A gdyby mieszkańcy ziemi z Interstellara obejrzeli Marsjanina, wiedzieliby że trzeba rozwiązać krok po kroku ileś tam problemów używając głowy, a nie zostawali wszyscy farmerami (jak to na samym początku przyznała Merph) tylko po to by uprawiać i tak ginące zboża, zamiast szukać rozwiązania. No przecież bierne czekanie na śmierć to tylko i wyłącznie to co normalnie ludzie w trudnych sytuacjach robią.
Ale nie, woleli oglądać Shyamalana i zorganizować marnie przygotowaną wyprawę w kosmos, w nieznane, bez wielu istotnych danych i dowódcy za to z człowiekiem, który zupełnie nie był przekonany do misji, no ale przecież trzeba było pokazać jego ckliwą tęsknotę za córką i wieczne dyskutantko z pozostałymi członkami jaki to on biedny, bo nie może być teraz z rodziną. Bo przecież wcale nie miał świadomości, ze misja jest bardzo ryzykowna i niesie z sobą pewne konsekwencje (niezależnie od tego czy był oszukany, czy nie). A NASA na pewno nie była w stanie znaleźć innego wystarczająco dobrego i za razem przekonanego do misji pilota bo przecież on sam siebie wybrał, a ci z NASA nie umieją w logiczny sposób skorzystać z mózgów.
Ja już nie wspomnę o krytyce przedstawionej w filmie astrofizyki, bo na tym dobrze się nie znam. Wiem tylko, ze już samo przejście przez czarną dziurę jest niemożliwe: zabójcze promieniowanie gamma; zwężanie się; kolizja ze wszystkim co zostało tam wciągnięte, co skutkowałoby rozwaleniem statku...
Podsumowując: film jest tylko tanią grą na emocjach. Jest marnie stworzony, pełen dłużysz, a scenariusz strasznie leniwy. No na plus mogę wymienić naprawdę dobrą grę aktorską i niesamowitą scenę śmierci jednego z naukowców, zdaje się Manna. Ta cisza...