Skrajne emocje wywołało to spaghetti... Jest wykonane fatalnie i o tym możemy się przekonac już na początku. Montaż skraca niepotrzebnie niektóre sceny, ujęcia bez składu przechodzą w kolejne, a zwroty akcji nie mają czasem żadnego uzasadnienia. Przez to wszystko trudno to oglądac bez lekkiej irytacji.
A jednak poza tymi wadami "John bękart" jest szalenie oryginalnym filmem. Historia nie ogranicza się do zemsty, a porusza w ciekawy sposób tematykę więzów krwi. Już od samego początku twórcy pytają widza o słuszność postępków bohaterów. Czy można kochać kogoś kto wymordował twoich bliskich? Czy mamy prawo podnieść rękę na swój ród? Takich wątpliwości jest wiele, a niemal połowa postaci ma podobne dylematy. Najfajniej rozwiązano je w epizodach, ale zakończenie też wywoła spore poruszenie.
Główny bohater jest ciekawą osobowością. Na początku myślimy iż to poczciwy romantyk, by z czasem przypisać mu najgorsze cechy. Uwielbia uwodzić kobiety, by później je porzucać, a brak poczucia solidarności z kimkolwiek umożliwia mu łamanie wszelkich zasad.
Podobnie rzecz ma się z humorem, który w niewielkich ilościach tutaj znajdziemy. Pojawia się tylko chwilami, a resztę seansu spowija pesymizm. Świat który obserwujemy nie zna litości. Każdy wykorzystuje każdego i w tym momencie nie ma już mowy o rodzinie, a o pozostałych grupach społecznych. Jest tu kilku uczciwych ludzi, ale ich lojalność ogranicza się do własnej kasty. Resztę traktują obojętnie. Konflikty w tej walce są ukazane niezwykle brutalnie. Przemoc w "John il bastardo" nie jest obrazowana zbyt widowiskowo, ale mamy jej mnóstwo i dotyka nawet kobiet i dzieci. Trudno zapomnieć choćby egzekucje mormonów... Mocny kop w twarz widza...
"John Bękart" na pewno wzbudzi skrajne emocje, przez swoje wykonanie i miejscami dziurawy scenariusz. Jednak weterani gatunku przymkną na to oko, bo całość jest niebanalna oraz poruszająca. Dlatego 7.
Odnośnie fatalnego wykonania mam pytanie czy oglądałeś z polską wersją językową? Bo jeśli tak to ona jest tak badziewnie pocięta bez wiedzy reżysera :D
Generalnie problem jest taki, że pełna wersja jest chyba nieosiągalna tak jak w przypadku spaga "Minute to pray second to die" (1968), w którym brakuje prawie 20 minut w tym oryginalnego zakończenia.
Przykre, bo w wypadku "Johna bękarta", cały motyw w pociągu staje się bez sensu... Skąd on tam się wziął? Jak niby pomógł mormonce? Zrobiono tu dużą dziurę fabularną...
Choć później pojawia się scena do której mogę mieć pretensję- bohater przebiera się za członka klanu, zabija jednego z nich, a później udaje że nic się nie stało, a reszta nie reaguje... Nawet mimo montażu, czasem historia wydawała mi się głupawa... Co nie zmienia faktu, że i tak wysoko go oceniam, bo na to zasłużył ;)
Jeszcze jeden motyw mi się przypomniał... Nie wiem czy to wina cięć, czy nie, ale zupełnie nie rozumiem w jaki sposób John dając matce pieniądze odnalazł jej skrytkę...
Wątpliwości chyba jeszcze kilka miałem, lecz jeśli mówisz że oryginał jest niedostępny, trudno będzie je rozwiać...
No już spagi mają tę swoją naiwność i umowność :) "Johna Bękarta" oglądałem dobrych kilka lat temu, więc musiałbym obejrzeć jeszcze raz, żeby zgodzić się (lub nie :D) z Twoimi zarzutami. Na spaghetti database forum robili jakieś poszukiwania i najdłuższa dostępna wersja trwa chyba 101 minut ale wg danych z różnych stron pierwotna wersja filmu trwała co najmniej 5 minut więcej. No szkoda, bo to na pewno dosyć nietypowy i ciekawy western.