PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=31722}
7,1 2 086
ocen
7,1 10 1 2086
6,7 3
oceny krytyków
Jeździec znikąd
powrót do forum filmu Jeździec znikąd

Klasyczny western

ocenił(a) film na 7

Absolutna klasyka - czyli wszystko to, co we wzorowym westernie powinno być - ni mniej, ni więcej. Jeździec znikąd, konflikty farmerów z bandami kowbojów, zapyziałe miasteczko, piękne krajobrazy, nachalne moralizatorstwo, przegadane sceny, fantastyczne pojedynki. Szkoda, że druga część filmu nie dorównuje pierwszej (po walce w barze, gdy bandyci już wiedzą, z kim mają do czynienia, emocje nieco opadają i niestety nie wracają do tego samego poziomu; sytuację ratuje trochę postać rewolwerowca Wilsona). Chciałoby się, żeby Shane do końca pozostawał w cieniu, nie pokazywał swoich umiejętności i godził się na poniżanie, by w finale dopiero dać prawdziwy popis!
Dobrze zrealizowana scena bójki Ladda z Heflinem; przypominała mi trochę bójkę z "Dusz czarnych" Kinga Vidora. Tam walczących przesłania para, dym, mrok, zagłusza świst lokomotywy. Tutaj obserwujemy walkę jakby z perspektywy spłoszonych zwierząt, zza ogrodzenia, z żabiej perspektywy; spłoszone bydło lepiej wyraża dramatyzm sytuacji niż sucho pokazana potyczka.

ocenił(a) film na 7
Amarcord

chyba pomyliłem filmy. Wspomniana przeze mnie scena bójki nie była w "Duszach czarnych" tylko w "Dachach Paryża" Claira.

Amarcord

"...ni mniej, ni więcej. Jeździec znikąd, konflikty farmerów ..."

No właśnie stereotyp jeźdźca znikąd właśnie "Jeździec znikąd" wykreował z tego, co mi wiadomo. I głównie dlatego to kanon amerykańskiego westernu. Mimo wszystko zwróć uwagę, że Shane do samego końca nie ujawnia swoich umiejętności strzeleckich, bo bić to się umiał również Van Heflin. Shane dopiero w finale sięga po broń. No i moim zdaniem genialna końcówka, niejednoznaczna, nie dająca odpowiedzi na temat Shane'a. Odjeżdżał w agonii czy jednak przeżył? Zresztą "Shane" to mój nr 1 w tym gatunku.

A miłośników westernu zapraszam na mojego bloga http://www.filmweb.pl/user/NickError/blog/527452

ocenił(a) film na 7
NickError

W ostatniej scenie nawet większe wrażenie niż sama strzelanina robią popisy z kręceniem koltem przed włożeniem go do kabury :) Wtedy dopiero rozumiemy, że Shane powrócił do swojej starej skóry, że nie ma od niej ucieczki :)
Jest to z pewnością jeden z najlepszych westernów i kamień milowy jeśli chodzi o rozwój gatunku. Stereotyp jeźdźca znikąd był jednak w późniejszym okresie tak mocno eksploatowany (również w sposób twórczy, między innymi w świetnych filmach, np. Leone) że dzisiaj, oglądając Shane'a, nie odczuwamy tak mocno jego oryginalności. Ale to samo dotyczy niestety (a może raczej stety) wielu, wielu filmów wszystkich gatunków filmowych. Najbardziej starzeją się właśnie filmy "klasyczne", czyli te które przecierały gatunkowe ścieżki, tworzyły kanony. Najbardziej odporne na proces "starzenia" są filmy spoza gatunków, filmy tak oryginalne same w sobie że do dzisiaj nikomu nie udało się ich doścignąć. Ale to raczej nie dotyczy filmów z Hollywoodu.

Amarcord

Jeśli chodzi o przecieranie szlaków, to warto zwrócić uwagę na scenę śmierci tego osadnika z ręki Wilsona. Szczerze mówiąc już podczas seansu zwróciłem na nią uwagę, bo była niepodobna do tych klasycznych scenek, kiedy facet pada martwy w tak sztuczny sposób, jakby dostał zawału. Sam Peckinpah, człowiek, który w zasadzie wprowadził realistyczną przemoc do amerykańskiego westernu, powiedział, że to od tej sceny gatunek zaczął się zmieniać. Scena nie jest specjalnie brutalna, ale w porównaniu do filmów typu "W samo południe" (skądinąd też klasyk) widać tu innowacje.
Większość ludzi traktuje ten film w kategoriach typowego westernu, jakich było wiele wcześniej i później. Szkoda, bo można o nim powiedzieć więcej. Ale fakt, to wina czasu, "Jeździec znikąd" nie przetrwał tak, jak np. "Rio Bravo" czy "Poszukiwacze".

ocenił(a) film na 7
NickError

Ech, jesteśmy już znieczuleni na brutalność kina przez filmy typu Tarantino... Wówczas śmierć tego farmera musiała faktycznie oddziaływać dużo mocniej.
Niewątpliwie Shane ma tę zaletę, którą ma mało który western, ale którą ma każdy dobry film - im dłużej się o nim myśli, tym lepszy się wydaje, tym więcej się w nim dostrzega, dużo więcej niż tuż po zakończeniu seansu.
Dla Allena jest to jeden z najlepszych amerykańskich filmów wszechczasów - powoli rozumiem dlaczego.
Dzięki :)

Amarcord

Bo przede wszystkim jest o czym pomyśleć, jeśli się chce. A lata 50. to złoty okres klasycznych amerykańskich westernów, które były już bardziej problemowe, i które siłą rzeczy musiały się powoli zmieniać, bo widzów przestało zadowalać to, czym tak bardzo "jarali się" jeszcze w poprzedniej dekadzie. Oczywiście te kiczowate westerny o fabule prostej jak budowa cepa wciąż powstawały, ale to wtedy ten gatunek zaczął intensywnie ewoluować.
Ja tak, a nie inaczej patrzę na "Shane'a", bo jakiś czas temu zaczęła mnie interesować historia westernu, i po obejrzeniu tego filmu doszedłem do wniosku, że był on bardzo ważny chociażby jako inspiracja dla przyszłych filmów. Chyba najbardziej klarowny przykład to "Za garść dolarów" Leone, gdzie Eastwood gra przecież właśnie jeźdźca znikąd.

ocenił(a) film na 7
NickError

W zasadzie wszystkie westerny Leone poza "Garścią dynamitu", zwłaszcza trylogia dolarowa, eksplorują motyw jeźdźca znikąd. W trylogii to Eastwood, w "Dawno temu..." Bronson jako Harmonica. Eastwoodowi ten motyw wyraźnie przypadł do gustu, bo później powtarzał go we własnych westernach - High Plains Drifter, Pale Rider - niestety dużo już słabszych. A po drugiej stronie globu podobni wędrowni wojownicy - bezpańscy samuraje - roninowie, pojawiali się w filmach Kurosawy.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones