Film nawet bardzo mi się podobał - najlepszą rolę odegrał właśnie Elmont. Był przystojny, często potrafił mnie rozbawić: porównałabym go do Ciastka ze Shreka; tyle, że był on ludzkim ciastkiem (dosłownie;). W filmie kilka zakłamań, co czasów fabuły, ale to, że zostało ukazane to w zamierzchłych czasach dodaje temu filmowi jedynie uroku :)
Fakt, bardzo pozytywna postać i nawet zabawna. Ale musiał być świetny, bo grał go McGregor. Osobiście podobała mi się scena, w której rycerze podnosili most zwodzony, a Elmont nie tylko wydawał rozkazy, ale w którymś momencie sam przyłączył się do reszty. Podobnie zresztą nieco później zachował się król. Właściwie w filmach to typowe zachowanie bohaterskich przywódców, ale i tak w przypadku Elmonta wygląda to dobrze. No i zabawna scena końcowa, w której role się odwróciły ("Coś za mną jest, prawda?").