PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=216910}
6,2 11 231
ocen
6,2 10 1 11231
6,0 20
ocen krytyków
Inland Empire
powrót do forum filmu Inland Empire

Juz nie moge sie doczekac!!!!!! Uwielbiam filmy tego czlowieka, sa strasznie zamotane......

T_M_K

nie wiem ile razy już to powtarzałam, ale on wswoich filmach przeprowadza psychoanalizę, godną freuda.
i także doczekać się nie mogę,
pozdrawiam (:

histoire_du_cinema

ile? /klasjdhaksdjhkasdjhakdjhakdja kjdhaskjd- musialem to dopisac bo byl 'za krotki'/

histoire_du_cinema

ile? /klasjdhaksdjhkasdjhakdjhakdja kjdhaskjd- musialem to dopisac bo byl 'za krotki'/

T_M_K

Jeżeli to w tym filmie ma zagrać Weronika Rosati to ja juz jestem przerazona co z tego filmu im wyjdzie mam nadzieje, że moje obawy się nie spełnią :)

Potepiona

nie błagam, nie ona :| tzn, nie chcę się zniechęcać do filmu przed porjekcją.

niecierpliwię się ;)

histoire_du_cinema

ale dern i theroux ( za poprzednie lynchowskie role ) bardzo mi odpowiadają. o ironsie nie wspominając.

histoire_du_cinema

Tez jestem ciekaw nowego Lyncha. W ostatnich latach zaliczyl ewidentny spadek formy i wyrazny kryzys artystyczny, ale moze uda mu sie odzyc i stworzyc cos lepszego od koszmarnie slabej zagubionej autostrady czy mullholand drive. Daje mu jeszcze jedna szanse;)

maku_3

Ja ze skrajnie innych powodów też mu dam szansę...

maku_3

wiadomo, że ogustach się nie dyskutuje ale określenie takiego filmu jak "Zagubiona autostrada" jako "koszmarny" to już przegięcie - ten film jest przynajmniej bardzo dobry. Świetnie zrealizowany, genialnie wyrezyserowany, ze swietnymi zdjęciami i muzyką [chyba najlepszy soundtrack po "Pulp Fiction"] a to, że go nie można do końca zrozumieć nie jest absolutnie żadnym argumentem przeciwko, gdyż film ma tzw. konstrukcję koła a należy go odczytywać poprzez poetykę marzenia - araczej koszmaru - sennego pewnego małrzeństwa/męża. Że pozwolę sobie zacytować pana Adama Garbicza, który na łamach miesięcznika "Kino" napisał m.in.: "(...) Ukryty komunikat w świecie obrazów należał od dawna do tradycji malarskiej. Nieraz współcześni z łatwością go odczytywali, potem zaś umiejętność zanikała. Kultura się zmienia. Dla nieświadomego socrealisty "Wesele chłopskie" to słuszne dzieło portretujące lud; tymczasem Breughel namalował moralitet chrześcijański. Czy koniecznie trzeba to wiedzieć? Nie. Wrażliwi na piękno odbierają je intuicyjnie. Im dalej na wschód, tym mniej dostępne są nam znaki i symbole: w ikonach, mandalach, gestach teatru japońskiego. Gdy jednak ich sztuka uderza w nasze struny, kusi też, by poznać zakodowany sens.
W filmie (tym bardziej od czasu, gdy stał się dźwiękowy) wrogiem intuicyjnego odbioru jest fabuła. W kinie popularnym dwie ostatnie dekady to już triumf historii czytelnych na prostym poziomie, zarazem zaś bardzo żwawego rytmu opowieści, co naturalnie podnosi atrakcyjność, ale nie daje czasu na zastanowienie. Jakie są skutki, nie trzeba tłumaczyć. Z drugiej strony - oswojenie z sygnałami i skrótami filmowego języka pozwala łatwo pojąć intrygę, która kiedyś bywała nieprzeniknioną zagadką; nie do wiary, ale tak działo się choćby z "Bullittem".
W tamtych czasach literalnie nikt w Polsce nie pojął "2001: odysei kosmicznej". O straszny ból głowy przyprawiała "Persona". Co nie jest wprost opowiadanym ciągiem zdarzeń, może być kompletnie niekomunikatywne: wyobraźmy sobie bezradność Koreańczyka - kogoś z równie starej co żydowska, lecz odmiennej kultury - w spotkaniu z "Sanatorium pod Klepsydrą". Japończycy nie potrafili się odnieść do "Rashomonu", swojego wprawdzie, lecz opartego na modernistycznych ideach z Zachodu i przez to obco niejednoznacznego. "Piknik pod Wiszącą Skałą" był zrazu zupełnie przez naszych widzów odrzucony. Nie chciano czegoś, czego się nie rozumie.
Każdy z tych przypadków mocno się jednak różni od innych. "Piknik" uwodzi przeczuwaną tajemnicą (której nie da się objaśnić, lecz można ją wielorako interpretować); w "Rashomonie" sensem jest właśnie wielość interpretacji konkretnego zdarzenia; "Sanatorium" ma tak skomplikowaną konstrukcję oniryczną, że w ocenie jej wierności wobec własnej kultury pomylił się... Artur Sandauer (a jednak wszędzie zdołano sensualnie odebrać urodę tego filmu). Kubrick wykreował obrazy do nieznanej u nas filozoficznej fantazji futurologicznej: zabrakło więc kodu dostępu, niezbędnego, by "Odyseję" odbierać intuicyjnie. Tak właśnie, w odpowiedzi stropionym widzom, radzono przyjąć "Personę". Ha, kiedy z filmem Bergmana nie da się tego zrobić, ponieważ trzeba dokładnie pojąć powody zachowań obu bohaterek; tymczasem ów owoc kryzysu egzystencjalnego mistrza jest wzorowym przykładem typowej dla kultury zachodniej nadprodukcji znaków w pragnieniu ogarnięcia istoty rzeczy, jak ujmuje to Roland Barthes.

David Lynch sam zaleca widzom, by oglądając jego filmy wsłuchali się w siebie i zawierzyli intuicji; ale nikt aż tak jak Lynch nie mnoży specyficznych detali przy równoczesnym gmatwaniu konstrukcji. To strategia zaintrygowania młodego widza w czasach, gdy ugruntowana już jest teoria katastrof, fizyka tropi doświadczalnie antymaterię i rozpatruje dużo więcej niż cztery podstawowe wymiary, a astronomia zagląda do czarnych dziur. To także strategia przeciwstawienia się banałowi kina hollywoodzkiego, choć wciąż poprzez zabawianie widza, dawno oswojonego z campem. Skutek wygląda tak, że nawet ci, co to lubią, bywają po jego filmach zagubieni, ci zaś, co lubią znacznie mniej, dopieszczają kosztem Lyncha własne frustracje. Ostatnio znów naliczono mnóstwo ofiar na trasie Mulholland Drive.
Sprzyjała temu, bez wątpienia, także zachęta promocyjna: rozwiązujcie tę zagadkę! Konsekwentnie jednak, skoro taka jest strategia, odpowiedź nie może być na poziomie telekonkursu TVP SA. Powątpiewano natomiast, czy historia w ogóle ma sens i czy sprawcy zabawy nie wiodą naiwnych na manowce. Cóż; może warto przypomnieć, że porządni Amerykanie nie tolerują oszustwa. Lynch zamyka swoje opowieści w logicznych strukturach - z jedynym (ale wymuszonym) wyjątkiem "Miasteczka Twin Peaks": powodem było nienakręcenie planowanej trzeciej części. Tajemnica "Mulholland Drive" ma proste wyjaśnienie.
Zarzuty szły jednak dalej: chaos tej opowieści, przeróbki odrzuconego przez telewizję ABC pilota serialu, jest partackim rezultatem ratowania nakręconej poprzednio taśmy, Lynch zaś uprawia grę nihilistyczną i jałową, której niuansów, być może, sam nie ogarnia. Taka opinia to już poważniejsza pomyłka: bo film ma perfekcyjną precyzję budowy - jeśli odkryje się, co jest tu budowane w czasach, gdy w kinie został już oswojony tryb przypuszczający i warunkowy (ze szczególnie pięknym rozwinięciem struktury wstęgi Möbiusa w "Zanim spadnie deszcz" Mančevskiego, a także, właśnie, Lyncha w "Zagubionej autostradzie"). "Mulholland Drive" ma nadto wielkie bogactwo nie tylko pomysłów formalnych, lecz także nawiązań do motywów z przedstawianego świata, którym jest wewnętrzne królestwo Fabryki Snów. Tak, Lynch przekształcił materiał nakręcony przed dwu laty, wpadłszy na pewien pomysł; i zrobił to imponująco.

Bunuel zgłębiał prawdy o naturze ludzkiej. Najbardziej - o jej czarnych przepaściach, na przekór optymistycznym ideologiom i naiwnym nadziejom, które zawsze wykorzystają chciwi i pożądliwi drapieżnicy. Lynch, który objawił się w 1977 roku niemal jak surrealistyczny zmiennik mistrza, czyni to samo i z nie mniejszym poczuciem humoru, choć oczywiście dla zupełnie innych widzów. W kraju kina różowego snu tworzy jego czarne lustro. Stąd też kłopoty z rodzimymi producentami. Ale nie ucieka od miasta, w którym żyje i które go fascynuje: skoro jego demonów nie chcieli szefowie ABC, Lynch opisał je za pieniądze z francuskiego Canal+. Jak Joyce wiódł nas z Leopoldem Bloomem przez Dublin, tak on, na skromną miarę dwuipółgodzinnego filmu, znalazł sposób oprowadzenia po Hollywoodzie, z użyciem swej stałej dychotomii czeluści egzystencjalnych i optymistycznej amerykańskiej bajki Krainy Oz.
Fanaberie nihilistyczne i jałowe? Kto nie rozumie Lyncha ani po "Człowieku-słoniu", ani po "Prostej historii", powinien chyba dać sobie spokój z krytycznym roztrząsaniem jego wartości i pokornie oddać się prywatnemu podziwianiu mniej fatygujących regionów kina, typu "Znamy tę piosenkę" - zawodzi go bowiem także odbiór intuicyjny, zalecany widzom zbyt kartezjańskim. Oniryczny punkt zwrotny "Mulholland Drive", bardzo podobny do tego z "Blue Velvet", jest szczególnie typowy (kamera wnika pod karminową pościel), odpowiednio zostały dodane szczegóły charakteryzacji postaci i niuanse zaznaczone aktorsko (świetna Naomi Watts), jest nawet rada bezpośrednia: "Chcę, abyś pomyślał i przestał być mądralą". Dostarczona przez Kowboja, daje szansę na uniknięcie piekielnej zaiste pułapki - wynikającej z tego, że potrzeba myślowego punktu oparcia nie pozwala nam zrewidować tego, co uporządkowaliśmy sobie i ugruntowali po dwóch już godzinach projekcji. A tu trzeba zmienić wyobrażenie o osobie bohaterki i stanie rzeczy!
Scena na ranczo zwraca też uwagę na główny temat: jest nim filozofia nastawienia życiowego. Rozwinięty w alternatywnych losach głównych postaci, ma małe symboliczne dopełnienie w epizodzie chłopca z baru pod Perskim Okiem (!), gdzie Lynch wprowadza także pierwszą postać symboliczną: Śmierć, potem wyposażoną w Niebieskie Pudełko. Nie jest to jednak pudełko do dręczenia widza, jak w "Piękności Dnia"; można je różnie pojmować, najpewniej jednak przechodzi się przez nie w zaświaty. Przejście sygnalizuje podwójny niebieski klucz, w kształcie realnym i imaginacyjnym. Kluczy otwierających sezam znaków "Mulholland Drive" jest oczywiście więcej: nawet bez oddzielnej analizy można zauważyć reguły samousprawiedliwiającego snu bohaterki. Próżno upiększa w nim prawdę, bo dosięga ją w końcu groza popełnionego czynu i - już w obłędzie - szyderstwo staruszków, rzeczników Fortuny (kim są w rzeczywistości? Może dziadkami z Ontario). Sen biegnie stopniowo przez czas nie tyle coraz bardziej zużyty, coraz bardziej przetarty - jak w "Sanatorium pod Klepsydrą" - lecz coraz bardziej paniczny i cmentarny. Klub Silencio to świat umarłych, choć obecnych dzięki rejestracjom.
Tym bardziej, że w "Mulholland Drive" zwiedzamy Hollywood. Da się tu odkryć całkiem spory zbiór rozjaśniających obłąkaną jazdę do grobu, dowcipnych nawiązań do jego kuriozów i Mocy, jego klisz i jego postaci. Wątpliwy jest może jeden pomysł: skojarzenie Rity Hayworth - zniszczonej przez chorobę Alzheimera - z amnezją. Błyskotliwymi popisami są natomiast pastisze z "Ojca chrzestnego" (szczególnie pierwszy: mafiosi chcą zmiany w obsadzie) i "Pulp Fiction" (pechowe przypadki płatnego zabójcy). Wśród innych gadżetów kinofilskich mamy też hołdy dla mistrzów: dla Hitchcocka z "Zawrotu głowy", Bergmana z "Persony", a nawet Rivette'a ("Celina i Julia płyną łodzią" w perypetiach śledztwa Betty i Rity).

"Mulholland Drive" to tragiczna historia kanadyjskiej dziewczyny, która przyjechała po aktorską sławę do Los Angeles, przeżyła niepowodzenie i nieszczęśliwą miłość do bardziej fortunnej Camilli, straciła równowagę psychiczną, zleciła zabójstwo kochanki i po jej śmierci strzela sobie w głowę. Przekaz tworzy pięć nierównych części: reminiscencja w prologu (3'), oniryczne rojenia (111'), relacja bezpośrednia (4'), seria retrospekcji subiektywnych i obiektywnych (16') i paranoja ostatnich chwil samobójczyni (7'). Reszta jest milczeniem (silencio).

Cóż warte tu jednak odsłonięcie konstrukcji? Cały dowcipny a mroczny urok daje podróż po jej tajemnych zakamarkach, przez labirynt umysłu Diane Selwyn.

Film bywa snem".
Nic dodać nic ująć ;-)

użytkownik usunięty
radex78

O kurczę, to chyba najdłuższa wypowiedź w dziejach Filmwebu. Ja uważam, że... masz rację! Jeśli chodzi o "Inland Empire", to czekam z niecierpliwością, bo choćby dla znakomitej Karoliny Gruszki u samego Davida Lyncha warto!

maku_3

"W ostatnich latach zaliczyl ewidentny spadek formy i wyrazny kryzys artystyczny, ale moze uda mu sie odzyc i stworzyc cos lepszego od koszmarnie slabej zagubionej autostrady czy mullholand drive."

Eee przepraszam czy to jest prowokacja? Przecież to są, po Eraserhead jego dwa najlepsze filmy. O_o

Travis

Napewno jest to prowokacja, chyba że maku ma 15 lat i filmy Lyncha są dla niego za trudne. Ja również nie moge sie doczekać Inland Empire.
W dodatku David Lynch otrzyma Złotego Lwa za całokształt twórczości na 63 festiwalu w Wenecji, gdzie zaprezentuje swój najnowszy film.
Chciałbym zobaczym relacje z wręczenia tej nagrody ;)

T_M_K

Zgadzam się z przedmówcą.To właśnie głównie takimi filmami jak Zagubiona autostrada czy Mulholland drive Lynch zaistniał w wielu umysłach.Przedtem był tylko jednym z wielu mniej lub bardziej cenionych reżyserów.

ocenił(a) film na 10
marianus_2

nooo... przynajmniej są tu jeszcze jacyś rozmówcy na poziomie :)

aha - czy ty przypadkiem nie masz stacy keibler na swojej "fotce"??

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones