Te słowa wypowiedział Steve Wozniak, z wielu punktów widzenia, osoba najbliższa Jobsowi.
Filmu nie widziałem, nie jestem też fanem marki (raczej antyfanem), ale czytałem biografię Jobsa autorstwa Waltera Isaacson, który lekkim piórem rysuje wiarygodną postać Jobsa i krajobraz Silicon Valley w najciekwaszym chyba okresie 20 wieku (lata 60-70).
Widzialem trailery i klipy z filmu, które skutecznie odbrały mi ochotę na obejrzenie pełnego seansu.
W kontraście do kiążki, historia przedstawiona w filmie jest dramatycznie upłytniona i wypruta z kolorytu który potencjalnie mógłby zniesmaczyć mało wymagających wielbicieli współczesnego hollywoodzkiego "kina", które to z roku na rok coraz bardziej się monetyzuje i coraz rzadziej dorasta do standardów nawet średnio inteligentnych widzów.
Geniusz, zapewne wiedzial o czym jest film i jaki jest zanim padl pomysl wyprodukowania. Geniusze, wszedzie geniusze. Standing ovation!
Mimo wszystko zawsze warto obejrzeć film, zanim się go oceni.
A naprawdę, oczekiwanie, że maksymalnie dwugodzinny film będzie w stanie ukazać to, co gruba książka, jest oznaką sporej naiwności. Nie oszukujmy się, pisząc książkę celuję się w inną grupę, do kina chodzą masy, które oczekują raczej łatwiejszej rozrywki, czytelnicy sięgający po biografię spodziewają się po prostu prawdy.
I "spłycona" - jak już piszemy wieloczłonowe zdania z mądrymi wyrazami, to chociaż róbmy to poprawnie.
Widzę że sens mojej wypowiedzi został zupełnie niezauważony przez komentujących. Kwintesensja jałowych dyskusji na filmwebie.
Niestety wszystkie dyskusje pod kontrowersyjnymi tematami na Filwebie stają się albo jałowe, albo stają się wojnami bluzgów.
hmm sądziłam że ocenia się filmy, które się zobaczyło od pierwszej do ostatniej minuty.
To trochę tak jak ocena książki po okładce.
Kolejny bezmózg. Oceniam Cię po Twoim wyglądzie, tak jak Ty film bez oglądania. Ty musisz być bezmózgiem, nie ma siły.