"Idealny mąż" zajmuje na mojej liście ulubionych filmów do których ciągle wracam zdecydowanie jedno z czołowych miejsc. Staroświecki wdzięk, subtelny angielski humor i komedia, której siła opiera się tylko na dwóch (ale za to bardzo solidnych) filarach: grze słownej i grze aktorskiej. Zero efektów specjalnych, gagów, parodii i innych powszechnie dziś stosowanych w komediach sztuczek. "Idealny mąż" to przede wszystkim koncertowy popis aktorski. Główna rola Ruperta Everetta jest po postu majsterszykiem i nikt mi nie powie, że tak nie jest!!! Również panie - Minnie Driver, Cate Blanchett i Julianne Moore - zagrały fantastycznie. Nie wiem jak za granicą, ale w Polsce "Idealny mąż" został stanowczo za mało doceniony. A wydaje mi się, że to jeden z tych filmów, które doskonale przetrwają próbę czasu i będzie tak samo bawić widzów za kilkadziesiąt lat, jak teraz.
Ja również lubię ten film, jednakże komedią bym go nie nazwała. Świetna kreacja Ruperta Everrtta, słaba gra Minni Driver, której postać mimo wszystko niezwykle mnie irytowała. Piękne kostiumy i dobre dialogi.
Film zasługuje na uwagę nie jako kolejna opowieść romantyczna (ani tym bardziej komedia), ale jako przedstawienie XVIII wiecznej Anglii z jej intrygami, obyczajami, miłostkami.
XIX-wiecznej. Co do filmu, rzeczywiście nie nazwałabym go komedią, choć w niektórych momentach można się było szczerze uśmiać. Postać Mabel bynajmniej mnie nie irytowała, mimo że nie przepadam za Minnie Driver. W zasadzie nie było w tym filmie nic, do czego mogłabym się przyczepić. Nie będę o nim rozmyślać po nocach, ale był uroczy, błyskotliwy, świetnie zagrany i chwytał za serce... Poza tym dwoje z moich ulubionych aktorów-Rupert Everett i Cate Blanchett. Jak mogłoby mi się nie podobać.