Moim zdaniem jego gra była tu bardzo irytująca. Nie widać wspólnego mianownika między
narratorem, a graną przez niego postacią.
a jak się miał zachowywać ? Był młodziutkim kandydatem na mnicha, nie wiedział co i jak w świecie klasztoru, czuł się zagubiony pośród innych mnichów, do tego postać dziewczyny, którą przeleciał i zgrzeszył. Nie zapominaj też, że w tym przypadku klasztorem wstrząsały zbrodnie, żyć w miejscu, gdzie co chwilę ktoś ginie to nie jest najbardziej przyjemna sytuacja.
Przecież między młodym bohaterem a narratorem było z 70 lat różnicy więc czego oczekujesz, że będzie tak samo rozważny i mądry?
Wspólny mianownik jest na końcu filmu, gdy młody opowiada już z perspektywy doświadczonego starca. Jasna sprawa że młody szczawik nie miał prawa się mądrzyć w filmie. Miał zagrać żółtodzioba i bardzo dobrze to zrobił.
A moim zdaniem jego postać to jeden z najjaśniejszych punktów filmu. Młody, niedoświadczony, zagubiony, zapatrzony w swojego mistrza jak w obrazek. Do tego dochodzą dylematy dorastania, tym cięższe, jeżeli wziąć pod uwagę, że przeznaczono go na mnicha. Slater zagrał świetnie. Razem z Connerym tworzą jeden z lepszych, w mojej opinii, filmowych duetów. Poza tym jak, twoim zdaniem, miałby być widoczny wspólny mianownik między narratorem a chłopcem, granym przez Slatera...? To ta sama postać, owszem, ale starsza o kilkadziesiąt lat, doświadczona przez życie.