Film nie wnosi nic ponad to, co zostało już pokazane np. w "Barwach kampanii". Fabuła logiką przypomina nieco brazylijskie tasiemcowce: "tak się akurat złożyło, że ona będąc w związku z jednym z członków sztabu wyborczego, przespała się z kandydatem, zaszła w ciążę (na pewno z nim, nie z partnerem), a w międzyczasie kilkukrotnie, nie wiadomo po co, przespała się z głównym bohaterem - również członkiem sztabu". Po co ona z nim spała - skoro miała faceta, a kandydat niewątpliwie zapłaciłby za aborcję? Wątek dziewczyny dużo psuje w tym filmie, a jest, niestety, wątkiem głównym.
Ciekawszy jest natomiast wątek stopniowego wzrastania apetytu na władzę głównego bohatera. Podoba mi się konstatacja, że wygranymi, oprócz kandydatów, są również, a może przede wszystkim, szefowie ich sztabów - kandydaci się zmieniają, a szara eminencja pozostaje...