Bedac w kinie ten film mnie zahipnotyzowal :) chyba pierwszy raz mialem takie cos. NAjbardziej podobalo mi sie jak glowna bohaterka umierala, a tu nagle kamera odjezdza i sie okazuje ze to tylko scena filmu. Powiedzialem tylko "aha".
Witaj w klubie :) Ja miałem tak, że najpierw oglądałem "Inland..." ze zmarszczonymi brwiami, potem otwierałem coraz szerzej oczy i poczułem, jak odlatuję (a byłem trzeźwiutki). Za drugim razem było podobnie. Też najbardziej podobała mi się scena śmierci, gdy bezdomna pokazywała Nikki zapalniczkę i powiedziała: "Pokazuję ci światło. Płonie jasno przez całą wieczność. Nigdy więcej błękitnego jutra." Ciary mnie przeszły.