Wyszło naprawdę dobrze. Było zarówno sentymentalnie, puszczane oczko w stronę fanów starych części jak i dla nowych odbiorców.
Ciekawa historia, wartka akcja czyli to co pokochaliśmy w starych filmach.
Negatywne recenzje podejrzewam, że wzięły się z braku LGBT (albo coś przeoczyłem) albo tego, że główna bohaterka nie grała cały film pierwszych skrzypiec stając się nowym Indianą.
Trzeba jej za to oddać, że wprowadzona postać kobieca w końcu miała jakiś sens i Phoebe naprawdę zagrała bardzo fajnie.
Uważam, że zamknięcie historii Indiany wyszło bardzo dobrze i na pewno będę wracać do tej części w przyszłości jak do trzech pierwszych. (O Kryształowej Czaszce po prostu zapomnijmy) :)
Wierzysz w to , że ta część będzie ostatnia? W 1989 roku "Ostatnia krucjata" miała wszystkie elementy by trylogię spiąć i co się stało? A no producenci uznali, że nostalgia nadeszła i trzeba kontynuować. Czwarty film nie sprzedał się tak dobrze jak zakładano, więc wytrychem przy części piątej jest "OSTATNI FILM O PRZYGODACH INDIANY JONESA" (ponownie). Jak zarobi, to będą kombinować pewnie z nowym aktorem i robić kolejne osadzone w latach 30-40
Możliwe, że zrobią jakiś spinoff, ale myślę, że samemu Indianie dadzą już odpocząć :)
Technika poszła tak do przodu, że szósty film z Indianą może być w całości ogarnięty przez AI, które będzie generowało aktora tak jak powinno. Za kilka lub kilkanaście lat będzie można zobaczyć filmy, których jeszcze kilka lat temu nie dałoby się zrobić technicznie. Po prostu grać będzie inny aktor, a AI będzie zamieniać jego mimikę i ruchy w postać aktora, który już nie żyje lub nawet nigdy nie istniał. A w dalszej kolejności AI może ogarniać samodzielne generowanie aktora bez używania do tego człowieka - byle wiedziało co aktor ma zrobić zgodnie ze scenariuszem. Niedługo filmów w pełni animowanych nie będzie się dało odróżnić od filmów w pełni aktorskich. Avatar dał tego przedsmak. Jaki zysk? Niedługo wygenerowanie aktora przez AI będzie tańsze niż gaża przeciętnego aktora. Pojawi się to samo co w przypadku CD z lat 1980 - wszyscy późniejsi aktorzy będą musieli konkurować z tymi, którzy już są dziadkami lub nie żyją. Tak długo jak producentom opłacać się będzie wskrzeszać trupy i robić kolejne filmy z nieżyjącym już Schwarzeneggerem, Fordem i innymi gwiazdami kina komercyjnego, tak długo będą pojawiać się kolejne sequele, prequele i spin-offy starych filmów. Dlaczego? Bo ludzie lubią to co już znają i aż tak bardzo nie pragną czegoś nowego co pokazują wyniki sprzedaży coraz nowszych filmów. Kiedyś dobry film potrafił pomnożyć zainwestowane pieniądze kilkaset razy. Dzisiaj nawet bardzo dobry współczesny film zwróci się może 2-3 razy, a często nie osiągnie przychodów w postaci budżetu, czyli zrobi klapę finansową. Inwestorzy patrząc na film szacują ile razy pomnoży ich inwestycję, a nie jak wielki będzie przychód. Na przykład Avatar 2 zarobił może 4 razy zainwestowaną sumę i to jest już dzisiejszy sufit. Przynajmniej do czasu, aż wpadnie jakiś młody mający coś świeżego i znowu zacznie się dla niego epoka zysków liczonych w dziesiątkach tysięcy procent. Chociaż to wybitnie mało prawdopodobne bo zjawisko lat 80-tych poprzedniego wieku gdy pojawiła się jednoczesna eksplozja nowości zarówno w muzyce (punk/rock i inne), w kinie (np. Star Wars/Back to Future itp.) i w technice (komputery osobiste i CD) chyba długo się nie powtórzy. To był unikalny moment w czasie, który może się powtórzyć dopiero po kolejnej wojnie światowej/generalnym przełomie w nauce/zagrożeniu egzystencji całej ludzkości.
Tak na marginesie współcześnie ludzkość ma do pokonania tak ciężkie tematy jak przetrwanie życia na Ziemi, zjednoczenie krajów demokratycznych w jeden rząd światowy, likwidacja państw rozbójniczych Azji centralnej oraz rozproszenia broni atomowej. Nie wiem jak myślą inni, ale współczesne dzieci i wnuki będą mieć naprawdę przesrane. I kino musi to uwzględniać równie konkretną rozrywką.
no i prosze, tydzień po tym jak napisałem:
NEW REPORT
From Fleabag to Fedora, Phoebe Waller-Bridge is cracking the whip on her own Indiana Jones spinoff!
W sumie racja z tym LGBT, nawet przez chwilę na początku seansu zastanawiałem się czy będzie jakaś "wrzuta". Skoro jednak nie było LGBT to czy to znaczy, że powinienem zwiększyć wycenę? <BR><BR>
Nieee... dla mnie te 2,5h to zbyt długo. Nie zgadzam się z tym, że akcja była wartka.... tzn. może dla dziadziunia Jonesa tak było ale mi ten film strasznie się dłużył. <BR><BR>Dla mnie ta podróż nie była jakaś bardzo sentymentalna. Nie pamiętam już dokładnie poprzednich części i zastanawiam się czy to właśnie przez to ostatni film z Indianą jakoś mnie nie porwał.
Pełna zgoda. Przyjemność i frajda. Szybko zleciało, super Phoebe, poprawny villain, angażująca część :)
Co za głupie gadanie, gdyby były wątki LGBT to też byłoby narzekanie, tylko w drugą stronę, poza tym akcja filmu dzieje się w innych czasach i taki wątek nie pasowałby do czasów.
Prawdopodobnie część krytyków w Cammes nie lubi tego typu kina i oczekiwała nie wiadomo czego a to jest po prostu stary, dobry Indiana Jones, nic więcej i dla mnie jako fana to bardzo dobrze.
Czasem nie upychają wszystkiego na raz, ale feminizm check i niepasujący do czasów murzyn check. Absurdów też więcej niż we wszystkich poprzednich częściach razem wziętych.
Kwestionuje możliwość istnienia czarnej agentki CIA czy skąd ona tam była. Ale w tym całym potoku absurdów to i tak pikuś
to po prostu marny film,pełny głupotek scenariuszowy i postaciami pisanymi tak że są irytujące ale szczerze mówiąc po kiepskiej kryształowej czaszce nie miałem wielkich oczekiwań
Nie no spoczko był, angażujący, nie dający odpocząć przez cały czas metraż. Natomiast rażą nagromadzone głupotki i zbiegi okoliczności. Choćby to, że naziole zawsze, ale to zawsze byli o miejscu i czasie. Serio ekipa Bandera, nie wychwyciła, że zbliża się niepokojący statek ?. Trzy minuty to wystarczający czas, żeby wyłonić się zza horyzontu, i w dodatku dotrzeć do łodzi ?