Tom C. wyprodukował film klasy b z sobą w roli głównej. Facet ma 1,70 wzrostu i uznał, że może spokojnie zagrać potężnego gościa o wzroście 195cm. Scenariusz i cały film w porównaniu z książką kojarzy mi się z kiepskimi produkcjami z czasów VHS. Moim zdaniem stracone 2 godziny.
Podzielam ww opinię, po prostu komedia, to tak jakby w roli hobbita osadzić Clinta Eastwooda. Ale faktem jest, że on to produkował, więc mógł sobie robić co chciał. W porównaniu do książki zdecydowanie dużo gorszy. Jedynie dla wielbicieli Lee Childa oraz dla miłośników kina klasy b.
Poza tym nadyma się wobec osiłków, którzy go atakują, jak mały Jasio do szóstoklasisty, bo wie że mama zaraz po niego przyjdzie. T.C jest w tej roli po prostu żałosny i niewiarygodny.
Akurat tu mi jego wzrost specjalnie nie przeszkadzał. Film był za to naprawdę słaby, lepsze momenty tonęły w chaotycznym scenariuszu. 4/10
Jakieś dwie i pół godziny temu skończyłam książkę, przed chwilą film. I jak jeszcze nigdy nie skomentowałam żadnego filmu tak stwierdziłam, że ten muszę. Nie dość, że film z książką miał nie wiele wspólnego to jeszcze był bardzo nudny. Dawno nie oglądałam tak nieciekawego i (mam wrażenie, że na siłę) przedłużanego filmu. Tak się cieszyłam, że w końcu będę mogła zobaczyć ten film (wolę najpierw przeczytać książkę, a potem obejrzeć film), a tu takie rozczarowanie. Szkoda.
Jak juz ktos napisal film ma nie wiele wspólnego z ksiazka a zakończenie to juz zupełnie inna bajka. Zakończenie? Zle sie wyraziłem. Jakies ostatnie 20% książki to film o czymś innym. Przekładając na film to jakies 40 ostatnich minut zupełnie rozmija się (alternatywna rzeczywistosc) ale nie będę zdradzał szczegółów. I chyba dlatego na osłodę Lee Child dostal role policjanta na posterunku. Żeby sie nie awanturował. Gdybyż tylko miał krawat...