceny 1 dlatego, że według Ciebie jest on zakłamany i podszyty koniunkturalizmem opakowanym w czarno-białą materię artyzmu". A ja uważam, że właśnie można :) Sprawą priorytetową jest w każdym filmie przekaz intelektualny i intencja przyświecająca twórcom, którą na ogół łatwo wyczuwamy. Środki formalne, gra aktorska, jakość zdjęć i muzyki, to jedynie dodatki. Przynajmniej ja tak podchodzę do kina. Proponowane przez Ciebie podejście jest bardzo niebezpieczne, bo dopuszcza tolerancję wobec przekazów, które powinny budzić jednoznaczny sprzeciw, jeśli tylko owemu przekazowi będzie towarzyszyła atrakcyjna oprawa artystyczna. Wyobraź sobie na przykład sytuację, że pewnego pięknego dnia ukraińska kinematografia wypuści w świat film zrealizowany przez bardzo zdolnego reżysera, z przepięknymi zdjęciami, z zachwycającą muzyką i wybitnymi kreacjami aktorskimi, ale będzie to jednocześnie film opowiadający o życiu i działalności Stepana Bandery w taki sposób, że ten jeden z największych ludobójców w dziejach ludzkości zostanie w nim ukazany jako bohater narodowy i patriota i że twórcy przemilczą całkowicie fakt iż człowiek ten przyczynił się w ogromnym stopniu do rzezi ludności polskiej na Wołyniu i Podolu. Czy wówczas również przyznasz filmowi 7 lub 8 gwiazdek ze względu na jego walory artystyczne? Ja z pewnością dam takiemu filmowi jedną gwiazdkę, choćby nie wiem jak wspaniale był zrealizowany od strony warsztatowej.
Ale napisałaś też coś, pod czym ja również bardzo chętnie bym się podpisał. Napisałaś mianowicie, że : "gdybym ja chciała zrobić dramat psychologiczny o zderzeniu pokoleń, na tle historycznym i szukający granic między sacrum, a profanum, tobym zdecydowanie nie wplatała w to żydowskiego problemu, bo jest tak absorbujący, że przytłacza istotę sprawy". Święte słowa! Właśnie na tym polega problem z tym filmem :) To mogło być poetyckie arcydzieło, opowiedziane delikatnym językiem i dotykające spraw uniwersalnych, ponadczasowych. Niestety twórcy mieli zupełnie inne cele. Z premedytacją wprowadzili do opowieści "problem żydowski" wcale nie jako temat poboczny lecz jako zasadniczy problem całego filmu. Wanda mówi na samym początku do swej siostrzenicy : "Jesteś Żydówką" i brzmi to tak, jakby mówiła : "Jesteś kosmitką. Twoi rodzice przylecieli z Marsa." :)) Na wstępie ciotka uświadamia Idę w sprawie jej odmienności, a przez resztę filmu wyjaśnia jej, co to znaczy być Żydówką w tym kraju wrogo nastawionych do Żydów ludzi, jakim jest Polska. Ten film cechuje bardzo charakterystyczny dla Żydów sposób postrzegania świata, oparty na wyraźnym podziale ludzkości na : MY i INNI (GOJE).
Przecież ta początkowa rozmowa Idy z Wandą mogła wyglądać zupełnie inaczej. Ciotka mogła przecież powiedzieć do niej : "Jesteś piękną, młodą dziewczyną. Dobrze się zastanów zanim zdecydujesz się na złożenie ślubów. Możesz później tego bardzo żałować". Ale ona zaczyna od rzeczy z jej punktu widzenia zasadniczej : od faktu żydowskiego pochodzenia Idy. Tematem filmu nie jest więc budząca się świadomość młodej dziewczyny, ale próba wytłumaczenia młodej Żydówce istoty "żydowskości", która zgodnie z wymową filmu wiąże się nierozerwalnie z cierpieniem, poczuciem odmienności i prześladowaniem.

ocenił(a) film na 8
atotocoto

Co do ocen, to oczywiste, że są subiektywne i wystawiane przez nas - laików, bo wątpię, żeby jakiś profesjonalny krytyk lub filmoznawca udzielał się na tym forum incognito, czasem faktycznie odzwierciedlają osobowość wystawiającego; np, ludzie, którzy żadnemu dziełu nie dali 10 mnie przerażają:), ale częściej świadczą tylko i wyłącznie o guście filmowym, a ów niekoniecznie musi zdradzać tajniki psychiki właściciela. Co do jedynek, ja ich nie daję, bo jak mi się coś nie podoba lub ma dyskwalifikującą cechę, to za żadne skarby nie wytrwam do końca, a z kolei jak nie widzę całości to nie oceniam, z góry współczuję zawodowym "oceniaczom".

Co do meritum sprawy, zapytałeś o przykład z Banderą, mam akurat wśród rodziny osoby co straciły bliskich z rąk "Banderowców", jestem jak najbardziej za prawdą historyczną, obiektywnie zapisaną na kartach podręczników, książek, filmów dokumentalnych, ale jak ktoś zrobi obrazoburczy, artystyczny film wywracający wszystko do góry nogami to bardzo proszę, nie mam nic przeciwko, warunek jest jeden, nie może być tylko propagandą opakowaną w pseudo-artyzm, ma być wartościowy. Wzbudzi tyle kontrowersji, że wielu nie mających pojęcia o problemie, wreszcie o nim usłyszy, powstaną też inne filmy pokazujące prawdę.
Cóż Ty bowiem zarzucasz "Idzie", że nie jest filmem o sumieniu, o wyborach, o sacrum kontra profanum, o "pamięci genów", że jej artyzm w budowaniu nastroju, w światłocieniu, w muzyce jest podszyty fałszywą nutą i jesteś niezwykle pewien swojej racji, a przecież ja odebrałam "Idę" inaczej, Dla mnie na przykład to, że Wanda już na początku powiedziała adeptce zakonnej - "Jesteś Żydówką" było swoistą terapią szokową, jaką jej chciała zafundować kobieta zgorzkniała, trawiona wyrzutami sumienia, szukająca zapomnienia w ramionach przypadkowych mężczyzn, a znieczulenia w alkoholu. Po co ta terapia? Ma to związek ze sceną z początku filmu, widzimy figurę Chrystusa i klasztor kojarzy się nam z nim jako patronem, i teraz myślimy sobie ... no jak ta młoda dziewczyna pogodzi obraz Chrystusa z byciem Żydówką, wiadomo przecież, że dla Żydów jest herezją dogmat o proroctwach, o boskości, o "byciu" w Św. Trójcy, może ona jak pozna swój rodowód to obudzi się w niej "pamięć genów", może Przeorysza zakonu specjalnie ją wystawiła na próbę, może Wanda chciała nią wstrząsnąć, żeby otworzyła oczy na świat poza zakonem, który niesie cierpienie, ale i miłość, może chciała ją przestrzec przed wątpliwościami jakie moga ją dopaść w przyszłości.... Pojawia się mnóstwo wątpliwości, jak to w dramacie w dużej mierze psychologicznym, i nie sądzę, żeby można było sprowadzić je tylko do jednego mianownika, do podziału jaki według Ciebie robią Żydzi, a który jest osią konstrukcyjną "IDY", takie problemy ma mnóstwo innych narodowości, nacji, orientacji, a film nie jest od propagowania świata utopii skąpanej w świetle tolerancji. Gdyby Wanda powiedziała Idzie... : "Jesteś piękną, młodą dziewczyną. Dobrze się zastanów zanim zdecydujesz się na złożenie ślubów. Możesz później tego bardzo żałować"... to już nie byłaby Wanda z tego filmu, o wybranym takim , a nie innym rysie osobowościowym.

Zarzucasz filmowi manipulację, według mnie nie ma tu manipulacji, przynajmniej ja jej nie podlegam, bo cóż twórcy mieliby osiągnąć tą manipulacją, wybielanie stalinowskich sędzin- nie miało miejsca, rak sumienia zeżarł Wandę; scena z szablą nie ma nic wspólnego z rozbawieniem, budzi grozę; nie ma scen bestialstwa krwawej Wandy, ale to co opowiada o sobie nie jest ironią, jest tragizmem maskowanym ironią i to się czuje, tu Kulesza stanęła na wysokości zadania, mną jej wyznanie wstrząsnęło bardziej niż zrobiłyby to sceny, które proponujesz; film wplótł w fabułę bardzo wrażliwe w naszym społeczeństwie kwestie, i nie dał gotowych odpowiedzi, nie nakreślił jednoznacznych obrazów, nikogo nie wybielił, gdyby tak zrobił wtedy byś mógł mówić o manipulacji.

Ja jak już napisałam, unikałabym wątków żydowskich w takim filmie, aby nie przytłoczyły istoty wątków psychologicznych i żeby mi nikt nie zarzucił, że chcę się w świecie wypromować na "modnym" temacie, czy ja byłabym konformistką i tchórzem, a twórcy Idy są odważni i nie podlegający sztampie, rzecz dyskusyjna, i każdy dobry film winien skłaniać do dyskusji, budzić wątpliwości, kontrowersje.

ocenił(a) film na 1
jagamiga1

Przede wszystkim muszę powiedzieć, że widzę iż warto było utworzyć ten nowy temat na forum "Idy", bo zaowocowało to ciekawą, kulturalną dyskusją, a o to przecież chyba powinno chodzić na tym portalu :)
Z Twojej wypowiedzi wynika, że jesteś zwolenniczką absolutnej wolności twórczej w dziedzinie kina fabularnego. Dla jasności muszę wyraźnie podkreślić, że ja również :) Pod tym względem nie istnieje więc pomiędzy nami różnica zdań. Jestem zdecydowanym wrogiem wszelkiej cenzury! Nie uważam bynajmniej, że wszystkie kopie "Idy" należy spalić w piecu hutniczym :)) Byłbym nawet skłonny bronić tego kłamliwego filmu o Banderze, gdyby ktoś zaproponował jego zniszczenie lub choćby zakaz dystrybucji. Ale tak jak powinna istnieć absolutna wolność wypowiedzi twórczej, czyli wolność nadawcza, tak samo musi istnieć absolutna wolność subiektywnej oceny pojedynczego widza, czyli wolność odbiorcza. Ja z tej wolności skorzystałem i oceniłem ten film zgodnie z własnym sumieniem i światopoglądem na jedną gwiazdkę. Na szczęście nie jestem na tyle wpływową personą, żeby swoją skromną oceną w jakiś sposób wpłynąć negatywnie na przebieg kariery pana Pawlikowskiego :)) Nawiasem mówiąc uważam go za bardzo zdolnego filmowca, uwielbiam jego film "Lato miłości" i życzę mu wszystkiego najlepszego.
Podsumowując moje wypowiedzi o "Idzie", muszę stwierdzić z przykrością, że wyczuwam bardzo złą energię, którą ten film promieniuje. Wymowa "Idy" przywołuje na myśl agresywne względem Polski i Polaków wypowiedzi pewnych środowisk żydowskich, szczególnie aktywnych w Izraelu i Stanach Zjednoczonych. Środowiska te trąbią od lat o rzekomym polskim antysemityzmie, o zatajonych polskich zbrodniach i wysuwają roszczenia do majątków i nieruchomości podstępnie zagrabionych przez Polaków podczas wojny. Środowiska te budzą moją pogardę i obrzydzenie w równym stopniu jak te niemieckie, skupione wokół pani Eriki Steinbach.
Film ten jest jednak bardzo cenny, właśnie dlatego, że stanowi namacalny dowód na istnienie niesprawiedliwych i nieuzasadnionych pretensji jakie Żydzi wysuwają pod adresem Polaków. A że są to pretensje całkowicie absurdalne wie każdy, kto zna choćby w zarysie historię relacji między narodem polskim i żydowskim. Żaden kraj europejski nie stworzył przecież Żydom tak doskonałych warunków do Życia jak właśnie Polska :) A wszystko zaczęło się za czasów Kazimierza Wielkiego, który nadał im szereg przywilejów. Tysiące Żydów z całej Europy zaczęły więc masowo napływać do naszego kraju. Kazimierz liczył na szybki napływ kapitału i zasilenie królewskiego skarbca, ale w konsekwencji cały pomysł obrócił się przeciwko interesowi Polski, bo Żydzi zniszczyli polskie mieszczaństwo, opanowując handel i zakłady rzemieślnicze. Jeśli więc ktoś miałby tu mieć jakieś pretensje, to właśnie strona polska, a nie żydowska. Jeśli zaś chodzi o czasy drugiej wojny światowej, to badania wielu poważnych naukowców z całego świata i liczne zachowane relacje świadków tamtych wydarzeń wskazują jednogłośnie na wspaniałą w sensie moralnym postawę rdzennej ludności naszego kraju wobec ofiar niemieckiej eksterminacji. Oczywiście, że podobnie jak w każdym narodzie, zdarzały się jednostki, które zachowywały się podle, ale to jest normalne zjawisko w każdej większej społeczności.
Ten film idzie znacznie dalej w swej "antypolskości" niż "Pokłosie". Film Pasikowskiego jest jedynie prymitywnym przykładem kina rozliczeniowego, opartego na pomyśle, by postawić polskiemu widzowi przed twarzą krzywe zwierciadło, w którym ujrzy swą karykaturalnie zdeformowaną, prostacką, chamską mordę i swe odmóżdzenie, wywołane przez antysemicką klerykalną indoktrynację. "Ida" natomiast umacnia mur rzekomej obcości oddzielający narody polski i żydowski i powtarza niesprawiedliwą opinię, mówiącą o wrogości Polaków wobec Żydów.
W samym fakcie uświadomienia Idzie jej żydowskiego pochodzenia nie byłoby niczego złego. Dziewczyna powinna wiedzieć, co i dlaczego spotkało jej bliskich i mieć świadomość ludobójstwa, które stało się udziałem przedstawicieli jej narodu. Ale zaraz potem ciotka powinna dodać, że te czasy już minęły, że wojna się skończyła i że trzeba wreszcie dać sobie spokój z tymi bezsensownymi nacjonalistycznymi podziałami, pretensjami, oskarżeniami i że trzeba myśleć o lepszej przyszłości, w której takie potworności nie będą już miały miejsca. Wanda powinna wyraźnie powiedzieć do Idy : "Jesteś przede wszystkim Polką. To twój kraj w takim samym stopniu, jak wszystkich innych ludzi, którzy tu żyją i pracują dla wspólnego dobra". Ale Wanda robi coś dokładnie odwrotnego. Z pełną świadomością sączy do dziewiczego umysłu tej nieszczęsnej dziewczyny nacjonalistyczny jad, wyrządzając jej krzywdę chyba jeszcze większą, niż tą, którą wyrządzili jej Skibowie. Zaszczepia w jej świadomości pojęcie "żydowskości", rozumiane jako bolesne piętno, skazujące naznaczonego nim człowieka na dożywotnią udrękę odrzucenia, niezakorzenienia i prześladowania. Można tu oczywiście doszukiwać się echa mitu o Żydzie Wiecznym Tułaczu, ale ja wyczuwam w tym raczej sposób myślenia typowy dla osób pokroju Jana Tomasza Grossa.
Nic więc dziwnego, że biedne dziewczę tak się wystraszyło, że postanowiło uciec do klasztoru przed tą straszną Polską i Polakami-mordercami...
Kochana ciocia Wanda sprawiła, że klasztor, który był do tej pory dla Idy naturalnym miejscem codziennego przebywania z Bogiem, stał się schronem, dającym jedynie fizyczną ochronę istocie, która ze swą "żydowskością" będzie się odtąd zmagać wewnętrznie do końca swych dni.
Na szczęście nie wszyscy Żydzi mają taki pogląd na te sprawy. Są na szczęście wśród nich takie wspaniałe, mądre, dojrzałe, rozsądne i pozytywnie myślące osoby jak wspomniany już przez Ciebie Henryk Grynberg, Hanna Krall czy Roman Polański, który nie skorzystał z okazji, by zemścić się na Niemcach, którzy zamordowali mu matkę i nakręcił piękny, wielki, mądry film "Pianista" z postacią szlachetnego Niemca.
Na koniec chciałbym jeszcze zaapelować do kinomanów z filmwebu : Oglądajcie "Idę", bo naprawdę warto, ale oglądajcie ją myśląc przy tym samodzielnie, a nie mając w głowie pełne zachwytu fragmenty entuzjastycznych recenzji krytyków. Krytycy nie zawsze piszą szczerze, bo przede wszystkim muszą liczyć się z interesem redakcji pisma, w którym pracują. Nie zawsze starczy im odwagi. Łatwiej jest im automatycznie powtarzać opinie znanych krytyków amerykańskich i niczym profesor Bladaczka z "Ferdydurke" ogłaszać uroczyście, że "Ida" arcydziełem kinematografii jest i kropka :))

jagamiga1

Film w swojej teatralnej symbolice jest na swój sposób przewrotny. Nie sposób mu zarzucić, że jakiekolwiek zachowanie którejś z obu bohaterek jest niespójne, czy nielogiczne. Kluczem, który leży u podstaw zrozumienia prostej przecież fabuły jest odebranie mu historycznego tła. Wiem, że to trudne, ale dla samej Idy jest to wręcz banalnie proste, ba - jest to dla niej w zasadzie kwestia pomijalna. W filmie, który byłby antypolskim paszkwilem, czy manipulacją nastawioną na przypodobanie się "określonym środowiskom" to młode dziewczę porzuciłoby klasztor i zostało przykładną Żydówką, nie mogąc się pogodzić z tragicznym losem, który spotkał jej rodziców. Tymczasem trudno mi było przez cały film oprzeć się wrażeniu, że dla niej narodowość jej przodków ma znaczenie tylko dlatego, że z jej powodu ponieśli śmierć. Nie doznaje jednak żadnego objawienia, neofickiego wstrząsu i nie porzuca zakonu tylko dlatego, że nazywa się Lebenstein. Przez całą podróż do przeszłości przypomina ciotce, że najważniejsze to znaleźć grób rodziców. Nie ma w niej śladu nacjonalizmu, jest za to zwykła, dziecięca tęsknota za rodzicami.

Na początku wspomniałem o przewrotności filmu. Przejawia się on w tym, że wybielaniu "polakożerstwa" Wandy nadano tło osobistej, ciężkiej traumy. Tło zatem niezwykle wiarygodne i emocjonalnie silne. Sęk w tym, że reżyser stosuje moim zdaniem nieco zbyt prostą paralelę Wandy jako powojennego żydowskiego aparatu bezpieczeństwa PRL. Teatralna konstrukcja filmu narzuca taką przenośnię jakby pomijając fakt, że wielu funkcjonariuszy bezpieki bez względu na pochodzenie obejmowało swoją funkcję nie wskutek osobistej traumy ale - w najlepszym wypadku - dla kariery, a generalnie to z zemsty. Jeśli zatem mówić o jakiejkolwiek manipulacji, to tylko w tym zakresie. Dla mnie jednak jest to film o logice ludzkich wyborów. Kluczowymi słowami są te o sensie wyrzeczenia się prostych przyjemności w sytuacji, gdy nigdy się ich nie zaznało. Paradoks polega na tym, że ciotka - komunistyczna harpia niechcący pomogła swojej siostrzenicy w odnalezieniu prawdziwego powołania. Ida dopiero po swej wyprawie w głąb prawdziwego życia dokonała świadomego wyboru. Wybrała klasztor nie ze strachu, ale w następstwie logicznej konkluzji, że świat zewnętrzny nie ma dla niej do zaoferowania nic więcej niż otrzyma za murami (być a nie mieć!). Gdyby nie spotkała swojej ciotki jej - upośledzony wówczas- wybór byłby jedynie następstwem sierocego losu. Morał z tego taki, że w odnalezieniu własnej ścieżki może Ci pomóc nawet ktoś, kto podąża w zupełnie inną stronę i że nie należy się obrażać z tego powodu na cudze wybory.

ocenił(a) film na 8
Wojtek80

Ja bym dyskutowała, czy ona rzeczywiście wybierze klasztor, to że zmierza w jego kierunku niekoniecznie znaczy, że złoży śluby. Przecież nie ma powołania, nie czuła go przed spotkaniem ciotki, i nie poczuła go po nadgryzieniu " jabłka profanum".
Ostatnią scenę odebrałam jako ucieczkę w znane mury, przewidywalne mury, bo w "realu" jest za dużo niewiadomych dla dziewczyny wychowanej w tak zamkniętym środowisku. Idy nie obeszła jej żydowskość, tu się z Tobą zgadzam, ale bardzo przeżyła samobójstwo ciotki, to ją bardziej przeraziło niż ta scena ekshumacji, którą ja bym najchętniej z tego filmu wycięła, jest zbyt łopatologiczna i przerysowana jak na dzieło aspirujące do bycia dramatem pełnym niedopowiedzeń i głębi psychologicznej.

Co do wybielania Wandy, to ja zdecydowanie nie uważam, żeby ja wybielano, no chyba że wybielaniem nazwiemy fakt popełnienia samobójstwa z powodu wyrzutów sumienia,
Film nie jest antypolski, bo zbrodni nie dokonywał nasz naród, tylko jednostki i to w tragicznych okolicznościach, i to zostało pokazane, może dla niektórych pokazane za mało dosadnie i może mają nieco racji, bo scena ekshumacji przeniosła punkt ciężkości w niebezpieczne rejony zbrodni, a brakło podobnie mocnego akcentu, który mógłby być przeciwwagą.

Jak dla mnie, nie ma tu żadnej manipulacji, bo nie są manipulacją zabiegi artystyczne naginające realia historyczne do potrzeb konstrukcji postaci, i nie są nią wybory nacji i uwarunkowań, nawet jak wybieramy tematykę tzw. nośną.

A tak naprawdę to byli Polacy co chronili Żydów z pobudek altruistycznych, i tacy co robili to dla mamony, byli też tacy co donosili na nich i ich mordowali, ale większość narodu nie robiła nic, albo z powodu oddalenia od problemu, albo z powodu odwracania wzroku i tak jest wszędzie na świecie przy skrajnych zagrożeniach i sytuacjach.

ocenił(a) film na 9
jagamiga1

Dlaczego uwazasz ze nie czula powolania?

ocenił(a) film na 8
mszywiol

Bo było to uwidocznione w momencie, kiedy jej koleżanka, też nowicjuszka, bez żadnych wątpliwości składa śluby, a Ida się zastanawia. Poza tym, zobacz jak ona uczestniczyła w tych wszystkich obrzędach, przy odnawianiu figury Chrystusa, przy modlitwach, zachowuje się jak obserwator, a nie osoba wierząca tak mocno, żeby poświęcić się bez reszty. Ona została wychowana w klasztorze, nie znała innego życia, bardzo mądrze przeorysza wysłała ją poza mury, jak inaczej mogła sprawdzić czy to powołanie, czy też tylko ucieczka przed "prawdziwym życiem".
Gdybym miała dopisać końcówkę, Ida nie złożyła ślubów, wróciła do "cywila", i pomału poznaje świat, starając się unikać błędów swojej ciotki.

ocenił(a) film na 9
jagamiga1

Nie zgadzam sie z toba bo wiem, ze powolanie to nie jest pewnosc, tylko pragnienie. Ida przed poznaniem ciotki nie miala watpliwosci, potem ta troche jej zamieszala w glowie. Poznanie swojego pochodzenia tez przeciez przyczynilo sie do watpliwosci. Wedlug mnie jest to zrozumiale - jedyna krewna odradza jej zycie zakonne, wrecz sie z niego wysmiewa. Ponadto okazjue sie, ze wszystko co o sobi wiedziala jest nieprawda, nawet imie. Mysle ze kazdemu takie zmiany moglyby odebrac pewnosc.

Moja babcia byla sierota wychowana przez siostry zakonne, nie znajac innego zycia i nawet nie zostala nowicjuszka. Trzeba przyznac, ze film ten nie jest o istocie powolania do zycia zakonnego, wiec wiele spraw jest pominietych i bardzo uproszczonych ale fakt ze ktos sie waha nie znaczy ze powolania nie ma.

ocenił(a) film na 8
mszywiol

Może i masz rację, mnie się jakoś tak zawsze wydawało, że powołanie to jest rodzaj olśnienia, chwila w której natchnienie ci mówi - jesteś przeznaczony/na do służby Bogu, i od tego momentu nie ma wątpliwości. Rodzą się przeróżne pytania, ale nie wątpliwości, do momentu do którego nie jest się pewnym to dla mnie nie powołanie, a wciąż jeszcze etap wsłuchiwania się w siebie. Może moje wyobrażenie jest mylne :)

ocenił(a) film na 9
jagamiga1

Wedlug mnie powolanie jest sprawa bardzo indywidualna po prostu. Nie chcialam przekonywac, ze Ida byla powolana lub nie. Chodzilo mi tylko o to, ze my, jako osoby postronne, nie wiemy tego.

To znaczy oczywiscie, Ida jest postacia filmu nie prawdziwa osoba :) Wiec jesli wedlug ciebie rezyser chcial pokazac brak jej powolania, mozesz miec racje. Ale argumenty o widocznych watpliwosciach mnie nie przekonuja.

ocenił(a) film na 8
mszywiol

Jej sposób modlitw wyglądał na mocno rutynowy to raz, jak wróciła z "realu" do klasztoru to rozśmieszył ją widok tych wszystkich sióstr przy stole to dwa, w przeddzień ślubów chodzi tam i z powrotem pod figurą Chrystusa i przeprasza, że nie jest gotowa, skoro nie jest gotowa na dzień przed ślubami, to co czuła przygotowując się do nich przez cały nowicjat, moim zdaniem nie było to powołanie. W odróżnieniu od Idy, po jej koleżance nie widać wątpliwości, składa śluby z przekonaniem, że wytrwa w czystości, ubóstwie, posłuszeństwie.
Kluczowe są słowa ciotki, która mówi, że Ida musi spróbować co traci, bo jak tego nie wie, cóż to za poświęcenie, ten klasztor, i Ida po śmierci Wandy robi to, próbuje wejśc w "buty" kobiety z krwi i kości. Gdyby miała powołanie, nie traktowała by pójścia do klasztoru w kategoriach poświęcenia, a w kategoriach duchowego przekonania, ja w Idzie widzę dziewczynę, która wybiera znane, a ucieka przed tym "CO POTEM", pyta przecież saksofonistę, i uzyskując odpowiedź, że potem zaczną się kłopoty, ucieka tam, gdzie 'Potem" ma obiecane życie wieczne.

ocenił(a) film na 8
atotocoto

Witam ponownie,

widzę, żę wciąż trwasz na swej barykadzie i wciąż - uprzednio zadzierzgnąwszy na niej flagę z jedną, czerwoną gwiazdką – nie uginasz się pod naporem wichrów innych opinii, chociaż Twoja postura już nie wydaje mi się taka niezłomna ;)
Oczywistym jest, że ‘Ida’ to ‘Pokłosie’ jeśli chodzi o tematykę. To tak, jak gdyby przedstawiono nam projekcję tego samego wydarzenia, widzianą z dwóch różnych miejsc, gdzie przebywały osoby owo wydarzenie obserwujące. Bo oczywistym jest, że niektórzy Polacy zabijali Żydów w czasie wojny dla pieniędzy, kawałka ziemi, czasem dla bezpieczeństwa własnej rodziny, a na tej kanwie oparte są obydwa filmy. Nie wiem, czy widziałeś, a jeśli tak, to jak oceniłeś ‘Pokłosie’.
Mnie ‘Ida’ zauroczyła właśnie tym delikatnym poprowadzeniem historii obu bohaterek. Piszesz, że dla Ciebie to zabieg wciśnięcia byle jak narysowanych figurantek, marionetkowych wręcz i oklepanych do bólu postaci tylko po to, żeby po raz kolejny móc wszem i wobec tarabanić o zbrodniach Polakach wobec Żydów. Piszesz, że to nie film o kobietach, ale o Żydówkach.
Jak zatem według Ciebie poprowadzona musiałaby być ta historia, by zaczęła być rzeczą nie o Żydówkach, ale o kobietach?
Wspomniałem o jednej scenie.
Najpierw widzimy niemą, przezroczystą, za-chwilę-zakonnicę tak bardzo nieprawdopodobnie czystą, że aż prawie świętą, która wchodzi do mieszkania kobiety skąpo ubranej, z którego to mieszkania zapinając rozporek ulatnia się cień mężczyzny. Zdania wypowiadane przez właścicielkę mieszkania są zdecydowane, precyzyjne, przecinają ciszę jak chirurgiczny skalpel. Na stole w kuchni ‘śniadanie ku*wy’ czyli papieros i kawa, więc spodziewamy się tylko jednego tak naprawdę. Już nasza prawa półkula zaciera ręce, no to będzie element komedyi starej jak świat; ach, jak to będzie się działo. Święta i dziwka.
A tymczasem chwilę później: Trach! W jednej sekundzie z rynsztoka społeczeństwa Wanda awansowała na sam jego szczyt. Z prędkością szybsza niż ta świetlna to ona, na moment, staje się świętą, tyle że świecką. Jest sędziną, toczy się jakiś proces, na jej piersi widzimy łańcuch sprawiedliwości tak ciężki i tak czarny, jak tamte czasy. A w tle komizm sytuacyjny z motywem szabli piłsudczyka mający stanowić o wrogości oskarżanego wobec systemu. Dlatego wspomniałem o tej scenie, bo to ona rozłożyła mnie na łopatki, mimo tego, że leżałem wypacając resztki przeziębienia.
W trakcie opowieści jednak okazuje się, że rzeczywiście nawet sama Wanda określa siebie samą jako tą upadłą. I w dalszych sekwencjach dowiadujemy się, powoli, co spowodowało dlaczego tak się czuje i dlaczego taka jest. Bo czy jest coś bardziej strasznego dla kobiety niż utrata dziecka? I to w dodatku w tak perwersyjnie okrutnych okolicznościach?

Mówienie o niej jedynie jako o Żydówce jest ponownym odbieraniem jej człowieczeństwa.

Każdy z nas jest najpierw człowiekiem, a dopiero długo, długo potem biało- czy czarnoskórym, wierzącym bądź i nie, hetero czy homo, prostytutką czy prokuratorem.
Ida i jej biała twarz, jak wspomniałem, była jedynie płótnem, na którym namalowano tę przerażającą historię. Historię, którą dobrze, że pokazano w formacie czarno-białym, bo niepotrzebne tam były dodatkowe elementy jak kolory, czy nadmiar słów czy widok wykopanych szczątków.

Uwielbiam takie kino właśnie, nie bez kozery porównano ‘Idę’ do „Matki Joanny od aniołów’, który to film uwielbiam i traktuję jak rarytas tak wytrawny, że nie sposób do niego zbyt często wracać. Podobnież sprawa ma się z ukochanym przeze mnie ‘Koniem turyńskim’, tak ziarnistym i tak głośnym w swojej ciszy, że aż ciało boli, czy ‘Alpeis’, wspaniałym obrazie o niesamowitym pomyśle na najstraszniejszą chorobę ludzkości – czyli na śmierć.

Z ogromną niechęcią podejmuję się oglądania współczesnych polskich filmów, z wiadomych powodów. ‘Idę’ włączyłem chyba około trzeciej nad ranem i jakże cieszę się, że to zrobiłem. Jedynym innym polskim filmem, który mną podobnie poruszył, była ‘Rysa’. Kiedyś myślałem, że był to ‘Plac Zbawiciela’, ale już mi przeszło. Nie wiem, czy obchodzi mnie, czy ‘Ida’ dostanie Oscara, czy nie. Z pewnością byłoby to ‘jakieś’ wyróżnienie, ponieważ to moim zdaniem piękny film o człowieku. A jak wspomniałem, to właśnie na początku każda historia zawsze zaczyna się od człowieka. I na nim z resztą się również kończy, choćby to była kupka kości zawinięta w sfilcowany koc tak ciężka do udźwignięcia, że jedyne, co można zrobić, to zjeść chleb z cukrem, zapalić papierosa, zapuścić płytę winylową Johanna Sebastiana Bacha na cały regulator, założyć płaszcz i wyskoczyć przez okno.



Poza tym, człowieku, jak Ty masz gadane! Co Ty jesteś, bliźnięta z bykiem na wadze w skorpionie skąpane? Jezus Maria Magdalena ;)

Pozdrawiam!


ocenił(a) film na 1
maciul

Może i mam gadane, ale Ty też świetnie piszesz :) Twój styl miejscami przypomina naprawdę całkiem dobrą prozę. Aż miło się czytało.
To zajmijmy się może tą "żydowskością" "Idy". Mam wrażenie, że starasz się za wszelką cenę uciec od tej płaszczyzny filmu i skupić się jedynie na tym, co wydało Ci się piękne i poruszające za sprawą delikatnego ujęcia pewnych ogólnoludzkich spraw. Ale jeśli podkreślam fakt, że bohaterkami tego filmu są dwie ŻYDÓWKI, a nie po prostu dwie kobiety, to czynię tak nie z powodu jakichś osobistych obsesji na ten temat, ale dlatego, że to twórcy postawili sprawę w ten sposób. Wanda wyraźnie stwierdza na samym początku rozmowy : "Jesteś Żydówką" i brzmi to dokładnie jak stwierdzenie : "Jesteś istotą z innej planety". Ten film jest przesycony typowo żydowskim postrzeganiem świata. Żydzi od wieków dzielą ludzkość na Żydów i wszystkich pozostałych, tak samo jak dzielą produkty spożywcze na te koszerne i te, których spożywanie jest zabronione. Ten film opowiada więc o procesie inicjacyjnym młodej osoby, która musi się zmierzyć ze swą "żydowskością", która jest tu przedstawiona jako wyrok lub brzemię, ponieważ w toku rozwoju akcji okazuje się, że Polska nie jest miejscem, w którym Żydzi mogą czuć się bezpiecznie.
Ja też, podobnie jak Ty, wolałbym, żeby "Ida" była filmem po prostu o ludziach, o sprawach uniwersalnych, o zderzeniu sfery sacrum ze sferą profanum itd. Ale twórcy mieli najwyraźniej inny cel i dlatego analizując ten film jesteśmy zmuszeni po raz kolejny po "Pokłosiu" babrać się w tych brudach z przeszłości.
Również pozdrawiam serdecznie!

atotocoto

"Żydzi od wieków dzielą ludzkość na Żydów i wszystkich pozostałych,..."

Tak jakby chrześcijanie nie chcieli różnić się od Żydów, a muzułmanie od chrześcijan, etc... To miecz nawet nie obosieczny, co obrotowy.

ocenił(a) film na 5
atotocoto

W zupełności zgadzam się z Twoją opinią na temat tego filmu. Widzę też, że masz trochę podobne podejście do oceny filmów jak ja. Dla mnie również najważniejszą rzeczą w filmie jest jego przekaz (zarówno intelektualny jak i przesłanie jakie niesie). Natomiast cała reszta, a więc gra aktorska, efekty specjalne, wizualne etc. mają drugorzędne znaczenie i same w sobie nie sa żadną wartością. Dlatego podobnie jak Ty, oceniam ten film jako straszną bardzo wyrafinowaną manipulację. Nie będę powtarzał przytaczanych przez Ciebie argumentów z którymi w zupełnosci się zgadzam, dodam natomiast jeszcze jeden element tej manipulacji o którym nie wspomniałeś. Oprócz zakłamania prawdy historycznej ten obraz próbuje również dokonac subtelnej manipulacji w sferze sacrum. Mianowicie wystarczy na spokojnie po seansie przeanalizować sobie sposób obrazowania w tym filmie życia "świeckiego" lansowanego przez jedną z bohaterek i życia "religijnego" przez drugą. I co mamy? Z jednej strony wystrzałowe imprezy, alkohol, seks i ogólnie rozrywkowe życie, a z drugiej jakieś infantylne klepanie paciorków, spożywanie w ciszy lichych posiłków i emocjonowanie się pleceniem wianuszków. Przy tak przedstawionym porównaniu sfery sacrum-profanum , odbiór zdecydowanej większości widzów (a szczególnie tych z młodszych pokoleń) musi być jednoznaczny i w sumie cel osiągnięty ... Więcej nie chce mi się rozpisywac, bo wierzę, że ludzie o otwartych umysłach, sami sobie resztę dopowiedzą.

ocenił(a) film na 1
COSTA_3

Tak, bardzo słusznie zauważyłeś, że zarówno sfera sacrum, jak i sfera profanum, zostały w "Idzie" przedstawione w sposób rażąco uproszczony, schematyczny i oparty na myśleniu stereotypowym. A skąd to stereotypowe postrzeganie pewnych zjawisk w filmie, który jest podobno wartościowym dziełem artystycznym i w związku z tym od stereotypowego postrzegania powinien być w sposób automatyczny jak najdalszy? Ano właśnie stąd, że za tym filmem nie stoi tak naprawdę żaden artysta, ze swoim intymnym światem wewnętrznym, który poprzez kreację fikcyjnych postaci wyraża swe głębokie przemyślenia na temat podstawowych problemów egzystencjalnych, lecz zdolny rzemieślnik, wykonujący robotę na zamówienie, który używa swych umiejętności warsztatowych jedynie w celu wywołania u widza wizualnego wrażenia, że ma on do czynienia z kinem ambitnym, wyrafinowanym i przeznaczonym dla prawdziwych koneserów sztuki filmowej najwyższych lotów. Dlaczego nigdy nie zobaczymy takich schematycznych i stereotypowych wizji u prawdziwych mistrzów kina, których zderzenie sfery sacrum i profanum szczególnie mocno interesowało, takich jak Bresson, Dreyer, Bunuel czy Bergman? Właśnie dlatego, że prawdziwy artysta nie kieruje się nigdy powszechnie panującymi opiniami, tworzy zawsze wizję oryginalną, jedyną w swoim rodzaju, zapełnioną postaciami będącymi w istocie personifikacjami sprzecznych głosów wewnętrznych, które w jego duszy toczą ze sobą nieustanny, burzliwy dialog. Gdy oglądam "Dziennik wiejskiego proboszcza", "Słowo", "Nazarina" lub "Gości Wieczerzy Pańskiej", to czuję w każdym przypadku ogromną szczerość i intymność przekazu, a także tą wspaniałą i poruszającą walkę o to, by wyrazić w jak największym stopniu to, co jest właściwie prawie niewyrażalne. Oglądając "Idę" mam tylko silne poczucie, że twórcy próbują tak zmanipulować moją percepcję za pomocą sztuczek formalnych, bym zdołał bez skargi "przełknąć" obraźliwy dla mnie jako Polaka przekaz, którego w innej formie z pewnością nie byłbym skłonny zaakceptować. Dlatego przerażające wydają mi się, czynione przez niektórych krytyków, porównania "Idy" do wielkich dzieł z lat 50-tych i 60-tych, które wynikają chyba jedynie z faktu, że film Pawlikowskiego nakręcono na taśmie czarno-białej i że kadry celowo stylizowano na podobieństwo do surowych formalnie metafizycznych arcydzieł z dawnych lat.

ocenił(a) film na 5
atotocoto

Tak, to co dzieje się z otoczką tego filmu i jego nachalną wręcz uwłaczającą propagandą może dawać wiele do myślenia ... Z reguły staram się unikać wszelakich teorii spiskowych, ale w tym przypadku pewne skojarzenia same się nasuwają ...
Dobitnym przykładem - powiedziałbym wręcz bezczelnej propagandy - odnośnie promowania tego "dzieła" była audycja trójkowa "Trójkowo-filmowo" - 2 tygodnie temu. Lubię tą audycję posłuchać sobie, bo czasami potrafią odkryć tam ciekawe filmy, ale wspomniana audycja była dla mnie żenująca. Prowadzący dobrali sobie krytyków filmowych i stworzyli jedno wielkie kółko adoracyjne i praktycznie przez całą audycję zachęcali wszystkich słuchaczy do oddawania głosów na ten film w ramach konkursu Europejskiej Akademii Filmowej, podając wprost wielokrotnie na antenie bezpośredniego linka do oddania głosu na ten film. Oczywiście podszyte było to rzekomym patriotyzmem, bo przecież to taki wspaniały polski film, mający duże szanse zaistnieć na filmowej mapie świata, że poczułem się wręcz zaszczuty do oddania głosu na ten film (czego oczywiście nie zrobiłem) - pod jarzem bycia uznanym za antypolaka - w przypadku nie oddania hołdu temu dziełu (sic!). Trójkowi redaktorzy nie zadali sobie za to ani odrobiny trudu aby spróbować dociec, czy ten film faktycznie jest tak jednogłośnie w Polsce uznawany za genialne dzieło i próbowali ze słuchaczy zrobić bezrozumnych baranów, którzy zabeczą, jak im mainstreamowe media i uznani krytycy zaśpiewają...

ocenił(a) film na 1
COSTA_3

Ja właściwie powiedziałem już wszystko, co miałem do powiedzenia, ale dwie sprawy chciałem jeszcze dodać.
Kiedy myślę o tym całym szumie wokół "Idy" i kiedy czytam to, co Ty napisałeś o tej "trójkowej" audycji, która w tak bezkrytyczny, bezrefleksyjny i wręcz czołobitny sposób gloryfikowała "Idę", to przypomina mi się niezwykle mądra baśń genialnego Hansa Christiana Andersena "Nowe szaty cesarza" :)
Dla tych, którzy jeszcze tej baśni nie znają, a także dla osób wychwalających "Idę" pod niebiosa, tylko dlatego, że wypada wychwalać film, który spodobał się w Ameryce, zapodaję link z tekstem duńskiego pisarza :

http://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=3&ved=0CC0QFjAC&url= http%3A%2F%2Fbasnie.republika.pl%2Fnoweszatycesarza.htm&ei=_dpYVJvqB-WO7Ab8kICgD Q&usg=AFQjCNG1FYwcRXciPONTVa7PpLlaVmVdfg&cad=rja

A dla tych, którzy chcą zobaczyć zakłamanego filmowca, który nie ma odwagi po męsku wypowiedzieć wprost swojego zdania, tylko żałośnie ślizga się w swych wypowiedziach po obrzeżach tematu i próbuje nieudolnie ściemniać, mam kolejny link :

http://youtu.be/EOX8Jt55ei0

Czy Pawlikowski musi naprawdę pieprzyć takie smuty? Po co ten kit o cudownych latach 60tych i sentymencie do ówczesnej muzyki jazzowej? Czy Pawlikowski próbuje nam powiedzieć, że jego film mamy traktować tak, jakby to była próba wskrzeszenia cudownej atmosfery znanej nam z filmów "Niewinni czarodzieje" lub "Do widzenia, do jutra"? No bez jaj :)) Dlaczego szanowny pan reżyser udaje, że nie wie o czym jest jego film? Dlaczego nie potrafi uczciwie, jak mężczyzna powiedzieć : "Uważam, że są pomiędzy narodem polskim i żydowskim pewne nierozliczone sprawy z przeszłości, które w moim odczuciu domagają się wyraźnego pokazania w filmie fabularnym i dlatego podjąłem się tego trudnego zadania".
Wypowiedzi pana Pawlikowskiego, związane z promocją jego filmu, są kolejnym dowodem na słuszność mojej tezy, mówiącej, że cały ten projekt psudoartystyczny pod tytułem "Ida" jest jedną wielką wyrafinowaną i dokładnie zaplanowaną manipulacją, która poprzez oddziaływanie społeczne w przestrzeni sztuki ma przygotować odpowiedni grunt do żydowskich roszczeń wobec Polski, jakie zapewne pojawią się już niebawem, tym razem już na płaszczyźnie prawno-dyplomatyczno-politycznej.
Kiedy myślę o Pawlikowskim, to przychodzi mi do głowy skojarzenie z postacią Fausta. Ten reżyser, podobnie jak bohater dramatu Goethego, jest też jednostką niezwykle utalentowaną, ale jednocześnie cierpiącą z powodu swego poczucia niespełnienia. Ostatnim i jedynym naprawdę dużym sukcesem w jego karierze był film "Lato miłości" z 2004 roku. Przez ostatnie dziesięć lat nie udało mu się nakręcić niczego interesującego. A facet ma już 57 lat. Jego "Kobieta z piątej dzielnicy" z 2011 roku okazała się klęską finansową i artystyczną, pomimo faktu, że udało się Pawlikowskiemu ściągnąć do filmu dwie "pierwszoligowe" gwiazdy : Kristin Scott Thomas i Ethan'a Hawke'a. Myślę, że to niepowodzenie mocno go podłamało. Historia nie raz już pokazała, że twórcy będący w takiej sytuacji, są gotowi nawet podpisać pakt z przysłowiowym diabłem, żeby tylko odmienić swój los. I diabeł przyszedł do Pawlikowskiego :))) Raz ukazywał mu się pod postacią Eric'a Abrahama, raz pod postacią Rebeki Lenkiewicz i przy użyciu swych sztuczek nakłonił go do podpisania własną krwią diabelskiego cyrografu :))
Oskar dla "Idy" jest więc bardzo prawdopodobny, bo jednak diabeł to potężna i wpływowa postać :)) Ale z drugiej strony pamiętajmy też o tym, że literackie postacie paktujące z Panem Ciemności zawsze kończyły marnie :))

atotocoto

Mam podobne odczucia co do filmu, który w warstwie przeinaczeń i krzywdzących uproszczeń robi czarny PR sprawie Polski na świecie. Niestety oceniam go bardzo słabo, wręcz jako artystyczną propagandę. Odbiorca oskarowy, pozbawiony jakiejkolwiek wiedzy historycznej odbierze go jednoznacznie :(

Jeśli ktoś zainteresowany jest faktami w temacie stosunków polsko - żydowskich 1944 - 47, online / offline Marek Chodakiewicz "Po zagładzie". O tutaj:

https://pl.scribd.com/doc/28765161/Chodakiewicz-Marek-Jan-Po-Zag%C5%82adzie-Stos unki-polsko-%C5%BCydowskie-1944-1947

Jedna z kilku pozycji obowiązkowych. Polecam.



ocenił(a) film na 1
arturs

Książki pana Marka Chodakiewicza nie czytałem. W internecie spotkałem się z opiniami określającymi go mianem anty-Grossa, czyli autora stosującego podobną technikę pisarską do tej stosowanej przez autora "Sąsiadów", ale głoszącego poglądy, których wektor jest skierowany w przeciwną stronę. Osoby, które tak twierdzą, uważają, że Chodakiewicz, podobnie jak jego "przeciwnik" Gross, przedstawia fakty historyczne w taki sposób, by pasowały do jego z góry założonych tez, kierując się przy tym zasadą : "Jeśli fakty nie pasują do moich tez, to tym gorzej dla faktów" :)) Nie wiem, na ile podobne opinie są zgodne z prawdą. Jak przeczytam "Po zagładzie", to może wypowiem się w tej sprawie :)
Jedno jest pewne : każdy myślący Polak powinien się tematem stosunków polsko-żydowskich interesować, bo, czy tego chcemy, czy nie, Żydzi są od wieków obecni w naszym krajobrazie kulturowym. Na szczęście wychodzi w ostatnich latach bardzo dużo publikacji na ten temat. Książki te mają bardzo różnorodny charakter. Jedne są pisane przez samych Żydów, inne przez historyków lub pseudo-historyków różnej maści, od tych reprezentujących poglądy skrajnie prawicowe i nacjonalistyczne, aż do skrajnie lewicowych. Ważne, żeby osoby czytające te książki, odbierały zawarty w nich przekaz zawsze z pewnym dystansem i świadomością, że przecież całkowity obiektywizm jest fikcją i za każdą taką pozycją literacką stoi człowiek o konkretnym życiorysie, mający takie lub inne przekonania polityczne i światopoglądowe, a co za tym idzie, wykazujący nawet podświadomą tendencję do manipulowania faktami i przedstawiania ich w świetle, które jest dla niego najwygodniejsze.

ocenił(a) film na 1
atotocoto

http://nieliniowy.salon24.pl/611840,ida-kwestie-rasowe-najwazniejsze

ocenił(a) film na 1
nieliniowy

Widzę, że mamy bardzo podobne zdanie na temat "Idy". Nie ukrywam, że cieszy mnie to, iż nie jestem jedyną osobą dostrzegającą zawartą w tym filmie manipulację, bo biorąc pod uwagę te wszystkie zachwyty wokół "Idy", mógłbym pomyśleć, że z moją wrażliwością na sztukę filmową jest coś nie tak, skoro nie zachwyca mnie coś, co zachwycać mnie absolutnie powinno :)) Pod większością zdań zawartych w Twoim tekście mogę się śmiało podpisać. Do dwóch poruszonych przez Ciebie kwestii mam jednak nieco inny stosunek. Pierwsza sprawa, to aktorstwo w tym filmie, które określiłeś jako sztywne. Sądzę, że aktorsko obie panie spisały się bardzo dobrze i nie możemy mieć do nich pretensji o to, że odgrywane przez nie postacie są fałszywe, papierowe i psychologicznie niewiarygodne. Za to ponosi winę jedynie pan Pawlikowski, jako scenarzysta i reżyser. One tylko posłusznie wykonały jego polecenia. W przeciwieństwie do Ciebie nie jestem też taki pewien tego, że "Ida" nie dostanie tego Oskara, o którym tyle się ostatnio mówi w mediach. Pamiętajmy, że jakieś osiemdziesiąt procent członków Amerykańskiej Akademii Filmowej, to osoby pochodzenia żydowskiego :) Jeśli ludzie ci mają poglądy zbliżone do poglądów Grossa, to Oskar dla "Idy" jest prawie pewny.
Myślę też, że różnimy się nieco w kwestii oceny "Malowanego ptaka" Jerzego Kosińskiego. Ja bym jednak nie wrzucał autora "Kroków" do jednej szufladki z Pawłem Pawlikowskim. Historia związana z książką "Malowany ptak" jest znacznie bardziej skomplikowana i niejednoznaczna. Wydaje mi się, że trzeba oddzielić w tym przypadku dzieło literackie od człowieka, który je stworzył. Na płaszczyźnie ludzkiej Kosiński z pewnością zachował się okropnie w stosunku do tych ludzi z Dąbrowy Rzeczyckiej, którzy przyjechali w 1989 roku do Warszawy (był wśród nich Edward Warchoł, syn gospodarza, który ukrywał rodzinę Lewinkopfów), gdzie w "Czytelniku" Kosiński podpisywał egzemplarze polskiego wydania swej powieści. Uważam, że świetnie się stało, że Joanna Siedlecka napisała tą demistyfikującą książkę, bo artyści, jako osoby publiczne muszą się liczyć z faktem, iż ich przeszłość i życie prywatne będą oceniane i analizowane. Ale z drugiej strony broniłbym jednak Kosińskiego-artysty. "Malowany ptak" nie jest przecież książką autobiograficzną. To rodzaj mrocznej baśni, którą dzisiaj, po tym, gdy prawda o wojennych losach Kosińskiego jest już powszechnie znana, możemy odczytywać przez pryzmat jego późniejszej twórczości, w której obsesyjnie powtarzały się przecież te same, co w "Malowanym ptaku" motywy ludzkiego bestialstwa, sado-masochizmu i innych perwersji seksualnych. Kosiński był człowiekiem o niezwykle skomplikowanej osobowości. Kiedyś bardzo byłem zafascynowany jego osobą i sporo na jego temat przeczytałem. Widziałem też kilka filmów dokumentalnych, próbujących odpowiedzieć na pytanie, kim ten facet naprawdę był. I jedyny wniosek, jaki się nasuwa jest taki, że tak naprawdę nikt nie znał go w pełni :) Ten facet przed nikim nie odkrywał się całkowicie :) Był prawdziwym kameleonem :) Mistyfikacja i konfabulacja były wręcz nierozerwalną częścią jego natury. I nie można tych jego cech charakteru ograniczać jedynie do stwierdzenia, że robił to wszystko dla kariery i korzyści materialnych. To była część jego kreacji artystycznej.
Moim zdaniem "Malowany ptak" jest świetnie napisaną książką, która powinna być co jakiś czas wznawiana i odczytywana już nie jako zapis tragicznego losu żydowskiego dziecka w okupowanej Polsce, ale przy użyciu klucza psychoanalitycznego, który pozwoli dostrzec w niej, pomijaną często do tej pory, warstwę uniwersalną, ponadczasową i dotyczącą ogólnie pojętej kondycji ludzkiej. Nie można jednak niestety powiedzieć tego samego o "Idzie". Ten film jest tak sztucznie skonstruowany i tak przepełniony fałszem, że jeśli oddzielimy wszystko to, co jest w nim złe, to zostaną nam tylko ładnie skomponowane czarno-białe kadry. W roku 2014, w czasach powszechnej dostępności w internecie niezmierzonej bazy najwybitniejszej twórczości fotograficznej, trudno uznać tą jego cechę za walor, nadający "Idzie" status wybitnego dzieła sztuki filmowej.

ocenił(a) film na 1
atotocoto

Dzięki za odpowiedź, no cóż nie będę ukrywał, że jestem wielkim fanem Hala Ashby, dla mnie większość filmów jest sztywna, pozbawiona życia i jaj, oczywiście, że wina leży po stronie scenarzystów i reżysera - przyczyna sztywniactwa - nieprawdy w Idzie, nie twierdzę w ogóle, że ci aktorzy są słabi - raczej stawiam tezę, że ciężko ugrać propagandóweczkę, co do zaś powodów, dla których napisałem swoją notkę, zauważyłem, że to pompowanie Idy jest czymś w rodzaju opresji poprawności, front propagandowy przebiega tu w postaci czerwonej linii, każdy tzw. leming kocha Idę, zachwycając się jej estetyką, a to podwójnie tragiczne, bo film uszyty i do tego antypolski,

Wrzuciłem w to wszystko Kosińskiego bo on właśnie jest jednym z głównych twórców mitu Polaka- wieśniaka- mordercy- antysemity, a którego tak eksploatują/wyzyskują dla swej opowieści Pawlikowski-Lenkiewicz. W przeciwieństwie do Ciebie twierdzę , że Malowany ptak jest słabą powieścią, na której dodatkowo ciąży oskarżenie plagiatu. Pisząc tę książkę miał świadomość, że będzie odebrana w USA jako jego osobiste doświadczenie i na tym długo jechał. Jechał zatem na plecach boguduchawinnych ludzi, którzy uratowali jemu i jego rodzinie życie. Odnoszę podobne wrażenie w przypadku" Idy", autorzy jadą na stereotypie chłopa polskiego tymczasem panowie w mundurach od Hugo Bosa, którzy krążąc po tych wsiach wymordowali 1.7 mln ludzi (i to oni w kolekcjonowali każdą złotą plombę, każdy pierścionek), jakoś umknęli ich uwadze.

Spodobało mi się bardzo w twoim tekście przygwożdżenie sedna manipulacji dokonanej przy kreacji postaci pani prokurator. Co jeszcze? Ucieszył mnie twój tekst, duża spostrzegawczość, świetna argumentacja, z tych samych powodów dałem jeden. Na końcu chciałem podzielić się refleksją/przeczuciem: ta Ida im służy nie tylko do sprawy odzyskania majątków, zepsucia wizerunku Polski itd. oni także blokują w ten sposób rozwój kina w Polsce. Oskara zaś nie dostanie bo film jest jednak za słaby i to nawet mimo znanej ogólnie eskimoskiej solidarności.

ocenił(a) film na 1
nieliniowy

Bardzo trafnie zauważyłeś obecność tej czerwonej linii, oddzielającej dwa wrogie sobie polskie obozy. To jest moim zdaniem wielki problem obecnej Polski. W samym zróżnicowaniu poglądów społecznych nie ma niczego złego. Wręcz przeciwnie. Różnorodność wśród ludzi jest wręcz warunkiem życia na tej planecie. Ale dlaczego, do cholery, Polacy podzielili się tylko na DWIE grupy ? :)) To przecież bardzo prymitywny i upraszczający podział! Jedna grupa to ci od gender, homoseksualizmu, żydofilstwa, wielbiciele Sławomira Sierakowskiego i jego "Krytyki Politycznej",zwolennicy Palikota, przyjaciele Kory, Sipowicza i ich uzależnionej od marihuany suczki Ramony :)) A druga grupa to ci kroczący z narodowym sztandarem, na którym słowiańską krwią polskich patriotów wypisano przed wiekami hasło : "Bóg, Honor, Ojczyzna", ci, którzy co roku 13 grudnia dręczyli psychicznie schorowanego Jaruzela i ci którzy w ramach walki o ochronę dzieci nienarodzonych z przyjemnością ukatrupiliby jakiegoś członka "palikociarni" :)) "Żołnierze" każdej z tych nienawidzących się armii reagują agresją w sposób całkowicie automatyczny na każdy przejaw aktywności ze strony przeciwnika :))) Zachowują się dokładnie jak psy Pawłowa :))) Pojawia się na ekranach film o gejach, to narodowcy-katolicy palą Tęczę na placu Zbawiciela :)) Joanna Szczepkowska ma odwagę głośno zaprotestować publicznie przeciwko dominacji lobby gejowskiego w polskim teatrze, to genderowo-feministyczna redakcja "Wysokich Obcasów" wywala ją z roboty na zbitą buzię :)) Tragikomiczna ta nasza swojska rzeczywistość.
Wracając do Kosińskiego, to masz oczywiście rację, gdy mówisz o tym, że "Malowany ptak" bardzo umocnił w światowej opinii publicznej ten fałszywy i niesprawiedliwy wizerunek polskiego chłopa z czasów drugiej wojny światowej. Prawdą jest też to, że Kosiński, jak mówisz, "jechał" na tej kobyle pod tytułem : "jestem sierotą cudem ocalałą z piekła hitlerowsko-huculskiego Holocaustu" przez długie lata i stał się dzięki temu maskotką amerykańskiego establishmentu. Ale mimo wszystko Kosińskiego nie można traktować jak pospolitego oszusta. On był artystą konfabulacji i mistyfikacji. On traktował życie jako nieustanną grę. Uwielbiał robić sobie jaja :) Na przykład gdy w banku była długa kolejka, to on potrafił udawać niewidomego, żeby wzbudzając litość, dostać się do okienka poza kolejnością :)) Jestem przekonany, że podobnie było z "Malowanym ptakiem" i tą całą litością, którą tak łaskawie obdarzali go ci wszyscy obrzydliwie bogaci i wpływowi ludzie po wydaniu tej powieści w Stanach. On miał po prostu z tego niesamowitą zabawę :) I przy okazji oczywiście korzystał z luksusowego życia :) Ale nie było w tym jakiegoś wyrachowania i pospolitego cwaniactwa. W przypadku Kosińskiego miało to głębsze podstawy psychologiczne, intelektualne i filozoficzne. Ten motyw udawania kogoś innego przewija się przecież przez całą jego twórczość. On chyba w latach 60tych i 70tych nie myślał po prostu o tym, że prawda o jego okupacyjnych losach może kiedyś wyjść na jaw. Korzystał z życia i bawił się na całego :) Ale oczywiście patrząc obiektywnie na jego poczynania należy stwierdzić, że wyrządził wielką krzywdę ludziom, którzy ryzykowali życie ukrywając go przed Niemcami i w sensie szerszym zrobił bardzo złą robotę dla wizerunku Polski i Polaków na świecie. On chyba dopiero po 1989 roku uświadomił sobie tak naprawdę, jakiego świństwa się dopuścił i że właściwie zrobił to dla jaj, dla zabawy. To rzeczywiście musiała być jedna z głównych przyczyn jego samobójczej decyzji.
Jeśli chodzi o wartość jego pisarstwa w kategoriach czysto literackich, czyli biorąc pod uwagę styl pisania, to rzeczywiście masz rację, że nie jest to na pewno jeden z największych mistrzów słowa. Pisał stylem prostym, czytelnym, klarownym i zrozumiałym dla przeciętnego czytelnika. W jego przypadku to raczej treść była tym elementem, który przyciągał uwagę odbiorcy jego prozy. Ale coś w tych jego książkach jest takiego, że trudno się od nich oderwać. Pamiętam, że wszystkie jego książki przeczytałem jednym tchem, od deski do deski. Jednak później raczej nie ma się ochoty do tych książek wracać. Czyli jednak w ostatecznym rozrachunku jest to trochę taka perwersyjno-mroczna guma do żucia dla mózgu :)) Od takich gigantów literatury jak Kafka, Dostojewski czy Nabokov dzielą Kosińskiego tysiące lat świetlnych :) Dzisiaj to styl pisarza jest dla mnie zdecydowanie sprawą priorytetową. "Lolitę" mogę codziennie otwierać na dowolnej stronie, czytać dziesięć lub dwadzieścia stron i za każdym razem doznaję intelektualnego orgazmu :)) Ta książka nigdy mi się nie znudzi :)
Ja również uwielbiam Hala Ashby'ego! "Ostatnie zadanie" i "Harold i Maude" to arcydzieła! No i oczywiście "Wystarczy być" też jest świetnie zrobiony. Ten ostatni film powstał, jak pewnie wiesz, na podstawie powieści Kosińskiego, który podkradł fabułę od Tadka Dołęgi-Mostowicza :)) Oj, niezłe ziółko było z tego Jureczka Kosińskiego, nie? :)) Ale facet miał jakiś urok w sobie, niesamowity intelekt i z pewnością niebanalną osobowość. Ja tam w każdym razie nie mam do niego żalu. Niech spoczywa w spokoju.

ocenił(a) film na 8
atotocoto

A jak to na dwie grupy?
To Ty należysz do której, narodowców czy gender z przyległościami:), ja się nie zgadzam na zaszufladkowanie mnie do w/w.

Wróciłam na forum Idy poczytać jak się dyskusja rozwinie, a tu rozczarowanie mnie spotyka, bo się wszystko zaczyna toczyć schematycznie czyli : Ty i popierający teorie spiskowo-manipulacyjne sami stosujecie zabieg manipulacyjny polegający na totalnym spłyceniu filmu, na takiej zasadzie to dajcie mi dzieło , a zrobię z niego marną agitkę. I sam widzisz, że Kosińskiemu odpuszczasz chociaż jego manipulacja była faktem i była wredna, a w wypadku Idy to nawet jak zarzucić jej koniunkturalizm w wybraniu tła żydowskiego to przecież też możesz oddzielić ( jak to zrobiłeś w wypadku Kosińskiego) warstwę artystyczną od realiów. Bo nie rozumiem czemu stosować różne kryteria w kwestii artystycznej etyki ?

ocenił(a) film na 1
jagamiga1

Mówiąc o dwóch grupach, miałem na myśli osoby aktywnie zabierające głos w debacie publicznej : artystów, dziennikarzy, publicystów. Te różne osoby występujące w mediach kształtują opinie szarych obywateli. W miejscach publicznych można później spotkać młode osoby, które powtarzają bezmyślnie, jak papugi, wyrażenia zasłyszane w telewizji lub przeczytane w internecie. Ja też, podobnie jak Ty, nie utożsamiam się z żadnym z tych dwóch wrogich obozów i osobiście nie czuję się zagrożony medialną indoktrynacją stosowaną codziennie przez obie strony konfliktu. Od dziecka jestem taki, że do każdego problemu intelektualnego podchodzę indywidualnie i nigdy nie uznawałem żadnych autorytetów :) Zawsze myślę w sposób samodzielny i nie kieruję się panującymi modami lub tendencjami. Z wielkim niepokojem patrzę jednak na te szerokie rzesze społeczne, które bardzo łatwo ulegają rozmaitym manipulacjom. Zauważ, że media w naszym kraju są wyraźnie podzielone. Każda stacja telewizyjna lub radiowa, wchodząca na rynek usług medialnych, musi się wyraźnie opowiedzieć po jednej ze stron. Neutralność jest bardzo niekorzystna, bo oznacza brak poparcia politycznego i finansowego ze strony wpływowych osób. Podobnie wygląda sprawa w wydawnictwach, teatrach, kolorowych miesięcznikach i tygodnikach. Gdy pojawia się na przykład młody, zdolny, debiutujący pisarz, to oba obozy początkowo obserwują go uważnie, bo jeszcze nie wiedzą, czy to "swój",czy "wróg" i czy należy go zacząć głaskać, czy opluwać. Jak czyta się recenzje filmów lub książek w naszych miesięcznikach, to wyraźnie widać, że te same tytuły są bardzo różnie oceniane i komentowane przez dziennikarzy z pism "genderowych" i tych o profilu konserwatywno-katolickim. Wielu recenzentów i krytyków zdaje się zapominać o tym, że sztuka jest czymś wyższym, wykraczającym ponad przyziemne międzyludzkie podziały. I niestety obserwujemy, że ta sytuacja zaczyna oddziaływać na samych artystów, którzy świadomie nadają swym dziełom taki charakter, który będzie dobrze widziany przez któryś z panujących obecnie obozów medialnych. Takie wkupienie się w łaski pewnych wpływowych sił bardzo ułatwia karierę. Oczywiście są artyści politycznie i światopoglądowo niezależni, ale im jest znacznie trudniej funkcjonować w naszej chorej rzeczywistości.
Jeśli chodzi o manipulację, której dopuścił się Kosiński, to miała ona całkiem inny charakter niż ta zastosowana w filmie Pawlikowskiego. Dotyczyła ona mianowicie płaszczyzny pozaartystycznej. Kosiński rozpowiadał po prostu, że losy bohatera jego powieści są w dużym stopniu zbieżne z jego własnymi przeżyciami wojennymi. Rozmaici znani dziennikarze i krytycy zapraszali go do telewizji, udzielał wywiadów, które publikowały największe amerykańskie gazety, wychodzące w milionowych nakładach. I dopiero ten szerszy kontekst, nie związany bezpośrednio z samą książką, nadał całej sprawie charakter antypolski. W "Malowanym ptaku" nie pada słowo Polska, Polacy :) Kosiński wykreował baśniową rzeczywistość, która nie była umiejscowiona w jakimś konkretnym miejscu na ziemi. W wywiadach wspominał, że pisząc książkę, myślał o wioskach zamieszkałych przez Hucułów, znajdujących się na odległych od cywilizowanego świata Kresach Wschodnich, zwanych też Dzikimi Polami, opisanymi w trylogii przez Sienkiewicza. On nie chciał wywołać u czytelników nienawiści skierowanej w stronę jakiejś konkretnej nacji. Interesowały go pierwotne zachowania ludzkie w świecie pozbawionym reguł obowiązujących w świecie Kultury.
Dzisiaj, kiedy tajemnica Kosińskiego wyszła na jaw, "Malowany ptak" pozostaje po prostu dobrze napisaną, intrygującą pozycją literacką, która jest istotną częścią dorobku twórczego jednego z najoryginalniejszych artystów XX wieku.
"Ida" natomiast jest dziwnym, sztucznym tworem, w którym, pomimo usilnych starań, nie potrafię doszukać się żadnych wartości artystycznych lub choćby poznawczych. Ten film nie dostarczył mi wzruszeń, nie poszerzył mojej wiedzy ani o historii ani o człowieku. Potwierdził jedynie mój pogląd, że kino jest tym rodzajem sztuki, w którym manipulacja zawsze będzie miała najszersze pole do popisu. Można na siłę doszukiwać się w tym filmie pewnych walorów natury estetycznej, związanych z gustownie skomponowanymi kadrami, ale, jak już pisałem wcześniej, w roku 2014 kontakt odbiorcy z fascynującymi obrazami fotograficznymi jest zjawiskiem tak powszechnym i tak codziennym, że ekscytowanie się stroną wizualną "Idy" jest trochę naiwne i niepoważne.

ocenił(a) film na 8
atotocoto

Polskiej telewizji to ja nie oglądam, właśnie z tego powodu, że nie ma tam nic podanego obiektywnie, wystarczy kilka zdań żeby odgadnąć preferencje polityczne dziennikarza, ale skutek to oni osiągają przeciwny do zamierzonego, coraz więcej osób bojkotuje takie klakierstwo. Co do artystów, to prawdziwi artyści są nonkonformistami, reszta to tylko rzemieślnicy, mniej lub bardziej biegli.

Wracając do "Malowanego Ptaka", czytałam dawno temu, ale pamiętam, że nie znając wtedy całego rodowodu i otoczki powieści, kojarzyłam ją z polskimi wsiami, bo wiele z opisów, jakby nie były fantasmorgiczne to historyczne umiejscowienie w czasie i przestrzeni miało jednoznaczne. Mówisz, że manipulacja post factum własnym dziełem jest wybaczalna, a ja uważam, że jest bardziej karygodna niż to co zarzucasz Idzie, bo Pawlikowski zrobił film i nie miał gwarancji jak zostanie przyjęty, a Kosiński już wiedział, że temat chwycił i zaczął sprzedawać nie tylko książkę, ale samego siebie też, jak się okazało finalnie to na dnie tego kieliszka czaił się bies. I Ty uważasz, że on tylko sobie zrobił krzywdę? Powieść została powieścią, ale na pewno Ci co czytają ją znając pozaartystyczna otoczkę są " zmanipulowani", nie mówiąc już o tych, co przeczytali tylko z powodów taniej sensacji jaką wywołał sam pisarz. A co maja powiedzieć ludzie, co zostali przez autora skazani na identyfikację, a przepoczwarzeni w monstra?

Piszesz o Kosińskim, że " On nie chciał wywołać u czytelników nienawiści skierowanej w stronę jakiejś konkretnej nacji. Interesowały go pierwotne zachowania ludzkie w świecie pozbawionym reguł obowiązujących w świecie Kultury.", może i nie chciał pisząc, ale przecież sposób pisania nasuwał skojarzenia z elementami autobiograficznymi i później je potwierdził , dodatkowo łżąc bez skrupułów, natomiast czy mam rozumieć, że Pawlikowski "Idą" chciał wywołać nienawiść do konkretnej nacji, tu wybacz, ale zaczynasz brzmieć jak Ci co bronią nas przed wszelaką krytyką, boć przecież my Polacy jesteśmy czyści jak łza, rosa poranna ;) No a tak naprawdę, co już pisałam w innym poście, byli i są wśród Polaków różni ludzie, byli tacy co ratowali Żydów i tacy co na nich donosili i też tacy co ich mordowali, i trzeba umieć nie popadać zaraz w skrajność, jak ktoś przypomni mało chlubne zdarzenia i nie można stwierdzać, że jest wywoływaniem nienawiści do całego narodu pokazanie zdarzeń takich jak w "Idzie". Nie ma co panikować, widzowie na świecie są na tyle rozgarnięci, żeby zrozumieć tragizm tamtych czasów i nie potraktują tego filmu jak historyczny dowód na antysemityzm Polaków, żeby tak zinterpretować "Idę" trzeba mieć z góry wkodowany schemat i doszukiwać się jego potwierdzenia nawet tam, gdzie go nie ma.

No a co do Twojej wypowiedzi, " że ekscytowanie się stroną wizualną "Idy" jest trochę naiwne i niepoważne", to mam pytanie, myślisz, że jestem naiwna i niepoważna :), a już mniejsza o mnie, myślisz, że wielu widzów w Polsce i na świecie, że krytycy na zachodzie to są naiwniacy co można im wcisnąć wszystko co dotyczy tematyki żydowskiej, jest czarno-białe i korzysta z tradycji dobrej i subtelnej pracy kamery ?

Fotografia artystyczna, a w "Idzie" jest wiele kadrów na to miano zasługujących, jest niepowtarzalna, a wiele zależy od odbiorcy i jego wyobraźni oraz progu wrażliwości. Co do zarzutu, że postaci i ich rys charakterologiczny i jest w tym filmie płytki i schematyczny to mam podobną diagnozę jak powyżej, jedni potrafią zobaczyć niejednoznaczność i wielowarstwowość, dla innych wszystko jest płaskie, bo pozostali przy geometrii Euklidesowej :)

ocenił(a) film na 1
jagamiga1

Źle zrozumiałaś to zdanie o nienawiści. Ono nie zawierało aluzji do "Idy". Chodziło mi o to, że moim zdaniem Kosiński był bardziej zainteresowany samymi zachowaniami ludzkimi niż kwestiami narodowościowymi. Nie sądzę, żeby jego intencją było stworzenie książki antypolskiej. To przyszło później, w związku z jego kłamstwami na własny temat. Ale w samej książce nie ma absolutnie nic antypolskiego. Nie jest również wyraźnie powiedziane, że chłopiec jest Żydem. Może być równie dobrze Romem. Kosińskiego interesował los odmieńca i ukazanie ludzkiego okrucieństwa. Piszesz, że wsie opisane w "Malowanym ptaku" kojarzą się jednoznacznie z polskimi. Myślę, że Polacy czytają po prostu tą książkę przez pryzmat całej tej otoczki z nią związanej i dlatego widzą w tej powieści polskie krajobrazy. Jestem przekonany, że gdyby tą książkę napisał na przykład Japończyk czy Francuz, to odbieralibyśmy ją od samego początku tak, jak odbierać ją należy dziś, czyli jako mroczną baśń lub uniwersalną przypowieść, taką jak na przykład "Dżuma" Camus'a.

O "Idzie" napisałem już wszystko, co miałem do powiedzenia. Najwidoczniej odmiennie odebraliśmy ten film. Ale to właśnie w kinie jest piękne, że daje nam możliwość zareagowania w sposób indywidualny.

ocenił(a) film na 8
atotocoto

To dobrze, że źle zrozumiałam. Skoro uważasz temat za wyczerpany to odmeldowuję się.

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 1
jagamiga1

To raczej ja jestem wyczerpany już tym tematem :)) A sam temat przeze mnie założony radzi sobie, jak widać, świetnie :)) I bardzo mnie to cieszy. To tylko moja skromna osoba wycofuje się cichaczem z tej dyskusji, cytując szeptem słowa z wiersza Marcina Świetlickiego : "Jeżeli o mnie chodzi - to ja już skończyłem" :)

Bardzo fajnie mi się z Tobą wymieniało opinie :) Jeśli są jakieś kwestie związane z tym filmem, o których jeszcze nie było, Twoim zdaniem, mowy, to zachęcam Cię jeszcze do kolejnych wypowiedzi. Twoje inteligentnie napisane teksty zawsze czyta się z przyjemnością, nawet jeśli merytorycznie nie do końca zgadzam się z zaprezentowanymi w nich opiniami.

Mam nadzieję, że pod tym tematem będą jeszcze zabierać głos kolejne osoby : zarówno jego obrońcy i wielbiciele, jak i ci, którym film z jakichś powodów się nie spodobał.
Ja napisałem i tak chyba trochę za dużo. Niech się teraz inni produkują :))

Pozdrawiam serdecznie!

ocenił(a) film na 8
atotocoto

A owszem, nie omieszkam dodać krótkiego opisu "Idy", który powinien uspokoić wszystkich zaniepokojonych stanem inteligencji i wiedzy historycznej tzw. "zachodniego" widza - "...Anna, a young novitiate nun in 1960s Poland, is on the verge of taking her vows when she discovers a dark family secret dating back to the years of the Nazi occupation..."

http://www.awardscircuit.com/oscar-predictions/2014-oscar-predictions-best-forei gn-language-film

użytkownik usunięty
atotocoto

DZięki ale mam co robić.

ocenił(a) film na 1

:)) Dobre!

użytkownik usunięty
ocenił(a) film na 5
atotocoto

Bardzo trafna wypowiedz. Jestem zdruzgotany tym filmem. O ile na przyklad Poklosie jest swietnym filmem, prawdziwym pokazujacym czarno na bialym pewne niechlubne historie (wcale nie antypolskie jak wielu uwaza) to ten film wrecz ocieka manipulacja. Nie tylko chodzi mi o Polakow mordujacych zydow dla zysku (to po prostu kryminal wojenny jaki zdarzal sie wszedzie) ale wlasnie o krwawa wande. Cala ta postac jest odrazajaca a mimo to w filmie potrafi wzhudzac wspolczucie dokladnie na bazie tego co napiasales wyzej

dabram17

dla mnie oba filmy sa takie same w przesłaniu

ocenił(a) film na 7
atotocoto

Przeczytałem pierwsze dwa akapity i mam nadzieję że wystarczająco zrozumiałem Twoją wypowiedź aby ją skomentować. Otóż moim zdaniem kino w takim wydaniu jest przeznaczone dla ludzi inteligentnych. Owszem, masz rację że reżyser ukazał stalinistkę, żydówkę i kobietę zdeprawowaną jako pozytywną postać, natomiast zamiast najdrobniejszej wzmianki o Niemcach mamy tutaj obraz Polaków, jako zacofanych wieśniaków, którzy zabijają biednych żydów w celu przejęcia ich majątku. Sęk w tym, że jeśli widz zna historię i wie jak rysuje się prawda w szerszym obrazie, będzie świadomie oglądał ten film i nadmiernej manipulacji nie ulegnie. Przyznasz jednak że historia jaka jest ukazana w filmie nosi znamiona prawdopodobieństwa - owszem, taka kobieta mogłaby sprawiać w rzeczywistości wrażenie sympatycznej osoby, która być może też pragnie dobra w swoim rozumieniu. Mogło się przydarzyć i tak, że Polacy zasiedlili domostwo które niegdyś należało do jej rodziny. Sęk w tym żeby oglądając taki film mieć na uwadze i być świadomym że jest to tylko jakiś konkretny wycinek rzeczywistości i ukazuje tylko dany moment i dane postacie akurat tak a nie inaczej, chociaż dobrze wiemy że w bardziej ogólnym wydaniu ta "prawdziwa rzeczywistość" wygląda jednak zgoła inaczej. Nie może być tak że będą powstawały tylko filmy czy książki zawsze zarysowujące Niemców jako psychopatów i czarne charaktery, Polaków jako czystych bohaterów itd. Choć faktem jest że "Ida" zdobyła sporą popularność także we Francji czy w Stanach i tam podejrzewam ludzie mogą łatwiej wpaść w pułapkę nieznajomości akurat naszej historii, więc w tym wypadku faktycznie mogą zostać tym obrazem zmanipulowani.

ocenił(a) film na 1
nsl444_tomasz

Bardzo się cieszę, że przebrnąłeś przez pierwsze dwa akapity mojego masakrycznie długaśnego tekstu :) Gdybyś napisał, że przeczytałeś wszystkie moje wpisy pod tym tematem, to chyba dostałbym natychmiastowej erekcji ze szczęścia :))) Ale w życiu nie można mieć wszystkiego. Trzeba czerpać radość z tego, co się ma :))
Dużo czasu poświęciłem na myślenie o "Idzie" i niestety nie potrafię dostrzec w tym filmie takiej płaszczyzny, na której byłaby widoczna jakaś szczera autorska wypowiedź, mająca określoną emocjonalną podbudowę. Najbardziej obrzydliwy w "Idzie" jest właśnie ten chłód emocjonalny i cyniczne wykorzystanie poetyki kina artystycznego z jednoczesnym pominięciem subiektywnego autorskiego punktu widzenia. W efekcie otrzymujemy ciąg starannie skomponowanych kadrów, który nie jest bynajmniej wyrazem jednostkowej wizji, lecz opracowaną z wyrachowaniem konstrukcją wizualną, mającą dostarczyć widzowi ściśle określony przekaz ideologiczny. "Pokłosie", do którego porównuje się często "Idę", jest przynajmniej szczerym, odważnym i emocjonalnym wyrazem osobistych poglądów reżysera i scenarzysty w jednej osobie. Nie zgadzam się z Pasikowskim, ale jednocześnie szanuję fakt, że zdecydował się uczciwie zabrać głos w debacie publicznej dotyczącej kwestii relacji polsko-żydowskich i przedstawić swój punkt widzenia bez owijania w bawełnę, narażając się na krytykę ze strony sporej części widzów, którzy nie podzielają jego poglądów. Pawlikowski natomiast posłużył się niegodną prawdziwego artysty perfidną metodą manipulacji o charakterze socjotechnicznym, która z manipulacją dopuszczalną w sztuce nie ma kompletnie nic wspólnego. O jego postawie świadczą w bardzo wymowny sposób jego pokrętne wypowiedzi na temat "Idy", w których bezwstydnie prezentuje swoje zakłamanie i brak chęci do szczerej dyskusji na kontrowersyjne sprawy, które są przecież poruszone w jego filmie. Pasikowski zachował się jak facet i przyjął ataki "na klatę". Pawlikowski natomiast przyjął postawę hochsztaplera, który od początku do końca kłamie swym rozmówcom w żywe oczy i udaje, że jego film opowiada o czymś zupełnie innym, niż to jest w istocie.

ocenił(a) film na 7
atotocoto

Zastanawiam się nad tym, co napisałeś. Wydaje mi się, że przeceniasz twórców tego filmu, tak drobiazgowo śledząc manipulację w tym obrazie. Nadanie pewnych istonych akcentów poszczególnym scenom, czy wątkom, według mnie jest czasami dziełem przypadku. W tak skomplikowanym i tworzonym przez tak wielu ludzi dziele, jakim jest film, czasami sami twórcy się gubią. A tu tak misternie zaplanowana od pierwszego do ostatniego klapsa manipulacja ? Ale na kim ? Na polskich widzach ? Nieświadomych takiej złożoności naszej historii widzach zagranicznych ? Wyjaśniłeś na koniec swego postu, dlaczego oceniłeś "Idę" na 1. Przyjmuję to do wiadomości. Ale uznając siebie za kinomana, a do tego kinomana z Polski, nie mogę zrozumieć, dlaczego tak filmowy obraz, jak "Ida" oceniasz na poziomie "Och, Karol 2" ,czy "Kaca Wawa", czy wreszcie "Wyjazdu integracyjnego" ? Dopuszczając historyczną słabość tego filmu, który w żadnym chyba momencie w zamierzeniu jego Twórców nie miał za taki uchodzić, nawet uznając historię Polski tu ukazaną za przekłamaną, filmowo, podkreślam - filmowo nie widzę podstaw do tak skrajnej oceny tego filmu. Mówisz : filmu nie można oceniać, stosując wyłącznie kryteria filmowe, w filmie liczy się prawda i zgodność z rzeczywistością ? Czy tak ? Jezu, ile zatem wybitnych i doskonałych filmów musiało by polec na ołtarzu historycznej prawdy !! To chyba nie ta kategoria . Całkowicie usprawiedliwiona byłaby ocena przez Ciebie filmu "Ida" jako dokumentalnego, ale tutaj ? "Idę " uznałem za interesujący film, dając mu 6. Konwencja monochromatycznego obrazu w sposobie budowania kadrów, dramatyzm, lepiej jest oddany w "Papuszy" . Uważam, że "Ida" ma małe szanse na Oscara, a jak go cudem dostanie, to wpłyną na to czynniki pozafilmowe. I tu być może jest sens tej manipulacji, o której piszesz. Manipulacja nie nami, widziami, a manipulacja gremiami konkursowymi. Nie wiem, może tak ? A wypowiedzi twórców na temat ich filmów ? Artyści, to bufoni - to pewnik. Nie tylko bufoni pokroju Olbrychskiego, ale i "cisi" bufoni pokroju Zanussiego. Oceniać filmy artystów po ich wypowiedziach ? Darujmy sobie, oceniajmy wytwory ich potu w profesji, do której ciężko się przygotowywali. Była taka dyskusja o "Pod mocnym Aniołem", w wątku założonym przez niejakiego wubeEN-a, którego wkurzyło to, że Smarzowski mówił, że liczy na sukces międzynarodowy swojego filmu. Bufoniarska wypowiedź, co wcale nie ujmuje filmowi i temu, że na pustynii polskiej mizerii kinematograficznej, usłanej układzikami i interesami paru decydentów publicznych pieniędzy, Smarzowski jaki się jako polski Spielberg, jeśli chodzi o warsztat filmowy.

ocenił(a) film na 1
artiosso

Będę się jednak upierał przy określeniu “manipulacja”, ponieważ wydaje mi się ono w przypadku “Idy” najbardziej adekwatne. Nie mamy tu bowiem do czynienia z fałszowaniem konkretnych faktów historycznych, lecz z takim sposobem prezentacji fabuły i postaci, który pozwala otwarcie poruszyć pewne kontrowersyjne treści, bez stosowania agresywnych środków wyrazu (takich, jakich użyto na przykład w “Pokłosiu”), z jednoczesnym celowym pominięciem innych treści, niezbędnych do przedstawienia ukazanej w filmie rzeczywistości w sposób obiektywny i będący wyrazem dążenia do prawdy o tej rzeczywistości.
“Ida” celowo została zrealizowana w formie, jaką często wykorzystują twórcy filmów krótkometrażowych, polegającej na wyeksponowaniu warstwy plastycznej obrazu, kosztem psychologii postaci, które w tego rodzaju produkcjach są jedynie niewyraźnie naszkicowane. Twórcy nie chcieli jednak, by “Ida” była filmem krótkometrażowym, bo tej kategorii filmy nie mają szans na zdobycie popularności, na jakiej im zależało. Z drugiej strony, wiedzieli, że “Ida” nie może być 135 minutowym filmem zrealizowanym w konwencji realistycznej, bo wtedy ich manipulacja byłaby niemożliwa do zrealizowania. Idealnym rozwiązaniem okazało się zrobienie tego filmu w metrażu, umożliwiającym mu ubieganie się o nagrody na wszystkich liczących się festiwalach i konkursach w kategorii fabularnych filmów pełnometrażowych, a jednocześnie w maksymalnie “artystycznej” konwencji, opartej na mętnym intelektualnie przekazie i usprawiedliwiającej niedopowiedzenia i uproszczenia.
Piszesz, że w filmie nie wszystko musi być z góry zaplanowane przez twórców, że ostateczny kształt pewnych scen może nieraz być dziełem przypadku. To prawda. W historii filmu jest sporo filmów, w których wiele scen było w sposób spontaniczny improwizowanych na planie. Taki rodzaj pracy stosował na przykład John Cassavetes. Ale “Ida” nie należy do tej grupy filmów. Wręcz przeciwnie. Z opowieści samych twórców i aktorów grających w “Idzie”, wynika jednoznacznie, że na każdym etapie produkcyjnym, począwszy od scenariusza, przygotowania dokumentacji plenerowej i wyboru obiektów architektonicznych, a skończywszy na precyzyjnym reżyserowaniu każdego elementu gry aktorskiej, film ten był realizowany w sposób niezwykle przemyślany. Nie było tu absolutnie miejsca na tzw. pójście na żywioł. Twórcy chcieli pokazać dokładnie tylko to, co wcześniej z premedytacją zaplanowali. Jedynie dwa wątki fabularne były dla nich naprawdę ważne. Pierwszy, to wątek mordu dokonanego przez polskich wieśniaków na żydowskiej rodzinie, ukazanie faktu bezkarności Skibów i ich niechęci do zwrotu zagrabionej nieruchomości. Drugi wątek, to współpraca Żydówki Wandy Gruz ze stalinowskim aparatem terroru w latach pięćdziesiątych. Pawlikowski i jego dwaj operatorzy, wykorzystali całe swoje doświadczenie zawodowe i wszystkie swoje umiejętności do tego, by pierwszy z tych wątków uczynić maksymalnie dramatycznym i zapadającym w pamięć, a drugi, oddziałującym na widza wprost przeciwnie, czyli ostatecznie odbieranym przez niego jako poboczny, tłumaczący jedynie zgorzknienie i cyniczną postawę rozczarowanej swym życiem pani sędziny.
Postać tytułowej Idy jest w tym filmie tak naprawdę zupełnie nieistotna. Psychologiczne dylematy młodej kobiety, będącej polską zakonnicą żydowskiego pochodzenia, zdają się Pawlikowskiego zupełnie nie interesować. Świadczy o tym dobitnie zarówno jej niewiarygodny portret jako kobiety, jak i sceny przedstawiające jej świecką inicjację (sceny z młodym saksofonistą), które rażą naiwnością i uproszczeniem. Ida pełni w filmie jedynie rolę symboliczną. Ma symbolizować szerokie rzesze współczesnej izraelskiej młodzieży, która, zdaniem twórców “Idy”, koniecznie powinna dowiedzieć się o tym, że Polacy są im coś winni.
Pisząc o “Idzie”, zwracasz uwagę na jej walory formalne, na wyrafinowane kadrowanie, na dojrzałość zastosowanego warsztatu filmowego. Nie podzielam wprawdzie tych zachwytów warstwą formalną “Idy”, ale rozumiem doskonale, że wielu widzów wpada w tą pułapkę, bo chwaląc film czarno-biały, zrobiony w sposób bardzo niedzisiejszy, można przecież dołączyć do wąskiego grona koneserów ambitnego, artystycznego, niekomercyjnego kina. W przypadku takiego filmu jak “Ida” nie możemy jednak uznać, że zaprezentowana nam wizja artystyczna jest jedynie wyrazem intymnej wypowiedzi, zrealizowanej zgodnie z zasadą licentia poetica. Twórca filmu, dotykającego bolesnych faktów z niedawnej przeszłości i skomplikowanych relacji pomiędzy przedstawicielami różnych narodów, musi liczyć się z tym, że będzie przez widzów rozliczany również, a może przede wszystkim, z przekazu treściowego, jaki niesie ze sobą jego film. Twórca taki nie eksploruje bowiem prywatnych obszarów własnej psychiki lub własnych wspomnień, ale wkracza na teren, który jest własnością nas wszystkich.
Nie chodzi wcale o to, że film historyczny musi być koniecznie utrzymany w konwencji realistycznej i być próbą jak najwierniejszego odtworzenia nieistniejącej już rzeczywistości (jak na przykład “Pianista”Polańskiego). “Blaszany bębenek” jest dowodem na to, że również baśniowa opowieść, będąca dziwaczną mieszanką realizmu, surrealizmu, naturalizmu, symbolizmu, fantastyki i groteski, może być doskonałym sposobem na wyrażenie refleksji dotyczącej konkretnego okresu historycznego. W tego typu filmach ważne jest nie tyle ukazanie określonych wydarzeń historycznych w sposób całościowy, pełny, wyczerpujący, ile dążenie do wydobycia na wierzch pewnej prawdy uniwersalnej, ponadczasowej, ogólnoludzkiej, która skrywa się w dramatycznych losach postaci uwikłanych w Historię. Jeśli film jest mądrą, fascynującą, wiarygodną psychologicznie opowieścią o ludziach, a wydarzenia historyczne stanowią w nim jedynie tło, to pewne uproszczenia lub nieścisłości faktograficzne nie muszą automatycznie być dowodem manipulacji. Wynikają one po prostu z tego, że twórcom zwyczajnie zabrakło czasu na pełne rozwinięcie zasygnalizowanych jedynie problemów lub zagadnień.
W przypadku “Idy” nie mamy jednak do czynienia ani z próbą opowiedzenia ciekawej, uniwersalnej historii o ludziach, ani z dążeniem do ukazania obiektywnej prawdy o relacjach polsko-żydowskich, ani nawet z autorską, subiektywną wypowiedzią artysty-wizjonera. “Ida” została zrealizowana zgodnie z zasadami nazistowskich filmów propagandowych z lat czterdziestych, z tą tylko różnicą, że patetyczny ton zastąpiono w niej wizją plastyczną, kojarzącą się z ascetycznymi formalnie filmami artystycznymi z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Ogólną zasadą propagandy jest umiejętne posługiwanie się techniką manipulacji, w celu apelowania do emocji odbiorcy, a nie do jego rozumu.
Nienawidzę tego filmu, ale w przeciwieństwie do Ciebie jestem przekonany, że “Ida” zdobędzie jednak tego Oscara. Nie jest bowiem prymitywną, łatwą do zdemaskowania manipulacją. Jest majstersztykiem manipulacji.

użytkownik usunięty
atotocoto

"Scena pierwsza (trwająca zaledwie czterdzieści sekund, 09:05-09:45) przedstawia rozprawę sądową. Ubrana w togę Wanda Gruz siedzi za stołem sędziowskim i słucha w milczeniu wywodów śmiesznego prokuratora, który stara się dowieść, że fakt zamordowania człowieka szablą należącą do piłsudczyka jest wyrazem antysocjalistycznych poglądów oskarżonego. Scena ta jest celowo zrealizowana w ten sposób, by nadać jej humorystyczny charakter. Chodzi o to, by widz pomyślał sobie z lekkim rozbawieniem : "ale to były głupie czasy", zamiast pomyśleć : "był to czas strasznego terroru, nie ustępujący swą grozą czasom okupacji niemieckiej, czas, w którym rosyjscy najeźdźcy, rękami żydowskich kolaborantów, zamordowali znaczną część elity polskiego narodu". Dodatkowo scena ta ma bardzo niejednoznaczny wydźwięk, bo została celowo skonstruowana w ten sposób, by widz nie wiedział, czy facet siedzący na ławie oskarżonych jest istotnie mordercą, czy też jesteśmy świadkami jednego z tak zwanych procesów pokazowych, opartych na sfingowanych zarzutach."

Żeby pisać takie długie grafomańskie gnioty, trzeba mieć minimum wiedzy historycznej. Film dzieje się na początku lat sześćdziesiątych i nie jest to już "czas strasznego terroru, nie ustępujący swą grozą czasom okupacji niemieckiej". Ani też czas procesów pokazowych, w których skazywano na karę śmierci pod fałszywymi zarzutami itp.

Nie jest to też scena humorystyczna. Żeby wpaść na takie coś trzeba samemu być niezłym manipulatorem.

Wanda Gruz jako postać pozytywna? Nie rozśmieszaj mnie! Co jest pozytywnego w alkoholiczce i puszczalskiej, która spieprzyła sobie życie i już sama nie wie, po co żyje? Może dla Ciebie takie kobiety to są "równe babki", ale to tylko znaczy, że masz bardzo dziwny gust.

ocenił(a) film na 5

Mimo ze film dzieje sie w latach 60, to mnostwo jest odnosnikow do lat terroru. Wanda byla juz niemal na emeryturze, wiec byl to okres odwilzy po terrorze, co nie znaczy ze takie idiotyzmy sadowe sie nie zdarzaly. Jeszcze w latach 60-80 w Polsce zdarzaly sie historie ktore mrozily krew w zylach jak I wydawaly sie idiotyczne. Ale przyznac musze, ze motyw z szabla pilsudczyka to typowe podejscie lat 50tych.
Co do Wandy, kazdy ma inne podjescie do oceny osoby. Byla morderczynia na zlecenie system komunistycznego. Podobno prawdziwa Wanda nigdy nie wyrazila skruchy mimo ze dlugo zyla. Bylo wiele takich Wand, ktore nawet w latach odwilzy nigdy nie wyrazily skruchy. W tym filmie wyraznie widac ze Wande drecza jakies demony przeszlosci, ze ma problemy zycia z tym. TO wlasnie czyni te postac taka, ze niemal jej nalezy wspolczuc.
Ja osobiscie rozmawialem z wieloma obcokrajowcami (brytyjczycy jak I z krajow postkomunistycznych) po projekcji filmowej. Film generalnie sie podobal. Najciekawsze, ze bmlodzi ludzie, wrecz zapytali sie wprost, dlaczego Polacy mordowali zydow, I czy w wciaz w Polsce jest antysemityzm. Uwierz mi badz nie, ale takie pytanie padlo od 3 osob z 5 zapytanych. To jest wlasnie to co zapamietali z filmu. Co odpowiedzialem...ze byli to kryminalisci, ze antysemityzm byl czescia maszyny politycznej owczesnych czasow, I ze w Polsce wciaz mamy antysemityzm, tyle ze w formie bardzo lagodnej, tzn, nie palimy synagog badz nie niszczymy cmentarzy jak to mialo/ma miejsce w roznych czesciach swiata.

użytkownik usunięty
dabram17

"Podobno prawdziwa Wanda"

Jeśli komuś film fabularny i to taki, który nawet nie udaje, że odtwarza jakąś prawdziwą historię, myli się komuś z rzeczywistością, to na to już nie ma rady.

Jeśli uznamy, że artysta nie ma prawa do własnej wizji historii, to czym prędzej wyrzućmy z lektur "Pana Tadeusza", "Kordiana", "Dziady", bo tam dopiero są historyczne nieścisłości!

"mlodzi ludzie, wrecz zapytali sie wprost, dlaczego Polacy mordowali zydow"

Trzeba było odpowiedzieć, że - jak wspomniano o tym w filmie - to Niemcy przemocą wprowadzili ten zwyczaj i gorliwie dbali o jego przestrzeganie.

ocenił(a) film na 5

Tu nie chodzi mi o autentycznosc tej postaci, nawet jesli ma nawet identyczny pseudonim. Zreszta prawdziwa Wanda zmarla smiercia naturalna dlugo pozniej. Podalem ten przyklad, bo zastanawiam sie, z jakiego powodu scenarzysci posluzyli sie takimi 'zbiegami okolicznosci' dajac bohaterce taki charakterystyczny pseudonim. Mysle, ze z tego powodu aby bardziej urzeczywistnic postac.
Ja osobiscie nie mam nic przeciwko bo znam historie I czuje dystans do wolnej tworczosci, ale jesli taki film wprowadza pewien zamet w glowach osob nie znajacych historii, to uwazam ze cos moze byc nie tak.
To wprowadza element niecheci do Polskosci, zwlaszcza w momencie gdy pewne lobby stara sie usilnie podkreslac niechlubna historie wsrod Polakow z czasow wojny, motywy historyczne ktore stanowia niewielki ulamek calej historii polsko zydowskiej.
Poza tym w ten sposob powstaja stereotypy o Polakach, antysemitach. Podobnie jak Polacy to narod pijakow, co uwazam za przeszlosc, jakkolwiek wciaz slysze takie zarciki. Moze to nie przypadek ze Pawlikowski na koniec swojej, zreszta naprawde swietnej krotkiej przemowy, dziekujac ekipie powiedzial ze pewnie wszyscy sa juz pijani. No I jak tu walczyc z glupimi streotypami.
Ale zgadzam sie z kims kto napisal wczesniej, ze my Polacy jestesmy zbyt przewrazliwieni na punkcie wielu spraw.

użytkownik usunięty
dabram17

"nawet jesli ma nawet identyczny pseudonim"

Jaki identyczny pseudonim? Nie było żadnej prawdziwej postaci o pseudonimie "Krwawa Wanda".


"jesli taki film wprowadza pewien zamet w glowach osob nie znajacych historii"

Nie można obwiniać artysty o to, że ktoś czegoś nie zna, bo wtedy każdy utwór musiałby przypominać podręcznik wyjaśniający wszystko od podstaw i to tak, żeby nikt nie miał wątpliwości. Na tym właśnie polegał socrealizm - nie było wątpliwości, kto jest dobry, a kto zły i że nieśmiertelne idee Lenina na pewną zwyciężą... Tylko że nikt tych gniotów nie chciał oglądać.


"Podobnie jak Polacy to narod pijakow"

Ale akurat w tym filmie najwięcej pije Żydówka :-)


"my Polacy jestesmy zbyt przewrazliwieni na punkcie wielu spraw"

Ależ oczywiście. Dużo więcej krzywdy opiniom o Polsce i Polakach robią ci, którzy - tak jak atotocoto - udowadniają uparcie i bez sensu, jaka ta "Ida" jest strasznie antypolska. Przeczyta to cudzoziemiec i dojdzie do wniosku, że chyba coś jest na rzeczy, bo niewinny by się tak namolnie nie tłumaczył.

ocenił(a) film na 5

sorki, pomylilem Krwawa Wande z Krwawa Julka Wolinska, bo do jej postaci nawiazuje. Nie mowie ze to film oparty na biografii Wolinskiej, ale wiele dzinnikarzy redakcji, np. Wyborcza nawiazuje w tym filmie do historii Krwawej Julki.
Odnosnie pijanstwa, w tym filmie to nie jest motyw przewodni. Mowilem o pijanstwie w kontekscie stereotypow.
A co do antypolskiech wartosci w tym filmie, generalnie nie zwracalem na to uwagi bo po prostu znam historie Polski I to mnie nie ruszylo zbytnio. Dyskusja z obcokrajowcami w jakis sposob mocno mnie zaniepokoila. To bylo dziwne, jak z kims rozmawiasz szczerze I pada takie pytanie dlaczego w Polsce jest taki antysemityzm

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones