Choć to nie jest nawet film. Szkoda. Można się czegoś w tym doszukiwać, wolna wola, nie zostało to jednak sensownie ubrane. Można znaleźć jakieś aluzje do 8 i pół, do Persony, do Bulwaru Zachodzącego słońca czy Lśnienia. Lecz wszystkie tamte wybitne dzieła to były filmy, to nie. Lynchowi zabrakło pomysłu na spektakularne przedstawienie swej wielowymiarowości wszechświatów do których tak chce się zbliżyć. Do tego trzeba budżetu a nie prymitywnej, offowej maniery.
Garaż Hermetyczny Moebiusa ma sens, i jest wizyjny. Inland Empire jest głupkowate i zwyczajnie prymitywne.