To chyba takie trio "must have" w każdym filmie stamtąd, że albo coś o żydach, albo jakiś "słodki" pedałek czy lesba, a jak nic z powyższych, to na bank będzie coś o czarnych, albo innych beżowych ciapakach.
Jak się jednak trafi coś bez tego z tej listy, to albo niskobudżetowa produkcja, czyli bez namaszczenia przez żydogejowski klan, albo jakiś horror, gdzie szlachtują białych strasznych zacofanych i ciemnych katoli.
Warte zauważenia, że gdy się te cechy kumulują tzn. występują łącznie, wtedy przeważnie sypią się żydowskie pozłacane statuetki...